Najcenniejszy dar prababci.
Przyśnił mi się przedziwny sen.
Stałam gdzieś, otoczona moimi babkami i prababkami. Były tam wszystkie kobiety, których krew płynie w moich żyłach. Nie przyszły jednak jako staruszki, ale jako młode dziewczyny. Otaczały mnie ciasno i zrozumiałam, że każda z nich jest poniekąd moją matką.
Moje ciało ulepione jest z ich ciał, z ich trudów rodzenia i życia. Gdyby zabrakło choćby jednej z nich; tej na samym początku dziejów, czy tej niedalekiej- w sukni jak z filmu kostiumowego- nie byłoby mnie tutaj.
Paplały we wszystkich językach świata-te bliższe raczej po polsku i jak mniemam-staropolsku, ale słyszałam też mowę, której nie potrafiłam rozpoznać oraz odległe, na wpół zwierzęce pokrzykiwania .
W tłumie zobaczyłam prababcię Marię, z długaśnym warkoczem. Jej jedyne zdjęcie spoczywa w naszym rodzinnym archiwum, a jej jedyne ciało- na Syberii. Nie doczekała końca zsyłki. Mimo tego uśmiechała się radośnie- nie tak jak na zdjęciu; poważna i zastygła.
Odkryłam nawet skąd moje- unikatowe w naszej rodzinie- zielone oczy. To echo tej rudej stojącej tylko dwieście lat ode mnie.
Przyszły one wszystkie, nawet te, co niepewnie chwiały się na pierwszych ludzkich nogach.
Jakaś dziewczyna machała mi ponad głowami tysiąca lat i wołała:
Dałam za ciebie życie w połogu. Nie marnuj mojej ofiary!
Obudziłam się się z myślą: Mój boże, to wszystko prawda! Os ex ossibus.
Mam ciało, które należy nie tylko do mnie, ale do wszystkich moich przodkiń. To dar od nich i mam obowiązek je szanować. Przecież tyle się musiało wydarzyć żebym mogła je nosić i żyć… A ja pozwoliłam je sobie wydrzeć. Dałam się nabrać na całą tę medialną ściemę o tym jakie ciało ma być i prawie unicestwiłam je – głodząc i raniąc.
Kochane, to wszystko co nam media kładą w głowę; że mamy być wychudzone, wysokie i wiotkie, to bzdura!
Jesteś taka jaka jesteś, bo Twoje ciało to nie przypadek. To dziedzictwo i cud, który przydarzył się Tobie ot tak, najzwyczajniej w świecie.
Kosmicznym zbiegiem okoliczności, znalazłaś się tutaj. Czy to nie powód, żeby dziękować za to każdego dnia?
Chcę ci przekazać, w tym dziwnym poście, że masz obowiązek, zrobić jak najlepszy użytek ze swojego istnienia.
Nie wolno Ci przesiedzieć życia w toalecie, w lodówce, na wadze.
Nie wolno ci wyrzucić swoich talentów i możliwości wraz z pieniędzmi które wyrzucasz na słodycze.
Masz stawać się silniejsza i codziennie, od nowa podejmować ten wybór- robię wszystko co w mojej mocy, aby odzyskać swoje życie.
Bądź w swoim ciele na 100 procent i kochaj je tak, jak na to zasługuje.
Wszystkie prababki z mojego snu przytakują mi tym słowom.
Bardzo ciekawa perspektywa:) Nigdy nie myślałam w takich kategoriach:)
Witaj Aniu,
wprawdzie nie jestem bulimiczką, ale każdy ma swój 'garb’, który go gniecie. Dlatego z ciekawością przeczytałam wywiad z Tobą i zdążyłam już pochylić się nad kilkoma tekstami niniejszego bloga. :) Co do tej notki to stwierdzam, że sny o przodkiniach są magiczne i otwierające.
Cieszę się, że zajmujesz się tak ważną sprawą jaką jest uświadamianie i wsparcie. Dobrze, że takich osób jak Ty, oprócz specjalistów oczywiście, jest coraz więcej.
Współczuję, że dotknęła Cię bulimia, ale jednocześnie uświadamiam sobie, że wszystkie potrzebujące osoby mogą teraz czerpać z Twojego doświadczenia i zawrócić ze ścieżki wiodącej donikąd…
Popieram i życzę powodzenia. :)
Dziękuję. Ja właśnie wierzę, że wszystko jest po coś i na coś.
Piękny sen, piękny wpis.
Ale… Łatwo Ci mówić, żeby nie ulegać temu, co lansują media, bo schudłaś te 12 kilo, zdrowiejąc, i jesteś szczupła. Czy gdybyś miała nadwagę, to też byś tak pisała?
Kochana, czy mam to odpierać jako oskarżenie? Bardzo dziwne pytanie, ale postaram się odpowiedzieć.
Po pierwsze, po 15 latach w piekle żadne słowo na ten temat nie pada z moich ust „łatwo”. Zapewniam Cię.
Po drugie: nie wiem, co mówiłabym gdybym miała nadwagę. Gdybym ją miała, znaczyłoby, ze nie dotrzymuję danych sobie słowa, że będę dbać o siebie, żywić dobrym jedzeniem i „wyprowadzać się na trening”.
Żeby tak było, musiałabym mieć inną mentalność niż teraz.
A gdybym miała inną mentalność, pewnie mówiłabym z innej perspektywy, ergo: byłoby to pewnie coś innego.
Ale to wszystko tylko wywód czysto logiczny, bo nie mam dostępu do tej innej wersji siebie. Mogę tylko gdybać.
Nie wiem jednak po co?
Przepraszam, jeśli mój komentarz zabrzmiał jak oskarżenie! Chodziło mi tylko o to, że skoro jedząc zdrowo i sensownie, można – paradoksalnie! – całkiem mocno zbliżyć się do tych „medialnych” ideałów, to może one wcale nie są takie złe? Jasne, nie wszystkie będziemy wysokie i wiotkie, ale wszystkie możemy być naprawdę szczupłe, nie krzywdząc swojego ciała, tylko właśnie rozsądnie przywracając mu przypisany przez naturę kształt! To piękne jest!
Tak, zgadzam się całkowicie! :*
„Nie wolno Ci przesiedzieć życia w toalecie, w lodówce, na wadze.”- często tak myślę siedząc na kremowym dywaniku koło toalety… i płacząc. Tylko że u mnie to raczej brzmi właśnie „Już całe życie będzie tak wyglądać. ..?”. Czytając Ciebie, czuję się jakbym słyszała siebie samą ale z innych ust. Dziwne, ale w pewnym sensie niesamowite. Nigdy mnie nikt nie rozumiał, zawsze był krzyk, śmiech, rozczarowanie mną. Nikt nie wiedział, nawet nie przyszło to do głowy komukolwiek, że WIEM, że zawiodłam innych, swoich bliskich, męża, ktoremu OBIECAŁAM, że nigdy więcej, i że tak naprawdę największy wstręt to nie oni, lecz ja sama czuje do siebie.
Jesteś taką gwiazdką, światełkiem, które nie chcę by zgasło, które mówi „Potrafisz”. Chciałabym w to wierzyć, znaleźć siłę, może Ty bedziesz jej źródłem. Właśnie dlatego, że jesteś, że piszesz, że rozumiesz… Rozpisałam się a nie miałam nawet zamiaru. Po prostu…Aniu, nie znikaj. Bądź. Dziękuję, że jesteś.