Co się jeszcze musi stać?
Ania, moje życie leży w gruzach, a ja dalej swoje! Co jeszcze musi się stać, abym w końcu poszła po rozum do głowy i przestała się objadać/wymiotować/głodzić/przeczyszczać/zajeżdżać sportem etc…?
Czy wiesz w ilu rozmowach z moimi nowymi podopiecznymi, w ilu listach i komentarzach pojawia się to dramatyczne pytanie? Ja nie jestem w stanie tego policzyć.
Bo to jest tak: Jesteś mądrą, wykształconą, świadomą siebie kobietą. Inteligencji Ci nie brakuje i masz świadomość co robisz ze swoim zdrowiem i życiem, a jednak…
I na przykład teraz zdiagnozowali Ci insulinooporność, którą wyhodowałaś sobie przez zaburzenia odżywiania, albo nawet cukrzycę. Wiesz więc doskonale, że to nie przelewki.
Albo usłyszałaś od lekarza, że jak nie przestaniesz natychmiast biegać, to wylądujesz na wózku inwalidzkim.
Lub że nie będziesz mieć dzieci, zębów, kawałka jelita…
Albo mąż się z Tobą rozwiedzie lub zabiorą Ci dom. I dzieciaki też.
To wszystko są autentyczne konsekwencje nałogu, z którymi borykamy się my, wilczyce. Naprawdę czytałam takie historie i niczego tu nie koloryzuję.
Jedyne co masz zrobić, aby wszystko uratować i odkręcić, to przestać obżerać się/rzygać/głodzić.
Wiesz to. Doskonale wiesz o tym w każdej sekundzie swojego życia.
I co? I nic.
Więc pytasz sama siebie zdesperowana, co jeszcze musi się stać, abyś przestała? Czy utrata wszystkiego naprawdę nie wystarczy???
Nie wystarczy, kochana, bo to tak nie działa. To nie jest motywujące – wręcz przeciwnie.
Oczywiście, czasami terapia szokowa jest skuteczna. Ktoś dostanie takiego kopa w dupę (choroba, strata), że natychmiast przestaje palić/pić/wymiotować. Jednak nie zawsze się tak dzieje. Często jest zupełnie odwrotnie; pod wpływem złych wieści, jeszcze bardziej pogrążamy się w swoim nawyku.
Muszę Ci się przyznać, że ja sama marzyłam o ciężkiej chorobie, aby w końcu zmotywować się do zmiany. Byłam przekonana, że tylko szok może jeszcze jakkolwiek na mnie wpłynąć. Pisałam o tym tutaj „Marzenia bulimiczki”.
Nic takiego się na szczęście nie stało, ale moje życie rozpadało się powoli, po kawałeczku – zbyt mało dramatycznie, abym chciała coś zmienić.
Myślę jednak, że nawet jakby spotkało mnie coś złego, to byłoby to po prostu kolejne przykre wydarzenie, dodane do tysiąca innych przykrych wydarzeń, które przeżyłam z powodu bulimii.
A więc dlaczego taka negatywna motywacja nie działa?
Wynika to z samej natury naszego nawyku. Nawyk – poza tym, że jest zautomatyzowanym sposobem postępowania – jest także naszym wyuczonym sposobem na regulację emocji. Słowem; jeżeli stanie się coś nieprzyjemnego i nasz nastrój spadnie, od razu pojawia się głos nawyku, który mówi: „Hej, mam na to rozwiązanie! Zjedz, zapal, napij się wina. To zawsze pomagało i pomoże także teraz”.
Nawyk nie myśli dalej niż natychmiastowa gratyfikacja. On w ogóle nie myśli. Podsuwa nam to, co działo w przeszłości.
A jeżeli chodzi o jedzenie, to – tak jak pisałam w ostatnim poście – nasz mózg zapamiętał, że duża jego ilość, równa się wyrzutowi endorfin. Teraz więc używa tego środka, za każdym razem, kiedy nastrój szybuje w dół. Po co ma się „męczyć” z szukaniem czegoś nowego? Ma być efektywnie, a nie ciekawie.
No dobrze, a więc mając to w pamięci, zastanówmy się co zrobi taki na przykład palacz, jak zobaczy na paczce papierosów zdjęcie czarnych płuc innego (już martwego) palacza? Tak się przerazi, że… sięgnie po papierosa. I zrobi to nie w akcie autodestrukcji, ale by poczuć się lepiej.
A co zrobisz Ty, kiedy uświadomisz sobie, że zaraz przyjdzie Ci do domu komornik z egzekucją (niektóre z nas mają wielotysięczne długi przez bulimię) lub że w każdej chwili możesz umrzeć na zawał serca nad toaletą? Zwrócisz się do paczki ciastek po pocieszenie.
Bo paczka ciastek, jest Twoim sposobem na strach. Innego nie masz.
A więc jeżeli pytasz, co się jeszcze musi stać i czekasz na ostateczny strzał od losu, żeby w końcu się ogarnąć… to powiem Ci, że możesz się nie doczekać.
I uwierz mi; to nie jest też tak, że jesteś głupia, bo WIESZ, o tym wszystkim (atak serca, długi, bezpłodność), a jednak to robisz. Nie jesteś głupia; jesteś mądrą kobietą. To nie ma nic wspólnego z intelektem lub jego brakiem. To po prostu tak nie działa i więcej tragedii nie oznacza więcej motywacji. Wręcz przeciwnie. Więcej tragedii to więcej problemu.
A więc kiedy będzie dobry moment, aby wyjść z zaburzeń odżywiania, jeżeli nie ma co liczyć na zmotywowanie się negatywnymi konsekwencjami? Kiedy w końcu powiesz sobie dość?
Myślę, że TERAZ jest na przykład bardzo dobrym momentem.
Co Ty na to?
*
Od dzisiaj możesz przyjść do mnie także na coaching, jeżeli masz inne problemy niż zaburzenia odżywiania. Dowiedz się jak mogę Ci pomóc i jak wygląda praca ze mną: Coaching z Anną Gruszczyńską
Aniu, gratuluję decyzji o zrobieniu kolejnego kroku, jakim jest coaching! Od dawna obserwuje Twój tok myślenia, postrzegania świata, nie tylko w kwestiach zaburzeń odżywiania. Podziwiam z jakim zaangażowaniem zagłębiałaś tajniki myślenia i czytałaś stosy książek na ten temat. Sama sięgnęłam do kilku tytułów polecanych przez Ciebie. Nowa Ziemia otworzyła mi oczy, tak naprawdę na wszystko. Kochana, Twój mentoring uwolnił mnie od ED, z którym szlam przez życie prawie 20 lat. Jestem pewna, że Coaching będzie równie skuteczny. Bo Ty naprawdę wiesz, co robisz. Podziwiam Cię i trzymam kciuki za Twój nowy „program”. Ściskam Ciebie i wszystkie Wilczyce!
Ja przez wiele lat bulimii stałam się bezpłodna (wyszło w badaniach), ale to akurat na plus, bo nigdy nie chciałam mieć dzieci. Żeby nie było, stało się niespecjalnie, nie planowałam tego. Teraz z partnerem nawet nie używamy gumek. :) po prostu staram się szukać plusów w tym gównie.
Wiesz, mi się wydaje, że wiele osób ma tego typu problemy. Trzeba szukać plusów, gdyż one są ważne.
W jaki sposób bulimia lub inne ED może spowodować bezpłodność?
Może się zatrzymać miesiączka i już nigdy nie wrócić.