Niedziela bez wilka: cudowna Ola powraca!

Pamiętacie moją podopieczną Olę z postu „Cud”„Metod Wilczo Głodnej”?
To naprawdę spektakularny przypadek wyjścia z bardzo ciężkiej bulimii, za sprawą prostej, ale totalnej zmiany myślenia.

Od naszego mentoringu mijają teraz dwa lata, a w życiu Oli następują kolejne cuda.

Aniu,

Chciałabym w kilku słowach jeszcze raz wyrazić moją wdzięczność za uratowanie mi życia i tym samym dać nadzieję osobom – które tak jak ja kiedyś – cierpią na zaburzenia odżywiania bardzo, bardzo długo..

Aniu, teraz czytam Twojego bloga już „tylko” z sentymentu, gdyż problem zaburzeń odżywiania mam już w 100% za sobą. Chorowałam ponad 20 lat, ciągle, bez dnia przerwy. Do bólu, do krwi…

Od Naszego mentoringu minęły tylko i aż 2 lata, ale zmieniło się wszystko.
Zaszłam szybko w ciążę po prawie 8 latach starań (w bulimii to raczej nie było możliwe). Niestety podczas ciąży hormony szalały, a ja nie potrafiłam odróżnić zachcianek od napadu na lodówkę i efekt domina jeszcze działał.
Ocknęłam się tak naprawdę dopiero po porodzie, gdy hormony się uspokoiły a ja przeprowadziłam drugi mentoring z Anią – tym razem jako monolog z samą sobą, gdyż narzędzia i wiedzę już miałam, a moje ciało mnie znowu nie zawiodło.

Chciałam Ci z całego serca jeszcze raz podziękować za to, że uratowałaś mi życie i dałaś tym samym nowe życie mojego Synka. Nie ma większej miłości niż miłość do dziecka, gdyby nie Ty nie zaznałabym tego uczucia. Byłabym dalej zafiksowana na żarciu i nie-żarciu, kłamstwie.
Uratowałaś także mój związek, który wisiał na włosku.

Jestem, mojemu uprzednio tak bardzo mocno znienawidzonemu ciału, taka wdzięczna. Po porodzie spojrzałam na nie z olbrzymią wdzięcznością i poczułam się taka piękna. To uczucie dalej mi towarzyszy!

Nasze ciało to istny majstersztyk! Teraz zaś patrzę na siebie i czasem płaczę ze szczęścia, że siebie mam, że nie udało mi siebie do końca zniszczyć. A było blisko. I to dzięki Tobie Aniu.

Całe życie walczyłam z kobiecością, a teraz czuję się w końcu w pełni kobietą.
Jak ja się cieszę, że nie muszę być „idealna”. Jaki to był ciężar i presja.
To piękne i cudne być normalną, a tak się tego tak bałam – tej normalności. Myślałam, że uczyni mnie to nudną.

Moja relacja z jedzeniem wygląda teraz zupełnie normalnie, Nie poświęcam jej zbyt dużo czasu. Jem to co inni normalni ludzie.
Moja wartość nie jest widoczna w lustrze, nie jest określona ilością cm w talii czy jej braku oraz stopnia wytrenowania na siłowni. Ważne jest dla mnie to, jakim jestem człowiekiem, jak traktuję siebie przede wszystkim. Ale te słowa mają sens tylko wtedy, jeśli tak poczujecie a nie powtarzacie je jak wyklepaną regułkę.

Teraz z dumą patrzę w lustro i widzę nieidealne, normalne ciało. Wiele mi do ideału brakuje, gdyż według „piękna” proponowanego w Internecie nie mam super wcięcia w talii, boczki i zbyt szczupłe ramiona.
Mogłabym jednak do tego „ideału” się przybliżyć, ostro trenując na siłowni. Mogłabym, ale NIE CHCĘ. Nie chcę i nie potrzebuję. Wiem, ile to czasu i wyrzeczeń wymaga a ja nie chcę płacić takiej ceny. Wolę ten czas spędzić z moim Synkiem, czytając albo jeżdżąc na rowerze, co jest moją pasją.

Wolę mieć spokojną głowę niż zarysowane mięśnie brzucha. Wolę patrzeć na siebie z wdzięcznością i być dla siebie miłą, a nie czuć wstręt do siebie, mimo iż mam kaloryfer, ale rzygam. Wolę być wolna a nie uwięziona w notorycznym myśleniu o kaloriach, tłuszczu i swoim tłustym brzuchu.
Wolę czasem wyjść z przyjaciółmi na pizzę albo burgera, a nie zajadać ciągle swoje pudła z jarmużem i marchewką pokrojoną w super równe słupki, by potem w domu wypić litr wina i nażreć się syfem.

Jestem dla siebie dobra, nie krytykuję się cały czas i doceniam postępy które robię. Jestem z siebie dumna. Nie porównuje się do innych, porównuję się tylko do siebie z wczoraj, ale nie po to by siebie krytykować i obrzucać obelgami, lecz po to by zobaczyć, ile np. osiągnęłam w ciągu ostatniego roku.

Aniu, jesteś Aniołem. Tak bardzo chciałabym ubrać w słowa tą moją wdzięczność, ale nie potrafię. Chciałabym krzyczeć z radości.

Jestem osobą, która przeszła z swoim życiu wiele terapii i hospitalizacji. Nawet reanimację i intubację. Można mówić o swoich traumach na terapii do końca życia i dalej mieć bulimię (jak moja mama), ale jak się zje porządny obiad, to chęć na żarcie słabnie (nie mija), mimo, iż trauma dalej jest.

Ja uwierzyłam, że wymiotuję emocjami, gdyż tak powiedzieli mi na terapii i dalej bym to robiła, gdyby nie Ty! Jeść uczciwie i dać sobie luz. To jest to.

Aniu, jak banalnie to zabrzmi; dziękuję.

*

Także jesteś gotowa na zamienienie swojego życia w cud (którym jest)? Zapraszam do siebie na mentoring.

Od teraz udostępniam możliwość płatności na raty – nawet 63 zł miesięcznie, co w porównaniu do kosztów zaburzeń odżywiania, jest NICZYM.

Published On: 26 stycznia, 2020Kategorie: ŚwiadectwaTagi: ,
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

9 komentarzy

  1. Avatar
    Żaneta 26 stycznia, 2020 at 1:08 pm - Odpowiedz

    Wow..co za świadectwo, gratuluję!

  2. Avatar
    Kinga 27 stycznia, 2020 at 10:22 am - Odpowiedz

    Ola, gratuluje:))))

    Pamietam Twoja historie, czytalam ja kilka razy…. Przechodze teraz dokladnie przez to co Ty, tzn. spuchlam okropnie, nie mam sily sie ruszac, jest to okropne, az odechciewa sie zyc…. Napisz prosze ile czasu to trwalo, jak przeyzla to twoja skora, bo moja nie daje rady, rozciagnela sie tak bardzo, ze dotyk sprawia mi bol. Ja juz naprawde nie daje rady, a Ty jestes chyba jedyna osoba, ktora moze mi pomoc.To jest poprostu istny koszmar…

    • Avatar
      Ola 27 stycznia, 2020 at 12:46 pm - Odpowiedz

      Kinga, u mnie najgorsze obrzęki trwały chyba dwa tygodnie, do tego stopnia, że miałam wodobrzusze i płyn w opłucnej, nie moglam nosić obrączki ani butów wąskich, po tym czasie powoli zaczynało schodzić aż zupełnie zeszło, łydki miałam tak napięte że woda przy nacisku sączyła się..miałam ogromny niedobór albumin co nasililo problem. Skóra mi popękała, tzn porobily się rozstępy. W ciąży ani jeden mi się nie zrobił a wtedy tak..co Ci mogę powiedzieć.. to MIJA. Konsekwencja i nieodwolalnosc decyzji, bądź dla siebie dobra, ubieraj się w luźne, wygodne rzeczy. Ale ja zrobiłam sobie badania bo bałam się że to tzw ” refeeding syndrome ” czyli m.in przesunięcia elektrolitowe glownie nierobów fosforu, magnezu i potasu spowodowany nagłym przyrostem dostarczania kalorii. U mnie tego nie było więc cierpliwie czekałam..odpowiem chętnie na wszystkie Twoje pytania.

      • Avatar
        Kinga 27 stycznia, 2020 at 12:55 pm - Odpowiedz

        Dziekuje Ci bardzo za odpowiedz:*****
        Te obrzeki to naprawde dla mnie koszmar. Wmawiam sobie, ze mina i jem, ale najgorsze jest to ze przez ta opuchlizna, najgorsze jest wlasnie to wodobrzusze ( nigdy nie sadzilam, ze skora moze sie rozciagnac w tak krotkim czasie do takich rozmiaro), przez ktore nie czuje chyba glodu. Jem troche na sile, kiedy sadze, ze powinno sie zjesc, mam wrazenie, ze ta opuchlizna uciska wszystkie moje narzady;(((((( jest naprwde baaaardzo ciezko, bo wysiada mi przez to takze psychika, ciezko jest mi funkcjonowac normalnie, kiedy kazda czynnosc sprawia mi bol i czuje, ze nasze na sobie ze 100 kilowy worek. Jak patrze w lustro, placze….
        Olu, wierze Ci, ze to przejdzie, ale ja sie boje, ze poprostu tego nie wytrzymam, albo nie doczekam….
        Czy jest cos co Ci pomoglo szczegolenie w tych obrzekach? Czy one poprostu zniknely??
        Bardzo dziekuje Ci, ze jestes i moge poczuc, ze Ktos juz przez to przechodzil:******

        • Avatar
          Ola 27 stycznia, 2020 at 1:39 pm - Odpowiedz

          Kinga, mi pomogła konsekwencja i czas , no i Ania oczywiście która motywowała mnie bym szła dalej. A może to u Ciebie to takie mega wzdęcia a nie wodobrzusze..dobrze by było byś dała się zbadać by czegoś nie przeoczyć jeśli masz taką możliwość. Usg albo nawet opukanie brzucha przez lekarza wiele by wyjaśniło. Ja zrobiłam sobie usg i sprawa była jasna. Piłam herbatę z pokrzywy i brałam nawet przez kilka dni leki moczopedne czego nie polecam na własną rękę jednak w ostateczności lekarz może przepisać badając wcześniej elektrolity. Jadłam raczej bardzo lekkostrawne rzeczy, mało surowych warzyw i owoców bo początkowo nie trawilam normalnie. Po jakimś czasie jadłam absolutnie wszystko i wszystko wróciło no normy. Do normy jaką znałam z teorii gdyż czasów przed zaburzeniami odżywiania nie pamiętam za dobrze..Jak masz ochotę napisz do mnie na priv. Wiem jedno, każdy kolejny dzień to jest zwycięstwo choć masz ochotę wrzeszczeć z bólu i rozpaczy, potem będzie tylko lepiej. Wiem, brzmi banalnie i bardzo odlegle ale przechodziłam przez to i myślałam że jestem beznadziejnym przypadkiem i nie ma dla mnie ratunku.. Ściskam i życzę dużo siły!

          • Avatar
            Kinga 27 stycznia, 2020 at 2:01 pm

            Ok, potrzebuje naprawde teraz wskazowek, zeby sie nie poddac, podaj mi prosze swojego maila Olu:******

  3. Avatar
    Joanna 27 stycznia, 2020 at 11:39 am - Odpowiedz

    Pięknie świadectwo,…

  4. Avatar
    Maciek 27 stycznia, 2020 at 12:22 pm - Odpowiedz

    Mam ciary na całej skórze..najlepsze świadectwo jakie czytałem

  5. Avatar
    Agata 28 stycznia, 2020 at 9:13 pm - Odpowiedz

    Olu, jesteś bohaterką!!!!