Niskokaloryczne życie
Niskokaloryczne było przez długie lata moją religią.
Od dziecka słyszałam, że wolno tylko tak – im mniej kalorii tym lepiej, czyściej, piękniej.
Gdy będziesz ją wyznawać, zmienisz się w lekkiego aniołka i takie też będzie twoje życie – leciuteńkie i wolne od trosk.
Grubym ludziom się nie powodzi – mówiła ciotka i przynosiła wyciętą z gazety kolejna dietę cud.
Zostałam wychowana w tej wierze, wyssałam ją z mlekiem matki – niechęć do krągłych bioder i kobiecych boczków.
Modliłam się więc gorliwie, nad tabelkami kalorycznymi o zbawienie od własnego ciała.
A potem zaczęłam klękać i nad kiblem.
Praktykowałam samoumartwianie wyczerpującymi biegami i życiem o chlebie i wodzie – jak prawdziwy asceta. Nie, przepraszam, nawet lepiej – o samej wodzie.
Przez całe lata uważałam Niskokaloryczne za jedyną drogę. Wierzyłam w nie ślepo.
Składałam ofiary.
Bo to co nie ma tłuszczu, cukru, białka i żadnych kalorii jest doskonałe – martwe.
Takie dalekie i piekne, jak figura w pustym kościele.
Modlę się, a tam nikogo nie ma.
Jem, a nie mam siły.
Przełykam, a nie czuję nasycenia.
Proszę, a nie jest mi dane.
*
Odkąd pamiętam, wybierałam jogurty 0%, mleko 0%, ser light, cola light, dietetyczne, zdrowe, fit.
Wszystko co miało napis odtłuszczone lądowało w moim koszyku – jak z automatu.
Jasnoniebieski kolor tych produktów był moim kompasem. Nie potrzebowałam list zakupów.
Wszystko na jasnoniebiesko, biało, czysto, dobrze.
Aż usta robiły mi się jasnoniebieskie z zimna i głodu.
Aż miałam 0% ochoty do życia.
Na początku byłam ortodoksyjna. Kalorie w równych słupkach:
poniedziałek: 1103
wtorek: 566
środa: 312
czwartek: 181
piątek: 72
A potem zbłądziłam.
sobota: 9200
niedziela: 11 320
Zjadłam zakazany owoc i zostałam wygnana z „raju”. Mój niskokaloryczny Bóg, odwrócił się ode mnie.
Zaczęłam grzeszyć tłuszczem i cukrem na prawo i lewo. Teraz lądowały w moim koszyku wszystkie kolory – byle więcej, byle szybciej.
Zostałam strącona do piekieł bulimii.
Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że powrotu nie będzie.
Rozpaczliwie „brałam się w garść” i próbowałam wszystko odpokutować. Uzyskać rozgrzeszenie w rozmiarze 32. Na kolanach obiecywałam poprawę. Już nie będę jeść, przysięgam!
Wtedy w mojej pustej lodówce znowu zakwitały jasnoniebieskie kwiatki.
Nie na długo jednak. Za chwilę zarastały chwastami kalorii, aż wszystko ostatecznie pogrążyło się w chaosie.
Resztę historii znacie: Po 15 latach, straciłam wiarę. Coraz to nowe ofiary nie przynosiły rezultatów, więc przestałam je składać.
Ostatecznie byłam tym już bardzo bardzo zmęczona.
Wystąpiłam z sekty Niskokalorycznych i przeszłam na wiarę w Życie i Własną Moc.
Ale przyzwyczajenie zostało mi na lata.
Czasami jeszcze ze zdziwieniem odkrywam produkt light w moich zakupach.
To taki moje małe memento.
*
Ostatnio dostałam wiadomość:
Ania, już teraz wyjdę z tego wilka i zacznę jeść niskokalorycznie, obiecuję.
I wtedy wszystko do mnie wróciło. Duchy opakowań w kolorze blue.
Postanowiłam wskrzesić je na chwilkę w tym poście, po to by powiedzieć Ci to:
Kochana Wilczyco,
Wyznając ten kult, fundujesz sobie wieczną zimę.
Twoje serce nie rozpala się radością, nie śmiechu, nie ma pasji, nie ma siły…
Twoje ciało jest ciągle puste i głodne.
Twoja usta – zasznurowane.
Twoja głowa – odchudzona z wszelkich myśli, oprócz jednej – (nie)jeść
Każdy dzień jest mdły, bez smaku, zapachu i energii.
Białoniebieski.
Niskokaloryczny.
Czytam twojego bloga od niedawna ale zdazyl juz bardzo zmienic moje zycie.Cudownie,ze jestes!
Racja, moje życie jest takie mdłe i blade…. w mojej głowie tylko myśli o jedzeniu…. to moge tego nie moge…. na to miałabym ochote ale też nie moge bo to za dużo cukru tłuszczu…. ach… i tak dręcze sama siebie swoją obsesją
Ten post naprawdę mną wstrząsnął! Właśnie uświadomiłam sobie, że tak robiłam i nadal robię. I myślenie, że tłuszcz to samo zło, cukier i sól to biała śmierć, duża ilość białka powoduje raka itd. Liczy się tylko to, co czyste, lekkie, małokaloryczne i najlepiej BIO i EKO. W każdym sklepie odwiedzałam (i dalej to robię) dział ze zdrową żywnością, gdzie schodziło mi mnóstwo czasu. Powiedzmy jednak, że trochę wyluzowałam… Zastawiam się jak zdrowo się odżywiać, nie popadając w obsesję, hm? Bo przecież początki zawsze są piękne … chęć zadbania o siebie, swoje zdrowie i samopoczucie oraz ciało, z którego można być w końcu zadowolonym… A wszystko sprowadza się do swojego nastawienia i myślenia. Pewien mądry człowiek powiedział: „Jesteś tym, o czym myślisz przez cały dzień” ;-)
Bądźcie Drogie Wilczki zawsze pozytywne :-*
A ja znów od 3 dni nie wychodzę z lodówki :(
staram się ogarnąć metodę 3/3/3>
Moje wnioski po 2 dniu: nie omijać żadnego posiłku i po 4 godzinach od zjedzenia „normalnego posiłku” dosłownie rzucam się na jedzenie. Ale to może być spowodowane ich zbyt niską kalorycznością. Mam z tym problem. Wszystkiego muszę uczyć się od podstaw. …Tak tylko napisałam- bo w realu nikogo nie obchodzę. Pozdrawiam słonecznie i dzięki Aniu, że jesteś.
Natali to nie prawda, że nikogo nie obchodzisz! Wspieram Cię bardzo mocno i pewnie całe Wilcze stado również :) A poza tym myślę, że w realu też znajdą się osoby (bliscy, rodzina, znajomi), którzy się o Ciebie troszczą i martwią…
Ja też tak miałam, że gdy ominęłam posiłek, to atak obżarstwa był tego konsekwencją, bez wyjątków. Popracuj więc nad kalorycznością, stopniowo zwiększając ją. Będzie lepiej. Sama jesteś świadoma, gdzie popełniasz błędy i jesteś w stanie je naprawić :) Kochana trzymam za Ciebie kciuki :*
Ja do tej pory mam fobie light, 0%, odtłuszczune, choć zaczełam zwracać uwagę również na inne znaczki na opakowaniu tj. zawartość białka, konserwantów, wszystkich E …