Palaczka
Niedawno pisałam o kawie, to teraz – żeby było do pary – zajmijmy się paleniem papierosów.
Jaki ma to związek z tematyką, bloga, który jest przecież o zaburzeniach odżywiania? Ano taki, że bardzo często nałogi te chodzą parami; bulimia, kawa, alkohol, fajki… To wszystko pozwala nam przetrwać głód, frustrację, poczucie pustki w życiu i choć na chwilę uwolnić nas od naszej beznadziejnej egzystencji.
Z papierosami jest jeszcze tak, że jeżeli już zaczęłyśmy się w nie bawić, boimy się je rzucić z obawy przed PRZYTYCIEM.
Raz po raz czytam takie właśnie wpisy na Wilczym Stadzie. Dziewczyny będą truć się fajami, hodując sobie raka i w ostatecznym rozrachunku oszpecając się (widziałaś, jak wygląda nałogowa palaczka po 40stce?), po to by nie przytyć. Paradoks co?
Opowiem Ci o moim doświadczeniu w tym temacie, bo – co za niespodzianka – ten nałóg też przerobiłam.
Tak naprawdę zaczęłam palić na studiach. Wcześniej, w liceum, popalałam raz na czas do towarzystwa (to było takie cool i sexy), ale nie na poważnie.
Kiedy przeniosłam się do Krakowa, postanowiłam zacząć wszystko na nowo; zerwę z bulimią i w końcu schudnę! No i… rozpoczęłam restrykcyjną dietę. Rano owsianka na wodzie (woda nie ma kalorii, a mleko owszem), w południe zasmażane buraczki z baru mlecznego na Floriańskiej (ktoś pamięta jak on się nazywał?), a potem już tylko fajki, by zabić głód. Przysięgam, byłam aż tak głupia.
Kiedy mój licealny chłopak, przyjechał mnie odwiedzić po miesiącu rozłąki, przeraził się moim wyglądem szkieletora.
No nic, dieta skończyła się oczywiście wielomiesięcznym ciągiem żarcia, wysyłając moją wagę w kosmos, a papierosy zostały.
Paliłam co raz więcej i więcej. Potem doszedł alkohol, imprezy i tak zwane życie studenckie. Na każdej przerwie szło się na fajkę, a w co drugi dzień po zajęciach do baru na piwo.
Rano – fajka, kawa- fajka, dieta-fajka, obżarstwo-fajka. Tak mijał rok za rokiem, a ja doszłam do paczki dziennie i – o dziwo – wcale minie to nie martwiło. Oczywiście miałam z tyłu głowy, że chyba trzeba będzie kiedyś skończyć, no ale nie teraz. A kiedy? No kiedyś no, daj mi spokój.
Aż któregoś dnia, na imprezie u znajomego, rozmowa zeszła na temat kto ile pali. Znajomy ów, pochwalił się, że już od kilku miesięcy żyje bez dymka.
Ojejjj, a jak sobie radzisz biedaczku? Ciężko jest? Na co on ze śmiechem, że wcale nie musi sobie „radzić”, ponieważ ani razu nie przyszło mu jeszcze do głowy, by zapalić.
Jak to? Naprawdę? No tak, przeczytał taką książkę i totalnie mu przeszło.
A jaką? Na co on wyciągnął „Prostą metodę jak skutecznie rzucić palenie” Allena Carra.
O, a to pożycz. No i pożyczył.
Zabrałam się za nią z ciekawości, zaintrygowana jak to w ogóle możliwe by rzucić palenie tak definitywnie i to z dnia na dzień, aczkolwiek ja sama nie miałam w sobie takiej intencji. To mi w ogóle nie przeszkadzało, a zawsze dawało fajną wymówkę do zrobienia sobie przerwy. No i – wstyd się przyznać – dalej myślałam, że z fajką jestem taka cool i sexy.
Żeby nie przedłużać tej historii: książkę przeczytałam w dwa dni i już nigdy potem nie sięgnęłam – nie, przepraszam – już nigdy potem nie POMYŚLAŁAM o papierosie. I to nie było tak, że „uwaga ludzie rzucam….tadaaa!” Po prostu palenie straciło dla mnie swoją rację bytu- zobojętniało, zmarniało, popadło w zapomnienie – bez fajerwerków i nawet chwili namysłu. Jednego dnia było, a potem go nie było i już. A ja nawet tego nie zauważyłam.
To stało się pod koniec 2011 roku. Z perspektywy lat, uważam, że doświadczenie to było jednym z fundamentów mojego dzisiejszego myślenia i w efekcie fundamentem tego bloga.
No bo skoro z palenia można wyjść z dnia na dzień, dokonując prostego „klik” w głowie, to pewnie i inne przyzwyczajenia można rzucić w ten sam sposób?
Jednak na to, aby tak się stało musiałam poczekać kilka kolejnych lat. Tyle zajęło mi zauważenie związku przyczynowo skutkowego pomiędzy atakami na lodówkę, a jedzeniem owsianki na wodzie i buraczków. Takim to jestem geniuszem.
Nie zdawałam sobie sprawy też z tego, że zaburzenia odżywiania są po prostu nałogiem, a nie chorobą (na przykład rakiem). W momencie, kiedy to do mnie dotarło – jechałam wtedy na rowerze i bujałam w obłokach – zrozumiałam, że jestem wolna – już teraz, od dziś, na zawsze.
Dokładnie tak samo było z papierosami.
No dobrze, wszystko pięknie, ale co z tym tyciem? Przecież nie mogę sobie na to teraz (ani nigdy) pozwolić! Czyli albo kopcę, albo tyję, tak? I udaję, że jestem szczęśliwa?
Nie, kochana; ja Ci mówię, że nic podobnego się nie stanie. To wszystko mit. To, że lubisz papierosy też. I to, że będzie Ci ciężko. I to, że coś stracisz. Bzdury.
To dlaczego niby ludzie tyją, męczą się i czują, że coś stracili? Tylko dlatego, że w to wierzą. Człowiek zawsze postępuje według tego w co wierzy.
Jeżeli wierzysz, że zalejesz się tłuszczem po zaprzestaniu pompowania nikotyny do płuc (?), to na pewno tak będzie. Podświadomie zrobisz wszystko, by dopasować rzeczywistość do swojego przekonania.
Ja nie przytyłam ani grama, bo po lekturze wiedziałam, że to po prostu nieprawda i ludzkie ciało tak nie działa.
*
Podzielę się z wami jeszcze jedną ciekawą obserwacją.
Założę się, że niektóre wilczyce-palaczki przeczytają ten artykuł i postanowią zaopatrzyć się w książkę… a potem wyleci im to z głowy. Albo nawet kupią książkę, po czym postawią ją na półce i nigdy nie przeczytają, bo to „jeszcze nie ten czas”.
Zauważyłam to wiele razy. Serdecznie polecałam ją osobom, które pytały, jak zerwałam z paleniem. Nawet kupiłam ją kilku bliskim w prezencie.
Co roku, w rocznicę owego wydarzenia pisałam o tym post na Facebooku. Zawsze wtedy odzywało się do mnie kilkanaście osób z prośbą o poradę.
I co? I nic. Potem, gdy pytałam jak poszło, słyszałam że „a jeszcze nie zaczęłam/zacząłem”, a za rok znowu odpowiadałam na te same pytania tych samych osób.
Mój wniosek? Ludzie panicznie boją się zmian, nawet tych na lepsze. Myślą, że będą cierpieć, że coś im zostanie odebrane. To tyczy się także jedzenia i w ogóle każdego nałogu. Zaskakujące jak działa nasza psychika, prawda?
A więc jeżeli masz takie myślenie, powiem Ci z całą mocą, że po drugiej stronie jest piękniej niż mogłoby Ci się wydawać. Niczego nie stracisz i naprawdę nie potrzebujesz żadnej trucizny by czuć się dobrze. Wszystko czego potrzebujesz do szczęścia już jest w Tobie, a najlepsze dopiero przed Tobą.
To najlepsze nazywa się „wolność”.
A jak wyglądała Twoja historia z fajkami?
A ja przeczytałam książkę, nie paliłam przez ponad pół roku, i co? Jak można się domyślić – palę znowu…
Cała młodość z fajką i piwkiem w ręku!!! Na śniadanie kawka i papierosek, pierwszy posiłek 14.00, a po 16.00 nie mogłam oderwać się od lodówki Żeby nie czuć głodu pijalni kawę i paliłam !!!Teraz nie palę już od 6,5 roku. Ale wiem, że jak raz zapaliłabym to koniec… Już nie paliłam raz 2 lata, raz 1,5 i jedna fajka wystarczyła! Skoro papierosów pozbyłam się ze swojego życia to i z zaburzeń odżywiania wyjdę…
Ja przeczytałam i tak się uśmiałam z tego prania mózgu. Naprawdę ludzie to są słabi (nie dziwię się, że sami nie mogą rzucić palenia), że potrzebują mentorów. Ja czytając tę książkę rechotałam i wkurzałam się na zmianę, bo według mnie jest to cudowne pranie mózgu. Równie dobrze to mogło być jak rzucić jedzenie, jak rzucić picie, jak zrzucić 10 kg… chyba były takie książki? Myślę, że niektórym pomagają, bo ludzie są już tak zdesperowani, że chwytają się wszytskiego.
Ale mimo wszystko gratuluję tym, którym pomogło.
Ja rzuciłam palenie sama, czasem coś tam popalam na imprezach (tak samo czasem mam np. jednodniowy napad na jedzenie), ale nigdy nie robię tego ciągle. Zdarza mi się np. raz na 3 miesiące, uważam, że nawet „normalni” ludzie czasem tak mają (i ci popalacze nigdy nie zaczęli palić nałogowo, a objadacze nie mają ED). Czuję się normalna, nie muszę tego „kontrolowąć”, bo po prostu nie mam takich ciągot. Ostatnio na imprezie ostro zakrapianej winem bardzo chciałam zapalić – zapaliłam, stwierdziłam, że fujka i wyrzuciłam. Ale no, zapaliłam.
mnie fajki nie uzależniły, w okresie głodówek paliłam np dwa dziennie jako relaks, przerwa, rytuał, ale zawsze miałam to pod kontrolą i nigdy nie doszłam do połowy paczki dziennie, z czasem obrzydzały mnie papierochy, teraz też nie palę w ogóle, ale lubiłam kiedyś do alkoholu zapalić. Zawsze mnie to zastanawiało czemu nie wpadłąm w sidła nałogu, tylko zawsze ewentualnie popalałam. Może to dlatego że w domu nikt nie palił, mam wrażenie że dzieci palaczy mają gorzej pod tym względem. Alkohol też dość szybko mi się dawał we znaki, nie wyobrażałam sobie pić ot tak do filmu, piłam jak chciałam się upić, natomiast smak piwa byl zawsze obrzydliwy, myśle że mam dużo szczęścia, że szybko łapie mnie obrzydzenie do używek. Jedynie ED było na maksa i teraz cieszę się że już tego nie mam, bo to było to coś co ciągle wracało i mimo obrzydzenia nie mogłam się tego pozbyć.
palilam na studiach do towarzystwa…na imprezach…paczke na 2 dni..
przestalam na czas bycia z moim facetem
…gdy dowiedzialam sie, ze on tego nie akceptuje..z dnia na dzien przestalam …po 7 latach …wdarl sie kryzys w zwiazek..w malzenstwo…byly znow imprezy alkohol.
..fajki i bulimia ze zdwojona sila…
odnalazlam Anie…
rzucilam wszystko….bulimie, alkohol…ktory powodowal moja agresje i pretensje do calego swiata, fajki…ktore tak naprawde nigdy mnie nie uzaleznily…palilam bo tak?
zostala kawa….ale to inna bajka…ja kocham roznorodnosci z tej dziedziny…kawa ten zapach..
mam tak zwany swiety spokoj…czysty łeb, watrobe i pluca! a dzieki temu, ze rowniez bulimi powiedzialam stop…zyskalam wszystko! spokoj ….pokochalam siebie ..i zaakceptowalam….
Anula, w najgorszych okresach paliłam po dwie paczki ruskich fajek. Chyba było mi tak niedobrze, że odechciewalo mi się jesc…
Mam pytanko: jaki związek będzie miał ten papieros do porannej kawy? Bez niego ciężko o wyproznienie… Czy to też kwestia glowy?
Też mnie to zastanawia, bo pale głównie po to i jest to fakt, że nikotyna pobudza persytaltyke jelit. Więc wypróżnienie po papierosie siłą rzeczy jest łatwiejsze, to moim zdaniem nie jest kwestia głowy. A idąc tym tokiem myślenia – mniej wypróżnień, szybsze tycie – rzucenie palenia rzeczywiście może się przyczynić do przybrania na wadze.
Idąc tym tokiem myślenia, ludzie nie wypróżniali się, zanim nie wynaleziono papierosów i byli otyli aż do czasów nowożytnych. Zwierzęta także nie cierpią na otyłość, bo popalają fajki w swoich norkach.
Bardzo ładny wniosek ;)
Dobra, tak to zabrzmiało durnowato, mea culpa, właśnie wyobraziłam sobie nornice ze szlugiem :D chodzi mi oczywiście o to, że CHUDSZA mam szanse być paląc i jedząc tak samo jak nie paląc, nie mówię naturalnie o otyłości bez fajek
Ale przecież palenie tytoniu nie sprawia że mniej substacji odżywczych wchłonie się do naszych jelit. Produkt końcowy – jest już totalnie pozbawiony kalorii i nie ważne czy wyjdzie szybciej – bo się zapaliło, czy za godzinę. Pisałam o tym w poście „Czy warto się przeczyszczać”. 100% kalorii i tak już się wchłonęło, bo proces ten zachodzi we wcześniejszych odcinkach układu pokarmowego.
Tez czytalam – wywarla na mnie bardzo duze wrazenie i zmusila do przemyslen. Zgadzam sie ze do rzucenia palenia potrzebny jest tylko i wylacznie „klik” w glowie.
Nie pale od 5 lat i dzien, w ktorym razem z moim partnerem pozegnalismy sie z tym nalogiem, uwazam za jeden z przelomowych w moim doroslym zyciu.
(Tyje sie od wcinania cukierkow zamiast papierosa, a nie od „niepalenia” :)
Też czytałam te książkę – z fajką w ręku ;) Nic mi ona nie dała. Palić zaczęłam jako dziecko, o zgrozo – 14lat!! Tak to mnie rówieśnicy zdemoralizowali. Na ludzi wyszłam, ale nałóg pozostał ze mną na kolejne 6 lat…aż zachorowałam:) pozdrawia nowa w gronie astmatyków! Dopiero choroba, sterydy o trudności w oddychaniu zmusiły mnie do rzucenja. Od 7 mscy w gronie niepalących! :D
Nie wiem nawet jak smakuje papieros. Sam zapach mnie odrzuca. Wystarczy, że stoję w komunikacji miejskiej obok osoby, która chwilę wcześniej paliła i od razu pojawia się odruch wymiotny. Fuj.
Pale. Przeczytalam ksiazke i palę dalej…
Alkoholu nie tykam. Z BED wyszlam, z palenia o dziwo nie ;)
Aniu a mogłabyś odnieść się jakoś do Bretanianizmu? Ten film wywarł na mnie wrażenie https://youtu.be/Zi4MHIgalsA
Kochana, to już są tematy z zakresu szeroko pojętej duchowości. To niekoniecznie moja działka. Generalnie jeżeli nie jesteś joginem z wieloletnim stażem i na pewnym poziomie świadomości – nawet o tym nie myśl.
Toż to zwykła sekta
Niestety nie jest to do końca prawda, metabolizm zwalnia po rzuceniu palenia i trzeba odrazu zmniejszyć kaloryczność posiłków o 15%. Przed 30 metabolizm jest na tyle szybki, że rzeczywiście moje koleżanki, które wtedy rzuciły nie przytyły, ale po 30 jest to raczej nieuniknione bez wprowadzenia zmian.
No ja mam lat 35, palenie rzuciłam po ponad 18 latach z dnia na dzień…I nie przytylam ani grama:) jem dokładnie tak samo,jak wcześniej,mam gdzieś kalorie i cieszę się zyciem. Podobnie jak mnostwo osob z mojen rodziny absolutnie nie przybyło po rzuceniu fajek.
Jak poznałam ten blog od razu zauważyłam podobieństwo Twojej metody na pokonanie bulimii z książką Allena, myślałam, że to przypadek, a teraz już wiem czemu Również rzuciłam z tą książka i również zrewolucjonizowala ona moje życie, bo łatwo przenieść jest tą metodę na inne uzależnienia.
Ja tez paliłam. Ale znalazlam na to sposób. Powiedzialam sobie chcesz byc mama? Urodzić drugie, zdrowe dziecko? Rzuć. I rzuciłam. Tak o… poprostu z dnia na dzien bez powrotu. Ale z jedzeniem jest juz gorzej
To powiedz sobie tak: Chcesz być dobrą mamą i nie zarazić dzieci zaburzeniami odżywiania? Rzuć je i zacznij normalnie jeść.
Niestety dzieci widzą i naśladują WSZYSTKO. I robią to co widzą, a nie to co im się mówi.
„Prostą metodę jak skutecznie rzucić palenie” Allena Carra.
O, a to pożycz. No i pożyczył. – czytałam. Prawdopodobnie to mój problem ze stylistyką, ale ta książka jest napisana jak dla dziecka. Milion razy to samo stwierdzenie – dla mnie męczące, bo jeśli przeczytam coś raz to rozumiem argument i nie potrzebuję przechodzić przez to po raz kolejny.
Palenie dla większości ludzi jest po prostu nawykiem, a cała otoczka nałogu to szukanie usprawiedliwienia. Jak rzuciłam na jakiś czas palenie, to największym problemem była zmiana zachowania/nawyków. Czekam na tramwaj a to sobie zapalę – wtedy też zainstalowałam instagrama, żeby zamiast palić robić coś innego dla zabicia czasu. To samo w pracy – papieros to przerwa, wentylowanie się ze stresu i socjalizowanie z innymi ludźmi. Zamiast tego chodziłam na 5-cio minutowy spacer wokół budynku. De facto ten sam efekt a nawet lepszy. Wszystko jest w głowie.
Wystarczy sobie zadać pytanie, czy rzeczywiście jest się uzależnionym od nikotyny czy od samej czynności. Kawa + papieros na przykład idzie w parze, ale jeśli wypalasz 3 w ciągu godziny to dlatego, że to odruch a nie potrzeba.