Dietetycznie albo wcale! Krótko o myśleniu czarno-białym.
Powiedzcie mi, jeżeli się mylę, ale wydaje mi się, że każda Wilczo Głodna dzieli całe jedzenie świata na dwie kategorie:
Kategoria I
Produkty dozwolone – jest dietetycznie.
- Obejmuje ona maksymalnie 5% jedzenia dostępnego dla przeciętnego mieszkańca kraju rozwiniętego- jakim jest, na przykład, Polska.
- Zawierają się w niej produkty, które można określić dwoma przymiotnikami;
– niskokaloryczne
– zdrowe (przynajmniej w naszym mniemaniu) - Zaliczają się do niej takie produkty jak:
warzywa, niektóre owoce- wybór może być bardzo subiektywny- kiwi tak, ale już banan nie (cukier),
produkty pełnoziarniste, chude ryby, drób, chudy nabiał i jajka, niektóre orzechy.
Tyle.
Kategoria II
Produkty zakazane – jest tragedia.
- Cała reszta;
Tutaj lądują wszelkie słodycze, fastfoody, biały chleb, masło, sery,
potrawy kuchni włoskiej, polskiej i właściwie każdej innej, jeżeli ich kaloryczność przekracza tolerowany przez nas próg.
Do tego ten nieszczęsny banan.
W związku z tym istnieją dwa możliwe scenariusze:
- Jeżeli zjemy coś z pierwszej kategori, w ilości umiarkowanej (czytaj: ściśle określonej ilością kęsów) nic się nie dzieje, a my zadowolone wracamy do swoich spraw.
- Jeżeli jednak ta ilość zostanie przekroczona, albo, nie daj boże, sięgniemy po jedzenie zakwalifikowane do zakazanych, wtedy „machamy ręką” na wszystko i poddajemy się atakowi obżarstwa.
No bo przecież albo wszystko, albo nic, prawda? Dietetycznie albo wcale!
A teraz zastanów się chwilę nad tym. Czy sięgając po jedno „zakazane” ciastko, musimy od razu zjeść dziesięć kolejnych?
To, że pozwoliłaś sobie na jedno nie znaczy, że dzień jest już spisany „na straty” i wszystko się wali! Znaczy to tylko tyle, że pozwoliłaś sobie na jedno ciastko.
Wielkie mi nieba!
Możesz na nim w tej chwili poprzestać. Nie bój się, nie zmienisz się zaraz w tłuściocha i, uwierz mi, dopniesz się jutro w swoje spodnie.
Masz problem z zaakceptowaniem ciastka w swoim żołądku? Zrób 25 przysiadów i już!
To wystarczy. Nie musisz biec maratonu, żeby je spalić.
Ciężko Ci nie sięgać po kolejne? Wypij szklankę wody, umyj zęby, schowaj ciastka do szafki. Naprawdę jeszcze wszystko w twoich rękach i nic nie jest stracone.
Może warto też zastanowić się nad zasadnością przypinania łatek jedzeniu?
Zamiast nazywać coś zakazanym nazwij to odświętnym.
Taki na przykład tort. Za czasów naszych dziadków czy nawet rodziców, był on czymś specjalnym; trzeba było go zrobić własnoręcznie. To wymagało czasu i zaplanowania. Działo się to zazwyczaj w sobotę, w niedzielę lub przy jakiejś wyjątkowej okazji.
Jedzenie tego smakołyku było celebrowane i to właśnie czyniło ten moment specjalnym.
Dziś w każdej chwili możemy wyskoczyć do cukierni na rogu i kupić ciasto jakiego tylko dusza zapragnie. To co było specjałem stało się banałem i nawet do głowy nam nie przyjdzie, że kiedyś mogło być inaczej.
Czas zmienić swoje myślenie; ciasto bez wyrzutów sumienia? Ok, ale niech to będzie „przy niedzieli”.
To samo tyczy się reszty. Wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem!
Chipsy do filmu? Ok, ale tylko w kinie.
Lody? Nie ma sprawy, ale nie codziennie!
Zweryfikuj „kategorie” na jakie dzielisz jedzenie i zadaj sobie pytanie, czy muszą być one tak sztywne?
A nawet jak zjesz ciastko bez żadnej specjalnej okazji, to nie przekreśla to twoich wysiłków w wychodzeniu z bulimii. Po prostu nie sięgaj po kolejne i będzie dobrze. Przysięgam, że świat się nie zawali.
Do tej pory tak właśnie było u mnie. Coś było albo dobre albo złe i w ogóle się nad tym nie zastanawiałam. Dopiero Ty, Aniu, otworzyłaś mi oczy. Dziękuję :-*
PS. Twoja ostatnia książka jest niesamowita <3