Wszystko przepadło
Czytam w kolejnej wiadomości takie oto żale:
Ania, tak dobrze mi szło od tygodnia (dwóch, trzech, pół roku). I nagle ni z tego, ni z owego się objadłam!!! I wszystko przepadło! Zmarnowałam całą swoją pracę! Co teraz???
No właśnie co teraz, skoro wszystko, ale to wszystko zmarnowane? No nic, tylko się utopić w Wiśle, prawda? Hmm ale czy na pewno? Czy to prawda, że życie może być tylko „albo – albo”? Albo jest super, albo jest beznadziejnie. Jesteśmy na prostej lub w czarnym lesie. Nie ma nic pomiędzy, a najmniejsze potknięcie oznacza, że cała praca na nic.
Zastanów się czy to ma sens? No bo co przepadło? Czy faktycznie jest tak, że – przepraszam za wyrażenie- nażarcie się dzisiaj, unieważnia fakt NIE nażarcia się przez kilka minionych tygodni? Czy to, że tyle razy zjadłaś śniadanie, nie pominęłaś obiadu i nie poszłaś spalać „nadmiernych kalorii”, nagle przestaje się liczyć? Przecież ta praca już się dokonała i żadne wydarzenie nie może jej anulować.
No a potem przyszła ta straszna wpadka i… hej, poczekaj. A może to nawet nie wpadka, a raczej feedback Twojego organizmu na temat jakości Twoich działań? Możliwe, że on Ci zakomunikował, że nie są to działania najlepsze. Możliwe, że jesz za mało, albo ćwiczysz za dużo. Albo ostatnio zbyt gorliwie przekonywałaś się, że nie powinnaś czuć głodu o 22, bo przecież już zjadłaś kolację. A czułaś go bardzo dotkliwie.
Jeżeli tak na to spojrzysz, zobaczysz otwierające się drzwi możliwości, zamiast zamykających się wrót piekieł. Bo w wychodzeniu z zaburzeń odżywiania, dobre intencje niestety nie wystarczą. Musisz robić, to co trzeba, czyli na przykład jeść odpowiednio, a nie tylko myśleć, że tak jesz. Podziękuj więc swojemu ciału za to, że bezbłędnie koryguje twój kurs.
A może inaczej? Może to nie miało nic wspólnego z głodem? Może to twój stary nawyk fiknął jeszcze raz koziołka i pokazał różki. No dobrze, ale czy to oznacza, że to koniec? Że już nie ma sensu? A jak by to wyglądało, gdybyś tak nie myślała? Pewnie stwierdziłabyś, że stało się i trudno. I kolejny posiłek zjadłabyś normalnie. A już następnego dnia pamięć o tamtym incydencie wyparowałaby jak woda. Dlaczego więc przekreślać wszystko przez jeden słabszy moment?
Pomyśl, przez X lat hodowałaś w sobie nawyk objadania się, głodzenia, pocieszania się słodyczami itd. Jak możesz oczekiwać, że zniknie on w przeciągu kilku dni czy nawet miesięcy? Że już nigdy nie pomyślisz o tym, by coś takiego zrobić. Że nigdy nie popłyniesz za tą myślą?
Jeżeli chodzisz tą samą drogą przez 20 lat, to wydepczesz ją bardzo dobrze. I czasami nogi same znowu Cię tam poprowadzą. Ale kiedy się na tym złapiesz, nie rozpaczaj, tylko zawracaj i deptaj dalej nową ścieżkę.
Ja także miałam takie momenty; wpadki i potknięcia. Pamiętam, jak zjadłam całą paczkę granoli w drodze ze sklepu i jak czułam, że nie mogę się zatrzymać. Lub jak wciągnęłam wielkie fryty z majonezem i popiłam piwem. Całość prawie wyszła mi nosem.
Ale na tym się skończyło. A raczej JA na tym skończyłam. Westchnęłam, beknęłam, wzruszyłam ramionami i poszłam dalej. Gdybym zaś miała nieszczęsne myślenie typu „wszystko przepadło”, nie byłoby mnie tutaj i nie pisałabym do Ciebie.
Dlaczego? Bo faktycznie wszystko by przepadło. Taka to oto samospełniająca się przepowiednia.
Uwielbiam Pani wpisy na blogu Ratują i zawsze daja motywacje !!
Jak zawsze w punkt!!!,dzięki że jesteś!!!
Miesiąc temu miałam grypę i myślałam, że wyzionę ducha. Apetytu zero, nie czułam również głodu. Jadłam na siłę, żeby nie zemdleć, lekkostrawne rzeczy, malutko, bo tak czułam, że nie mogę jeść. Wyzdrowiałam i nagle wszystko wróciło że zdwojoną siłą – co schudłam 3 kg, to naturalnie przytyłam i apetyt mi się też uregulował. Organizm nie jest głupi, warto go słuchać.