Ostatni raz
– Dzisiaj ostatni raz zjem te ciastka. Od jutra koniec ze słodyczami!
– Ostatni raz zwymiotuję, przysięgam. Już nigdy, przenigdy tego nie zrobię. Teraz jednak MUSZĘ!
– Dam jeszcze jedną szansę diecie. A nuż tym razem się uda.
– Ostatni raz spróbuję się przegłodzić, wziąć środki przeczyszczające, trenować całą noc, nic nie jeść do południa, do północy…
Taaa…
Te nasze wieczne ostatnie razy ciągnące się przez całe tygodnie, miesiące i lata – ciągnące nas za sobą, wciągające nas w to samo bagno każdego dnia od nowa.
Ja uważam, że to jest najbardziej niebezpieczna wymówka świata: „Zrobię to TYLKO teraz, a potem już nigdy więcej! Przysięgam”.
Masz wtedy poczucie, że tak naprawdę to nie zaszkodzi. No bo co to jest jeden raz? Przecież od tego nic się nie może stać? To samo w sobie jest takie „nic”, niewinne małe nic.
A właśnie z tych ostatnich razów składa się CAŁE nasze życie; z jednych chwil, z jednych decyzji, z nieważnych wtorków i niedziel.
„Jeszcze tylko dzisiaj” – Ile razy tak sobie mówiłaś? Ile razy postanawiałaś? Tysiące.
A ile razy dotrzymałaś słowa? Chyba ani razu, skoro dalej tu jesteś?
Dlaczego więc to krótkie sformułowanie ma taką wielką moc? Bo to jest bardzo proste kłamstwo i metoda na to, by odwrócić wzrok od tego co się dzieje naprawdę.
Myślę, że trwanie w jakimkolwiek nałogu w dużej mierze jest możliwe dzięki niepatrzeniu na prawdę.
Przez bulimię wali się nasz związek? Widocznie do siebie nie pasowaliśmy.
Nie mamy przez to wszystko kasy? Takie czasy, każdemu jest ciężko.
Sypie się nasze zdrowie? Weźmie się najwyżej leki i po sprawie.
Albo nawet i na taką racjonalizację nas nie stać. Po prostu zamykamy oczy, zatykamy uszy i tupiemy nóżkami. Byle by nie widzieć i nie słyszeć tego wewnętrznego głosu, który z całą mocą domaga się uwagi.
Ja też siebie tak oszukiwałam. Jak podupadała moja relacja z ukochanym, jak nie miałam pieniędzy, jak moje zdrowie wisiało na włosku….
Miałam na przykład przez wiele lat grzybicę paznokcia. I wiesz co robiłam? Zamiast pójść do lekarza i rozwiązać ten problem, malowałam go na czerwono, żeby nie było widać. Jak nie widać, to nie ma problemu, nie?
To zresztą była moja strategia życiowa w każdym jego aspekcie.
Dopiero kiedy spojrzałam na to co się dzieje (zmuszona przez swojego T., który nie akceptował takich strategii), mogłam się nim zająć i wyleczyć. Tak, to kosztowało sporo czasu i systematyczności – tabletki na grzybicę trzeba brać przez długi czas, ale w końcu to zrobiłam.
I tak jest z tym „od jutra, a dzisiaj to jeszcze…”. Dobrze wiemy, że to jest bzdura, ale jakoś tak łatwiej nachylić się nad toaletą ten OSTATNI raz, niż pięćsettysięczny z miliona.
A więc pamiętaj; nie istnieje coś takiego jak robienie czegoś „ten ostatni raz i koniec”. Jeżeli ma to podziałać, to ostatni raz JUŻ był (wtedy, kiedy zrobiłaś to ostatnim razem), a nie jest dopiero przed Tobą (wtedy, kiedy to zrobisz ostatni raz). Rozumiesz, kochana?
*
A Ty jak siebie oszukujesz? Czy metoda na „ostatni raz” jest Ci znajoma?
Przeczytaj post „Decyzja”, który doskonale uzupełnia ten tekst.
Jaki lekarz wypisuje LEKI na grzybicę JEDNEGO paznokcia? Masakra :/
A tak w ogóle to wpis bardzo mądry, też leczę grzybicę (mam lakier na receptę), ale cóż, potrwa to długo, więc maskuję się czerwonym lakierem :D Ania, przybij piątkę.
Mój sposób na „ostatnie razy”? Nie być na diecie odchudzającej. Można jeść zdrowiej, zmienić proporcje makroskładników (więcej białka – więcej sytości, więcej warzyw, owoców, kasz, oliwy z oliwek, awokado itd, a nie słodyczy, lodów czy białych bułek – nie dlatego, że to „niezdrowe”, tylko dlatego, że nie syci).
Najlepiej powiedzieć sobie, że nie musimy narzucać sobie jakiegoś reżimu, bo to nigdy nie działa na dłuższą metę. Nie „zjem dzisiaj to ostatnie ciastko” tylko: „nikt mi nie zabrania jeść ciastek OGÓLNIE, więc jak będę chciała, to sobie zjem na deser po PEŁNOWARTOŚCIOWYM OBIEDZIE”. Nie wiem, czy to zadziała u wszystkich, ale u mnie dopiero ta metoda się sprawdziła.
Nie musimy wtedy rzucać się na „zakazane” jedzenie, obiecać sobie, że to już naprawdę ostatni raz, tylko dzisiaj, a potem… wpadać w ciąg żarcia i/lub wymiotowania.
Pozwólcie sobie na LUZ. Nie na obżarstwo, nie na łakomstwo, ale na zwyczajne, ludzkie podejście do jedzenia. Jedzenie to nie tylko paliwo, to fakt, to przyjemność, kultura, czasem wręcz „sztuka”. Więc pozwólmy sobie, by jedzenie było „dobre”. Dokonujmy mądrych wyborów, ale jeśli mamy ochotę na to „niezdrowe ciastko”, to zjedzmy bez wyrzutów sumienia. Wtedy nie będzie „dzisiaj to ostatni raz, od jutra czysta dieta”.
trzymam kciuki, dziewczyny.
panna kotka – Totalnie się z Tobą zgadzam :)
u mnie to samo zadziałało, potwierdzam :)
Anianowa :) Z wiekiem człek mądrzeje, ja np. jem desery, oczywiście, ale często, jak pisałam, dokonuję „mądrych” wyborów, bo wiem, że ciastka mnie nie nasycą. Staram się jeść dobre, pożywne posiłki, bardzo zbilansowane i smaczne, kaloryczne, bo sycą bardziej niż paczka ciastek. Często po sycącym obiedzie zjadam kawałeczek czekolady albo malutkie ciasteczko, dlatego, że brakuje mi słodkiego smaku. To może być nawet kęs jabłka, banana, jakiś łyk soku czy czegokolwiek, niekoniecznie słodycze – po prostu lubię czuć pełnię smaków, a skoro obiad nie zawierał słodkiego smaku, to dodaję deser. Czuję się wtedy całkowicie spokojna emocjonalnie i nie mam napadów na jedzenie.
Oj tak post bardzo w punkt .. ja tez za każdym razem mówię ze to bedzoe ostatni raz , niejednokrotnie z premedytacja objadalam się bo przecież to ostatni raz i później już nie bd mogła dotknąć nic słodkiego niezdrowego . Boże jakie to jest przykre i głupie , ze za każdym razem okłamujemy się i wierzymy w to
Wiecie co dziewczyny…ten post porusza wazna kwestie…oklamywania i oszukiwania siebie…kazdy nalog to ucieczka od rzeczywistosci,od prawdy ktora nam nie pasuje o sobie czy o swiecie
Aniu aż mnie ciarki przeszły -świetny post! Jakie to wszystko oczywiste a jednak napisane przez Ciebie otwiera oczy. Ja oszukuje się tak codziennie od lat i dopiero dzisiaj zdałam sobie sprawę ze to nie działa. Nie istnieje coś takiego jak ostatni raz. Jeżeli by tak było wszyscy bylibyśmy juz dawno wolni od ED. Wiec od dzisiaj zamiast ostatni raz obiecywać sobie ze coś zrobię, PO RAZ PiERWSZY zrobie inaczej :)
Dziękuje ze jesteś i ze nam pomagasz!
Czytam i tak jakby o mnie. Teraz już się nie oklamuje, ale ile razy tak mówiłam. Ze tylko dzisiaj ten baton, od jutra już nie zjem ten czekolady, od jutra rzucam slodcze, od jutra będę więcej ćwiczyć….. itp bla bla bla. Aż w końcu nauczyłam się dobrych dla mnie nawyków i potrafię zjeść tylko jeden kawałek ciasta, poćwiczyć zumbe dla przyjemnosci, ale to wszystko jest procesem, ktory rozpocznie sie jezeli przestaniemy się oszukiwać, siebie czyli osobę, z która jesteśmy całe życie. Więc chyba warto ;)
Aniu dziekuje Ci bardzo za te 3 posty kt swietnie sie ze soba uzupełniają. Staram sie je czytac w kółko i kółko zeby nie zapomnieć, bardzo teraz tego potrzebuje zeby wzmacniać swoje PRAWDZIWE JA, wiarę ze jestem uzależniona, ze mam taki problem bo przeciez zawsze jak juz sie nie objadalam to wydawało mi sie, ze problem znikł lub ze w ogole nigdy go nie było (po to aby następnego dnia w jednej chwili wrócić do starych schematów !OSTATNI RAZ! po raz kolejny, jakby sie wydawało bez konca wpadając w sidła choroby…
Miałam bardzo stresujący miesiąc. Wydawało mi się, że bulimia, to u mnie już zamknięty rozdział. Zamknęłam go 4 lata temu kończąc toksyczny związek ( tak sobie myślałam). Dopiero jakiś tydzień temu, kiedy leżałam w łóżku cała spuchnięta, z obolałymi mięśniami i nie mogłam się podnieść do pracy, uzmysłowiłam sobie, że cały miesiąc objadałam się i wymiotowałam. Kupowałam krople miętowe, żeby nie czuć bólu żołądka. Zdałam sobie sprawę, że jednak nie wszystko jest tak pięknie ładnie u mnie w głowie, jeśli dalej preferowanym sposobem odreagowania stresu są zachowania kompulsywne. Tak trafiłam na Twój blog. Mam okresy kiedy pięknie nad wszystkim panuje – trzymam się diety, regularnie ćwiczę, sprzątam, codziennie gotuję nieprzetworzone jedzenie. W pewnym momencie czuję jakby ktoś przełączył przycisk – nie jestem w stanie się do niczego zmotywować, leżę z migreną,zakupy robię tyko w sklepie 100m od domu, gdzie wszystko jest przetworzone , nie oszukujmy się. Złe jedzenie napędza złe samopoczucie, pojawiają się wyrzuty sumienia, obrzydzenie do siebie i swojego ciała. Koszmar! Trafiłam na twojego bloga i stwierdziłam – Dlaczego by tym razem nie spróbować inaczej? I próbuje. Tym razem nie chcę schudnąć. Chcę nauczyć się jeść, tak, żeby to co jest na talerzu to był ten kawałek chleba z szynką, a nie emocje. Żeby moje ciało wiedziało,że nie próbuje go zabić, nie traktowało mnie jak wroga, którego trzeba unieruchomić, bo popełnia złe decyzje.
Bardzo dziękuję, że otworzyłaś mi oczy.