Czy trening interwałowy jest dobry dla Wilczycy?
Ten artykuł powstał na bazie moich doświadczeń z podopiecznymi i tego, co w związku z tym przeczytałam w Internecie. Nie jestem trenerem personalnym, ale potrafię dobrze obserwować i oto moje wnioski: Uważam, że trening interwałowy, czyli bardzo intensywny lecz krótki wysiłek przeplatany jeszcze krótszym odpoczynkiem, nie jest dobry dla osób z zaburzeniami odżywiania.
Dlaczego? Interwały mają za zadanie „zszokować” organizm, tak by zaczął spalać tłuszcz. A to chyba ostatnia rzecz jaka potrzebna jest Wilczycy. W zupełności wystarczy nam już trauma jaką spowodowały diety i głodówki stosowane przez nas przez lata. Nie potrzebujemy jeszcze do tego dodatkowej fali kortyzolu.
Zazwyczaj wygląda to tak:
Na głodniaka
Często widzę jak dziewczyny przekonane, że schudną, aplikują sobie interwały na czczo. Wszystkie koleżanki z siłowni (te prawdziwe i te wirtualne) tak robią, to one też. Problem jest tylko taki, że koleżanka zje potem porządny obiad i pokryje ubytki energetyczne, ty zaś zrobisz sobie deficyt i wieczorem będziesz miała atak objadania. Poza tym koleżanka nie ma w sobie wewnętrznej paniki, że znowu zabraknie pokarmu i nie rzuci się na niego. Ty owszem. Przeczytaj tu: Instynkt żarcia
W wychodzeniu z zaburzeń odżywiania niezmiernie ważne jest, by zapewnić organizm, że to już definitywny koniec z dietą. Najlepiej zrobisz to zaczynając dzień od porządnego śniadania i drugiego śniadania.
Będzie to dla niego jasny komunikat: „Jedzenie przychodzi, więc nie trzeba się za nim rozglądać w panice i wkładać do ust każdą znalezioną kalorię. To NIE jest kolejny dzień głodu”.
Przy interwałach na czczo sygnał, który wyślesz do mózgu, będzie zgoła inny: Zagrożenie życia! Nie ma co jeść! Do tego goni mnie drapieżnik!!!
Pamiętajmy, że na poziomie biologicznym nasze ciało jest przekonane, że jest rok 2017… przed naszą erą i jedzenie to coś co trzeba z wysiłkiem zdobywać. Intensywnie ćwicząc na pusty żołądek, czy w ogóle nie jedząc śniadania, utwierdzamy je w tej wierze.
Nie dziw się więc, że kiedy tylko „zagrożenie” minie, ono będzie starało się zapewnić nam maksymalną ilość energii na kolejną walkę o życie – już jutro rano na siłowni.
Za dużo
Jak wiemy, interwały teoretycznie spalają tłuszcz. Ale żeby tak się stało, trzeba posiadać też tkankę mięśniową, a żeby ją posiadać, trzeba i jeść i ćwiczyć siłowo. Co się stanie, jeżeli będziemy robić tylko interwały a nie będziemy rozwijać mięśni? Spalimy nawet tę resztkę, którą jeszcze mamy. Niestety organizm sięga chętniej po substancje odżywcze zgromadzone właśnie w nich, a nie w tłuszczu.
Nie znaczy to że masz teraz przerzucać żelastwo. Wystarczy trening z ciężarem własnego ciała, czyli np. pilates lub joga.
Trenerki na mojej siłowni (chodzę na różne zajęcia grupowe), zalecają interwały maksymalnie 1-2 razy w tygodniu. Jeżeli widzą kogoś non stop na trampolinkach, proponują przyjście na sztangi. Inaczej cały wysiłek idzie niejako na marne, bo w tym „biznesie” więcej wcale nie znaczy lepiej.
Co się dzieje z wilczycami na interwałach? Historie z życia wzięte.
Moja podopieczna, Marta bardzo chciała zajść w ciążę – niestety nie mogła.
Kiedy przyszła do mnie na mentoring, jej dzień wyglądał tak: rano bieganie interwałowe – wieczorem atak. Kolejnego ranka trening HIIT, by spalić to co zjadło się na noc – wieczorem atak. I tak przez całe lata.
To wywołało zaburzenia hormonalne (pisałam o tym co nieco tu), owulacja nie przebiegała prawidło i poczęcie było niemożliwe.
Pracując ze mną, Marta zrezygnowała z interwałów i postawiła na pilates oraz lżejsze treningi cardio dwa razy w tygodniu. No i przede wszystkim zaczęła normalnie się odżywiać.
Teraz, po roku czasu od zakończenia naszej współpracy, w końcu spodziewa się dziecka! Organizm poczuł się bezpiecznie. Skoro nie ma zagrożenia życia, jest to dobry czas na posiadanie potomstwa.
Karolina to moja kolejna interwałowa maniaczka. Dzień bez wylania wiadra potu, był dla niej dniem straconym.
Historia bardzo podobna do historii Marty, z tym że tutaj miesiączka zaniknęła całkowicie. To także powszechne; dziewczyna ma niby prawidłową masę ciała, ale nie miesiączkuje. Z Karoliną działo się coś bardzo złego; przy tych wszystkich ćwiczeniach i ograniczeniach, ciągle tyła i tyła, a najbardziej powiększał się jej brzuch. Jak to możliwe?
Po pierwsze; zastopowany metabolizm, po drugie; ataki głodu spowodowane ogromnym deficytem, po trzecie – kortyzol wytwarzany przy każdym treningu i niemożliwy do zneutralizowania z powodu braku odpoczynku. A przecież kortyzol to hormon odpowiedzialny między innymi za otyłość brzuszną! To taki „śmieszny” paradoks, którego większość osób nie rozumie: Im więcej ćwiczysz i mniej jesz, tym bardziej tyjesz. Nieźle, co?
Skoro wedle Einsteinowskiej zasady nie można robić ciągle tego samego i oczekiwać innych rezultatów, zrobiłyśmy z Karoliną coś innego. Po pierwsze w końcu przekonała się do jedzenia wedle swojego zapotrzebowania kalorycznego, po drugie; totalnie zmieniła swój plan treningowy. Zaczęła ćwiczyć mniej, ale za to mądrzej. Na efekty trzeba było czekać długo, nie ukrywajmy – dłużej niż pół roku (chociaż co to jest w porównaniu do reszty życia). Organizm był tak straumatyzowany tym co się działo, że dopiero po takim czasie „uwierzył”, że okres walki o przeżycie definitywnie się skończył. I waga zaczęła spadać.
Swoją drogą jestem pełna podziwu dla Karoliny, bo podejrzewam, że wiele osób wróciłoby do starych metod i dalej próbowało bić głową w mur.
To tylko przykłady, ale takich historii mam na pęczki.
Ćwiczymy intensywnie i mało jemy bo to na „chłopski rozum” wydaje się być receptą na szczupłe ciało. Nic bardziej mylnego. To recepta na rozwalone hormony i wieczną nadwagę.
Jeżeli lubisz i chcesz intensywnie ćwiczyć, to ja jak najbardziej Cię do tego namawiam, ale rób to z głową. I jedz!
A jaka jest Twoja historia z interwałami? Podzielisz się?
Kochana ja ćwiczę z Ewą Chodakowską interwały 3-4 w tyg w pozostałe dni pilates albo jogę, lubie spacery, czasem biegam. Od jakiegoś czasu czuje większe zmęczenie i znużenie po treningu ,teraz już wiem dlaczego za częste interwały!!! Zmienię swój plan treningowy , zmodyfikuje żeby było więcej ćwiczeń na własnym ciężarze i z keetlami czy hantelkami. Ćwiczę tylko w domu.Dziękuje za ten post. Pozdrawiam Twoja wilczyca
Jeszcze takie moje pytanie co sądzisz o ćwiczeniach z Ewą?
Sądzę, że są spoko. Ale wiadomo: z umiarem.
Zgadzam sie w 100% z tym co Ania pisze. Tez kiedys napieprzałam Chodaka codziennie jak głupia jakaś, miesiaczka nie zanikła ale teraz wiem, że takie katowanie ciała jest bez sensu. Lepiej cwiczyc na spokojnie dla zdrowia a efekty i tak sa calkiem niezłe :)
Ja natomiast jestem za bieganiem interwałowym.Pomaga mi to,bo spada ze mnie napięcie i nieraz przez to się nie objadłam a byłam bardzo blisko.Jednak zauważyłam,że jak zjem za mało to aż się częse po takim bieganiu także teraz się pilnuję,żeby do tego nie dopuścić.
Interwały to zło dla wilczyć.. chodziłam przez pół roku na crossfit. Po każdym treningu, wieczorem był atak… a następnego dnia bieganie, bo się przecież wcześniej objadłam, do kolacji robił się spory deficyt i znów atak… wpadłam w błędne koło. Zamiast zeszczupleć i umięśnić sylwetkę – przytyłam i byłam cały czas opuchnięta i nalana od wymiotów..
A to wszystko mając ledwie 16 lat ..
tzn trzęsę:) przepraszam za „byka”,ale miałam tabun dzieci w domu i nie mogłam się skupić:*
Świetny wpis ale czuję się po nim totalnie zagubiona…interwały robię co drugi dzień. Jest do dla mnie wygodna forma ćwiczeń i przyznam że lubię, pomimo, że ciągle wyglądam jak…okropnie. Kiedyś ćwiczyłam z Ewą Chodakowską, dobre dwa lata. Nie widząc efektów treningi stały się dla mnie męczarnią połączoną z wylewaniem łez, nie tylko potu… Chyba czuję się zagubiona jak dziecko we mgle. Ale dziękuję za ten wpis jak i wiele innych. Pozdrawiam serdecznie.
Interawałów nie robiłam nigdy – za to codziennie biegałam, długie kardio po 10 km, potem w dwie strony do pracy – kolejne 10 km i dieta 1800 kcal-2000. Straciłam miesiączkę, wieczorami robiło mi się słabo, bo ciśnienie spadało na maksa, czasami puchłam, zawsze byłam niewyspana, bo wstawałam rano – nieważne jaka pogoda, raz wstałam po weselu o 7 rano (wróciłam koło 3 do domu) żeby biegać. To już za mną, szkoda mi lat straconych na bezsensowny sport – mogłam tyle rzeczy zrobić z taką żelazną wolą i uporem, a włożyłam masę energi w samoudręczenie.
Dobrze, że to już za Tobą.
O jak zaawansowanych (tempo i czas trwania cwiczen) interwalach myslisz Aniu? To pytanie wlasciwie do Wszystkich?
Interwały to zazwyczaj kilkanaście minut tak czy siak.
Zagadką dla mnie było czemu nie chudnę od interwałów i odrzuciłam je w końcu. Teraz wiem dlaczego :)
Dziękuję za ciekawy artykuł. Nie próbowałam interwałów, ponieważ zawsze wydawało mi się że mam za słabą kondycję. Jednak w czasie kiedy byłam szczupła i się odchudzała postępowałam podobnie: sporo ćwiczeń a mało jedzenia…. po pewnym czasie pojawiły się kompulsy i skończyło się nadwagą, z którą zmagam się od ponad roku.
Jak widzę szczupłą koleżankę, która ćwiczy mega intensywnie i je jak ptaszek to boję się o jej przyszłość….. Z własnego doświadczenia wiem że taka osoba nie chce słuchać „doświadczonych starszych koleżanek” i uważa że postępuje właściwie.
Pozdrawiam serdecznie
Przepraszam za literówki.
Wszystko w punkt. Co prawda nie stracilam miesiączki, za to dobre samopoczucie i owszem. Dzien po intensywnych ćwiczeniach to zawsze był dzień kompulsów… Swoją drogą tęsknię za taką aktywnością fizyczną, która nie bylaby powodowana chęcią schudnięcia :( mój organizm sie chyba zbuntowal, bo nie potrafię sie już zmusić do żadnych ćwiczeń.
Czyli skalpel Chodakowskiej byłby ok?
Myślę, że jak najbardziej Skalpel, SlimFit, Target to są treningi nieaeorobowe, typowe ćwiczenia z własnym ciężarem dla podkreslenia miesni.
Tak :)
Kiedyś cisnęłam zawzięcie killera i mimo to nie zgubiłam nadwagi. Nic dziwnego, skoro rzucałam się na jedzenie… Nadmiar kilogramów jak był tak jest i bardzo chciałabym się go pozbyć. Jem zgodnie z zapotrzebowaniem, wpadki zdarzają się sporadycznie i zaczynam powoli coś ćwiczyć bo nie mogę na siebie patrzeć. No cóż, chyba wolę dłużej pracować na efekty, ale nie wpadać z powrotem w ten syf…
Miałam identycznie jak Karolina!
Odrzucilam interwaly i dietę, zalecane przez trenera. Teraz joga, świadome żywienie i waga spada sama :)
Aniu, skąd mam wiedzieć ile mam jeść nie licząc kalorii i trenując crossfit? Uwielbiam ten sport i nie chce z niego rezygnować… Ale waga stoi. Raz jem za mało, a raz za dużo. A nie chcę znów wracać do liczenia… Płakać mi się chce na samą myśl o tym…
Dodam tylko, że napadów nie mam od jakichś 3 miesięcy.
Generalnie, uważam, że bardzo dużo trzeba wypracować. Jak ktoś zaczyna od trudnych, wymagających i niezwykle intensywnych interwałów – to organizm tego nie wytrzyma. Jeśli jednak doprowadzimy ciało do takiego stanu, że interwały będą po prostu nieco cięższym treningiem – wówczas wszystko powinno być ok.
Sama biegam interwały od około 3 miesięcy i efektywność tego treningu jest kilkukrotnie wyższa. Zaczęłam te treningi, bo klasyczne aeroby nie dawały już tak dobrych efektów. Nie mniej, mój organizm był do tego kondycyjnie przygotowany.