Na milion procent

Ostatnio pod postem z kolejnym świadectwem – tym razem Basi – pojawiła się sugestia, abym raczej publikowała tam relacje osób, które z ED już wyszły, a nie dopiero wychodzą. Autorka zauważa, że świadectwo kogoś, kto dopiero od trzech tygodni „jest zdrowy” nie jest jeszcze wiarygodne. Wszak takiej osobie wciąż zdarzają się wpadki, potknięcia i w ogóle to jeszcze nie to. Może zacytuję tu komentarz o którym mowa, żeby nie było, że coś przekręciłam.

Piękny list i życzę wszystkiego dobrego autorce oraz zazdroszczę zobaczenia Islandii (to jeszcze przede mną). Niemniej jednak chciałam się podzielić pewnym spostrzeżeniem.
Sama jestem osobą już kilka lat po ED, w głowie spokój i chciałabym powiedzieć tyle, że stawiając się na miejscu dziewczyn jeszcze walczących, mam trochę zastrzeżeń co do tej serii.
Pomysł super, między wierszami przekazywane naprawdę fajne wartości inne niż jedzenie, ale Anula no. Na blogu niejednokrotnie wspominasz o naprawdę ciężkich przypadkach na mentoringu, o kobietach starszych, chorych w wyniku ED, którym się udało. Natomiast w tej serii pojawiają się przede wszystkim historie dziewczyn, które są może na dobrej drodze, już prawie wyszły, ale jednak trudno powiedzieć, że ich zachowanie jest zupełnie ok.
Piszą tutaj o tym, że znów się co prawda objadły, ale już znają mądrości z bloga/książki/mentoringu i będzie dobrze. I ja im tego z całego serducha życzę, ale myślę, że na dziewczyny, które widuję, kiedy czasem jeszcze wpadam na Stado, które piszą o nawrotach i poczuciu beznadziei po kilku miesiącach czy nawet ponad roku spokoju mogą poczuć się zdemotywowane i traktowane po macoszemu.
Zresztą – zdarzają się tutaj niemiłe dla autorek komentarze w stylu „wróć za trzy lata to pogadamy”. I jakkolwiek brzmi to źle – rozumiem ten jad w stosunku do dziewczyny, która jest pewna, że już jest zdrowa, ale dopiero od trzech tygodni. Pomyśl Aniu, czy nie warto poprosić o napisanie świadectwa dziewczyny, którą miałaś na mentoringu kilka lat temu chociażby? Czy nie byłoby to bardziej motywujące?

Tak, to co opisuję to na pewno nie jest „ideał” – tu przyznam autorce rację, ale wyjaśnię też, dlaczego publikuję tutaj właśnie takie świadectwa.
Robię to, aby pokazać, jak wygląda proces wychodzenia z tego gówna. Bo to, jak wygląda rezultat końcowy, każdy wie; jesz i zapominasz. To tyle.

Kiedy czasami zagaduję swoje mentee sprzed lat, zawsze mówią mi co u nich słychać – u nich w życiu, w sensie.
– A jak z jedzeniem? – dopytuję wtedy.
– A jedzenie spoko.
I na tym się ten temat kończy.

Gdybym poprosiła taką osobę o napisanie świadectwa, to brzmiałoby ono mniej więcej tak:

„Droga Aniu,
Donoszę, że z  jedzeniem gites.
Twoja X”

Po czym ewentualnie pojawiłby się opis tego, jak się doszło do takiego momentu. Czyli co by powstało? Dokładnie taki sam tekst, jakie publikuję teraz w serii „Niedziela bez wilka”.
Bo ja właśnie w tej serii pokazuję nic innego jak PROCES jaki MUSI SIĘ ODBYĆ, aby z tego wyjść. I o to mi tu chodzi!

Bo wcale nie musisz odhaczyć wszystkich „symptomów normalności”, aby móc powiedzieć „No! Teraz to w końcu wyszłam z zaburzeń.” Nawet jeżeli ciągle masz wpadki i potknięcia, ale każdego dnia robisz to co właściwe i trwasz w swojej decyzji – to wyjście z ED jest tylko kwestią czasu.

Zresztą zastanów się, co sobie pomyśli osoba jeszcze „walcząca” (o tym terminie też niedługo będzie post), kiedy porówna się z kimś wolnym od bulimii od lat? „O Boże, jestem taka beznadziejna! Niby jem normalnie i nie wymiotuję, ale ciągle jeszcze mam myśli, by się obżerać, a ona w ogóle tych myśli nie ma!
No idzie się zdemotywować, prawda? A przecież to totalnie normalne, że myśli są i jeszcze długo będą.

Publikując właśnie takie niedoskonałe świadectwa, mam ciągle w pamięci, że ogromny odsetek wilczyc to PERFEKCJONISTKI. Większość z nas wpadła w zaburzenia odżywiania właśnie z powodu tej cechy. No bo jak coś robić, to na maksa. Jak się odchudzać, to nie że trochę mniej słodyczy i woda zamiast coli, ale z grubej rury -dieta 1000 kcal i ZERO cukru!
Brzmi znajomo, co?

No więc tym perfekcjonistkom wydaje się, że zdrowienie to proces od punktu A do punktu B. Dzisiaj jest ch***wo, a jutro będzie idealne.
Nie! To podróż z punktu A do punktu Z, a po drodze masz jeszcze B, C, D, E, F itd.
I tam właśnie są nasze „świeżynki” – w punkcie przejścia z jednej mentalności w drugą.
One idą każdego dnia dalej, NAWET jeżeli objadły się w święta czy miały gorszy tydzień. I to jest w tym najważniejsze. To jest ten komunikat, który chcę przekazać każdej z was: wracanie do równowagi to proces pełen upadków, ale NIGDY porażek.

Ja osobiście wywaliłam się tysiące razy. Ile razy się przeżarłam, ile razy się jeszcze upiłam (z tym też miałam problem), ile razy robiłam cyrk, że nie zjadłam, a przecież już po mojej godzinie. Albo odwrotnie – że nie zjem, bo mam „abstynencję” i wolę kurwa zemdleć, niż ją złamać. Ile razy robiła dziwne, głupie czy absurdalne rzeczy, które – umówmy się – nikt normalny nie robi? Tego nawet nie zliczę!
A działo się to wszystko, kiedy pisałam już tego bloga. Popełniałam błędy i pisałam o nich.

Bo ja sama szłam tą samą drogą co Ty, przewracając się i płacząc i wstając i przewracając się znowu.
Wiedziałam jednak jedno – choćby nie wiem co, ja już nigdy w życiu nie zwymiotuję. Bo może i nie potrafię jeszcze jeść normalnie, ale no to akurat mam wpływ.
No nie?
I też byłam kiedyś „zdrowa” dopiero od trzech tygodni.

A czy teraz jest już idealnie? Tego nie wiem. Pewnie można się do czegoś przyczepić.
Pomyślę przecież czasami „po cholerę tyle zjadłam” albo „o matko, ale mam wielką dupę”. A może osoba, która wyszła z bulimii na milion procent, już nigdy tak nie mówi?
Nie wiem, ale… co z tego? Przecież to nic nie znaczy.

Zresztą pewnie nadejdzie taki moment, że nie będę tak myśleć zupełnie, ale wtedy będę miała może 70 lat. Trochę szkoda byłoby tyle czekać ze spisaniem mojego świadectwa w formie tego bloga.

ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

18 komentarzy

  1. Weronika 7 maja, 2019 at 3:43 pm - Odpowiedz

    Bardzo dobrze Aniu ,ze pokazujesz te nieidealne historie kobiet. Ja od września jestem „zdrowa” ,ale też zdarza mi się zjeść troche więcej na święta albo tak po prostu, ale to nie to co kiedyś, ze wszystko albo nic. Nadal się uczę, popełniam większe czy mniejsze błędy z których wyciągam wnioski i idę dalej(np: przez zimę dużo podjadałam, mało się ruszałam, i dogadzałam sobie :) i tak przybyło mi 5 kg, kiedyś pomyślałabym, że jestem chora na niedoczynnosc tarczcy czy cos innego, teraz umiem przyznać się że nie odżywiałam się prawidłowo i poszło w dupkę :) więc ograniczam niezdrowe przekąski i na lato myślę, że wróce do swojej wagi sprzed zimy. Na bank trafią się jakieś incydenty (no poprstu życie), ale to mnie nie zniechcęca do tego by przestać dbac o siebie.

  2. Edyta P. 7 maja, 2019 at 4:06 pm - Odpowiedz

    Też tak myśle,bo wyjście z tego bagna nie dzieje się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i przekonuje się o tym każdego dnia.Raz jest tak prosto,że myśle sobie”łaaał mała w czym w ogóle problem??”a raz tak ciężko,że czarna rozpacz dlatego ja osobiście uważam,że takie historie są poprostu niektòrym z nas potrzebne:*

  3. maruda 7 maja, 2019 at 7:13 pm - Odpowiedz

    A ja bym chciała normalne listy osób po ED. Wiadomo, że nie wszystkie z tego wychodzą, więc takie macosze „a jak z jedzeniem? a spoko” to nie u wszystkich działa.
    Ja od lat się nie objadam, ale mam czasem chore myślenie typu tu utnę kcal, tu poćwiczę więcej, tu zjem torta a potem senes, ale zdarza się to rzadko. Czy jestem zdrowa? Nie objadam się, nie wymiotuję, nie tyję, ale dalej czuję, że to nie to, nie wyszłam.
    Czasem się z tego nigdy nie wychodzi, więc takie optymistyczne „a z jedzeniem to spoko” nie zawsze i nie u wszystkich.

    • Klaudia 7 maja, 2019 at 9:36 pm - Odpowiedz

      Jak to „czasem nigdy się z tego nie wychodzi”? Przecież to zależy tylko od nas, nie ma co demotywować innych. Nie wiem dlaczego definiujesz tzw. prawdziwy list po ED jako negatywny, skoro jest tutaj tyle dowodów na to że po ED jest pozytywnie raczej.

    • Wilczo Glodna 8 maja, 2019 at 2:00 am - Odpowiedz

      Kochana, ale może właśnie twoja percepcja, że jest takie coś jak „po ED” jest tutaj przeszkodą. Nie ma czegoś takiego. Jest po prostu życie.
      Osoba, która nie wymiotuje od trzech tygodni TEŻ JEST PO ED, tylko że jeszcze robi masę błędów.

  4. Agata 7 maja, 2019 at 7:21 pm - Odpowiedz

    Kochane Wilczyce i Nie-wilczyce też…no i oczywiście Aniu…od lipca jestem zdrowa…po mentoringu z Anią, nauczyłąm się jak normalnie można jeść….i też popełniam masę błędów…choć tak naprawdę nie uważam, żeby to były błędy. Jem czasami za dużo, czasami niezdrowo…czasami tak i siak…ale to są moje wybory żywieniowe, bo akurat teraz mam na to ochotę. Właśnie siedzę z mężem przed Tv i chrupiemy paluszki…no na Boga, przecież normalni ludzie tak czasem robią. Zdrowienie to nie droga usiana różami…ale gdy podejmiesz świadomie i z pełną odpowiedzialnością decyzję- NIE ZWYMIOTUJĘ, NIĘ BĘDĘ KOMPENSOWAĆ…to minie ten cały lęk. Minie… uwierz mi. I mówi to (jak sądziłam) beznadziejny przypadek. I niech mi nikt nie mówi, poczekaj za rok, za dwa… bo ja w to nie wchodzę.

    • Marta 10 maja, 2019 at 7:06 pm - Odpowiedz

      Ponieważ moje świadectwo poniekąd zapoczątkowało cykl o „Niedzieli bez wilka”, pozwolę sobie dodać słowo od siebie. Prawie rok jem normalnie. Normalnie, tzn. jak inni: nie na 100% zdrowo, czasem trochę za dużo, zdarzy się, że za mało albo mniej regularnie. Ale ani razu od podjęcia decyzji nie zajrzałam do toalety w innym celu niż potrzeba fizjologiczna (no chyba, że w celu jej umycia ). Ktoś skomentował moją historię, że to rewolucja, nie ewolucja. I podpisuje się pod tym twierdzeniem. Mi taka rewolucja była potrzebna, żeby później móc właśnie ewoluować. Ciagle się uczę i pewnie jeszcze długi czas mi to zajmie. Ale pamiętam jedno: wtrzecim tygodniu mojej „normalności” byłam pewna, że to koniec tego chorego uzależnienia. Nie każda ma tak jak ja, wiem. Sama wcześniej tysiące razy upadłam, ale nigdy się nie poddałam. To trochę jak z dzieckiem, które uczy się chodzić: wywala się co chwila, ale nie siada na tyłku i nie mówi: nie, to jednak nie dla mnie. Czy warto publikować świadectwa takich „świeżynek”? Oczywiście! Bo a nuż (oprócz pokazywania całej drogi do wyzdrowienia) to właśnie będzie ten ostateczny kop w tyłek: o cholera, Ania o mnie napisala. No to już nie mam innego wyjścia – jestem zdrowa. Mam nadzieję, że wszystkie z nas znajdą się po tej stronie – po stronie życia. Trzymam za (nas) wszystkie kciuki!

  5. Kamila S. 8 maja, 2019 at 10:09 am - Odpowiedz

    powiem tak – dla mnie samo ” nie wymiotuje lub nie glodze się ” absolutnie nie jest wyjściem z ED.l To tylko początek drogi. Całkowite wyjście z Ed to stan,kiedy oprocz tego,o czym wspomnialam- ma się porządek w głowie, dobre relacje z jedzeniem, brak potrzeby pilnowania się w jakiejkolwiek formie, bo „przecież ed jest gdzieś tam z tylu glowy”…brak jakichkolwiek ze starych, chorobowych schematów. To jest całkowita wolność!!!! Jeśli nadal zdarzają się wpadki,potkniecia,powroty,nawroty…to oznacza tylko,że widocznie na poziomie emocjonalnym, myślowym nadal w jakiejs częsci tkwimy w zaburzeniach odżywiania..To wymaga czasu,więc zzdecydowanie uważałabym ze stwierdzeniami ” jestem całkiem zdrowa ” itd. w momencie,kiedy nie wymoptuje od miesiąca czy przeżywam pierwszy rzut euforii po paru tygodniach zdrowienia.:) Jest jedna rzecz, która można zrobić od razu- przestać wymiotowac i głodzić się i nigdy do tego już nie wracac, cała reszta to proces- w 100% wykonalny :). ja dzisiaj mogę spokojnie powiedzieć,że jestem całkiem zdrowa, zaraz zaczynam 3 rok bez ED i korzystam z życia na całego :* Wam też tego życze

    • Klaudia 8 maja, 2019 at 9:24 pm - Odpowiedz

      Może jestem nadwrażliwa, ale jak czytałam tego typu komentarze na początku zdrowienia, to bardzo mnie to demotywowało, czułam się jakby gorsza, chora. Wydaje mi się że każdy sam ocenia po tym jak się czuje czy już z tego wyszedł. Poza tym nie da się podać konkretnej daty swojego wyzdrowienia. U mnie było stopniowo coraz lepiej po prostu, ale dlaczego twierdzić ze się ma ED jeśli się nie wymiotuje i nie głodzi ? Czy nie to oznacza właśnie że się tego ED nie ma..

      • Kamila S. 9 maja, 2019 at 8:36 am - Odpowiedz

        bo zaburzenia odżywiania to nie tylko jedzenie,wymiotowanie, glodzenie się ,chociażby dlatego :) to myśli,emocje,sposób postrzegania siebie,swojego ciała, etc. Nie da się wyjć z ed nie zmieniając sposobu myślenia, postrzegania. Co z tego,że ktoś nie wymiotuje od jakiegoś czasu czy tez się nie glodzi, skoro nadal na poziomie emocji i myslenia tkwi w starych chorobowych schematach?

  6. Emilia 8 maja, 2019 at 11:37 am - Odpowiedz

    Ja podpatruje szczuple, normlanie jedzace kolezanki i staram sie je nasladowac:) Im zdarza sie zjesc wiecej – ale raczej tak, ze sa po prostu pelne, zjedza czasami deser. Apetyt im podpowiada, ze po pizzy na lucz, na kolacje zjedza cos lekkiego. Albo i nie jak sa glodne. Dla mnie ciekawym psychologicznym cwiczeniem jest traktowanie jedzenia jak picia wody. Weszlam na jakis kalkulator online i wyszlo mi, ze powinnam pic 2 litry wody dziennie. I jak sie zastanowilam, to przewaznie pije wiecej, ale czasami wypije mniej. Jak wypije te 2 litry i nadal mi sie chce ic to pije. Wiec jednego dnia sie nie rusze z domu i nie musze jesc 2000 cal, a za to jak mam aktywny dzien to zjem i ponad 2500 albo wiecej bo nie licze.

  7. Asia 8 maja, 2019 at 11:47 am - Odpowiedz

    Dziewczyny, (zwłaszcza te, które uważają, że jak zjesz za dużo na święta to znaczy, że nie skończyłaś z ED), a nie uważacie, że właśnie takie rzeczy jak jedzenie od czasu do czasu za dużo, czasem zapomnienie o posiłku, to właśnie jest wyjście z ED? Bo jak patrzę na moich znajomych, chłopaków i dziewczyny, którzy nigdy nie mieli do czynienia z ED to oni właśnie tak funkcjonują…Nie jedzą ciągle zdrowych rzeczy, zjadają za dużo jak jest smaczne, jak są zbyt leniwi żeby isć do sklepu to albo nie jedzą albo zamawiają coś i ani nie są zalani tłuszczem, ani nie mają z tym problemu. Nie znam osoby, która na święta by się nie przejadła, czy przejmowała tym, że trzeci dzień z rzędu je batona, na którego ma ochotę. Myślę, ze to jest właśnie normalność, a nie jedzenie ZAWSZE zgodnie ze swoim zapotrzebowaniem, czy przejmowanie się tak bardzo tym, co rzeczywiście jemy. Ja bym chciała osiągnąć stan nieprzejmowania się tym i nie myśleniem o tym wcale, a nie byciem pewną, że żadnych „potknięć” w moim życiu nie ma, bo takie rzeczy to nie są potknięcia, tylko ŻYCIE.

    • Mir 8 maja, 2019 at 1:01 pm - Odpowiedz

      Zgadzam sie w pelni. Dokladnie tak samo mysle.

    • Kamila S. 8 maja, 2019 at 1:24 pm - Odpowiedz

      a ktoś tu uważa ,że zjedzenie za dużo itp. oznacza ,że nie wyszło się z ed? :) bo chyba coś przeoczyłam- stad pytanie :) ja moge na swoim przykladzie powiedzieć,że nie pilnuje kalorii,zapotrzebowania- bo nie ma takiej potrzeby, właściwie to kompletnie nie skupiam się na jedzeniu. Jem tyle, na ile mam ochotę i to,na co mam ochote i czuje się wolna, po prostu:) Dla mnie to właśnie jest zdrowie. Nie jem ortorektycznie, nie mam żadnych myśli,które wywołuje jedzenie( oprócz tego,że pyszne) i tak samo ,jak i wiekszosc ludzi- zjem cos slodkiego iedy mam ochote, przejem się na swieta pysznym ciastem czy pierogami:)

  8. Marta 8 maja, 2019 at 1:09 pm - Odpowiedz

    Dziękuję za tego posta, bardzo dziękuję! :) Ja co prawda podjęłam decyzję wyjścia z anoreksji nie bulimii już jakiś czas temu i pomimo, że jem już normokalorycznie, od jakiegoś czasu to moje życie w dużej mierze składa się z myślenia o jedzeniu za dużo, pomimo, że inaczej niż wcześniej, że czymś je wypełniam to jedzenia jest „za dużo” i właśnie takie „cukierkowe” świadectwa, które nie pokazują drogi dojścia, gdzie wydawało się, że dziewczyny od razu się „wyzwalają”, powodowały/powodują, że miałam wrażenie, że nie jest ze mną ok :) Dziękuję raz jeszcze!

  9. Klara 9 maja, 2019 at 12:04 am - Odpowiedz

    A mnie tak naszło apropo życia „PO”. Dla mnie sensem dalszego istnienia mogłaby być wyłącznie praca. Nic innego mnie nie uszczęśliwia. No i zastanawiam się, Aniu, jakie jest Twoje zdanie w tym temacie: Czy uważasz, że są zawody, których stanowczo nie powinny wykonywać osoby po ED? Które mogą spowodować nawrót, albo z drugiej strony – w których osoba po chorobie mogłaby być toksyczna i zaszkodzić innym? Albo jeszcze inaczej. Ludzie mający zaburzenia w końcu też muszą pracować. Czy takie jednostki mają Twoim zdaniem ograniczony wybór jeśli chodzi o zajęcie, czy to tylko fikcja? A może był już taki post? Halp.
    Piszę o tym, bo już wielokrotnie nachodziła mnie myśl, że rzuciłam swoje wymarzone zawody ze strachu przed ocena innych, wolałam wybrać taki, do którego nie mam serca, a który będę potrafiła dobrze wykonywać i dostać za to dobre pieniądze. Tutaj po prostu negatywna ocena o wiele mniej boli, nie wywołuje myśli samobójczych. Zastanawiam się, jak wygląda to z perspektywy ludzi po/w trakcie zaburzeń.
    Odleciałam lekko od tematu posta, ale no trudno.

    • Marta 9 maja, 2019 at 1:06 pm - Odpowiedz

      Ja pozowlę sobie na opisanie swojego doświadczenia :), ale najpierw proszę zmień swoją retorykę w stosunku do samej siebie :) Popatrz sklasyfikowałaś Siebie o przypiełas sobie łatke tej „PO ED” a pomyśl o sobie inaczej, pomyśl kim jesteś poza i bez ED bo jesteś piękna, a ED to nie tożsamość!! :)

      Natomiast myślę, że z uważnością trzeba rozeznać zawody około jedzeniowe i treningowe takie jak dietetyk, kucharz, trener personalny, psychoerapeuta. W takim wypadku myślę warto porozmawiać i się otworzyć przed bliskimi osobami/osobami którym ufasz/doradcami zawodowymi/ dobrym psychologiem zajmującym się pomocom zaburzonym dziewczynom/dziewczynom które odzyskały siebie :) Czy tego typu praca nie będzie chęcią kontynuacji zajmowania się jedzeniem lub ćwiczeniami :)
      Z własnego doświadczenie powiem: mażyłam aby być dietetykiem/trenerem personalnym, marzyłam, byłam wściekła że moja matka powiedziała wybierz wszystko ale nie to, zrozumiesz dlaczego (swoją drogą jest psychologiem ;)) więc wybrałam z zastrzeżeniem, że zrobię podyplomówkę i „im pokarzę”, a nie widziałam jak głęboko byłam chora. Nie było dla mnie świata poza jedzeniem czy treningiem i nie wyobrażałam sobie że można robić coś innego! Ponadto miałam i mam dalej tak dużą wiedzę żywieniową, że myślałam, że pozjadałam wszystkie rozumy. I wiesz teraz jestem na 5 roku optometrii, trenuję amatorsko trójbój siłowy, walczę o siebie, przytyłam 10 kg wychodząc z zagrażającej życia niedowagii do lekkiej niedowagi i dalej sobie „tyję” a naprawdę odzyskuję zdrowie i z każdym dniem, w którym normalnie się odżywiam, widzę, że jedzenie to nie moja pasja, że normalnie odżywione ciało ma inne zainteresowania niż ŻARCIE i podziękowałam matmie za to, że wtedy tak kategorycznie mi zabroniła pójść tą drogą :) Więc uważaj i rozeznawaj z uwagą i najlepiej kimś bliskim/kompetentnym jeśli to dotyczy jedzenia/ćwiczeń a jeśli nie to… jesteś NORMALNYM i PIĘKNYM człowiekiem i wolno Ci wszystko :)
      Pozdrawiam !!

  10. Asia 13 maja, 2019 at 1:48 pm - Odpowiedz

    Nieco ponad 8 lat temu zaczęłam postrzegać siebie w strasznie skrzywiony sposób i wymiotowanie po każdym posiłku były naturalnym odruchem. Od 6 lat cisza – udało mi się z tego wyjść bez rozmowy z nikim i noszę to dumnie jak odznakę. Przyjaciółce powiedziałam kilka miesięcy po ostatnim napadzie, a narzeczonemu dopiero po 3 latach bycia razem. Co jakiś czas zastanawiam się „czy to już na pewno koniec?” Przeczytałam kilka lat temu na jakimś forum, że z ED jest jak z nałogiem, to się ciągnie za Tobą całe życie i może wrócić po 20 latach przerwy i trochę napawa mnie to strachem. Mam jeszcze czasem jakąś głupią myśl, zazwyczaj na wiosnę, kiedy czuję, że zbliża się lato, a ja nie wyglądam tak jakbym chciała – na szczęście znam już ten zgubny schemat i mam nadzieję nigdy nie ulec tym myślom. Cieszę się, że trafiłam na tego bloga – brakowało mi takiego bodźca podczas mojej walki, robisz Aniu piękną robotę :) Myślę, że gdybym trafiła na Twoje świadectwo wtedy, o wiele szybciej bym z tego wyszła. Z mojego doświadczenia najważniejszym elementem procesu „zdrowienia” było postawienie wszystkiego na siebie – wyszłam z dołka dowartościowując się i odkrywając, że wszystko co robię powinno być dla mnie (bardzo egoistyczne, ale rzeczywiście w mojej nastoletniej głowie zmiana nastawienia zdziałała cuda). Dziś już mniej egoistycznie, ale ze zdrowym dystansem korzystam z tej pewności siebie i trzymam się jej w najbardziej stresowych sytuacjach – zawsze pomaga. Dziewczyny, wszystko jest w głowie… Trzymam kciuki za wszystkie Walczące, a tym, które mają to już za sobą życzę, aby żadnej z Nas już choroba nie wróciła.. Pozdrawiam