Jak o siebie zadbać, bez używania siły
Przez całe lata dostawałam od was pytania typu: Co robić by być zdrowym? Co jeść? Jak często? Ile ćwiczyć? Ile pić?…
Jesteśmy przyzwyczajeni do gotowych recept, do autorytetów, które pewnym głosem twierdzą, że trzeba jeść to, a nie jeść tamtego i ćwiczyć tyle i tyle. Problem jest jednak taki, że co ekspert, to teoria. I jak tu się nie pogubić?
Ja zawsze stroniłam od dawania konkretnych rad (za co przepraszam wszystkich, których w ten sposób rozczarowałam.) Po pierwsze nie uważam się za jakąś ekspertkę, po drugie nie sądzę, że taka recepta w ogóle istnieje. Zamiast tego, zawsze odpowiadałam pytaniem: A Ty jak myślisz? Co byś poradziła swojej najlepszej przyjaciółce, gdyby Cię o to zapytała? I słuchałam odpowiedzi.
I wiecie co, chyba nigdy nie usłyszałam, że powinno się ćwiczyć 7 razy w tygodniu i jeść wyłącznie sałatę. Nawet od osób, które właśnie tak robiły. Odpowiedzi zawsze były w miarę sensowne i przemawiał przez nie zdrowy rozsądek, Uniwersalna Mądrość, którą każdy w sobie nosi.
Pytałam moją rozmówczynię, dlaczego w takim razie sama nie zastosuje się do swojej rady. I w tym momencie słyszałam intelekt: No bo to, tamto i siamto. Bo ja jestem inna, musze robić coś wyjątkowego i na mnie te zwykłe rzeczy nie działają… Wszystko pięknie uargumentowane, ale co z tego, kiedy błędne. Zawsze było to dla mnie frapujące, dopóki nie zrozumiałam, jak to działa.
A działa to tak: Nasz mały ludzki rozum korzysta z tego co już zna i wie. Jak komputer, który korzysta z informacji zapisanych na dysku. Jeżeli ma tam śmieci, wygeneruje tylko śmieci. Jeżeli Ty wierzysz w jakieś szkodliwe mity, będziesz postępować w sposób dla siebie szkodliwy.
Na szczęście jest też Uniwersalny Umysł (The Principle of Mind) czyli porządek wszechświata. On jest jak Internet. Jesteśmy do niego zawsze podłączeni, jesteśmy jego częścią. Kiedy na chwilę wyjedziemy ze swojego intelektu, na przykład dzięki pytaniu „Co byś poradziła przyjaciółce”, automatycznie podłączamy się do źródła wszelkiej mądrości. No bo jak inaczej wytłumaczyć to, że osoba ze skrajną anrksją*, nerwicą natręctw i obsesją na temat sportu, mówi mi, że trzeba jeść do syta, wszystko, ale z umiarem i ćwiczyć dla przyjemności?
Czy to nie jest interesujące? My zawsze wiemy, co robić. Każdy z nas ma w sobie wbudowaną tę wiedzę, ale nie słuchamy jej, bo nawet nie wiemy, że trzeba. Nikt nam tego nie powiedział. Uczono nas słuchać głowy i to ona wiedzie prym. To ona gubi się w śmieciach, które się w niej znalazły.
No to jak się w tym wszystkim odnaleźć? Jak o siebie zadbać?
Myślę, że to staje się oczywiste, jeżeli zsynchronizujesz swój mały umysł z tym Wielkim, pisanym przez wielkie W. Wtedy nikt Ci nie będzie musiał mówić, co robić, a czego nie. Tak jak nikt Ci nie mówi, by nie pić trutki na szczury, a jednak tego nie robisz. Ok, trutka na szczury nie jest smaczna, a na przykład słodycze tak. Jednak założę się, że nie piłabyś jej nawet, gdyby ją posłodzili.
Ja na przykład postrzegam w ten sposób słodycze. Nie jem ich prawie w ogóle, ale nie dlatego, że ich sobie zakazałam, bo mnie utuczą. Nie, ja po prostu autentycznie zobaczyłam, że to nie jest nic dobrego. Dobra, porównanie do trutki jest przesadzone, ale w składzie mamy dużo szkodliwych składników; olej palmowy, cukier i pełno chemii. Ja po prostu nie chcę ich mieć w swoim ciele. Tak samo jak nie chcę mieć substancji smolistych w płucach czy etanolu we krwi.
Ok, czasami zjem sobie coś słodkiego, czy wypiję kieliszek wina, ale z roku na rok jest tego coraz mniej.
Ta zmiana jednak nie przeszła z zewnątrz jako arbitralny zakaz rozumu. Nie wyszła ona z intelektu, tak jak kiedyś, gdy postanawiałam, że „od dzisiaj nie jem słodyczy!”. Ona wyszła z serca, ze zdrowego rozsądku. Po prostu nie wydaje mi się to dobrym pomysłem i już. Kiedy czasem zjem jakieś kupne słodycze, zazwyczaj są one dla mnie za słodkie i w ogóle mi nie smakują. Nie widzę więc sensu w kupowaniu ich.*
Albo taki sport. Kiedyś było to narzędzie do spalania kalorii, teraz jest to część higieny życia. Zdaję sobie sprawę jakie są benefity dźwigania ciężarów i chcę tego dla swojego ciała i ducha. Czasami dostaję wiadomości typu „ojej ty tyle ćwiczysz, czy ty nie przesadzasz?”. Nie mogę przesadzić. Nie ma dla mnie sensu ćwiczenie mimo bólu czy zmęczenia. Nie ma też sensu niećwiczenie w ogóle.
W końcu żyję tak, jak zawsze chciałam żyć. Z tym, że kiedyś myślałam, że trzeba to „zrobić”, napracować się, zbudować nawyki, zakazać, nakazać… Teraz wiem, że trzeba po prostu zjeść sobie z drogi i nie przeszkadzać. Cała reszta stanie się sama, bez użycia siły woli.
Do tego stanu dążę z moimi podopiecznymi i to też mogę poradzić Tobie; zapomnij o wszystkich informacjach, których się naczytałaś, uspokój swój umysł, zobacz, co ma sens i rób właśnie to. W ten sposób nigdy nie zabłądzisz.
*Uwaga, jeżeli nie jesteś na tym etapie, nie staraj się mnie naśladować. Rób to, co ma dla Ciebie sens. Jeżeli czujesz, że niejedzenie słodyczy byłoby zakazywaniem sobie, absolutnie je jedz!
* Muszę przekręcać kluczowe słowa. Takie czasy.
Jeżeli chcesz, żeby pomogła i Tobie, zgłoś się do mnie na coaching lub mentoring.
Ania super wyglądasz❤️
Dzięki! Sztanga rzeźbi :P
Cudownie, że wracasz! Kocham Twoje posty i filmiki, śledziłam i będę śledzić regularnie! ❤️ Płynie z nich ta mądrość, o której mówisz, która trafia głęboko do serca. ❤️❤️❤️
Dziękuję!
Aniu, wspaniały wpis! I mądrych rad dajemy i wydaje się to oczywiste i proste a same tkwimy w jakimś bagnie bo nasza sytuacja jest przecież inna. Ile razy zastanawiałam się dlaczego potrafię znaleźć prostą receptę na czyjeś szczęście a u mnie się to nie sprawdza bo nie umiem tego wdrożyć… Cudownie, że wróciłaś na bloga i YT!!!
Do usług kochana <3
Hej, ja ze słodyczami mam dokładnie tak samo, nie jem ich od jakichś hmmmm 20 lat :) (czyli od czasu, jak byłam nastolatką). Zdarza mi się (niestety) czasem zjeść za dużo (np. w stanie zmęczenia, psychicznego czy fizycznego), ale nie sięgam po kupne słodycze. Jeśli już zjem większą ilość czegoś bardziej zwykłego typu chleb czy ryż z orzechami. Większość kupnych słodyczy to dla mnie w smaku sama chemia i syf. Nie sięgam po to bo prostu wolę inne rzeczy. Alkohol odstawiłam całkowicie. Raz na kilka miesięcy (dosłownie – co 3 miesiące i więcej) sięgam przy jakiejś okazji rodzinnej po kieliszek, ale ostatnio już było tak, że byłam w stanie wypić pół kieliszka wina bo zwyczajnie mi nie smakowało. ściskam!
Właśnie!
Tak właśnie myślałam nad tym pytaniem: co byś doradziła najlepszej przyjaciółce? I dochodzę do jednego wniosku… mądrość nie pojawia się od razu na początku. Pojawia się dopiero wtedy, gdy poznamy choć trochę konsekwencjinaszych czynów. Innymi słowy trzeba coś dopiero przeżyć na własnym tyłku, aby pojawiła się ta mądrość.
To jest doświadczenie. Mądrość mają nawet małe dzieciak, co często nas szokuje i dziwi, prawda?