Sytość i najedzenie
Czy sytość i najedzenie to samo? Absolutnie nie. Jaka jest więc różnica między tymi dwoma stanami i dlaczego jest to niezmiernie ważne?
Zaraz wyjaśnię, bo bardzo często obserwuję jak mylicie ze sobą te dwa pojęcia. Zdarza się, że moja dopoieczna potrafi się ze mną kłócić, że przecież ona najadła się tą sałatką i dlaczego się czepiam, że za mało.
A no dlatego, że to są dwie różne rzeczy:
Najedzenie
Jest to fizyczne wypełnienie żołądka treścią (zazwyczaj) pokarmową.
Można najeść się w sam raz, najeść się bardzo, lub przejeść. Tutaj nie ma większego znaczenia co wpadnie do brzucha. Może to być śmieciowy hamburger z frytkami lub dwudaniowy domowy obiad, albo trzy paczki krakersów, owsianka z bananem i orzechami, główka sałaty czy kilka wacików kosmetycznych (bo i takie agentki widziałam). Po prostu worek się napełnił i sygnalizuje naszemu mózgowi, że miejsce w nim się kończy lub już się skończyło. Ty zaś mówisz „Uff, wystarczy tej zupy, czekolady, waty…”
Najedzeniu wcale nie musi towarzyszyć poczucie satysfakcji i niestety to właśnie jego permanentnie brakuje, kiedy tkwimy w zaburzeniach odżywiania. Często Twój żołądek pęka w szwach, ale Ty wcale nie chcesz przestać jeść. Czujesz się taka nieszczęśliwa, zawiedziona… niby pełna, ale niepełna. Zgadza się?
Sytość
Jak sama nazwa wskazuje – to nasycenie czyli wypełnienie naszego organizmu składnikami odżywczymi; to danie mu wszystkiego czego on potrzebuje. Odczuwamy ją podobnie do stanu najedzenia czyli czujemy „że już wystarczy”. Jednak w tym przypadku nasz żołądek wcale nie musi być wypełniony po brzegi. To nasz mózg jest wypełniony.
Dostał on sygnał, że wszystkie kalorie, makro i mikro elementy zostały uzupełnione i czas stracić zainteresowanie jedzeniem. I to nawet pomimo faktu, że fizycznie miejsce w brzuchu jeszcze jest.
Oczywiście można zignorować ten sygnał i wepchnąć na siłę deser, ale to już wcale nie jest takie przyjemne.
Wyznacznikiem sytości jest SATYSFAKCJA waśnie. Poczucie, że naprawdę już niczego więcej nie chcę i nie potrzebuje; prosta radość… spełnienie. To uczucie praktycznie nigdy nie występuje w zaburzeniach odżywiania. Przynajmniej ja go sobie nie przypominam. Zawsze gdy jadłam, chciałam więcej i więcej, a gdy posiłek się kończył zbierało mi się na płacz. Też tak masz?
Dzieje się tak dlatego, że nasze odczucie sytości jest zaburzone. Po latach ED jesteśmy tak niedożywione, że nawet duża ilość wartościowego jedzenia nie przynosi ulgi. Cały czas pragniemy czegoś jeszcze. Każdy kto przechodził ekstremalny głód, wie o czym mówię.
Poza tym organizm nauczył się, że taki wypas to raczej rzadkość i trzeba zjeść ile wlezie, bo za chwilę będzie głodówka. Sygnał sytości zostaje wstrzymany dla naszego własnego dobra; po to by utrzymać nas przy życiu.
Osobiście wydaje mi się to i genialne i piękne i… smutne, że nasze własne ciało musi uciekać się do takich karkołomnych sztuczek, do zmieniania własnej biochemii, po to abyśmy nie zagłodziły się na śmierć.
*
Kiedy zaczynasz jeść według swojego zapotrzebowania kalorycznego, w większości z produktów nieprzetworzonych, poczucie sytości wraca z każdym dniem.
U mnie trwało to dłuższy czas, bo (jak każdy) na początku jadłam „głową” i czasami ignorowałam lub nie rozumiałam sygnałów płynących z organizmu. Po jakimś czasie nauczyłam się je rozpoznawać, ufać im, a na koniec polegać na nich w stu procentach.
Kiedyś dziwiłam się jak mój chłopak może zostawić w połowie swoje ulubione danie i to bez zaciętego wyrazu twarzy typu: nie jem kurwa, odchudzam się! W głowie mi się to nie mogło pomieścić.
Teraz zaś zauważyłam, że ja robię dokładnie to samo. Jeżeli się najadłam – kończę posiłek, choćbym nie wiem co tam miała na talerzu.
I nie pojawia mi się przy tym ani jedna myśl, że to takie pyszne i że szkoda. Nie pojawia się też głos rozsądku mówiący, że powinno wystarczyć, albo że jak to zjem to nie zmieszczę kolacji, przytyję, dostanę ataku czy cokolwiek innego. Nic z tych rzeczy! Zamiast tego czuję tylko brak dalszego zainteresowania posiłkiem; obojętność wypraną z myśli i emocji. I zadowolenie że pojadłam – tak po prostu.
Mimo że jest to najnormalniejsza rzecz na świecie, za każdym razem, kiedy zdam sobie z tego sprawę, jestem pełna podziwu dla własnego ciała. Czuję spokojną wdzięczność za to, że i ja mogę tego doświadczyć. Ja, osoba tak niedawno przekonana o tym, że jest nieodwołalnie zepsuta – wymiotująca codziennie i po 10 razy, przez 15 lat.
To naprawdę niepojęte jak bardzo ciało jest mądre i odporne na naszą własną głupotę.
*
Podsumowując: rozróżnisz najedzenie od sytości zwracając uwagę na uczucie satysfakcji.
To naturalny stoper „zainstalowany” wszelkim organizmom żywym, po to by sygnalizować zaspokojenie czynności fizjologicznych: jedzenie, picie, spanie, seks. Gdyby nie on, nasze życie byłoby nie do zniesienia. Ciągle byśmy spali, pili… jedli.
Zrób więc wszystko, aby uruchomić ten mechanizm na nowo.
Dobrze, że o tym piszesz… Takiego tekstu dziś potrzebowałam, dokładnie!!! Trochę mam dołek… Od czerwca ub. roku „wracam do normalności”. I ciągle czekam na ten magiczny „moment uff”. Wierzę Ci głęboko, że kiedyś nadejdzie taki dzień. Póki co jednak – jak mam talerz dobrego jedzenia – od razu martwię się, że zjem i nie będę mogła zjeść tego więcej…
Ale – przeczytałam dzisiejszy post i wracam na dobry kurs :)
Kurcze.. To ja chyba tej satysfakcji nie mam.. Poznaje po symptomie gdzie czuje smutek, zawód i rozczarowanie gdy jestem blisko końca swego posiłku. Nie pamiętam kiedy było inaczej, chyba wtedy tylko kiedy byłam tłusta i się nie przejmowalam bo nie miałam żadnych limitów:) od czasu kiedy schudłam i trzymam ta wagę prawie rok, raczej nie zdarza mi się brak zainteresowania jedzeniem
Kochana, to może jesz za bardzo restrykcyjnie, za mało, nudno?
mogłabym poprosić o źródła naukowe, na których się opierałaś pisząc ten tekst?
Słownik języka polskiego, własne doświadczenie, zdrowy rozsądek i jeżeli trzeba to podręcznik do biologii dla klasy szóstej. To są oczywistości, kochana.
Ten post trafia do mnie w 100%! Mam duży problem z rozpoznaniem sytosci od zwykłego wypełnienia żołądka. Przez dlugi czas myślałam, że naszym zadaniem jest wlasnie jedynie go zapełnić, sytość to coś złego, niepotrzebnego, coś co jest jedynie naszą zachcianką… Często myliłam ją z przejedzeniem i wmawiałam sobie oraz wszystkim dookoła, że jestem najedzona porcją zupy wielkości jak dla przedszkolaka. Na szczęście jest już coraz lepiej m.in. dzięki Pani postom :)
Czy jeżeli głodzilam się 1,5 roku to znaczy, że przez tyle samo będę się obżerać? Czy racjonalne żywienie i ćwiczenia dadzą radę j nie będzie to tyle trwać?
Jezeli nie będziesz uszykowała sie z tym racjonalnym jedzeniem to znacznie krócej. U mnie podobnie z doetowaniem – prawie dwa lata, jem zdrowo i w odpowiednich proporcjach od 3 miesięcy i czuje sie juz duzo lepiej. Często (nie zawsze) mam moment „uffff” i w koncu zaczynam nie dokańczać posiłków jak juz nie chce. Wczesniej zachowywałam sie jak śmietnik, sprzątałam z talerza do zera a nawet wiecej
Oszukiwała*
cześć Aniu, dziękuję za kolejny wartościowy post. Ale strasznie mało Ciebie ostatnio – na blogu tylko dwa wpisy w tygodniu, na insta malutko i na yt raz na tydzień. Dla mnie to stanowczo za mało, chcemy więcej Wilczo Głodnej ! :)
oczywiście to Twój blog i możesz publikować co chcesz i kiedy chcesz :) Ale z mojej perspektywy, zgłaszam zapotrzebowanie na DUŻO więcej :)
Kochana, dziękuję bardzo! Od początku idę takim trybem – od trzech lat. Nie dam rady publikować więcej, jeżeli ma to być wartościowa treść niestety :) Teraz, od 15 marca będzie mnie trochę więcej na Insta. Robię z wami miesięczny jadłospis, który w całości sfotografuję oraz będę zdawać relację na Instagram Story :) Zapraszam!