Czy ja mam sobie wmawiać, że jedzenie nie jest przyjemne?

Pod moim postem „Czy możliwe jest uzależnienie od jedzenia” pojawił się ważny komentarz, na który dzisiaj odpowiem:

Nurtuje mnie jedna rzecz, a mianowicie to, że ciągle piszę Pani, że my nadajemy naszym myślą nawykowym jakąś moc i sprawiamy, że stają się ważne; że my pewne czynności tak interpretujemy np zjedzenie czekolady na poprawę humoru, a możemy sobie ten humor poprawiać w bardziej produktywny, lepszy dla organizmu sposób np czytając.

A co w jeśli jedzenie tej czekolady czy picie alkoholu sprawia że naprawdę czuję się fajnie i czuję taka błogość, a np czytać też lubię i to bardzo ale nie daje mi takiego uczucia wyluzowania jak jedzenie czy picie. W sensie lubię jeść i lubię czytać, ale to jedzenie daje mi większą frajdę, więcej spokoju gdy wykonuje te czynność niż czytanie. Nie wiem czy pisze jasno, ciężko mi to ubrać w słowa… Jedzenie sprawia mi mega przyjemność i mam wrażenie, że to nie moje myśli, skoro czuje ja całą sobą skoro. Jedząc naprawdę czuje się przyjemnie.

Doskonale rozumiem ten tok myślenia i konsternację mojej czytelniczki. No bo jak to? Ania twierdzi, że przyjemność z jedzenia to coś, co sobie wmawiamy? Przecież ona jest jak najbardziej realna! Nie ważne, co sobie na ten temat powiem, to i tak wiem swoje: jedzenie JEST przyjemne.

Tak, zgadza się i absolutnie nigdy nie twierdziłam, że jest inaczej. Jedzenie to jedna z największych przyjemności zmysłowych, jakiej człowiek może doświadczyć.
No a więc o co tu chodzi?  – wyobrażam sobie jej odpowiedź – Jedzenie w końcu jest przyjemne, czy to my nadajemy mu taką moc? Już nic z tego nie rozumiem…

Dobra, rozbierzmy to na czynniki pierwsze, bo siedzi tutaj kilka kwestii. Po pierwsze, jedzenie wywołuje w naszym ciele realne odczucia, tak samo jak wywołuje je picie, palenie, seks, sport, głód, gorączka, narkotyki, zimno, uderzenie ciężkim przedmiotem itd. Po prostu nasze ciało reaguje na wszelkie zewnętrzne i wewnętrzne bodźce.

A więc tak, czujesz realną przyjemność z jedzenia, ponieważ tak to wymyśliła wspaniała Matka Natura, aby upewnić się, że będziemy zmotywowani do dostarczania sobie energii. Poza tym sama ta czynność działa pozytywnie na kilka zmysłów naraz.

To jednak nie wszystko. Ciało reaguje zupełnie realne także na nasze myśli. Jeżeli przewracasz się w łóżku drugą godzinę, bo myślisz o tym chamie, co Ci dzisiaj tak odpyskował, to czujesz realną adrenalinę krążącą w twoich żyłach.
Tak samo, gdy ktoś opowie Ci na przykład świński dowcip; albo bezwolnie napną się twoje mięśnie wokół oczu i kącików ust i zaczniesz się śmiać, albo zaczerwienisz się po czubki uszu – bo bywa i tak.
Swoją drogą to też ciekawe, że ta sama myśl, może wywołać różne reakcje fizjologiczne u różnych ludzi. To jest jednak temat na inny wpis.

A więc mamy tu reakcję ciała na dany bodziec np. słodki smak… i sprawa zaczyna się komplikować, bo wchodzi tu także reakcja na myśli, jakie nam towarzyszą temu doświadczeniu. Dopisujemy więc do niego całą masę funkcji, których ono nie ma i mieć nie może; uregulowanie naszych emocji, danie nam chwili relaksu czy wytchnienia. To akurat jest już nasza wymyślona historia, którą od lat opowiadamy sobie w głowie i traktujemy jakby była prawdą. Ba! Nam nigdy nawet nie przeszło przez myśl, że to wszystko MOŻE prawdą nie być.
A to właśnie siła wiary w tę historię decyduje o tym, czy coś stanie się naszym nałogiem, czy nie.

Skąd to wiemy? Z prostej obserwacji natury. Gdyby czekolada faktycznie miała moc kojenia emocji, to już małe dzieci domagałyby się jej w trudnych chwilach. Tak się jednak nie dzieje. Dzieci naturalnie powracają do wrodzonego im spokoju, bez pomocy żadnych używek. No chyba, że rodzice tego ich nauczą; oczywiście w dobrej wierze.

*

No ale przecież reakcje chemiczne i endorfiny… to realnie poprawia humor!
No dobrze; spójrz więc na ludzi wokół siebie. Czy absolutnie każdy relaksuje się jedzeniem? Przecież są tacy, którzy w stresie nic nie potrafią przełknąć, za to palą śmierdzące papierochy, których ty nienawidzisz i nie możesz zrozumieć, jak to można brać je ust.

A więc kto ma rację? Ty czy oni?
A może Ci, co żeby poczuć się lepiej, piją alkohol? Przecież alkohol realnie zmniejsza napięcie mięśni i „ogłupia” mózg?
A może Ci, co w tym celu uprawiają seks? Koktajl chemiczny, jaki zalewa nasz mózg podczas orgazmu jest przecież o wiele silniejszy niż ten, który może zaoferować czekolada.

U Ciebie padło akurat na słodycze, ale równie dobrze mógłby to być alkohol czy seks.
Dla mnie to były słodycze, bo tak zostałam uwarunkowana w domu rodzinnym. Mama potrafiła wpaść na pomysł kupienia litrowych lodów o 21.00, żeby sobie sprawić radość i zrelaksować się po ciężkim dniu. I tak drałowałyśmy do sklepu tuż przed jego zamknięciem.
A gdyby mama miała nawyk wyciągania mnie na zakupy ciuchowe? Kto wie, może zostałabym zakupoholiczką i ten blog miałby zupełnie inną nazwę. (Ciekawe jaką? Jakiś pomysł?)

No dobrze, powiedzmy, że rozumiem; to jest wszystko jedynie konstrukcją myślową, stworzoną przeze mnie i to dość w przypadkowy sposób. No ale co z tym teraz? Jak ja mam zastąpić tę przyjemność, przyjemnością z czytania książki? Przecież to się w ogóle nie może równać wyrzutowi endorfin, jaki odczuwam, gdy szamam czekoladę.

No i teraz będzie najlepsze. Nie mówię, że jedzenie trzeba zastępować czytaniem książki!!! Nigdy tak nie twierdziłam i niech mi ręka uschnie, jeżeli coś takiego kiedykolwiek napiszę! Takie tezy przypominają mi moją pierwszą wizytę u psychiatry. Miałam wtedy 16 lat, a pani doktor dała mi radę stulecia: Jak będziesz chciała się objeść, napij się szklanki wody z cytryną. To też przecież przyjemność.
Ah, dziękuję, dziękuję! – odpowiedziałam – Jestem uleczona!
Żartuję, wtedy zrozumiałam, że nikt, absolutnie nikt na świecie, nie jest w stanie mi pomóc, ale ten temat też zostawmy.

A więc nie twierdzę, że trzeba coś czymś zastępować i że to w ogóle możliwe. Ja idę o krok dalej i mówię, że jedzenia nie trzeba zastępować NICZYM, że spokój ducha, jakiego w nim szukamy jest naszym naturalnym stanem i wrócimy do niego tak czy siak. Spokój ducha to nasze centrum, nasz trzon. On zawsze jest tuż pod powierzchnią naszych myśli, które nieświadomie bierzemy za prawdę.

Aby mieć dokładny obraz sytuacji przeczytaj „Comfort food”„Gołębie rytuały”.

*

Jeżeli jednak potrzebujesz pomocy i nie wiesz od czego zacząć, zgłoś się do mnie na mentoring i dołącz do setek szczęśliwych absolwentek tego programu.

Published On: 15 maja, 2020Kategorie: Ogarnąć jedzenieTagi: , , ,
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

4 komentarze

  1. Avatar
    Ilona 15 maja, 2020 at 11:06 pm - Odpowiedz

    Fakt że mój komentarz stał się inspiracją do napisania tego postu sprawił ze na prawde poczułam szczera radość :) czytałam ten tekst kilka razy i będę do niego wracać, patrze teraz na to już pod trochę innym kątem, wiem że duzo bardzo dużo rzeczy muszę w swojej głowie poprzestawiać ale z Panią wydaje się to dużo łatwiejsze. Dziękuję z całego serca. Pozdrawiam :)

  2. Avatar
    Anucha 16 maja, 2020 at 12:24 pm - Odpowiedz

    Aniu, zacznę od tego, że bardzo szanuje Cię za to co robisz, za Twoją wiedzę i zaangażowanie. Twój blog był dla mnie odkryciem i zmienił moje życie. Dużo czasu jednak poświęciłam samokształceniu i stąd mój komentarz do tego postu. Metoda Alana Carra, do której się odwołujesz, wydaje mi się nie do końca adekwatna w przypadku uzależnienia od jedzenia. Chodzi mi o to, że układ nagrody w mózgu reaguje na jedzenie jak na psychostymulant, typu kokaina, zalewa nas dopamina i osiągamy (na krótko) stan euforyczny. Innymi słowy, błogość, o której wspomniała autorka posta nie jest wymysłem. To niestety nie jest pluszowy miś. W moim przypadku ból, poczucie winy i nienawiść do siebie po objedzeniu skutecznie działają jako swoisty anty-bodziec i dlatego stosowanie twoich metod (radio-Gadzi) bardzo mi pomogło. Przy okazji, rzucanie palenia to był dla mnie mały pikuś w porównaniu do wychodzenia z ED. Dzięki za wszystko co robisz!

    • Avatar
      Asia 16 maja, 2020 at 8:33 pm - Odpowiedz

      Myślę, że Ania nie miała na myśli, że jedzenie nie wywołuje reakcji euforycznej, raczej że w sytuacjach kryzysowych z przyzwyczajenia sięgamy po jedzenie by sobie ulżyć a prawda jest taka, że nie potrzeba szukać tej ulgi, raczej nauczyć się przeżywać sytuacje stresowe ze świadomością, że nasze ciało naturalnie po pewnym czasie wróci do stanu spokoju. Zamiast uciekać od stresu, lepiej zaakceptować, że jest częścią życia, pozwolić mu być. Nadawanie wagi stresowi i jedzeniu jako lekarstwu na wszystkie problemy sprawia, że zarówno stresy jak i jedzienie mają nad nami kontrolę

      • Avatar
        Wilczo Glodna 17 maja, 2020 at 8:29 am - Odpowiedz

        Dokładnie to miałam na myśli. Dziękuję <3