Jak wyjść z bulimii? Tak! Wywiad z Kasią, która pokonała Wilka.
Zamieszczam tutaj wywiad z Kasią, moją podopieczną.
Kasia zgłosiła się do mnie kilka miesięcy temu z prośbą o pomoc – męczyły ją olbrzymie napady objadania się, do tego stopnia, że normalne funkcjonowanie stało się niemożliwe.
Rozpoczęłyśmy mentoring.
A jaki był tego efekt? Poczytajcie.
Ania: Jak wyglądało Twoje życie przed współpracą ze mną?
Kasia: Moja choroba zaczęła się dość typowo, czego z całą pewnością nie można powiedzieć o jej nietypowym zakończeniu.
Wiek dojrzewania i chęć zrzucenia kilku kilogramów doprowadziły do zatracenia się w dążeniu do idealnej sylwetki, chociaż z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że taką właśnie miałam na tamta chwilę. Byłam wysportowaną nastolatką, z pasją do gry w tenisa. Niestety została mi ona odebrana przez chorobę, wraz z chęcią do życia.
Jeśli miałabym określić 13 lat choroby jednym słowem, użyłabym słowa obsesja. Nie liczyło się nic poza jedzeniem. Każdy dzień zaczynał się i kończył tak samo. Pierwszym uczuciem po przebudzeniu był strach czy uda mi się przetrwać ten dzień bez ataku kompulsywnego jedzenia. Była to nieustanna walka, która powoli zabijała mnie od środka.
Nie potrafiłam się na niczym skupić. Dzień mijał mi na odliczaniu czasu od jednego posiłku do drugiego, a gdy już nadeszła jego pora pojawiał się strach czy tym razem uda mi się zakończyć na odmierzonej porcji, czy znowu odpłynę i skończę leżąc w toalecie objedzona do nieprzytomności. Każdy posiłek był ścisłe zaplanowany, odmierzony i na dodatek codziennie wyglądał tak samo. Identyczna ilość płatków i ani grama mniej ani więcej, chleb tylko określonego rodzaju i z określonej piekarni.
Atak potrafił zostać wywołany nawet przez nadprogramową łyżeczkę jogurtu naturalnego. Zresztą każdy powód był dobrym usprawiedliwieniem. Objadałam się kompulsywnie zarówno kiedy byłam smutna, jak i kiedy byłam szczęśliwa, kiedy nudziło mi się i kiedy dzień miałam wypełniony licznymi zajęciami.
Nie były to jednorazowe incydenty – ciągi potrafiłam mieć przez 10 dni pod rząd, codziennie konsumując tysiące kalorii. Przez nieustanne wahania wagi zamknęłam się w sobie, odizolowałam od rówieśników i rodziny. Stałam się więźniem jedzenia i własnego umysłu.
Dlaczego zgłosiłaś się o pomoc?
Szukałam jej praktycznie od początku mojej choroby, czyli przez około 13 lat. Przeszłam przez wszystkie stadia choroby zaczynając od anoreksji, poprzez bulimie, a skończywszy na kompulsywnym objadaniu się. Niezliczone wizyty u psychologów, psychiatrów, hipnoza, wczasy odchudzające, pobyt w szpitalu, spotkania AŻ… niestety nic nie przynosiło poprawy.
Na terapii próbowano mnie tylko utwierdzić w przekonaniu, że moje problemy z jedzeniem są silnie ugruntowane w psychice (czemu zawsze zaprzeczałam).
Analizowanie mojego dzieciństwa, relacji w rodzinie, niskiej samooceny nigdy nie przynosiły pożądanej poprawy.
I nieustannie tkwiłam w tym samym miejscu. Przyszedł moment kiedy już całkowicie straciłam nadzieje, ale wtedy zdarzył się czysty przypadek, zbieg okoliczności. Przechodząc obok telewizora usłyszałam dobiegające z niego słowo: bulimia, co przykuło moją natychmiastową uwagę.
Jak się okazało był to wywiad z Anią w telewizji śniadaniowej. Zaraz po jego wysłuchaniu postanowiłam wejść na stronę wilczoglodna.pl Zaczęłam czytać wszystkie posty zaczynając od najwcześniejszych i nie potrafiłam oderwać się od komputera przez kolejne kilka godzin.
Jeszcze tego samego dnia zamówiłam książkę i nie odłożyłam jej dopóki nie przeczytałam całej. Moja nadzieja odżyła. Miałam wrażenie że pomogła mi ona bardziej niż całe moje dotychczasowe leczenie razem wzięte, dlatego postanowiłam wysłać maila do Ani, a ona zgodziła się przyjąć mnie pod swój mentoring.
Czego nauczyłaś się podczas naszych spotkań?
Od początku nabrałam przekonania, że nie jestem sama, że mam wsparcie i wyjście z tej choroby jest możliwe. Wiedziałam, że nikt nie zrozumie mnie lepiej niż osoba, która przechodziła przez to samo. W każdym poście mogłam odnaleźć cząstkę siebie i przybliżał mnie on do upragnionego celu, jakim było zdrowie. Zaczynając od porad natury psychologicznej, a kończąc na praktycznych wskazówkach w sytuacjach kryzysowych.
Podczas naszych rozmów nauczyłam się doceniać małe rzeczy, które kiedyś brałam za pewnik, a codzienny rytuał wdzięczności zagościł w moim życiu na stałe.
Ania do niczego mnie nie zmuszała, była to metoda małych kroczków. Pokazała mi że świat nie jest czarno biały, istnieją też odcienie szarości, a ja nie muszę być perfekcyjna.
Jeśli posiłek nie jest idealny (w moim ówczesnym rozumowaniu) to nic się nie stanie, bo za chwilę będzie on należał do przeszłości, a za kilka godzin przyjdzie pora następnego.
Także to, że ćwiczenia mają służyć mojemu ciału, a nie stanowić rodzaj kary.
Nauczyłam się też, że choroba nie jest ani moją, ani niczyją winą. To zwykły nawyk, którego mogę pozbyć się w każdej chwili i wynika on z czystej fizjologii mojego ciała, a nie głęboko zakorzenionych problemów natury psychologicznej.
Ania uświadomiła mi, że normalne jedzenie wcale nie idzie w parze z nabraniem dodatkowych kilogramów. Moje ciągłe głodówki przeplatane napadami kompulsywnego jedzenia w bilansie kalorycznym wychodzą na to samo jak regularne i pełnowartościowe jedzenie każdego dnia. Owszem na co dzień wybieram produkty zdrowe i świeże, ale wiem też, że od czasu do czasu odstępstwo od tej reguły nie sprawi, że wszystko się zawali.
Umiem już rozpoznawać głosy, które wypływają z mojego gadziego mózgu i wiem, że nie są mi w stanie wyrządzić jakiejkolwiek krzywdy, bo aby tak się stało, musiałabym za nimi podążać czyny, a do tego już nigdy nie dopuszczę.
Co było dla Ciebie największym przełomem?
Pamiętam jak dzisiaj kiedy dostałam wiadomość od Ani, że znalazła sposób na wyjście z bulimii i chciałaby przetestować to podejście na mnie. Z jednej strony czułam ogromną ekscytację, ale z drugiej lekkie powątpiewanie bo przecież próbowałam już wszystkiego.
Podczas kolejnej rozmowy Ania wyjaśniła mi na czym polega ta metoda i od tego momentu moje życie uległo zmianie. Jakby jakaś dźwignia przeskoczyła w mojej głowie. Zrozumiałam, że mogę skończyć z kompulsywnym objadaniem się z dnia na dzień i z moją psychiką jest wszystko w porządku, a wpadłam tylko w sidła nałogu. Wydało mi się to takie proste i logiczne. Skoro w przeszłości pozbyłam się nałogu codziennej kontroli wagi zaraz po przebudzeniu, to dlaczego nie miałabym sobie poradzić i z tym nawykiem!
Od tego momentu mój sposób myślenia zmienił się o 180 stopni. Nauczyłam się oddzielać i odseparowywać od głosów dobiegających z mózgu pierwotnego. Zachęcały mnie one do ataku, jeszcze jednego kawałeczka, obiecywały, że to już ostatni raz.
Czasami bywało ciężko, bo potrafią one być niezwykle przekonywujące, ale z czasem stają coraz słabsze, aż w końcu całkowicie zanikają.
Jak wygląda Twoje życie teraz? Co się zmieniło?
Moje dotychczasowe problemy jak były tak i są nadal, poza tym jednym: jedzeniem. Paradoksalnie na chwilę obecną największą radość sprawia mi urozmaicanie moich posiłków (co kiedyś wydawało się nie do pomyślenia). Są one zdrowe, sycące i niezwykle kolorowe, ale co najważniejsze, myśli o kompulsywnym jedzeniu całkowicie wyparowały. Gdy kończę posiłek nawet nie przychodzi mi do głowy myśl, że może zjadłabym coś więcej. Uczucie strachu zostało wyparte przez dumę. Czasami muszę się uszczypnąć żeby sprawdzić czy to nie sen.
Z jednej strony uczucie euforii, a z drugiej strach czy to możliwe, żeby po 13 latach pozbyć się choroby praktycznie z dnia na dzień? Ale każdy kolejny dzień utwierdza mnie w przekonaniu, że to wszystko dzieje się naprawdę!
Dalej nie do końca akceptuje swoje ciało, moje poczucie wartości nie należy do najwyższych i jestem raczej introwertyczką, ale mój problem kompulsywnego jedzenia nie jest już obecny w moim życiu.
Czy masz jakieś rady dla czytelniczek Wilczej?
Aby nigdy nie traciły wiary i nadziei. Wyjście z tego bagna jest możliwe. Wymaga pracy i poświecenia, ale warto. Nie ma nic piękniejszego niż poczucie, że Twoje życie przestało kręcić się wokół jedzenia, a Ty możesz czerpać radość z jego uroków.
Jak planujesz swoją przyszłość, teraz bez choroby?
Na chwilę obecną nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Nie myślałam, że kiedykolwiek to powiem, ale choroba paradoksalnie umocniła mnie i teraz nic nie jest w stanie mnie złamać. Zamierzam cieszyć się życiem, dbać o swoją duszę i ciało.
Dziękuję Ci za rozmowę.
Ps. Jeżeli chcesz zadać Kasi jakieś pytanie, napisz do niej: [email protected] . Możesz odnaleźć ją także na naszym Wilczym Stadzie.
Gratuluje Kasi, że Wyszła z tej okrutnej choroby. Oby było więcej takich Kobiet. Niestety w swojej pracy nie spotkałem się jeszcze z osobami z anoreksją czy bulimią.
Ale oby było coraz mniej takich kobiet, mężczyzn.
Gratuluje i bardzo profesjonalny wywiad ! :)
Zamówiłam książkę Ani To nie jest dieta w przedsprzedaży-premiera w połowie czerwca. Czy w wywiadzie mowa o książce Ani „Wilczogłodna” dostępnej w wersji PDF?
Moje gratulacje dla Kasi z okazji wyjścia z nałogu i dla Ani za dobra robotę. Czy myślałaś o podjęciu studiów z psychologii?
Myślę, że o tą książkę chodzi. Mam ją w wersji papierowej. Też zamówiłam drugą książkę Ani (naszego „Wilczego Anioła”). Dziękuję Aniu (chyba zawsze będę to robić, tzn. dziękować – Twoja praca i wsparcie to ogromny „wkład” w szczęście i zdrowie wszystkich zmagających się z własnym Wilkiem)! :-)
Gratuluję Kasi! To wspaniała wiadomość! Okazuje się, że szczęście jest na wyciągnięcie ręki, a zarazem tak daleko… Wystarczy zatem wiara i konsekwencja? Tak bardzo o tym marzę i mam nadzieję, że uda mi się od tego uwolnić. Życzę tego wszystkim Wilczycom! :-) Nie poddawajcie się! Nigdy! Ja ciągle walczę, ale to są dopiero pierwsze kroczki, które mam nadzieję, że doprowadzą mnie do „happy endu”. Chcę poczuć wolność od objadania się, myślenia o jedzeniu, liczenia kalorii, ważenia się, stresu z powodu wyjścia na miasto ze znajomymi… Normalne życie to mój cel, obecnie jedyne marzenie… ;-) Walczmy o siebie i własne zdrowie! (Czuję, że staram się wspierać także i siebie oraz swoje starania dojścia do równowagi życiowej. A co tam, jeżeli tylko to mi pomoże, to będę to robić…) ;-)
Super :) Oby więcej takich pozytywnych i budujących wiadomości, wywiadów! Wszystkie damy radę!
Kochana Lekarko,
Raz: powiedz to wszystko Kasi i reszcie dziewczyn, które wychodzą tu na prostą.
Dwa: Proszę pokaż mi gdzie tak napisałam: „psychoterapia to stek bzdur, kup w empiku moja książkę ja cię uleczę bo ja z tego wyszłam”. Bo nie przypominam sobie.
Kochana,
Gdybyś tę samą energię, którą poświęcasz na czytanie i komentowanie mojego bloga (pazernej na pieniądze ignorantki), poświęciła na coś konstruktywnego, świat byłby odrobinę lepszym miejscem.
Pozdrawiam :)
Kasia jest świetnym przykładem, że jest możliwe wyjście z bulimii. Takie przykłady są bardzo budujące dla tych, którzy cierpią na tą chorobę. Oczywiście gratulację dla Kasi i jej terapeutki. I bardzo pocieszające jest to – że jednak się da. Wiadomo, że lepiej w ogóle nie wpadać w chorobę, ale kiedy się to nie uda, jak dobrze mieć kogoś, kto pomoże nam z niej wyjść. Interesujący artykuł na temat zaburzeń odżywiania: http://www.jestemfit.pl/artykuly/porady/diagnozujemy-zaburzenia-odzywiania Wcześniej nie wiedziałam np. o tym, że istnieje grupa wsparcia tzw. Anonimowych Żarłoków.
Tak, o AŻ dużo się tu mówi. To stara organizacja, jeszcze z lat 60tych.
A terapeutką Kasi był zdrowy rozsądek :)
Ściskam! :*