Eksperyment sierpniowy

Kochane, zanim się rozpiszę nad tym nad czym mam się rozpisać, mam małe ogłoszenie.
W niedzielę 29. 07 o godzinie 10.00, możecie zobaczyć wywiad ze mną w Pytaniu na Śniadanie, a
2.08 zapraszam na spotkanie autorskie w kawiarni Miejsce Chwila przy ulicy Żurawiej 47. Start o godzinie 17.00. Bardzo chciałabym Cię poznać i uściskać, liczę więc na Twoją obecność.

No dobrze, do rzeczy:

Mam dzisiaj dla Ciebie taką małą propozycje. Właśnie rozpoczyna się druga połowa wakacji, sezon ogórkowy, nic się nie dzieje.
No może poza tym, że na dniach wychodzi moja nowa książka „Super Laska”. Jak dla mnie, subiektywnie, wydarzenie roku :D

I dzisiaj, czytając kolejny list od kolejnej weteranki diety, pomyślałam sobie tak: Zróbmy tutaj sobie , raz w życiu, miesięczny eksperyment z… yhmmm… normalnym jedzeniem.

Czyli tak; wyrzucamy wszelkie diety, zasady z kosmosu (żeby nie powiedzieć dosadniej) i restrykcje. Zamiast tego jemy tyle ile potrzebujemy, w większości z produktów nieprzetworzonych*
* (Aby dowiedzieć się co rozumiem przez ten termin zajrzyj tu, oraz oczywiście do Super Laski)
I wracamy do normalności.
Co Ty na to?

 

 

No bo pomyśl, gdyby się tak zastanowić to przecież właśnie do tego zostałyśmy stworzone – aby jeść to, co przygotowała dla nas Matka Natura, w takich ilościach w jakich potrzebują nasze ciała.
A skąd wiemy, że tyle potrzebuje nasze ciało? Ono samo daje nam znać uczuciem sytości. Dzieje się tak jednak tylko pod warunkiem, że jemy jedzenie naturalne, coś co organizm potrafi w pełni wykorzystać, nie zaś puste kalorie, które odłożą się w postaci słodkich boczków i brzuszka.
Między innymi właśnie na tej prostej prawdzie (ale nie tylko) opiera się moja filozofia wyrażona w książce.

No dobrze, czy jedząc w ten sposób można przytyć? Hmm, a czy dzikie zwierzęta tyją? Czy widziałaś na Discovery otyłą antylopę pomykającą po sawannie jak słoń? I lwa w rozmiarze XXXL goniącego za nią z zadyszką. No błagam; nie.
A przecież te zwierzęta nigdy w życiu nie liczyły kalorii, ani nie korzystały z żadnej aplikacji.

Bo to jest tak, moja droga, że ten problem mamy tylko my – ludzie. I to właśnie dlatego, że odwróciliśmy się od natury i zaczęliśmy kombinować i z dietami i z przetwarzaniem pożywienia.
Ech, ludzka pycha…

Zapewniam Cię więc, że wracając do źródeł, do tego co naturalnie i do tego co wiedzieliśmy jako dzieci, powrócimy do swojego naturalnego, szczupłego wyglądu.
I nie mówię tu, że mamy jeść od dzisiaj same korzonki i surowe warzywa. Nic z tych rzeczy! Po prostu warto ograniczyć w swojej diecie jedzenie w kolorze wściekle niebieskim (żółtym, czerwonym, fioletowym itd) oraz napoje w kolorze czarnym (!!!). To nie jest naturalne.
Jak to zrobić? Mam dla Ciebie wiele rad.

 

To co, przekonałam Cię?
Proszę, daj sobie miesiąc. Tylko miesiąc. Potraktuj to jako eksperyment, a nie jak definitywną zmianę na wieki wieków – klamka zapadła (Ojej, koniec z czekoladą? Zjem sobie ostatni raz!)
Jeżeli będzie źle to najwyżej wrócisz sobie do tych głodówek i diet. Masz przecież przed sobą jeszcze wiele lat życia i możesz przetestować je wszystkie. A nuż setna z kolei dieta zadziała… na miesiąc dłużej niż poprzednia…

Spróbuj. Pamiętaj, że nie można ciągle robić tego samego i oczekiwać innych rezultatów. Zrób więc w końcu coś innego – zacznij jeść ODPOWIEDNIO i zobacz, że będziesz wyglądać rewelacyjnie.

 

 

Zasady eksperymentu są dwie:

1. Korzystając na przykład z kalkulatora online, wyliczamy swoje całkowite zapotrzebowanie kaloryczne na docelową wagę (uwaga, ono nie może być niedowagą!) i jemy tyle każdego dnia.
2. Jemy jedzenie nieprzetworzone przynajmniej w 80%.

Jeżeli potrzebujesz pomocy w tej sprawie, zapraszam do przewertowania moich ponad pięciuset (rany Julek) wpisów, lub do sięgnięcia po „Super Laskę”. Tam tłumaczę JAK to zrobić by wszystko zadziałało za pierwszym razem; co myśleć (to jest bardzo ważne), jak ze sobą rozmawiać (no dobra, może nie na głos) i co robić kiedy jest ciężko.

Daj sobie szansę, ZRÓB TO i napisz mi potem jak poszło. Czekam.

Jeżeli masz jakieś pytania, pisz do mnie śmiało.

Published On: 27 lipca, 2018Kategorie: MediaTagi: ,
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

34 komentarze

  1. k 27 lipca, 2018 at 3:51 pm - Odpowiedz

    Anulku, mój eksperyment już trochę trwa ;) Przestałam liczyć czyste dni, ale myślę, że będzie już miesiąc i to było (i jest nadal) piękne doświadczenie, obserwować swoje ciało (hej, jem sporo, a mam coraz bardziej płaski brzuch!), ale przede wszystkim obserwować swój umysł. Chyba kupię książkę z ciekawości, chociaż już czuję się super laską (ponad 10 kg cięższa niż w najchudszym okresie, ale serio – czuję się piękniejsza obecnie). Skończyłam ze swoją idealnością w diecie. To chyba z tego powodu „wychodziłam” z ed już kilkukrotnie i zawsze wracałam. Prawdziwy spokój osiągnęłam, kiedy sprawdziłam na sobie, że piwo i pizza na imprezie wcale nie zagrażają moim idealnym śniadaniom i obiadom. Że jak napiję się coli, bo uwielbiam, to też nic mi nie jest. Odkąd pozwoliłam sobie na małe słabości w naturalny sposób stały się one niezagrażającym marginesem mojego żywienia.
    Ale ja nie o tym, kochana. Chciałabym poprosić Cię, żebyś cię przemyślała, wymyśliła, powiedziała o głodówkach. Okej, pół bloga o nich jest, jednak chodzi mi o coś innego. Głodówki, co nauka udowodniła (Nobel z medycyny 2016, Dąbrowska etc.) że głodówki mogą mieć zbawienny wpływ na organizm. Że leczą. Ty na blogu zdajesz się tego aspektu nie dostrzegać, piszesz o głodzie, jakoby zawsze, ale to zawsze był zabójstwem dla organizmu. I ja wiem, sprawdziłam, że głodówki nie są absolutnie dla osób z bulimią. Ale ja sama przez lata, jak pewnie setki innych Wilczyc, czytając 24/7 o dietach natykałam się na takie informacje, że głód leczy. Potwierdzone badaniami, bibliografiami. I łykałam to bezrefleksyjnie, racjonalizując sobie swoje głodówki (mówię o głodówkach na samej wodzie, nie głodowych dietach). Że robię coś wspaniałego dla siebie, że oczyszczam ciało z toksyn, oczyszczam umysł, stanę się buddą już za chwilę. Jak to się kończyło, pewnie wiesz. Ale są ludzie, którzy przechodzą tę cholerną Dąbrowską całe 40 dni, piszą o wspaniałych efektach, a my to łykamy. Uważam, że to ogromne zagrożenie dla chorych na zaburzenia odżywiania osób. Chciałabyś podjąć temat?

  2. Krysia 27 lipca, 2018 at 5:34 pm - Odpowiedz

    Aniu piszesz żeby przestać liczyć kalorie i jeść zgodnie ze swoim zapotrzebowaniem kalorycznym… A skąd się tego dowiedzieć ile ma ono wynosić? Ano z kalkulatora… Aniu to mam pytanie za 10 tys. punktów. No Bo SKORO MAM JEŚĆ ZGODNIE ZE SWOIM ZAPOTRZEBOWANIEM I JEDNOCZEŚNIE NIE LICZYĆ KALORII TO JAK SIĘ DOWIEDZIEĆ CZY DZIENNA PORCJA SZAMY JEST ZGODNA Z MOIM ZAPOTRZEBOWANIEM???????????????????
    Bo ja nie widzę innej metody jak to POLICZYĆ… Korzystając albo z książkowych tabeli kalorii albo z tak wyśmiewanych przez Ciebie aplikacji które są po prostu szybsze, łatwiejsze i bardziej poręczne w zastosowaniu niż książki z tabelami. I druga rzecz – my bulimiczki mamy „słuchać organizmu” i „polegać na uczuciu sytości”???? Aniu przeciez WŁAŚNIE TO UCZUCIE U NAS SZWANKUJE!!!! PRZECIEZ GDYBYŚMY MOGŁY NA NIM POLEGAĆ TO NIE BYŁOBY NAS TU NA BLOGU!!!! Dokąd poleganie na uczuciu sytości nas zaprowadziło to widać najlepiej na tym przykładzie – że tu jesteśmy!!! Ja przynajmniej mam tak że ja nie odczuwam sytości. Ja czuję głód głód głód i od razu przejedzenie to odruchów wymiotnych. Aniu ja mam w domu taką kuchenkę elektryczną – zagotujesz coś na niej i to zaczyna kipić więc zmniejszasz gaz, z 9 na 2, chcesz żeby powoli pyrkało na tzw. małym ogniu. Ale tak kuchenka nie reaguje. Kipi kipi kipi i po 15 minutach przestaje w ogóle gotować. Po prostu w garnku stoi gorąca woda, bez jakichkolwiek oznak gotowania czy pyrkania. To zwiększasz moc. Nic. Znowu zwiększasz. Znowu nic. Zostawiasz bo, jest na 3, myślisz zostawię. to zaraz dojdzie i będzie pyrkało. Nic przez 20 minut. I nagle po 20 minutach… kipi. I ja tak mam z jedzeniem. Wydaje mi się że u bulimiczek właśnie ośrodek uczucia sytości nie działa, bo inaczej by ich tu na blogu nie było. Więc o jakim słuchaniu organizmu to piszesz?

    • Wiktoria 28 lipca, 2018 at 2:44 pm - Odpowiedz

      Podbijam pytanie, mam tak samo i takie samo pytanie zadawałam sobie czytając posta. Skąd mam wiedzieć np. ile wsypać sobie płatków do miski? Liczę wszystko od paru lat i w sumie nie jest to dla mnie uciążliwe, wiem już, że jak nasypie, dajmy na to 40 g, to będzie akurat, a jak bym miała sypać na oko to pewnie bym sypneła za dużo i bym się przejadła, a ktoś inny mógł by wsypać za mało. Dzięki liczeniu poznałam swój organizm, wiem, że osób liczących i ważących jest statystycznie mniej niż tych, którzy tego nie robią i (poza wyjątkami) wyglądają normalnie, ale myślę, że po prostu nigdy nie miały zaburzeń odżywiania i nie mają do nich predyspozycji. Nadal jest to dla mnie trochę czarna magia jak np. moja Mama, która nigdy na żadnej diecie nie była, potrafi jeść bez żadnego liczenia i w ogóle pojęcia co w czym i ile tego jest i być całe życie szczupła. Ale Ty, Aniu, pokazujesz, że można do tego stanu powrócić i skończyć z „dietetyczną recydywą”, więc jestem pełna nadziei, że kiedyś jeszcze wrócę do „normalności” i odkryję tę zagadkę.

      • Wilczo Glodna 29 lipca, 2018 at 2:36 pm - Odpowiedz

        Kochana, to nie zagadka. To jest w Tobie i zawsze w Tobie było. Przejesz się? Jutro zjedz mniej, nie dojesz? Zjedz więcej na kolejny posiłek, tak by nie być głodną. Mi też nikt nie pokazał palcem ile to jest porcja DLA MNIE, ja musiałam do tego dojść sama na zasadzie prób i błędów. Kilka razy się np przejadłąm, albo objadłam, bo jadłam ewidentnie za mało – wyciągnęłam wnioski i poszłam dalej. Daj sobie na to cały sierpień, ok?

        • Krysia 29 lipca, 2018 at 5:19 pm - Odpowiedz

          Aniu nie rozumiem jednego. Co jest u licha złego w liczeniu kalorii????????????? To co piszesz że organizm daje sam znać że jest syty TO U NAS WŁAŚNIE ZAWODZI I DLATEGO CZYTAMY TWOJEGO BLOGA!!!!!! Skoro Ty nie miałaś z tym problemów to jaki cudem zachorowałaś na bulimię??????????????
          Gdybym ja mogła polegać na swoim odczuciu sytości to nie wiedziałabym że w ogóle istniejesz!!!!!
          Wiktoria ma rację – skąd ma wiedzieć ile płatków wsypać do miski żeby było zgodnie z jej zapotrzbowaniem? Poza tym sama sobie zaprzeczasz – każesz nam jeść zgodnie ze swoim zapotrzebowaniem, które najpierw każesz…. wyliczyć!!! A potem jeść według niego… nie licząc ile się zjadło!!! Jak chcesz to osiągnąć??? To albo liczymy albo nie liczymy inaczej się nie da. Oczywiście rozumiem że Tobie pewnie chodzi o to żeby nie spędzać całego dnia nad apką i nie robić dramatu z nadmiaru w ilości 2 kcal, że jest 1902 a nie 1900. Pisałaś kiedyś o tym, uśmiałam się do łez że są dziewczyny które rzeczywiście tak robią. Ale w sytuacji gdy Twój ogłupiony wieloletnim obżarstwem organizm zatracił poczucie ile to jest „zgodnie z zapotrzebowaniem”, gdy nie wiesz ile to jest porcja i kiedy przestać jeść, to w momencie gdy WYLICZYŁAŚ ZE WZORU swoje zapotrzebowanie, MUSISZ, przynajmniej na początku, liczyć kalorie, po prostu po to żeby wiedzieć ile płatków wsypać do miski…. I nie pisz że to jest i było, bo być było ale zagłuszone i nie ma na początku innej metody na odkrycie tego. Później, z czasem, będziesz już pamiętać ile płatków wsypać, jak Wiktoria, żeby było zgodnie z zapotrzebowaniem. I wtedy przestaniesz liczyć kalorie, bo będziesz już wiedzieć że w dniu musisz zjeść tyle i tyle i kilka kalorii w te czy we wte nawet nie będziesz wiedzieć o tym i nie zrobisz z tego dramatu. Z czasem zaczniesz jednego dnia jeść mniej drugiego więcej (zazdroszczę tym którzy tak mogą, ja przygotowuję sobie posiłki na 2 tygodnie do przodu do pudełek i mrożę, więc nie jestem w stanie przewidzieć kiedy zjem mniej a kiedy więcej, siłą rzeczy codziennie jem tyle samo). Ale podkreślam jeszcze raz – skoro chcesz jeść zgodnie z WYLICZONYM zapotrzebowaniem to NIE DA się nie liczyć, przynajmniej na początku. Swoją drogą – wiesz pewnie że ludzie mają tendencję do zwiększania porcji, więc przynajmniej od czasu do czasu wartałoby zważyć porcję czy aby zanadto nie spuchła, to raz, a dwa – ile to porcja płatków? Miseczka? Aniu jak mam w domu kilka miseczek, o pojemności od 100 ml do 1 litra. Którą miseczkę wybrać?

    • Wilczo Glodna 29 lipca, 2018 at 2:45 pm - Odpowiedz

      Kochana, ale czy ty masz do mnie pretensję słońce, że proponuję zrobienie CZEGOŚ by z tego wyjść? No chyba o to chodzi, żeby w końcu się za to wziąć, a nie czekać aż z nieba spadnie. Pisałam milion postów o głodzie i sytości, o tym jak nie liczyć kalorii itd. Odsyłam do nich teraz i proszę nie krzycz na mnie, bo to że piszę to tylko i wyłącznie moja dobra wola podzielenia się moją wiedzą.
      Ja sama doszłam do normalnego jedzenia metodą prób i błędów – zjadłam raz za mało, raz za dużo, raz się przejadłam, raz nie dojadłam, a potem objadłam w związku z tym. Za każdym razem wyciągałam wnioski i szłam dalej. Na tacy nikt mi nie podał rozwiązania. Musiałam je znaleźć sama dla siebie, a zrobiłam to bo zaczęłam szukać. Teraz proponuję wam to samo.
      Przypominam także że udział w eksperymencie nie jest obowiązkowy, tak samo jak czytanie tego bloga.

      • Krysia 29 lipca, 2018 at 5:40 pm - Odpowiedz

        Aniu nie krzyczę. Odwalasz kawał dobrej roboty. Myślę że z tym liczeniem i nieliczeniem to bardziej chodzi Ci o to żeby nie spędzać całego dnia nad apką i nie robić dramatu że się zjadło o jedną rzodkiewkę za dużo i wyszło 2103 kcal a nie 2100, i cały misterny plan w p… . Aniu ale przecież jakoś musimy się dowiedzieć ile to nasze zapotrzebowanie, ile to jedzenia… Zwyczajnie, prawda? Dlatego liczymy kalorie. Bierzemy apkę i dobieramy produkty, żeby nam wyszło MNIEJ WIĘCEJ odpowiednio – kalorii, białka, węgli, tłuszcze. Jakoś to zapotrzebowanie energetyczne trzeba przełożyć na ilość jedzenia, żeby po prostu wiedzieć ile płatków wsypać do miski. I to właśnie miałam na myśli. Po prostu musimy wiedzieć ile te nasze 2100 czy 2400 kcal – ile to będzie jedzenia. Przecież jesteśmy to bo mamy zaburzone odczucia głodu i sytości i nie wiemy ile to porcja i ile dziennie jedzenia musimy zjeść. Więc na początku to się przyda. Potem gdy nauczymy się że tyle i tyle szamy jest ok, przestajemy liczyć kalorie. Po co dochodzić do tego metodą prób i błędów, wyważać otwarte drzwi, tym bardziej tak ryzykowną metodą w naszym przypadku metodą? To tak jakbyś chciała wyleczyć z lęku przed wodą kogoś kto kiedyś się topił, wrzucając go ponownie do wody… Z czasem organizm przypomni sobie ile to porcja i co to znaczy „głód” i „sytość”. Ale na początku te apki i tabele uczą nas ile to porcja. Dlatego uważam że są bardzo pomocne.

  3. Firanaj 27 lipca, 2018 at 6:07 pm - Odpowiedz

    Jeżeli będziesz jadła zdrowo to wróci do Ciebie to uczucie. Wiem bo tak później miałam. Zaczynasz niedojadać i nie wierzysz, ze tak można. Ze nie zachowujesz się jak odkurzacz, który wciągnie wszystko, co znajdzie na swojej drodze.
    Albo nie zauważasz jedzenia. Leży obok a Ciebie nie rusza. Nic. Nawet nie zerkniesz. I w końcu nie musisz walczyć ze sobą…

    Jeżeli ktoś chce, żeby pomoc mu obliczyć zapotrzebowanie i powiedzieć coś więcej na temat jedzenia zdrowego – jak najprościej się da, mogę pomoc ;)

  4. Ola 27 lipca, 2018 at 6:37 pm - Odpowiedz

    A ja już prawie 20 dni jem normalnie, zdrowo, nieprzetworzone jedzenie. Przestałam liczyć, słucham organizmu, uprawiam sport tylko 5 razy w tygodniu. Nie schudłam ani grama. Dalej ma 2 kg nadwagi, a chciałabym być pośrodku normy – czyli około 10 kg w dół. Jak się głodziłam to jednak chudłam. Teraz waga stoi w miejscu i delikatnie rośnie. No to nie wiem, genetyczna waga mojego organizmu to jak rozumiem 80 kg.

    Nie oczekuję cudów, ale liczyłam na to, ze 1 kg na 20 dni to chyba schudnę.

  5. Krysia 27 lipca, 2018 at 8:34 pm - Odpowiedz

    Firanaj to takie piękne co piszesz że aż nie do uwierzenia. Jestem od 3 dni na detoksie (tak nazywam „czyste” dni, bez wymiotów), tak ja radzi Ania nie ograniczam jedzenia. Ale ciągle czuję głód. Nie mogę się najeść. Możliwe że jest to ten głód ekstremalny o którym Ania pisała. Jem tylko i wyłącznie wartościowe jedzenie, żadnych słodyczy, czipsów, białego pieczywa itp. (żeby było jasne – nie walczę ze sobą, nie mam ochoty na takie jedzenie, nie „chodzi za mną” ani czekolada ani lody ani ciastka, po prostu jestem głodna, co zacznę jeść – czy to kasza, soczewica, orzechy, owoce, warzywa – mam nieprzepartą chęć na dokładkę). Jem tyle ile wynosi moje zapotrzebowanie energetyczne, ale ten głód nie mija, on rośnie… Zastanawiam się ile to potrwa. Po jakim czasie zaczęłaś – jak to pięknie określasz – niedojadać? Czułaś taki głód, że ile byś nie zjadła, za chwilę znowu byłaś głodna? Miałaś takie coś że czujesz że w żołądku nie ma już na nic miejsca ale mózg dalej woła jeść? Nie że „masz ochotę na…” i nie czekolady ani innych śmieci tylko po prostu jeść? I to pomimo jedzenia wartościowych produktów? Po jakim czasie Ci to przeszło? Mnie to właśnie gubi. Przez ten głód jeszcze nigdy nie udało mi się wytrzymać bez obżarstwa dłużej jak 5 dni. Teraz też się boję że nie wytrzymam dłużej. Nie wiem co robić. Jak to przetrwać. Najgorsze że całe dnie spędzam poza domem, jedzenie na cały dzień zabieram do pudełek i muszę się wstrzelić z jego ilością. Nie mam możliwości w pracy jedzenia regularnie co 2 czy 3 godziny, ani powoli, żując powoli i dokładnie każdy kęs. Najlepiej jakbym się rano najadła na cały dzień, ale to rano to jest naprawdę rano – ok. 6:30, a później w pracy nieraz mam dosłownie 2 minuty na zjedzenie posiłku. Jak wytrwać? Podpowiedz mi jak tu było u Ciebie?
    Pozdrawiam i trzymam za Ciebie kciuki

  6. Joanna 28 lipca, 2018 at 7:44 am - Odpowiedz

    Programu nie obejrzę, ale na spotkanie przyjdę:)

    • Wilczo Glodna 29 lipca, 2018 at 2:36 pm - Odpowiedz

      Super! CZekam!

  7. Firanaj 28 lipca, 2018 at 8:28 am - Odpowiedz

    Ola – 20 dni to za mało, żeby zaczęła waga spadać. Najpierw musisz ustabilizować gospodarkę hormonalną. Najważniejsze ze waga nie rośnie na początku.

    Krysia – myśle ze stan kiedy w końcu przechodzisz obojętnie kolo jedzenia zależy roznwiez od tego jak długo chorowałas. Ale na pewno prędzej czy później nastąpi. Jakis czas jadłam trzy posiłki. I tez się na nich dobrze czułam. Później zaczęłam cwiczyc i dorzuciłam czwarty. Postaraj się jeść posiłki gęste kalorycznie. Śniadanie jakieś 800-900 kcal. W zależności co lubisz – jak na słodko to owianke z orzechami, a jak na słono to jajecznicę z awokado z chlebem. Na posiłek do pracy zabieralabym koktajl. Bo może będziesz mogła go nawet wypić wczesniej? Lubię z izolatem białka plus banan plus mleko lub woda plus masło orzechowe plus może truskawki/gruszka. Nie wiem na czym polega Twoja praca ale może uda Ci się przelać do szklanki i nikt nie zauważy „ze jesz” ;) a tak do ręki wzięłabym tortillę pelnoziarnistą, włożyłabyś wczesniej usmażonego kurczaka plus ser żółty plus salata i może jakis pomidor/ogorek. Albo sałatka z warzywami kurczakiem serem feta oliwą z oliwek plus chleb. Na wieczor na co masz tam ochotę;)
    Możesz robić omlet na słodko, placuszki twarogowe, ziemniaki pieczone, pizzę z patelni, zapiekanki… można tak wymieniać FIT wersje wszystkiego ;)

  8. Firanaj 28 lipca, 2018 at 8:51 am - Odpowiedz

    Krysia nie jesz za mało? Nie ograniczasz jakiegoś składnika? Może napiszesz ile masz lat, wzrost i wagę plus to co jesz ;)

    • Krysia 28 lipca, 2018 at 8:23 pm - Odpowiedz

      Dzięki Firanaj za pomoc. Śniadanie 1 – kasz 50 g, siemię lniane 25 g, banany 300g, sałata (roszponka itp.) bez limitu, min.50, marchew 50, mleko sojowe do kawy ok. 30 g, kokosowego łyżeczka dla smaku jakieś 2 g, 2 śniadanie to samo tylko zamiast bananów różne inne owoce. Obiad warzywa surowe (pomidory, ogórki, seler, różnie) 300 g, kiszona kapucha lub ogórki 100 g, ziemniaki 100 g, strączki 100g, oliwki ok. 10 g, wodorosty 2 g, zielona pietruszka 10 g, sałata, rukola lub inne zielone – bez limitu (min. 50 g), przyprawy, mleko sojowe i kokosowe jak do śniadania. Podwieczorek – owoce suszone (daktyle, figi, goji, morwa, różne) – 30 – 50g, otręby owsiane (zmieszane z innymi, ale owsiane najpyszniejsze i najlepiej mi służą) – 50 g, melasa do kawy ok. 5 g, mleko sojowe i kokosowe j.w. Kolacja – warzywa gotowane 300 g, ziemniaki 100 g (często jadam słodkie), grzyby 100 g (pieczarki, boczniaki itp. mają dużo białka), jarmuż 50 g, zielenina, 1/8 awokado. W międzyczasie, rano, wieczorem wsuwam jabłka, kilka dziennie, nie limituję, średnio wychodzi ok. 400 – 500 g, ale bywa że wsunę nawet kilo. Do tego wieczorem mały kubeczek ok. 200 ml. mleka sojowego z 10 g białka konopnego, łyżeczką melasy i łyżeczką ok. 10 g surowego kakao zmieszanego z karobem i korzeniem macy. Jak widzisz nie jest tego mało, wychodzi ok. 2300 kcal, ok. 85 – 90 g białka, 380 – 400 g węglowodanów i 45 – 50 g tłuszczu, przy moim wzroście 167 cm i wadze ok. 55 kg. Pewnie myślisz że cały dzień stoję w kuchni i ważę pojedyncze ziarenka kaszy. Nic z tych rzeczy – ten system mam wypracowany od wielu lat, teraz już nie liczę kalorii bo wiem że dziennie muszę mniej więcej tyle zjeść, 5 g w te czy we wte nie robi, ale ważenie od czasu do czasu pozwala kontrolować czy nie zwiększasz porcji. Od dziecka wyczynowo trenuję sport, kiedyś sztuki walki, teraz biegam. Spalam mniej więcej tyle ile wsuwam, biegam ok. 70 – 100 km tygodniowo, spalam dużo kalorii, po prostu kocham to. Sprawiłam sobie Garmina z czujnikiem tętna, to cudo mierzy Ci wszystko, świetny gadżet dla tych którzy myślą że da się pracować i trenować na 1000 kcal, on im skutecznie wybije z głowy takie chore pomysły. Praca – powiedzmy kierowca, tylko sporo wyżej, w trzech wymiarach. Pracę kocham, sport też, odpada rezygnacja z tego. Firanaj mnie gubi stres. Mam bardzo wymagającego męża, strasznego marudę, wiecznie w pretensjach do wszystkich o wszystko, trudno przy nim myśleć pozytywnie i się rozluźnić. Ale odkryłam chyba coś co może pomóc – chlorofil. Od niedawna wsuwam spore dawki chlorelli i spiruliny, oprócz tego trawę jęczmienną i pszeniczną, do tego ostatnio idą naprawdę kosmiczne ilości różnych liści. I jakoś dziwnie pozytywnie się po nich czuję. Spróbujcie dziewczyny, mam dziwne wrażenie że to pomaga

      • Firanaj 29 lipca, 2018 at 10:26 am - Odpowiedz

        Moim zdaniem mało tłuszczów – oliwa z oliwek, orzechy, masło orzechowe. Może masz tak jak ja, ze organizm woli mniej węgli. To jest spowodowane tym, jak organizm współpracuje z insuliną. Zrób pierwsze snkadanie tak jak zawsze a drugie śniadanie np 3-4 łyżki płatków owsianych plus mleko plus orzechy ( dużo) plus jakblko plus kakao. Tez może być tak, ze jesz za czysto? Hmm?

  9. Ola 28 lipca, 2018 at 9:52 am - Odpowiedz

    Firanaj, a ile musi minąć? To jest dla mnie piekło na ziemi – zmuszać się na każdym posiłku do jedzenia więcej, żeby tylko broń boże nie mieć napadu, a rano widzieć, że waga stoi albo idzie do góry. Mam ochotę natychmiast iść biegać i znów ograniczyć kalorie.

    Ile to u mnie trwa? Niezdrowe jedzenie i objadanie się to już od podstawówki, ale najgorsze zaczęło się 6 lat temu gdy waga wskazała 87. Od tamtej pory jestem na zmianę: pół roku na 1000 kcal na zmianę z pół roku totalnego luzu. I coraz więcej ćwiczeń, coraz więcej kilometrów, coraz mniej jedzenia. Raz schudłam 25 kg, później +10kg później -10kg, +10, -10 i taka sinusoida.

    Przez ostatnie 1.5 roku napady się nasiliły. A ostatnie pół roku to już życie na głodowym haju non stop. 1000 lub mniej kcal + ćwiczenia do momentu gdy organizm nie pozwalał mi zrobić nawet przysiadu. Myśli o jedzeniu 24h i gdzie by tu wcisnąć dodatkowy trening. Gdy zaczęłam jeszcze rzygać i się przeczyszczać przyszło mi do głowy że coś może jest nie halo.

    • Wiktoria 28 lipca, 2018 at 2:51 pm - Odpowiedz

      No i tu jest pies pogrzebany. Nie chudniesz, bo organizm odbudowuje organy i wszelskie straty po dietach 1000 kcal i innych. Waga się nie rusza, ale być może spalasz tłuszcz, a na jego miejsce przychodzi np. kawałek wątroby czy czegokolwiek. Poczytaj też o efekcie WOOSH, trzeba być cierpliwym, organizm to skomplikowana maszyna, nawet 20 dni to dla niego mało, jeden taki „cykl” tracenia na wadze lub przybierania trwa ok. 3 tygodni.

    • Firanaj 29 lipca, 2018 at 10:32 am - Odpowiedz

      Niszczyłaś swój organizm wiele lat wiec nie naprawisz go w 20 dni. Na wagę naucz się nie wchodzić. Bo przecież to zależy tez od tego ile zjesz – np zjesz kilogram kalafiora – na wadze pokaże Ci ponad kg więcej. A zjesz 200 g majonezu. Waga prawie nie drgnie. A jaki będzie wynik kcal? Po czym przytyjesz tak na prawdę?
      Do tego spróbuj wyluzować. Im więcej się stresujesz tym bardziej podbijesz kortyzol i wynik faktycznie będzie zakrywała woda, którą nabierasz

      • Ola 29 lipca, 2018 at 1:23 pm - Odpowiedz

        Zwykle gdy przestaję się ważyć, ani się obejrzę a ważę 80. Nie ma mowy żebym przestala. Nie mogę jeść „na czuja” bo nie wiem ile trzeba jeść.

        A Ania mówiła w którymś z filmików że będzie się tracic kilogram na 10-15 dni.

        Łatwiej jest zacząć jeść normalnie jak się ma prawidłową wagę. Przy nadwadze nie jest tak różowo.

    • Krysia 29 lipca, 2018 at 6:14 pm - Odpowiedz

      Olu a spróbuj diety w pełni wegańskiej, ale nie takiej frytki na oleju z keczupem, tylko NPR – nieprzetworzone produkty roślinne. Wyrzuć chleb, nie tylko biały, olej, ketczupy, sosy, nabiał, o wędlinach nie wspomnę. W tych wszystkich produktach jest mnóstwo soli i cukru, do tego różnych dodatków uzależniających (tak, dzisiaj już przemysł spożywczy ucieka się do takich metod, żebyśmy kupowali ich produkty, a celuje w tym przemysł nabiałowy). Olej zastąp orzechami, oliwkami, awokadem, mięso i nabiał – strączkami, grzybami, orzechami, jedz do oporu warzyw i owoców, szczególnie zielonych. Przynajmniej u mnie to zadziałało – w ciągu roku zrzuciłam 12 kilo jedząc DO SYTA. Na początku tej diety wyliczyłam sobie ile mniej więcej mam tego wszystkiego zjadać żeby pokryć swoje zapotrzebowanie energetyczne (takie jedzenie ma bardzo niską gęstość energetyczną – okazało się że jest to góra jedzenia), po roku gapiąc się w lustro stwierdziłam że wyglądam jakbym wyszła z Oświęcimia i musiałam dołożyć jeszcze trochę szamy a że objętościowo już nie dało rady jeszcze więcej, dołożyłam orzechów i teraz jest ok. Suplementuj B12, wcinaj algi, wodorosty, trawę jęczmienną i pszeniczną, ogólnie ogranicz do minimum wszystko co ma listę składników (nawet nie wiesz jak długą listę składników ma wędlina w sklepiku osiedlowym), a jeśli to kupujesz to celuj w listę jak najkrótszą (np. takie niby markowe mleko sojowe pewnej firmy – ile tam chemii, soli i cukru to nawet byś nie pomyślała). Jedz do syta, weź się za jakiś sport, odkryj przyjemność w nim, nie podchodź do niego jak do męczarni tylko rób co lubisz i tak jak lubisz (ja np. kocham biegać o świcie po lesie – i wtedy nie myślę „o rany ile kilometrów jeszcze przede mną” tylko „jaki piękny wschód słońca”, nawet jak biegam na bieżni w klubie fitness, to nie myślę „o rany kiedy to się skończy” tylko „ale mi serducho wali! to moje serducho, ale mi wydolność wzrasta”). Spróbuj tak. Chcesz to mogę Ci podesłać parę fajnych e-booków o tej diecie

      • Ola 29 lipca, 2018 at 8:26 pm - Odpowiedz

        Dzięki za odpowiedź Krysia :)

        Nie jadam w ogóle frytek, oleju, ketchupu, sosów, wędlin, parówek, kiełbasek, pasztetów, mielonek, białego pieczywa i innych wysoko przetworzonysh shitów.

        Jadam kasze gryczaną, jaglaną, czasem manną. Pęczak, bób, fasolki, Koktaile owocowe z mlekiem sojowym i ziarnami które sama sobie przygotowuje. Ryż brązowy, makaron razowy, chleb razowy. Prawie nie jem słodyczy. Dużo owsianek z pełnego ziarna. Jem też dużo wodorostow, surowych warzw. Jem do syta. Kupiłam też tę dietę 2000 kcal od Ani i po kolei wdrażam przepisy do swojego jadłospisu.

        „Weź się za jakiś sport” to nie jest rada dla mnie ponieważ u mnie kompensacja nie następuje przez rzyganie tylko przez ćwiczenie do nieprzytomności (taka odmiana „na czasie”). Ponadto uwielbiam sport i ciężko mi powiedzieć czy robię coś z musu czy nie.
        Biegam półmaratony, jeźdżę figurowo na łyżwach i rolkach, wspinam się na ściance, jestem instruktorka windsurfingu, w sezonie jeżdżę na nartach i snowboardzie, Oprócz tego jestem 5 razy w tygodniu na siłowni. Także sportu mi nie brakuje.

        Moim problem jest to, że przez ostatnie pół roku jadłam tego zdrowego jedznia tyle, żeby wyszło 1000 kcal dziennie. Co powodowało napady obżarstwa 1-3 razy w tygodniu co z kolei powodowało ćwiczenie ponad siły + tradycyjne metody bulimiczek.

        Było już dobrze, ale od paru dni mam kryzys bo waga nie spada, zaczęłam miewać jadłowstręt i wypluwać jedzenie. Łapię się na tym, że po pierwszym kęsie posiłku moja myśl to „a może by wypluć”.
        Dziś poszlam dwa razy na trening + jeszcze pojeździłam na rowerze :(

        • Krysia 29 lipca, 2018 at 10:21 pm - Odpowiedz

          Łoł, szacun Olu! Olu a ile masz wzrostu i jaką budowę? Wiesz że mięśnie ważą więcej… Może dużo ważysz ale nie wyglądasz grubo? Może masz 180 cm wzrostu, przy takiej ilości sportu nie będziesz nigdy ważyć 50 kg, bo i po co? Wyglądałabyś jak po Oświęcimiu. Może masz piękną umięśnioną figurę? Siostry Williams (weganki zresztą) to baby ważące właśnie po 80 kg a przecież aż miło na nie patrzeć, wyglądają pięknie z tymi swoimi 80 kg. Co się stało że przez ostatnie pół roku jadłaś tylko 1000 kcal?

          • Firanaj 30 lipca, 2018 at 11:15 am

            Krysia nie ma opcji żebyś jadła nieprzetworzone jedzenie i przytyła do 80 kg jeżeli jesteś zdrowa. Stanie się tak jak będziesz wsuwala bardzo mocno przetworzone produkty i odpuścisz cwiczenia. Do wszystkiego należy zachować rozsądek. Owsiankę jem na drugie śniadanie w normalnej porcji – ale nie odmierzam gram płatków. Wsypuje 3-4 łyżki, dolewam na oko mleka, wsypuje orzechy – dwie łyżki – mieszam różne rodzaje, dorzucam pokrojone owoce, posypuje kakako i jest. O to chodzi, bez obłędu co do grama, normalna syta porcja

          • Ola 30 lipca, 2018 at 2:59 pm

            Hej Krysiu, odpisałam Ci pod spodem, bo coś mi się pomyliło :)

  10. Joanna 28 lipca, 2018 at 6:56 pm - Odpowiedz

    Spotkanie jest w Warszawie? :D

  11. Ela 29 lipca, 2018 at 10:29 am - Odpowiedz

    No i Pytanie na Śniadanie chyba nie wyszło, co?

    • Wilczo Glodna 29 lipca, 2018 at 2:31 pm - Odpowiedz

      Kora. Będzie w tym tygodniu, miejmy nadzieję.

  12. Kasia 29 lipca, 2018 at 12:08 pm - Odpowiedz

    Chyba na pewno. Myślę,że temat zmarłej w sobotę Kory, zmienił ustawione tematy. Pewnie będzie inny termin.

  13. Ania 29 lipca, 2018 at 9:19 pm - Odpowiedz

    Ja jeszcze w sprawie liczenia kcal. Na początku zaznaczę, że ostatnio liczyłam je jakieś 15lat temu, przy pierwszej diecie.I po 15 latach do tego wróciłam. Z resztą Ania gdzieś napisała, że głowa nas w ed wrzuciła i czasami to głowa musi nas wyciągnąć. Ale do rzeczy. Na początku racjonalnego jedzenia robiłam tak, że jadłam intuicyjnie, ale zapisywalam sobie wszystko co zjadłam w ciągu dnia i na koniec podliczalam ile kcal mi wyszło. Wynik starałam sie traktować czysto informacyjnie. To był bardziej taki dziennik obserwacji. Pisałam jak się czuje po danym jedzeniu itp, ponieważ miałam też inne dolegliwości. To miał być eksperyment i tak, to traktowałam. Teraz używam apki. Ale nadal jem to na co mam ochotę. Jednego dnia zjem więcej, innego mniej. Czasami wpadnie więcej tłuszczy, innym razem wegli. Raz na jakiś czas sprawdzam statystyki i widzę, że w rozliczeniu tygodniowym czy miesięcznym średnia wychodzi mi niemal idealna. Czasami jak widzę, że któryś dzień z kolei niedojadam np białka, albo wegli, to w ciągu kolejnych staram się uzupełnić te braki. Apka służy mi właśnie do takiej ogólnej kontroli, a nie do narzucania jakiegoś rygoru. Póki co taki system mi się dobrze sprawdza. Wychodzę z nadwagi. Idzie powoli-średnio 0,5 kg/tydzień, ale najważniejsze jest to, że mijają kolejne miesiące bez kompulsow. Docelowo apka zostanie usunieta, ale póki co wnioski, jakie wyciągam z danych przez nią przekazanych pozwalaja mi lepiej siebie poznac. Wiem już ze ochotę na chipsy i czekoladę mam tylko przed miesiączka, że wtedy ogólnie jem więcej tłuszczy itp. Ale dzięki apce wiem też, że to tylko jakieś 300-500kcal więcej przez dwa dni i że tragedii mi nie zrobi, bo w rozliczeniu miesięcznym i tak ginie:)

  14. Ola 29 lipca, 2018 at 11:32 pm - Odpowiedz

    Mam 167 wzrostu i obecnie ważę 71.3. chciałabym ważyć 62-65 wtedy czuję się już dobrze. Wiem, ze mam sporo mięśni i dlatego nie chcę wazyc 50-60 kg. Ale nie chcę miec nadwagi. I mam duzo tłuszczu.

    Zaczelo się od wagi 87 kg 6 lat temu i od tamtej pory diety na przemian z objadaniem. No i pol roku temu znow dieta. Tylko tym razem objawy się nasilily, zaczęły przeszkadzac mi żyć. Uczucie przerazenia na widok obiadu, obkrajanie kotleta z panierki, by po paru dniach zjesc worek czekoladek. A później iść biegac dzien po dniu po kilkanaście km przez kilka dni z rzedu bez dnia odpoczynku i jeszcze mniej zjeść.

    Nawet teraz jak to piszę to wiem, że źle robię że dziś tyle cwiczylam ale już planuję, ze jutro też! :( :( :(

  15. Magda 1 sierpnia, 2018 at 1:39 pm - Odpowiedz

    Ja nigdy nie liczyłam kalorii I nawet nie chce MI się ich liczyć :-) jak nie wiedziałam czy dobrze jem, to prosiłam Anie o pomoc I zawsze mi doradziła. Kupiłam też jadłospis, z którego brałam pomysły na dania. Na początku spuchłam I waga poszła w góre o 5kg ale już jest dobrze. Dziękuję Aniu!

  16. Iwona 1 sierpnia, 2018 at 2:44 pm - Odpowiedz

    Wchodzę w to! :) pierwszy sierpnia idealny czas żeby zacząć.
    Ściskam!