Przecenianie roli nastroju

Ania, ja straciłam do tego entuzjazm – powiedziała mi niedawno moja podopieczna w połowie naszego mentoringu.Jakoś od kilku dni nie sprawia mi radochy przyrządzanie posiłków, dbanie o siebie i robienie tego wszystkiego, co jeszcze niedawno było tak ekscytujące – wyzwalanie się z sideł nałogu.
I co ja teraz mam zrobić? Jak dalej iść do przodu, jeżeli straciło się zapał? Jak dokończyć to co się zaczęło, jeżeli nie ma się już chęci? Jak nie wrócić do starych nawyków, których przecież nie chcę?

Bardzo często widzę, że taki właśnie słomiany zapał, to wasz (a raczej nasz – bo ja kiedyś też tak miałam) problem. Nie zliczę ileż to razy czytałam w ankietach osób przychodzących do mnie na sześciotygodniowe „pranie mózgu” , że cierpią one na chroniczny brak wytrwałości.

No dobrze, to co z tym fantem zrobić? Faktem jest, że szybko się wypalasz, tak? No tak. Nie chce Ci się iść do celu, chociaż dalej uważasz go za wart zdobycia. Ale czy to, że Ci się nie chce znaczy, że to co przedsięwzięłaś ma zostać niedokończone? Zostawione w połowie?

Myślę, że nie, chociaż dojście do tej prawdy zajęło mi ponad pół życia. Sama robiłam podobnie przez długie lata. Jeżeli coś przestawało być nowe i ekscytujące jak na początku, porzucałam to. Uważałam, że skoro nie mam „aż takiej” frajdy z robienia tego, to jest to dobitny znak, że już nie muszę się starać, że to nie ma już wartości.
Byłam głupio przekonana, że jeżeli za coś się zabieram, to od początku do końca muszę tryskać entuzjazmem do rzeczonego przedsięwzięcia. A jak nie, to bye.
Teraz wiem, że to totalna bzdura.

My ludzie, a szczególnie my Wilczki, mamy tendencję do przeceniania roli naszego nastroju, w tym co robimy. A nastrój to tylko jeden z elementów „układanki” składającej się na sukces, a nie jego wyznacznik. Dory nastrój to dodatek do całości, nie czynnik determinujący powodzenie projektu.

Co będzie więc bardziej korzystne niż poleganie na dobrym nastroju? Potraktowanie tego zadania jak swój obowiązek. Wiem, że „obowiązek” brzmi mało seksy, ale posłuchaj mnie przez chwilę.

Wychodząc z nałogu objadania się, czy jakiegokolwiek innego nawyku, będziemy czuć całą gamę emocji – od euforii (tak, mogę to zrobić!), po totalny dół (to takie trudne!). I na to się trzeba nastawić i przestać przywiązywać do tego jakąkolwiek wagę. Bo wyjście z nałogu to właśnie Twój obowiązek, a niekoniecznie wesoła przygoda. Jeżeli jest wesoło i wszystko idzie gładko, a Ciebie rozpiera duma – to fajnie. Jeżeli zaś jest trudno, a ty masz doła, to… trudno.

Pozwól, że podam Ci przykład z życia wzięty; macierzyństwo. To coś niebywale pięknego i wyczekiwanego przez wiele kobiet, ale czy zawsze łatwego? Czy to tylko usłane różami momenty, kiedy dziecko uśmiecha się na twój widok i mówi „Mama, kocham Cię”? Nie, to nocne płacze, zmęczenie, kaszki, kupki i irytacja. To momenty, kiedy myślisz „zaraz wyjdę, walnę drzwiami i nie wrócę”. To chwile, kiedy przebiega Ci przez głowę „a po co mi to było?”.

Ale nawet wtedy, kiedy tracisz do całej sprawy entuzjazm, nie myślisz sobie, że właściwie to chrzanić to i czas oddać potomka do przytułku. Wytrwale sprawujesz swoją rolę, nawet jeżeli jest to w tym momencie niełatwe. Rola Twojego nastroju jest tutaj nieistotna. To nie jest tak, że tylko gdy czujesz się pozytywnie naładowana, to jesteś super mamą. Jesteś nią zawsze – zmęczona, zła czy zirytowana. I robisz to najlepiej jak potrafisz.

Ten sam przykład można odnieść do edukacji (dobrowolnie zdajesz egzaminy na studiach, chociaż czujesz przy tym tak zwany stres), budowania związku (nie zawsze jest tak różowo i pięknie, ale oboje się staracie) czy robienia kariery (czasami trzeba zacisnąć zęby i się wykazać).
Robisz to wszystko bez względu na to jak się przy tym czujesz. Robisz to, bo jest to dla Ciebie ważne.

I tak samo podejdź do kwestii jedzenie i każdej innej sprawy, którą chciałabyś zmienić. Chcesz zacząć ćwiczyć? Chcesz się rozwijać i doskonalić? Potraktuj to jako swój święty obowiązek i rób co masz robić niezależnie od tego czy są endorfiny i tęcze czy łzy i potwory.

A najważniejsze zdanie zostawiam na koniec: KAŻDY nastrój minie w końcu – i ten dobry i ten zły. Żaden z nich nie trwa wiecznie. Uzależnianie więc swojego sukcesu od czegoś tak nieuchwytnego, jest jak uzależnianie sukcesu od – powiedzmy – pogody. Trochę bez sensu, prawda?

*

A co się stało z moją podopieczną? Zrozumiała w końcu swój błąd w pojmowaniu sprawy i zrobiła swoje mimo pojawiającego się czasami doła i zniechęcenia – wyszła z zaburzeń odżywiania. Brawo!

*

Jeżeli dociera do Twojego serca to, co mówię, ale nie wiesz, jak to zrobić i potrzebujesz wparcia, zgłoś się do mnie na mentoring. W 6 tygodni rozwiążemy Twój problem.
Teraz mentoring dostępny jest także na raty, co wychodzi o niebo taniej niż wieczne ataki na jedzenie i marnowanie przy tym życia.

Published On: 10 kwietnia, 2020Kategorie: Psychologiczna rozkminkaTagi: ,
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

4 komentarze

  1. Szybka Strzała 12 kwietnia, 2020 at 5:58 pm - Odpowiedz

    Ja też długo się poddawałam nastrojom. 28 lat. I ciągle było to samo. Od jutra, od jutra, od jutra. Bo oblany egzamin. Bo kłótnia z mężem. Bo zły humor. Stałam w miejscu, nie rozwijałam się, co mnie dołowało tak że się objadałam. I kółko się zamykało. Ale dużo pracowałam nad sobą. Bardzo dużo. Rozmawiałam ze sobą. Przekonywałam siebie samą. Z czasem nałóg zaczął odchodzić. Nie nagle, ale stopniowo. Ataki obżarstwa były coraz rzadsze, a pochłaniane w atakach porcje żarcia były coraz mniejsze. Ale jak już się zaczęło, to dalszy bieg rzeczy przerósł moje wszelkie oczekiwania. Bo jak nałóg zaczął się wycofywać, to w mojej głowie zrobiło się trochę miejsca. I to miejsce zaczęły stopniowo przejmować wszystkie moje WIELKIE MARZENIA, do tej pory przysypane górami żarcia. Zaczęły stopniowo przejmować coraz większą przestrzeń, najpierw nieśmiało, a potem coraz ekspansywniej. To było jak przesuwanie się frontu. Coś niesamowitego. Od początku roku nie zrzygałam się ani razu. Czasem podjem trochę więcej, jak np. dzisiaj, przy święcie, i nic się nie dzieje. Po prostu zjadam dodatkową porcję, jak jestem bardzo głodna bo np. zrobiłam wyjątkowo ciężki trening. Nie zjadam już takich gór jedzenia, które zmuszałyby mnie do ulżenia przepełnionemu do bólu żołądkowi. Zrobiłam to o własnych siłach. Bez psychologów, psychiatrów, dietetyków i mentoringu u Ciebie. I to co piszesz Aniu często że nie ma fajerwerków i przenoszenia gór przy wyjściu z obżarstwa – u mnie one są, i to każdego dnia coraz większe, gdy widzę jak zwalczenie nałogu pozwala na rozwój i realizację największych marzeń, i coraz mocniej dopingują mnie do niepoddania się nałogowi, i tworzy się sprzężenie zwrotne. Nie myślę już o jedzeniu nic ponad to żeby się POŻYWIĆ i żeby to było w miarę zdrowe, bo mój umysł ma teraz czym się zajmować. Nie wydaję na żarcie pieniędzy bo mam na co je wydawać. Aniu robię ATPL-a. W przyszłym roku startuję do LOT-u. Trzymaj kciuki.
    Spróbujcie dziewczyny odkurzyć jakieś swoje wielkie pasje, i zaangażować się w nie po maksie. Pochłonięty nimi umysł zapomni o bulimii, anoreksji, czy co tam Wam dokucza. Jeśli po odstawieniu nałogu pojawi się dziura, to pasje pomogą Wam ją zapełnić.
    P.S. A wilk? Czuwa przy mnie, i chroni przed złem. Bo to wspaniałe zwierzę jest.

    • aleale 16 kwietnia, 2020 at 4:05 pm - Odpowiedz

      nie wszyscy maja pasje, wiec zastapienie nalogu pasja moze nie zdac egzaminu lub moze sie stac cos, co uniemozliwi realizacje pasji i wtedy co? wolalabym jednak umiec zyc bez tych fajerwerkow

  2. Joanna 13 kwietnia, 2020 at 10:51 pm - Odpowiedz

    Aniu Dziękuję za tekst, tak dobrze znany jest mi ten slomiany zapał. Brakowało mi wiedzy na ten temat. Jeszcze raz Dzięki.

  3. bipolarna 28 czerwca, 2020 at 1:17 pm - Odpowiedz

    Poddaję się nastrojom. Mam chad.