Niedziela bez wilka: Karolina, co miała utyć 3 kg, a schudła 5 kg
Niecały tydzień temu zakończyłam mentoring z Anią i cały czas nie mogę uwierzyć w to co się wydarzyło.
Przez kilka miesięcy zastanawiałam się czy na pewno nie poradzę sobie sama, ciągle próbowałam i ciągle przegrywałam.
Mam 47 lat i od dziecka pochłaniałem słodycze. Potem słodycze zamieniłam na alkohol. Od ok 2 lat nie piję alkoholu i w związku z tym bardzo płynnie wróciłam do słodyczy. I to w ilościach dziennych większych niż czteroosobowa rodzina spożywa przez miesiąc.
Przez pierwsze pół roku czekałam aż minie. Byłam w trakcie terapii i usprawiedliwiałem wszystko tym, że brakuje mi alkoholu więc słodycze spoko-mniejsze zło. Około 1,5 roku wylądowałam w szpitalu w stanie krytycznym. Przyczyną były bakterie – a jak wiadomo bakterie kochają cukier. Niestety po miesiącu ostrej diety, wróciłam do obżarstwa słodyczami. I tak z krótkimi przerwami na diety, obżerałam się czekoladą. Nie wymiotowałam, bo bardzo tego nie lubię, ale przez to czułam się jeszcze gorzej, że ten syf we mnie zostaje.
Marząc, żeby mnie ktoś zamknął, bo nie panuję nad tym (oczywiście przy torcie) stwierdziłam, że jednak spróbuję z Anią. Jedyne o czym marzyłam, to powstrzymać tę ogromną chęć na słodycze, jeżeli się pojawi. Zamiast tego dostałam … brak tej ogromnej chęci, brak tematu jedzenia, to znaczy jedzenie jak normalni ludzi z normalnym podejściem, czyli pełnowymiarową wolność!
Cały czas nie mogę w to uwierzyć, że jem normalnie, nie jestem na żadnej diecie, jem słodycze tak jak inni ludzie, czyli z umiarem. Każdego cukier tuczy, ale już nie mam z tym żadnego problemu, bo ochota na słodycze jest jakaś taka mała i rzadko się zdarza. Nawyk się czasem przypomina i tyle, ale teraz to wiem i to olewam.
Nawet czasami jak mam bardzo dobry/bardzo zły nastrój i zgodnie z terapią i całą drogą autoanalizy, którą przeszłam (dlaczego jem, co wtedy czuję i inne nieprzydatne przemyślenia) zastanawiam się po jaką cholerę miałabym się obeżreć. I nie znajduję odpowiedzi. To się wydaje tak irracjonalne jak już ma się to z głowy.
Do tego chudnę i czuję tak wielką ulgę, że nie muszę nic liczyć, kombinować, po prostu jem normalnie! Na początku nie było łatwo, myślałam, że Ania oszalała, jak mi kazała jeść więcej i pozwalała jeść wszystko, nie zapisywać i nie liczyć! Ale obiecałam sobie, że całe życie próbowałam po swojemu i nie bardzo mam to co chciałam, więc „zaryzykuję” i będę robić tak jak Ania mówi.
I jadłam kolację o 22, bo wcześniej nie zdążyłam, ciacho, bo za mną chodziło i „niezdrowe” kupne pierogi, bo bardzo lubię. Pomyślałam sobie, że w razie czego przez 6 tygodni przytyję najwyżej ze 3 kg. Wcześniej jak miałam ataki to tyłam po 3 kg tygodniowo, więc luz. Potem to zrzucę najwyżej, ale teraz będę twardo się słuchać. I co? Schudłam 5 kg, zamiast utyć zakładanych 3 kg. I to bez diety!
To brzmi jak bajka, wiem, dlatego czasami boję się, że to minie i znowu się obeżrę, więc nadal czasami czytam i oglądam Anię, żeby przypadkiem „nie zapomnieć”. To była decyzja życia. Ania, jeszcze raz dziękuję najmocniej jak potrafię.
Karolina
*
Od naszego mentoringu mija już miesiąc i z tego co wiem, Karolina dalej jest na dobrych torach. Nie dziwi mnie to ani na jotę.
Brawo Karolino! Ja mam 49 lat i bulimię zaprosiłam do swojego życia mając lat… 23. Bez przerwy. Niedawno miałam dość poważna operacje. Wiedziałam, ze nie mogę po niej sie obżerać i rzygac, bo pozrywam szwy. Chodziłam po ścianach, gryzłam poduszkę, płakałam jak bóbr. Bo jak to? Zjadłam 2 kanapki na kolacje,a przecież nie wolno jeść kolacji, i nie mogę tego zwrócić, bo mi sie wszystko rozerwie… I co sie stało? Omg!!! Przytyłam 2 kg. Koniec świata. I zaczęłam normalnie jeść. 3 posiłki, jak w dzieciństwie, które już słabo pamietam… I… nie rzygam już 26 dni i od mojej wagi wyjściowej schudłam 2 kg przy normalnym jedzeniu, czyli 4 kg od „przytycia”, które pewnie było zgromadzeniem wody, lub obronna reakcja ciała głodzonego przez tyle lat. Teraz już nie czuje potrzeby żarcia, świąteczne ciasto stoi na stole. Zjem jutro kawałek na śniadanie. Wszystko jest w głowie Dziewczyny! Jeśli ja po tylu latach ciężkiej bulimii wyszłam na prosta, to Wy tez możecie. I dziękuje Aniu za Twój cudowny blog. Bardzo mi pomaga trzymać sie i nie wrócić do syfu, w którym tkwiłam przez przez niemal polowe mojego życia.