Sprawa trudna i godna podziwu
Już otwierałam Worda, już rozciągałam stawy w nadgarstkach i palcach, by napisać kolejny post, a tu kontem oka dostrzegłam powiadomienie o nowym komentarzu na blogu. Otwieram, czytam a tam takie słowa:
Witam,
Wspomniała Pani że nie ma choroby psychicznej, nie ma zaburzeń czy nałogów. Jednocześnie napisała Pani że nadal codziennie ma myśli typu: „wyrzygaj się, to ostatni raz, zrób coś z tym, będzie ci lepiej”.
Jeżeli Pani nie ma zaburzeń żadnych to czym są te myśli? Nie są przecież normalne i większość osób w ogóle takich nie posiada wiec są odchyleniem jakimś. Gdyby były zwyczajne to większość by je miała, a miewa je jakiś procent społeczeństwa tylko. Ponadto posiadając takie myśli to chyba jest ryzyko poddania się im skoro tak często się pojawiają, a ryzyko jest większe niż u kogoś kto nigdy takich myśli nie miał wiec nie jest się w tym samym miejscu gdzie osoba wolna od zaburzeń odżywiania.
Mi się wydaje że zaburzenie występuje nadal ale jest ono u Pani pod kontrolą co jest sprawą trudną i godną podziwu.
Monika
Genialnie! Cudownie! Właśnie takie komentarze uwielbiam! Od razu zapomniałam o czym miałam pisać jeszcze przed chwilą i zabrałam się za odpowiedź na to pytanie.
Na wstępie chcę zaznaczyć, że nie czuję się nim dotknięta i nie piszę tego z ironicznym uśmieszkiem. Naprawdę uważam to za wspaniałą okazję do wyjaśnienia Ci jak działają nałogi i na czym polega prawdziwe wyjście z nich.
Jak pewnie wiesz, jestem osobą, która pod koniec 2014 roku wyszła z trwającej przez 15 lat bulimii. Od tego czasu nie zwymiotowałam ani razu i krok po kroku wracałam do normalności. Teraz mogę śmiało powiedzieć, że od przynajmniej pięciu lat jem zupełnie normalnie, nie myślę o kaloriach, jedzeniu i nie czuję potrzeby by to w żadnej sposób kontrolować.
Jakiś czas temu zorientowała się jednak, że nadal mam myśli o tym, by zwymiotować, kiedy najem się za bardzo. I tutaj muszę sprostować; nie mam ich codziennie. Raczej nie mam w zwyczaju regularnego przejadania się. To dzieje się niezwykle rzadko. Kiedy jem, w pewnym momencie czuję wyraźne „stop” i tracę zainteresowanie jedzeniem. Wyjątkiem będą święta czy wyjścia do restauracji, chociaż oczywiście nie za każdym razem się tam przejem. Ale kiedy się to faktycznie zdarzy, w głowie pojawiają się właśnie takie myśli.
A więc czym są te myśli? Są one przejawem aktywności gadziego mózgu, który przez 15 lat mojego życia, był przeze mnie programowany do wysyłania takich komunikatów. Oczywiście robiłam to bezwiednie i nieświadomie.
Jak to się stało? Opisywałam ten mechanizm wielokrotnie, ale powtórzę w telegraficznym skrócie: Zanim wpadłam w bulimię, byłam przez długie miesiące na diecie. Bardzo chciałam być tak piękna jak modelka z gazety, więc ignorowałam wszelkie sygnały głodu. Któregoś dnia jednak moje ciało tego nie wytrzymało. Mózg uznał, że dalsze głodzenie zagraża mojej egzystencji i wywołał atak objadania się.
Ja zaś, chcąc dalej wyglądać jak pani z gazety, sprowokowałam wymioty i pozbyłam się tego jedzenia, co wywołało jeszcze większe niedożywienie i – mówiąc obrazowo – panikę mojego mózgu. Niedługo potem ciało, nie widząc innego wyboru, poddało się kolejnemu atakowi obżarstwa, które miało mi, de facto, ocalić życie. Mój profesorek wniósł ponownie weto i skorzystał ze sprawdzonego raz sposobu.
Schemat zaczął się powtarzać częściej i częściej. A co się dzieje, jak coś często powtarzamy? To staje się naszym nawykiem.
Przewińmy film kilka lat do przodu: dwudziestoletnia Ania głodzi się i przejada regularnie. A kiedy się przejada, automatycznie wpada jej do głowy paniczna myśl „pozbądź się tego!”. Ania nie rozumie wyjaśnionych tutaj mechanizmów i nie wie, że to tylko nawykowa myśl, więc idzie za nią przekonana, że to jedyna dostępna jej opcja. I co się dzieje? Uczy swój mózg, że te myśli są ważne i trzeba podsyłać ich jeszcze więcej.
Czy tak zwana normalna osoba też ma takie myśli? Oczywiście, że nie. Ona nie trenowała swojego mózgu w ten sposób przez tak wiele lat. Ale mogę Cię zapewnić, że każdy człowiek ma jakieś nawykowe myśli; chociażby „umyj zęby”, po śniadaniu.
I teraz uwaga; „zwymiotuj” czy „umyj zęby” to dokładnie takie same myśli gadziego mózgu. Obie powstały poprzez powtarzanie i obie są wzmacniane przez podążanie za nimi. Różnią się tylko treścią, wsadem. Neurologicznie jednak są one identyczne i na skanach mózgu wyglądałyby jako podobne ścieżki neuronalne. Patrząc na nie, nie mogłabyś powiedzieć, że ta dotyczy czegoś złego, a tamta dobrego.
To dopiero nasz ludzki mózg (zwany przeze mnie profesorem) wartościuje przydatność danego nawyku i mówi „to jest pożyteczne, a to szkodzi”. Mózg gadzi tego nie robi, bo nie ma swojej inteligencji. On po prostu podtrzymuje nawyk, nie wiedząc czy on Ci służy, czy Cię zabija. Gadzi mózg jest jak maszyna; co mu tam wrzucisz i powtórzysz kilka razy, on sobie to będzie mielił. Aż przestaniesz powtarzać. Wtedy on o tym zapomni.
No właśnie. I teraz dochodzimy do sedna. Skoro takie myśli mi się nadal pojawiają, to czy jest ryzyku poddania się im? Czy to znaczy, że nadal mam zaburzenia odżywiania, ale w godny podziwu sposób przeciwstawiam się im już od ponad siedmiu lat? Nie, nic podobnego. Zresztą nawet nie chciałabym tak żyć – codziennie męczyć się, zagryzać zęby i przeczekiwać, aż straszne myśli pójdą sobie z mojej głowy.
W ten właśnie sposób próbowałam pozbyć się bulimii przez wiele lat –metodą silnej woli. Nigdy jednak nie wytrzymałam zbyt długo. Ostatecznie człowiek chce mieć święty spokój od natrętnych myśli, nawet za cenę bulimii.
Co w końcu sprawiło, że uwolniłam się od tego raz na zawsze? Całkowicie zmieniłam mój stosunek do tych myśli, zobaczyłam je zupełnie w innym świetle, zobaczyłam czym w rzeczywistości są; tylko… myślami. Nie zaś silniejszymi ode mnie rozkazami z którymi mogę tylko albo walczyć, albo się im poddać.
Pozwól, że wyjaśnię to na przykładzie tego mycia zębów. Powiedzmy, że wyczytałaś gdzieś o najnowszych badaniach, że mycie zębów jest szkodliwe; pasta z fluorem truje, a szczoteczka harata szkliwo. I postanowiłaś, że od dzisiaj z tym koniec.
Czy myślisz, że w takim razie nigdy już nie pomyślisz o ich umyciu? Oczywiście że pomyślisz! Już pierwszego dnia po śniadaniu, twój mózg podsunie usłużnie: „umyj zęby”. Zrobi to też po obiedzie i kolacji. Może nawet rozważysz umycie ich, bo taki będziesz czuć niesmak. Ale wtedy przypomnisz sobie, że to szkodliwe i olejesz wszelkie myśli, mówiące by to zrobić.
Nie będzie Cię to kosztowało żadnego wysiłku, bólu czy poświęceń. Nie będziesz czuła, że musisz coś kontrolować i że jest to trudne. I na pewno nie będziesz myślała, że niepomaszerowanie do łazienki, to coś godnego podziwu. Po prostu nie chcesz tego robić i nie robisz. Not a big deal.
Teoretycznie tak samo możesz wyjść z bulimii; po prostu nie reagować na myśli, które mówią Ci, żeby się objadać, wymiotować czy głodzić. Jednak jest tu pewien szkopuł. Ty swoich myśli o objadaniu się, nie postrzegasz tak samo, jak myśli o myciu zębów. Ty je widzisz jako coś więcej niż tylko myśli. One mają dla Ciebie znaczenie, są ważne. Postrzegasz je jako coś, co ma nad Tobą moc i jest silniejsze od Ciebie.
To właściwie jest jedyny powód (oprócz głodzenia się, ale to chyba oczywiste), dla którego dalej w tym tkwisz, chociaż nie chcesz. To prosty do skorygowania błąd. Cała trudność polega na tym, żeby to faktycznie dostrzec.
Ja miałam to szczęście, że połączyłam kropki i nabrałam świeżego spojrzenia, na to co dzieje się w mojej głowie. Doznałam spontanicznego wglądu w naturę bulimii. Zrozumiałam, że nie jestem chora psychicznie, a bulimia to nawyk. Jako, że miałam kiedyś nawyk palenia papierosów i skończyłam z nim z dnia na dzień, tak automatycznie przełożyłam to rozumienie na bulimię.
Pojęłam, że wszystkie myśli w swojej esencji są takie same – neurologiczne siostry. Różnią się tylko wsadem. To moja ocena tego „wsadu” sprawia problem, a nie to, że ten „wsad” jest jakiś wyjątkowy. Potem trafiłam na książkę Kathryn Hansen oraz filozofię 3 Principles i zrozumiałam, że odkryłam odkrytą już Amerykę, że tak właśnie wychodzi się z nawyków i można tego nauczyć każdego (co robię na mentoringu i coachingu).
Bo tak naprawdę nie jest ważne co myśl „mówi”. Ty czujesz się wobec niej bezsilna, bo nie widzisz, że to tylko myśl. Kiedy to widzisz, masz ją w poważaniu i nie uważasz, że jej obecność stanowi jakieś „ryzyko”. Wtedy doznajesz prawdziwej i absolutnej wolności. Twoja głowa otwarta jest na wszelkie myśli tego świata, ale Ty wiesz, że nie za każdą musisz iść. I dzieje się to zupełnie bez wysiłku.
*
Jeżeli chcesz powtórzyć mój sukces i wyciągnąć się ze swoich problemów z odżywianiem i nie tylko, serdecznie zapraszam do pracy ze mną. Napisz do mnie na [email protected] i zadaj mi pytanie.
Brawo! Super to wytłumaczyłaś. Co więcej, większość osób (jak nie wszyscy) miewa raz na jakiś czas dziwne, niepokojące myśli i to nie jest żadne odchylenie. Przecież nie mamy nad tym kontroli, że jakaś myśl nam wpadła do głowy (którą postrzegamy np. jako 'niepokojącą’). Problem zaczyna się, jeśli z nią walczymy lub na nią reagujemy, zamiast ją po prostu 'olać’ :)
Dokładnie. Każdemu czasami wpada do głowy by zamordować własnego szefa czy pieprznąć drzwiami i nie wrócić. Czy to jest problem? Nie.
No a co zrobić z objawami odstawienia uzależniającego środka? No cukru czy nikotyny? To już nie są tylko myśli tylko reakcja organizmu na niedobór
Matylda zastanów się ile rzeczywiście ten stan utrzymuje się w ciele a ile w głowie…..
A ja bym jeszcze zastanowiła się, na ile organizmowi jest potrzebny papierosowy dym i biały cukier. Dla organizmu te substancje są szkodliwe, więc jak człowiek będzie miał w to wgląd, to możliwe, że nawet nie będzie objawów odstawienia, albo bardzo szybko miną. Ja tak miałam, kiedy zobaczyłam, czym naprawdę jest palenie papierosów. Praktycznie samo ode mnie 'odpadło’ z dnia na dzień i już nigdy do tego nie wróciłam, bo minęła mi ochota :)
U mnie było dokładnie tak samo. PRzeczytałam książkę Allena Carra, zobaczyłam w niej prawdę i nigdy w życiu nie przyszło mi już do głowy, by wsadzić tego śmierdziela do ust hahah
Tak jak piszą dziewczyny. Nikotyna znika z organizmu, o ile dobrze pamiętam, po 48 godzinach. Więc wszelki głód nikotynowy po tym czasie, to tak naprawdę głód pochodzący z myśli. Sam „głód nikotynowy” przypomina lekką grypkę. Taką na lajcie. Lekką grypkę każdy zniesie, jeżeli nie będzie sobie opowiadał strasznej historii na ten temat. To własnie ta historia jest problemem, a nie te tak zwane objawy odstawienia.
Świetny post, szczególnie „wszystkie myśli w swojej esencji są takie same, różnią się tylko wsadem. To moja ocena tego „wsadu” sprawia problem, a nie to, że ten „wsad” jest jakiś wyjątkowy. ” Dodalabym jeszcze, że oprócz zobaczenia tego, że to tylko myśli a nie rozkazy, potrzebna jest jeszcze nasza DECYZJA! I nie taka rzucona bez odpowiedzialności (co jest normą w nawykach), że od nowego roku rzucam palenie ale taka od serca, stąd ważna kolejność wyjścia z nałogu. Wtedy zrozumienie i nasz wybór zdziałają cuda!
Tak, bez tego nie ruszymy w ogóle. Jeżeli nie chcemy wyjść z nałogu, to nikt i nic nam nie pomoże.
O tak! Ten ostatni akapit to dokładnie to. Od kiedy, dzieki Tobie, zrozumialam, że to tylko myśl zyje mi się lepiej.
Bardzo dobry post, dziekuje ze się dzielisz z nami rozszerzona wiedza na temat 3P.
Dziękuję <3
Cześć Aniu, najbardziej mnie wkurza że tak fantastycznie to tłumaczysz i to wydaje się wręcz oczywiste, a i tak nadal wierzę w „siłę” swoich myśli ;) Oczywiście czytam i słucham Cię nadal, zakładam że w końcu załapię i ja :) Narazie jestem na etapie rzucania palenia ale ciągle lipa. I zastanawiam się czy nie wynika to z tego, że jak przestaję palić i czuję, że palenie jest bez sensu i w ogóle o co chodzi, to zabieram się za kolejne rzeczy. Skoro jestem taka zajebista i nie palę to zabieram się np za ćwiczenia. I ćwiczę, no to wtedy wprowadzam kolejną zmianę i np piję więcej wody. I w pewnym momencie zarzucam wszystko i znowu palę, nie ćwiczę i nie piję wody ;) Ale nie wiem jak to powinno być. Zawsze czuję, że jestem gotowa na kolejny krok a nie jestem jednak, skąd mam to wiedzieć? Pewnie gdybym miała wgląd to byłoby prostsze ale nie mam, a chciałabym jednak próbować wprowadzać zmiany które sprawią, że poczuję się lepiej, mimo że wglądu brak. Dobrze, że wróciłaś do pisania i mówienia do nas, cieszę się bardzo i dziękuję :)
Cześć Magda, mam nadzieję, że może moje techniki będę i dla Ciebie pomocne: gdy jesteś już kilka dni bez fajki (a nawet i na samym początku) i chcesz to rzucić, to nadal wyobrażaj sobie sytuację (która w koncu i tak nadejdzie), gdy wzbiera się w Tobie ta przeogromna chęć zapalenia i pomyśl, co wtedy zrobisz. Jest to dużo łatwiejsze wyobrazić sobie i w tej wyobraźni odeprzeć ten atak, możesz nawet poczuć ulgę, że jednak się nie skusiłaś i wróciłaś do innych działań, a dzięki temu może szybciej przypomni Ci się to wyobrażenie, gdy faktycznie taka chęć na fajkę nadejdzie :). Kolejna rzecz jest może trochę trudniejsza, ale bardzo skuteczna: gdy jest chęć na fajkę po prostu powiedz sobie, że tym razem spróbujesz nie zapalić, w ramach eksperymentu, żeby zobaczyć co się stanie (bo co się dzieje, gdy zapalisz, już wiesz ;)). Okaże się, że to wcale nie było takie bolesne i będziesz miała dla siebie dowód, że potrafisz i może kolejnym razem będzie prościej. To takie dwa triki, które w gruncie rzeczy pozwalają dojść własnie do tego, o czym pisze tu Ania, do olewania tych myśli, a nie wkręcania się w nie. Powodzenia!