walczę, wytrzymuję, odnoszę porażkę
Zawsze powtarzam, że aby wyjść z zaburzeń odżywiania nie możesz robić dokładnie tego samego, co robiłaś wchodząc w nie.
Zapomnij więc o „perfekcyjnej” diecie, obsesyjnym liczeniu kalorii, głupim odchudzaniu i katowaniu się na siłowni. To działa tylko w jedną stronę – w kierunku ED, a nie w kierunku zdrowia.
Dzisiaj chcę uczulić Cię na kilka sygnałów, dzięki którym poznasz, że nie do końca jesteś na dobrej drodze.
Zastanów się, czy mówisz, myślisz lub czujesz poniższe:
Wytrzymałam, udało mi się wytrzymać, wytrzymuje.
Często słyszę od was takie stwierdzenia:
Udało mi się wytrzymać miesiąc bez wilka. Wytrzymałam tydzień. Jakoś to wytrzymam.
Zastanów się, czy normalne jedzenie i życie jest po to by je WYTRZYMYWAĆ?
Wyobraź sobie, że podchodzisz do swojej szczupłej koleżanki czy kolegi i pytasz:
– Jejku, jak ty to wytrzymujesz? To normalne odżywianie?
– Hę?
Wytrzymać można bolesny zabieg u lekarza, ale codzienne jedzenie?
Co sugeruje to stwierdzenie? Że odczuwasz ogromny dyskomfort, ale ignorujesz go i idziesz dalej; jak w za wysokich szpilkach.
Skoro tak czujesz, to znaczy, że robisz coś nie tak: prawdopodobnie jesz albo za mało, albo ortorektycznie, czyli odmawiasz sobie wszystkiego co „niezdrowe”.
W efekcie każda wizyty w kuchni potęguje tylko twój ból, który i tak czai się gdzieś pod skórą przez cały dzień.
Zastanów się, czy po prostu, najzwyczajniej w świecie, nie jesteś głodna?
Albo nie chcę Ci się aby płakać na myśl o kolejnym „zdrowym posiłku” …bez smaku.
Jeżeli tak, zmień to natychmiast, bo długo nie „wytrzymasz”.
Walczę!
To też nagminnie używane określenie.
Jeżeli czujesz, że ze sobą walczysz, żeby nie rzucić się na to ciastko, dzieją się dwie rzeczy:
Po pierwsze jesteś pewnie głodna lub jesz nieodpowiednio (patrz wyżej).
Po drugie: Dlaczego masz to ciastko w zasięgu wzroku?
We wczesnej fazie wychodzenia z zaburzeń, nie kupuj ich, nie gromadź po szafkach, albo przynajmniej nie trzymaj na widoku.
Inaczej za każdym razem, kiedy wchodzisz do kuchni, wyczerpujesz konto swojej silnej woli. Raz, drugi, trzeci powiesz nie, a za czwartym nie dasz rady.
Silna wola to zasób ograniczony i nierozsądnie jest go tak bez sensu zużywać. Koniecznie zobacz filmik na ten temat.
I dlatego właśnie czujesz, że to walka. Z jednej strony twoje prawdziwe Ja (mające marzenia i plany inne niż żarcie), z drugiej – twój nałóg (daj mi! teraz!!!).
Ułatw to sobie i nie wystawiaj się na takie pokusy. Jeszcze nie.
Jeżeli jesteś na imprezie, skorzystaj z techniki 40 minut.
Zrób to dla swojego dobra.
Jeżeli przyjdziesz tam z nastawieniem „nie jem nic! Walczę!” to faktycznie pewnie nic nie zjesz, ale potem odbijesz sobie w domu.
Znasz to, prawda?
ZERO
Mówisz tak czasami do siebie?
ZERO słodyczy, ZERO smażonego, ZERO tego i tamtego.
Za każdym razem, kiedy piszesz do mnie że jesz czegoś ZERO, słyszę wręcz świst bicza.
Czuję w tym stwierdzeniu ogromną niechęć do siebie.
Nie ma, łup! cukiereczków łup! ty żarłoczna łup! idiotko!
Wiem, ile Cię to zero kosztuje – całą twoją mentalną siłę.
Tak naprawdę tęsknisz za normalnością, ale wiesz że nie możesz.,,
Po raz kolejny podniosłaś się z kolan i przejęłaś rolę strażnika więziennego nad sobą.
Pamiętam jak kiedyś kolega z pracy poczęstował mnie tortem urodzinowym, a ja mu na to że u mnie panuje polityka zero słodyczy. Powiedziałam to tak lodowatym tonem, że aż biedny podskoczył.
Zobaczyłam w jego oczach niepokój i pomyślałam sobie „To ja tak brzmię, sama dla siebie? Tak bezlitośnie i twardo, że aż straszę innych ludzi?”
Myślę, że kolega wyczuł moją wewnętrzną rozterkę i powiedział mi rzecz, którą zapamiętam na zawsze: Od jednego kawałka tortu nie przytyjesz. Przytyjesz, od jednego kawałka tortu dziennie, codziennie.
Oczywiście, uważam, że na samym początku, warto odstawić produkty, którymi się objadałaś, ale z nastawieniem: Odstawiam, ponieważ w tym momencie jest to dla mnie dobre, a nie z podejściem: Dla ciebie ZERO, grubasie!
Porażka
Samo brzmienie tego słowa wgniata w ziemie.
Porażka to potknięcie, które same uznałyśmy za ostateczne.
To nie danie sobie szansy; koniec, finito, adios.
To trzaskanie sobie drzwiami przed nosem.
Kwiat myślenia czarno – białego.
No dobra, czyli odniosłaś porażkę i co teraz? Kolejny ciąg? Kolejne jojo?
Czy może pogodzenie się z własnym losem kompulsywnego objadacza?
Tak po prostu poddajesz się?
Zanim wywiesisz białą flagę, zastanów się, czy aby nie przygotowałaś sobie solidnego gruntu pod to niepowodzenie, robiąc to co zawsze i oczekując innych rezultatów.
Wyciągnij z tego wnioski i w końcu zrób coś innego!
Od czego zaczniesz dzisiaj? Napisz w komentarzu swoją propozycję.
Hej Aniu!
Ja standardowo czuję potrzebę podyskutowania i wyrażenia swojego zdania. Wiem, że może się wydawać to niemiłe, ale myślę, że jest to po prostu rozwojowe – poznawać argumenty drugiej strony.
Nie zgodzę się z pierwszym stwierdzeniem. Ja często WYTRZYMUJĘ stan, kiedy rozpaczliwie chce mi się objeść. I nie jest to związane ze złą dieta. To często w ogóle nie jest (w tej chwili już) związane z dietą. Po prostu pojawiają się natrętne myśli, i staram się WYTRZYMAĆ, ignorując je, aż przejda albo oslabną. Czasami może to trwać kwadrans, a czasami miesiącami.
Co do walki – napisałaś, „jeśli ze sobą walczysz, żeby nie rzucić się na ciastko, to pewnie jestem głodna lub jem nieodpowiednio”. Hmmm…a jak to jest jeść odpowiednio? Czy jeśli po pół roku czystego jedzenia na swoim poziomie kcal nadal mam ochotę rzucić się na ciastko, to co jest nieodpowiedniego w mojej DIECIE? Bo ja myślę, że nic. Po prostu czasami człowiek ma ochotę rzucić się na ciastko i wymaga to wysiłku, aby tego nie zrobić (dodatkowo, biorąc pod uwagę jakość dostępnego obecnie jedzenia, które zaburza odczuwanie sygnałów z ciała). Po prostu osoby z obsesją na punkcie sylwetki bardzo to przeżywają.
Jeśli chodzi o PORAŻKI, to one bardzo osłabiają. Nawet jeśli chce się o niej „zapomnieć”, to przypomina chociażby zły stan fizyczny. Po zjedzeniu cukru ma się ciągoty na kolejne porcje cukru. Po wymiotach organizm jest rozregulowany, robi się huśtawka. To jest moment, kiedy jest ciężej zarówno pod względem emocjonalnym (targają nami trude emocje, takie jak złość, smutek, rozczarowanie), ale również fizycznym (ciało rownież jest w kiepskiej formie i nie wie, co się dzieje).
A co do pytania – ja po prostu sie dziś nie objem. To jest mój cel na dziś. :-)
To może po prostu zjeść to ciastko, skoro już nie jesteś w fazie abstynencji? Ja tam jem :)
Może właśnie to jest coś nieodpowiedniego w Twojej diecie – sztywne reguły, długo po tym jak przestały być zasadne.
A co do porażek, to lepiej nazywać je potknieciami i tylko o tym mówię w tym poście. Potykasz się, ale idziesz dalej. Porażka to położenie się i leżenie.
No alebto ciastko spowodowalo kompulsy i znowu wszystko od nowa, ze zdwojona sila. Bylam wtedy wlasnie w fazie abstynencji i chcialam zaczac wychodzic ze swojej strefy komfortu. Zaczelam siegac po nieduze ilosci produktow, których wcześniej nie jadlam, np.jakas lepsza czekoladka czy zdrowe lody. No i okazalo sie, ze nie bylam na to gotowa. Po pol roku pozytywnych dni, pelnych radosci i dumy z siebie.
A więc poczekaj jeszcze. Jedz słodkie rzeczy, które są dla Ciebie bezpieczne (desery, koktajle z owoców etc.) i nie zostawiaj kupuj ciastek, aby Cię kusiły.
Oczywiście, teraz wiem, ze powinnam byla poczekać nawiazuje jednak do tego, ze polegalo to na WYTRZYMYWANIU trudnych uczuc. Dochodzenie do siebie troche trwa. Zwykle
nie tydzien czy miesiac.
Kochana, nie chodzi mi o oczywisty dyskomfort związany z wprowadzaniem zmiany. Bo oczywiście on się pojawia, ale dyskomfort, a czucie, że każda sekunda dnia jest męką, to co innego.
Podam przykład: Na moim mentoringu, na pierwszym skypie omawiamy okresy, kiedy podopieczna czuła się lepiej. Były to czasami dwa tygodnie, czasami pół roku.
I zazwyczaj padają takie słowa jak „udało mi się wytrzymać X czasu”.
Pytam wtedy co to znaczy? I zazwyczaj okazuje się, że była to dieta 1400 kcal (albo i mniej), ZERO słodyczy, codzienne ćwiczenia itd.
Nic dziwnego, że czujesz, że coś musisz „wytrzymywać” bo to po prostu nie jest naturalne.
Szczerze? Nie mam ochoty już na to wszystko… Już nie mam siły… Jem dużo nie pamiętam, kiedy byłam głodna, moim planem było po prostu jeść cztery posiłki do syta bez uczucia głodu żadna dieta tylko nnie objadac sie słodyczami. I co? I oczywiście nie wyszło. Nie wytrzymuje patrzac na słodkie mimo ze jestem po dwudaniowym obiedzie/ kolacji/ sniadaniu. Nie pamiętam już uczucia pustego żoładka i głodu. Tyje, nie potrafie przezyc dnia bez kompulsa od nie wiem kiedy. Chyba juz nie potrafie z tego wyjść…
Asiu ! Byc moze jesz za duzo. U mnie przejadanie powoduje wiekszego wilka. Błędne kolo. Miewam 2 tygodnie obzarstwa raz na jakis czas. Proponuje wrocic do 2100 kcal dziennie rozlozonych w 3,4 posilkach. Poczatkowe wazenie itp jest potrzebne. Z czasem wszystko sobie wyregulujesz. Unikaj tez zapalnikow. u mnie sa to chleb, ser i slodycze.
Na pewno jem za dużo tylko właśnie nie mogę przestac… Nie chce być na redukcji chce po prostu jeść te 2000-2200 kcal i przestać mieć kompulsy które na pewno nie są spowodowane głodem.
Wilcza Aniu!
Czy kiedykolwiek napisałaś post o porównywaniu swojej sylwetki do rozmiarów ubrań, które na nas pasują? No… wiecie o czym mówię. Moim zdaniem to bardzo istotny temat – odczarowanie myślenia, że tylko rozmiar 36 jest w porządku.
Czesc Aniu a moze zamiast posta o tym czego do siebie nie mowic podzielisz sie z nami sekretem i podpowiesz jakich slow uzywac zeby pokonac wilka….to napewno by sie nam bardzo przydalo a przynajmniej mi bo u mnie maks to 3 dni i jestem zalamana
Ok, dziękuję za inspirację :)
Też o tym mówiłam w filmikach i innych postach. Ale faktycznie, coś znowu można skrobnąć :)
Dla mnie walką nie jest już samo jedzenie ale codzienne funkcjonowanie. Problemy z jedzeniem to przy tym spłatka.
Powoli dociera do mnie, że mam problem. Że chciałabym schudnąć, ale to przecież niemożliwe. Że wszystko jest wspaniale przez cały tydzień – bo szkoła, zajęcia, ogólnie: rutyna pomaga mi zdrowo jeść. Nie ma tez czasu na „dopychanie się” po posiłku. Jest super, chodzę szczęśliwa, czuję, że w końcu coś zmieniłam.
Tak jakby.
Bo po tym „czystym” tygodniu przychodzi weekend. Nawet, gdy nigdzie nie wychodzę jest źle. Oj, jak bardzo! Objadam się, przejadam się. Wszystko, co zakazane.
A potem wyrzuty sumienia, płacz.
Przytyłam, myślę.
Boże, co robić, co robić??
Słońce, nie mieć zakazanych rzeczy i nie jeść super czysto.
Och, Aniu, jak z tego wyjść??
Jak jeść normalne porcje i przestać się przejadać?
Znowu płaczę, choć wiem, że to nic nie zmieni.
Aniu, co robić, jak żyć?
Kochana, piszę na ten temat od dwóch lat. Ciężko powiedzieć tak w jednym zdaniu…
Zawsze możesz też przyjść kochana na indywidualne prowadzenie :*
http://www.gdyperfekcjonizmzabija.blog.onet.pl
Szczery wpis! Dobrze czasem coś takiego przeczytać. Ja sama nie wiem co ja mam robić.
Dziękuje za to zdanie: „boisz się nie być, bo tak naprawdę jeszcze w pełni nie byłaś” – bardzo dużo dało mi to domyślenia.
A co do zaburzeń odżywiania, podziwiam walkę,ja też się staram.W wakacje wilk był u mnie codziennie czasem i dwa razy. Wyjechałam i od października do stycznia było okej. W styczniu napadł mnie dwa razy. Teraz próbuję walczyć dalej
Kochana, polecam mój post: „walka” :*
Powodzenia!
Potrzebuje sie wygadać. Cieszę sie, ze w końcu znalazłam miejsce, w którym na pewno ktoś mnie zrozumie. Przeszłam fazę anoreksji, teraz przypaletala sie bulimia, depresja. Sama nie wiem co dokładnie sie ze mną dzieje. Chce w końcu poczuć sie tak jak kiedyś. Być zadowolona z życia, nie myśleć non stop o tym czy zjadłam dziś odpowiednio. Czy na pewno nie za dużo, czy nie przytyje, ile mam centymetrów w talii i w udzie. To wyczerpuje mnie tak bardzo, ze w pewnym momencie rzucam to wszystko w cholerę i jem, rzygam, jem, rzygam. Wlasnie zmarnowałam w ten sposób kolejny dzień. Kolejny dzień wyjęty z życia. Siedzę i płacze, bo nie potrafię sobie z tym poradzić mimo, ze chce być w końcu znowu normalna. Chce zachowywać sie normalnie. Chce przestać budzić sie przerażona, ze trzeba „wytrzymać” kolejny dzień. Wstać z łóżka, wyjsć z domu, pokazać sie ludzia. Kiedy sie kontroluje i wlasnie jem super „czysto” tylko wtedy jest dobrze. Wtedy potrafię sie zmotywować do wszystkiego, ale i tak cały czas towarzysza mi myśli na temat mojej figury. Idąc ulica każda kobieta ma chudsze nogi ode mnie. Wszyscy wyglądają lepiej. A ja mimo, ze wiem, ze nie jestem „obiektywnie” gruba (rozmiar 32-34) widze w lustrZe sam tłuszcz. Wielka, obrzydliwa kule. I to nawet kiedy jestem czyta, tylko wtedy potrafię wytłumaczyć sobie, ze teraz jem dobrze i schudnę. Mam tego dość! Pomocy
Zawsze myślałam, że jestem uzależniona od slodyczy- jedzenie do bólu brzucha, w samotności nie jest mi obce… aż zaszłam w ciaze… dla dobra maleństwa odstawilam zupełnie slodycze… mimo ciagot nie złamałam się przez 4 miesiące…i co się okazało? Że nadal jem za dużo, ale…zdrowych rzeczy…(sic!) potrafię objść sie orzechami, płatkami kukurydzianymi bez cukru, robiłam nawet specjalnie dla siebie pierogi z serem czy puree z mrozonych owocow jako namiastka lodow… podliczajac to naprawdę kilka tysięcy kcal….. z deszczu pod rynne…nie mam sposobu na siebie… co robić?
Czytałaś kochana post o dobrym rodzicu?
Już szukam..przyznam, że nie czytałam….
Czytam bloga dopiero trzeci dzień. Nie, bulimia mnie nie dotyczy. Kompulsywne objadanie się – chyba nie aż w tak dużym stopniu, ale potrafię wciąc tabliczkę czekolady w 5 minut (dosłownie), doprawic połową tortu i miską bitej śmietany. Albo inaczej – chciałabym napisac, że nie w aż tak dużym stopniu. W sumie nie wiem jaka tu jest skala. :-)
Tak czy inaczej – każde z tych słów: Wytrzymam, Walczę, Zero!, Porażka – znam każde z nich i każdego używam naprawdę często. I dopiero dzisiaj, przed minutą dotarło do mnie, co ja wyprawiam… Dziękuję Aniu!
Kochana, jak coś, napisz do mnie, ok?