Niedziela bez wilka: Kamila, która stała się inspiracją

Droga Aniu,

Minęło naprawdę sporo czasu, odkąd ostatni raz z Tobą pisałam (sprawdziłam dokładnie skrzynkę – połowa maja 2018 r !!!!) i dużo się pozmieniało. Ale bardzo chciałam się podzielić z Tobą pewną refleksją ;)

Nie chcę wracać do początków historii, skoro do Ciebie piszę, to jest ona dość prosta – miałam zaburzenia odżywiania. I z dumą mogę powiedzieć – MIAŁAM w czasie przeszłym. Bardzo dużo mi dało Twoje świadectwo, o którym tak dokładnie opowiadasz w walce z zaburzeniami. Ale wiesz…. nie pamiętam dokładnie momentu, kiedy z nich „wyszłam”. Trochę to zabawne, bo doskonale pamiętam uczucie, gdy się przejadałam i przynosiłam do domu siatki po brzeg wypełnione śmieciowym jedzeniem, ale nie pamiętam, kiedy w końcu zaczęło być normalnie….

W 2019 r już nie skupiałam się aż tak na jedzeniu (zaznaczę tutaj, że zaburzenia pojawiły się ok 2015 r., czyli trwały 4 lata). Dbałam o to, żeby jeść jak najbardziej zdrowo i unikać „syfu”, ale nie odmawiałam sobie pizzy ze znajomymi czy lodów. Zmieniłam też otoczenie, pracowałam, starałam się czerpać z życia jak najwięcej. I wtedy też zaczęłam delikatnie chudnąć i wracać do „swojego ciała”. Zupełnie normalnie. Aczkolwiek nadal zdarzało mi się wprowadzać pewne restrykcje. Może i nie były one tak absurdalne jak na początku, ale się pojawiały. Wtedy jeszcze myśli Wilka gdzieś krążyły.

Ale teraz następuje największy przełom: koniec 2019 r. Wtedy poznałam mojego obecnego chłopaka (ale uprzedzając – wcale nie schudłam „bo żyłam miłością i jadłam powietrze”, o czym za chwilę ;))

Po kilku miesiącach bycia razem byłam szczuplejsza o prawie 10kg i utrzymuję tę wagę cały czas. I to jest moja „idealna” waga, przy której czuję się świetnie. Do tego wcale się nie ograniczam, jeśli chodzi o jedzenie i nie świruję, że tego nie mogę, tamtego tylko troszeczkę, a na koniec i tak pójdę zrobić truchtem 10km, żeby spalić resztę. Jaki był klucz do sukcesu?

1. Zdałam sobie sprawę, że moje zaburzenia odżywiania wynikały z tego, że po pierwsze byłam nie do końca szczęśliwa sama ze sobą, czegoś mi brakowało. Po drugie, wynikały one…z nudy! I nie chodzi mi o to, że jestem człowiekiem bez pasji i nie potrafię się niczym zająć. Wręcz przeciwnie. Ale kiedy mój dzień nie był wypełniony od pierwszej minuty po przebudzeniu do ostatniej, w „przerwach” wkradała się ta nuda. I z tego potem wytworzył się nawyk…Spotykając się z chłopakiem to on w dużej mierze wypełniał ten mój czas. I po prostu – skupiałam się na tym co robiliśmy razem, a nie na jedzeniu.

2. Nawet nie myślałam, ile osób mi bliskich cierpi na to samo (w różnych wariantach). Mój wujek – mający prawie 50 lat – od kilku lat zmaga się z bulimią, o czym dowiedzieliśmy się niedawno. Drugi wujek obżera się do nieprzytomności. Przyjaciółka – przechodzi przez typowe etapy „odchudzania bez efektu” (dieta, dieta, dieta jeszcze bardziej =deficyt –> obżarstwo). No i na koniec…mój chłopak :D Który z domu nie wyniósł żadnego dobrego nawyku, jeśli chodzi o jedzenie, w efekcie całe życie walczy z nadwagą.

Jaka była w tym wszystkim moja postawa? Ponieważ zależy mi na chłopaku, a sama przeszłam fazę zaburzeń, którą on przechodzi, postanowiłam, że muszę być „tą silną” i pokazać mu „że się da”. Ale to tak jakbyś chciała iść do dietetyka (bo chcesz schudnąć) a za biurkiem ujrzała panią 120kg. No….coś tu nie gra. Więc ja sama musiałam się pozbyć zaburzeń, żeby pokazać chłopakowi, że on też może. Chciałam być dla niego inspiracją i wsparciem. I właściwie z typowo „jedzeniowych” zasad zaczęłam przestrzegać tylko tego, aby jeść mniejsze porcje a częściej, bo wtedy lepiej się czułam oraz aby posiłki były lekkostrawne. Jednak nie karciłam się za to, że zjadłam coś „niedozwolonego”. Wypracowałam sobie system posiłkowy, który bardzo skutecznie zadziałał.

Ostatnio mignął mi na Instagramie Twój wpis na story odnośnie tego, że to wszystko to nic innego jak NAWYK. Czyli coś co zostało wypracowane, powtarzalna czynność. Wtedy mnie oświeciło. No tak! Ja przestałam się obżerać i już nie mam nawyku latać do sklepu po 5 pączków, a moim nawykiem stało się jedzenie co 4h tego, po czym czuję się dobrze. Mój chłopak kultywuje swoje przyzwyczajenie jedzenia po nocach – BO TAKI MA NAWYK, wypracowany przez lata. Jak się pozbyć nawyku? – przestać to robić. Bingo! Kiedyś przeczytałam, że organizm człowieka potrzebuje 21 dni, żeby się przyzwyczaić do danej czynności. Ale przez 21 dni ta czynność musi być codziennie powtarzana. Np. mycie zębów. Jeśli przez 3 tygodnie codziennie rano je myjesz, to potem już automatycznie wiesz, że rano je trzeba umyć. Idziesz i myjesz. Tak samo z jedzeniem.

Nauczyłam chłopaka, aby nie odkładał jedzenia śniadania na 5h po wstaniu, bo pochłania wtedy 3x więcej. Obecnie zjada śniadanie do 2h po wstaniu w 1/3 porcji, którą zjadał kiedyś.

Niedawno przyznał, że dopiero teraz poczuł, co to znaczy być głodnym. I że to wtedy właśnie jest czas na jedzenie. Wcześniej napychał się tak, że późniejsze posiłki jadł „dla zasady”, nie dlatego, że był głodny.

Lubi też dobrze i smacznie zjeść (może jak każdy, ale nie każdy aż tak się tym fascynuje). U niego w domu dominowały zawsze 4 posiłki mieszane na zmianę, zero kreatywności. „To można zrobić jajecznicę z pomidorami, pieczarkami i na cebulce? U nas zawsze były tylko jajka…O matko jakie to jest pyszne!”. Więc kiedy ma okazję zjeść coś innego, wpada w klasyczną pułapkę „nażreć się tym, bo potem nie będzie”. A to jest TYLKO jedzenie…Uczę go odrobiny kreatywności i urozmaicania sobie tych posiłków, aby nie grymasił, że „znowu jajecznica”, bo nic innego nie potrafi wymyślić oraz tego, że to wcale nie jest trudne. Przełamuje się coraz bardziej i coraz chętniej sam podchodzi do garów z entuzjazmem.

Niestety, łapię się też na tym, że potrafię go wręcz wyzwać o to, że znowu wypił litr coli albo że znowu zjadł kolejny kawałek ciasta. „zapomniał wół jak cielęciem był” – przecież ja robiłam tak samo! Staramy się wypracowywać stopniowe rozwiązanie (dziś litr coli, ale jutro 0,75…. jeden kawałek ciasta już był, to teraz zamiast takich słodyczy zjemy sałatkę owocową…).

Piszę o tym, bo nie mogę uwierzyć, jak los potrafi zaskakiwać. Kiedy dążyłam do perfekcji (czyli chciałam schudnąć X kg najlepiej szybko), nie wychodziło. A kiedy przestałam dążyć do PERFEKCJI, a zaczęłam dążyć do tego, aby czuć się dobrze – rozwiązanie przyszło samo. A teraz mogę tak jak Ty inspirować kogoś innego, bliską mi osobę. I patrzeć na efekty z uśmiechem (nawet jeśli trzeba będzie jeszcze na nie poczekać, bo nie przyjdą z dnia na dzień jak byśmy chcieli…, ale kiedyś przyjdą!). Niesamowite jest, że to o czym napisałam wydaje się takie proste i oczywiste, ale kilka lat temu takie nie było.

Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam i dziękuję za ciągłą inspirację,

Kamila: *

Published On: 18 lipca, 2021Kategorie: Świadectwa
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

2 komentarze

  1. Olga 25 lipca, 2021 at 6:44 am - Odpowiedz

    Zaburzenia odżywiania stanowiły 1/4 mojego dotychczasowego życia (Mam 40 lat). Dziesięć trudnych lat powstrzymywania się od jedzenia czegokolwiek, co zawierało cukier lub tłuszcz, a następnie, po wielu kłótniach z rodzicami, wizyt u lekarzy przeróżnych specjalizacji oraz samowykluczenia się z życia towarzyskiego – kompulsywne objadanie się wszystkim, co było pod ręką. To była druga odsłona tego cichego dramatu, przeżywanego w ogromnym poczuciu winy, niechęci do siebie i samotności. Pojawiły się nawet myśli samobójcze…Nieprawdopodobne cierpienie, z którego nikt z najbliższego otoczenia nie zdawał sobie sprawy, czego dowodem były bardziej lub mniej delikatne komentarze na temat mojej sporej nadwagi. Uzdrowiła mnie ciąża. Do tej pory nie mogę pojąć, jak to możliwe, że wraz z pojawieniem się na świecie mojego syna (który w tej chwili ma 12 lat) z dnia na dzień kompletnie straciłam zainteresowanie jedzeniem. Na początku tej zaskakującej zmiany jadłam z przyzwyczajenia i rozsądku (ale z pewnym trudem), a potem sięgałam po jedzenie już tylko wtedy, kiedy naprawdę byłam głodna (czy nie na tym polega właściwy stosunek do jedzenia?). Waga dosłownie galopowała w dół, mimo że w moim menu znajdowały się również lody, frytki, zapiekanki…Mija 12 rok, odkąd zaburzenia odżywiania odeszły do przeszłości. Jem wszystko, na co mam ochotę, ale nie przejadam się – po prostu nie jestem już w stanie wypchać sobie żołądka nadmiarowym jedzeniem. Kiedy czuję się najedzona (a niewiele mi trzeba, co również 12 lat temu odkryłam z ogromnym zaskoczeniem) – przestaję jeść i nie ma takiej siły, która by mnie zmusiła do dodatkowego kęsa. Mam wagę idealną dla swojego wzrostu, choć nie uprawiam regularnie żadnego sportu, lubię siedzieć w domu i wylegiwać się w łóżku w wolne dni. Jedzenie zeszło nie na drugi, ale na ostatni plan, podczas gdy 12 lat temu było na planie pierwszym. Czy uleczyło mnie samo zajście w ciążę i poród? Oczywiście, że nie…Moja teoria jest taka, że sprawiły to bezwarunkowa miłość matki do dziecka i na odwrót oraz podświadoma pewność, że ani syn, ani ja nigdy jej nie stracimy – ja nie odejdę od syna, a on nie odejdzie ode mnie (oczywiście w sensie emocjonalnym, a nie fizycznym).
    Miłość, akceptacja, poczucie bezpieczeństwa i stuprocentowa pewność o trwałość tego najważniejszego uczucia – to okazało się skutecznym lekarstwem dla mnie. Pozdrawiam i życzę wszystkim, aby również odkryli takie lekarstwo dla siebie.

    • Wilczo Glodna 31 lipca, 2021 at 11:06 am - Odpowiedz

      Kochana, wrzucam to jutro na Niedzielę bez Wilka, ok? :)