Comfort food

Jedzenie by poczuć się lepiej, czyli tak zwane comfort food. Na ten temat powstały całe książki, setki postów na wszelakich blogach, artykuły, podcasty, programy telewizyjne itd.
Opowiada się o tym w gabinecie dietetyków, psychodietetyków, psychologów i terapeutów. Zwierza się z tego problemu przyjaciołom, w zaciszu domowym. I jakoś każdy chce się tego pozbyć. Chociaż to niby ma być „komfort”.

Różne są odcienie tego zjawiska – od niewinnego poprawienia sobie humoru czekoladą – raz na czas, do poważnego problemu rujnującego zdrowie i życie.
No a skoro tak, to ciężko nie zahaczyć o ten temat na Wilczo Głodnej. (Aż się dziwię, że po pięciu latach, nadal znajduję rzeczy, o których jeszcze nie pisałam.)

No więc teraz powinnam powiedzieć Ci, co to pokrótce jest i jak sobie z tym radzić, prawda? Wymądrzyć się, podać kilka sposobów i uznać temat za załatwiony.
Zamiast tego jednak opowiem Ci historyjkę o misiu. Twoim misiu.

Pamiętasz, że kiedy byłaś bardzo mała, bałaś się ciemności? Było to dosyć kłopotliwe, bo żeby zasnąć, ciemność jest raczej wymagana. Ty zaś chciałaś jedynie przy włączonej lampce, bo tylko ona mogła swoim światłem obronić cię przed wypełzającymi spod łózka potworami.
Rodzice mieli jednak na ten temat zgoła inne zdanie i zrobił się „poważny” (jak na Twoje małe jestestwo) problem.

Aż któregoś dnia dostałaś misia – pięknego przytulaska z sympatyczną morką i miłym futerkiem. Mama powiedziała Ci, że teraz miś będzie Cię chronił przed potworami i jeżeli tylko jakiś się pojawi, on niezwłocznie zawoła ją i tatę. Ufff jak dobrze! Już nie trzeba się o to martwić.
Pokrzepiona tą pluszową obecnością, zaczęłaś zasypiać bez trudu. Jakoś tak to było, prawda?

I tak miś stał się Twoim najlepszym przyjacielem. Zawsze, kiedy czułaś się smutna, szłaś się do niego przytulić. Smutek wsiąkał raz dwa w mięciutkie futerko i już po chwili wszystko było ok.
Miś dawał Ci dużo – tak potrzebnego – pocieszenia. Rzec by można; komfortu.

Aż nastał dzień, kiedy jakoś tak po prostu zapomniałaś o swoim przyjacielu. Najpierw trafił on na półkę, gdzie pokrył się lekko kurzem, potem do szafy, a potem do piwnicy. A może powędrował dalej, do dziecka sąsiadów, które także potrzebowało obrony przed potworami? Teraz jego obecność jest tylko dalekim wspomnieniem.
Ale pewnie pamiętasz to wszystko doskonale. Ja tak – chociaż mój miś był szary i szorstki, bo to były jeszcze czasy szarej i szorstkiej komuny, ale kochałam go całym sercem. I aż łezka mi się kręci w oku, kiedy o nim sobie przypomnę.
Jednak ani ja, ani Ty już go nie potrzebujemy, prawda?

Ale zaraz zaraz, przecież życie dorosłej osoby jest jeszcze bardziej „problematyczne” niż życie dziecka. Wiadomo, że potwory nie istnieją. Istnieją jednak konflikty rodzinne, deadliney, egzaminy i wymagający szef w pracy. Istnieje zarabianie pieniędzy, odpowiedzialność i niepewna przyszłość. I w tym wszystkim – my.
Dlaczego więc nie nosimy ze sobą naszego misia?

Bo doskonale rozumiemy, że komfort jaki on nam dawał, nie płynął z niego. Przecież nie mógł. Miś to kawałek pluszu zszytego nicią i wypchanego jakąś watą. Plusz, nici i wata nie mają w sobie nic, co mogłoby dać komukolwiek komfort. Ten komfort od początku płyną z nas i tylko z nas.
Nie rozumieliśmy tego jako dzieci, za to wiedzieli o tym doskonale nasi rodzice. My tylko MYŚLAŁYŚMY, że to miś jest źródłem naszych pozytywnych uczuć. I ich odczuwanie przypisałyśmy właśnie jemu.
Teraz jednak wiemy, że to była nieprawda. Nasza świadomość wzrosła i noszenie ze sobą misia do pracy, straciło sens.

I teraz wracając do comfort food. Już chyba wiesz, co Ci chcę powiedzieć?
Tu jest dokładnie tak samo. Poczucie wyluzowania, odpuszczenia, zapomnienia o problemach, SPOKOJU nie pochodzi z jedzenia. Jedzenie jest martwym przedmiotem. Ok, ono wpływa na chemię naszego mózgu – ale uwierz mi -nie bardziej niż ten miś, dzięki któremu czułyśmy przypływ endorfin, nie bardziej niż filiżanka kawy czy szczery komplement.
Ten spokój płynie zawsze, tylko i wyłącznie Z CIEBIE. Spokój jest Twoją naturą. To centrum Twojego jestestwa, coś z czego jesteś zrobiona. Spokój i miłość to Ty w swojej najczystszej istocie. 

To, że ich teraz nie czujesz, jest spowodowane wyłącznie Twoim zestresowanym myśleniem. O szefie, o egzaminie, o deadlinie, o potworze czyhającym pod łóżkiem.
Kiedy przytulasz misia/jesz czekoladę/pijesz wódkę/medytujesz/ i co tam jeszcze robisz – tak naprawdę wykonujesz RYTUAŁ, któremu przypisujesz swoje lepsze samopoczucie. Lecz w rzeczywistości to nie on jest za nie odpowiedzialny. To wszystko pochodzi z Ciebie. I kropka.
Rozumiemy to doskonale w przypadku misiów, ale z jakiegoś powodu totalnie nie widzimy tego w przypadku czekolad. A to jest ta sama rzecz.

Więc jaka jest moja rada na jedzenie na stres czy smutek? Nie mam żadnej rady. Nie zrobię na ten temat wykładu, bo sprawa jest zbyt prosta i sprowadza się do kilku powyżej napisanych słów. Kiedy to zobaczysz, pocieszanie się jedzeniem straci po prostu sens. Tak jak kiedyś straciło sens tulenie do siebie pluszaka.

*

Przypominam, że od teraz można wskoczyć na mój mentoring płacąc na raty – od 63 zł miesięcznie. Jak widzisz poniżej, objadanie się kosztuje znacznie więcej. Szczegóły znajdziesz tu: mentoring. Kliknij „kup mentoring”, wybierz opcję „na raty” i postępuj według instrukcji. Naprawdę warto wyjść z tych problemów TERAZ. Na co czekasz, kochana?

Published On: 4 lutego, 2020Kategorie: Ogarnąć jedzenieTagi: ,
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

10 komentarzy

  1. Julia 5 lutego, 2020 at 8:18 am - Odpowiedz

    Naprawdę mądry post Aniu, jest naprawdę w punkt! Jedzenie nie jest dobrą metodą rozładowywania stresu, a jeśli już sięgamy po coś w stresującym dla nas czasie, niech to będzie jedzenie wartościowe :) a nie czekolada i pizza.

  2. Kociaq 5 lutego, 2020 at 8:22 am - Odpowiedz

    Jak dla mnie „comfort food” to kolejne hasło w stylu „80/20” czy „jedzenie nieprzetworzone” – z jednej strony trafne, a z drugiej tylko OD NAS zależy, jak to (nomen omen) ugryziemy. Jest coś takiego jak smaki dzieciństwa – u mnie to będzie , między innymi, twarożek ze szczypiorkiem na chrupiącym chlebie z masłem. Nie obiadam się tym wariacko, ale smak przypomina dzieciństwo, nawet, kiedy podczas Kursu sobie coś takiego „zafundowałam” (o nie,odskocznia od jadłospisu XD), to mi fajniej się na te dobre tory wracało. Aczkolwiek z drugiej masz rację,emocje to nie ciasteczko, żeby je zajadać. P.S. Miś miał raczej”mordkę”, nie „morkę”, literka uciekła :). Udanego dnia Wam wszystkim :).

    • Wilczo Glodna 5 lutego, 2020 at 10:54 am - Odpowiedz

      No tak, można mieć smaki dzieciństwa i tu nie ma problemu. Gorzej jak ktoś przypisuje jakiemuś smakowi moc zmiany jego stanu psychicznego, czyli robi sobie takiego „misia” z jedzenia.

  3. Aru 6 lutego, 2020 at 7:57 am - Odpowiedz

    Brawo! Świetny tekst, uważam, że bardzo mądry. Dziękuję i ściskam szarego rana z Warszawy.

  4. Gabriela 6 lutego, 2020 at 10:23 am - Odpowiedz

    Ja nie utożsamiam comfort food z jedzeniem dla rozładowania emocji. W ogóle mam tylko dobre skojarzenia z tym związkiem wyrazowym. To coś jak comfort song albo comfort place. Coś, co sprawia, że czujemy się szczęśliwi, ale nie ma nic złego w tym, że zjemy coś, co uwielbiamy przy naszym 'comfort serialu’ w swoim 'comfort łóżku’ o swojej 'comfort porze’.
    Dla mnie na przykład takim świętym posiłkiem, który zawsze musi być komfort pod każdym względem jest śniadanie, jedyny posiłek, którego nigdy nie jem w biegu. I nie uważam, że to coś złego – to coś, co sprawia, że świat jest odrobinę piękniejszy. Czemu miałabym jeść coś, co mi nie smakuje, skoro mogę mieć trochę przyjemności z życia :D
    Tylko dla mnie comfort food to bardziej własnoręcznie zrobione placuszki ciecierzycowo-cukiniowe z wędzonym łososiem, sałatka z miliona warzyw i jajka z pełnoziarnistym chlebem albo bananowe pankejki, więc nie jest też tak, że zażeram się lodami na śniadanie czy coś.

  5. Artur 6 lutego, 2020 at 3:38 pm - Odpowiedz

    Wysoki poziom samoświadomości, duży wgląd w siebie. Bardzo dobry tekst.
    Serdecznie pozdrawiam

  6. weronika 8 lutego, 2020 at 8:43 pm - Odpowiedz

    Kurczę potrzebuję takiego pluszaka. Nie w postaci jedzenia z tym już jest chyba okej. Potrzebuję opoki do której będę mogła się uciec, ramion w których będę mogła się skulić i zdjąć wszystkie maski.

  7. Zuza 12 lutego, 2020 at 5:13 pm - Odpowiedz

    Czytam Cię już od dawna, ale pierwszy raz odważę się na komentarz. Mam za sobą kilka dni jedzenia w niekomfortowych dla mnie ilościach i już wpadałam w panikę, że jak tak dalej pójdzie, znowu wpadnę w pułapkę stresowego objadania, z którym dopiero co wygrałam… Dlatego postanowiłam, że zamiast umartwiać się nad sobą i panikować, poczytam sobie coś od Ciebie. Dziękuję za ten post. Zamiast naprawiać samopoczucia z zewnątrz – przez jedzenie i tak dalej, zacznę naprawiać je od wewnątrz, od sposobu myślenia. Mam nadzieję, że uda mi się po tylu latach naprawić wreszcie swoje relacje z jedzeniem i zacznę wreszcie cieszyć się życiem. Pozdrawiam ;)

  8. Marta 19 lutego, 2020 at 4:41 pm - Odpowiedz

    Zauważyłam że twój sposób promowania intuicyjnego jedzenia trochę ale zauważalnie różni się od tego co mówią aktywistki które oprócz zachęcania rezygnacji z diet zaangażowane są w walke z fatfobią.
    cytat z instagrama drrachelmillner ; „dzieci rodzą się z wrodzoną mądrością (świadomością) że jedzenie jest kojące (…) nie ma nic złego w szukaniu komfortu i ukojenia w jedzeniu nie ważne w jakim wieku jesteś”

    nie tak dawno pisałaś też że cukier uzależnia podczas gdy część aktywistek próbuje to twierdzenie obalić „gdyby cukier uzależniał nie pragnęlibyśmy słodyczy- pragnęlibyśmy jego czystej postaci – jedlibyśmy łyżkami cukier z cukierniczki”

    czy naprawde w zniechęcaniu do przetworzonego jedzenia chodzi o zdrowie? raczej jest w tym też dużo przekazu szczupłe= lepsze bo zdrowsze a tym samym nieświadomego wsparcia dla kultury diet

    i nie oszukujmy się- każde ograniczenie, nawet typu „jedz w 80% jedzenie nieprzetworzone”, to dieta.

  9. Natalia 31 lipca, 2022 at 9:08 pm - Odpowiedz

    Świetne porównanie dzięki