Czy jesteśmy swoimi myślami?

Dzisiaj odpowiem na bardzo ciekawe pytanie zadane przez moją coachee.
Słowem wyjaśnienia: coachee to ktoś, kto pracuje ze mną nad innym problemem niż jedzenie. Na przykład Joanna zgłosiła się do mnie z powodu utrudniającej życie zazdrości i chorobliwego (jak sama określiła) porównywania się do innych kobiet.

Przez 3 sesje osiągnęłyśmy więcej niż udało się jej wypracować w ciągu wielokrotnych terapii. Skąd to wiem? Bo problem już praktycznie nie istnieje i to do tego stopnia, że postanowiłyśmy odsunąć naszą ostatnią rozmowę w czasie, na wypadek, gdyby „coś się jeszcze pojawiło”.

A to wszystko dzięki temu, że Joanna zaczęła głębiej pojmować naturę myśli i ich rolę w tworzeniu naszej rzeczywistości zamiast nurkować w treść tych myśli i roztrząsać „co one znaczą” i „jakie wydarzenie w życiu sprawiło, że się pojawiły”.
A kiedy ktoś, tak jak ona, zaczyna mieć wgląd w naturę myśli, zaczyna zadawać pytania. No i właśnie dochodzimy do meritum, czyli dylematu i Joanny i wielu z was:

Hej Aniu, tak sobie czytam tą Nową Ziemię i Twój wpis na blogu, i tak sobie myślę, jakie są dowody/ argumenty za tym, że nie jesteśmy tym, co myślimy i czujemy, naszymi doświadczeniami i przeżyciami? Gadałam też ostatnio z koleżanką na ten temat i też może stąd pytanie, ponieważ ona stwierdziła (ma spore problemy ze sobą obecnie), że nie pójdzie do psychologa ani nikogo takiego, bo nie chce żeby ktoś zmieniał jej myślenie, bo jeżeli jej myślenie i postrzeganie się zmieni to przestanie być sobą i że woli być nieszczęśliwa będąc sobą niż coś zmieniać w sobie.

Ja czuje gdzieś, że to jest raczej bzdura, no bo gdyby tak było to ludzie by nigdy nie mogli zmieniać zdania na żaden temat, bo „przestawali by być sobą” (chociaż takie argumenty też się trafiają, że jak ktoś się zmienia to przestał być sobą). Ale tak się zastanawiam, czy spotykasz się z takim oporem od ludzi, którzy nie do końca chcą się z tym zgodzić? I jakich argumentów wtedy używasz?

No właśnie, czy jesteśmy swoimi myślami? Czy jeżeli zmienimy zdanie to przestaniemy istnieć w takiej formie, jaką znamy? Czym tak naprawdę jesteśmy „my”?

Tak jak mówiłam w poprzednim poście: my nigdy nie przestaniemy myśleć i o to nie musimy się martwić. Myślenie jest jak oddychanie i będzie nam towarzyszyło do końca życia. No chyba, że doznamy oświecenia jak Budda i nasz umysł zamilknie, ale na to raczej bym nie liczyła.
I teraz bardzo ważne: myślenie nie jest czymś co my ROBIMY. To się raczej nam przydarza. Tak samo jak nie możemy powiedzieć, że to my dokonujemy oddychania czy bijemy nasze serce. To dzieje się automatycznie i jest funkcją ciała.

A jakoś każdy z nas instynktownie wie, że nie jest swoim ciałem, prawda? Samo to, że nie mówimy o nim „ja”, ale „ono”, świadczy właśnie o tym. Nie możemy więc powiedzieć, że jesteśmy biciem swojego serca, oddychaniem czy aktywnością swojej trzustki.
A więc dlaczego mielibyśmy być aktywnością swojego mózgu? On także robi swoje; analizuje dane i na ich podstawie wytwarza myśli. Jaki sens ma identyfikowanie się z tą akurat funkcją?

Gdyby faktycznie tak było, to – tak jak powiedziała Joanna – w momencie, w którym zmienilibyśmy zdanie przestalibyśmy istnieć. A jakbyśmy zasiedli do medytacji (czyli próbowalibyśmy nie myśleć o niczym), to już w ogóle; wyparowalibyśmy jak kamfora. A przecież tak się nie dzieje.

Mało tego; my nie urodziliśmy się z takim bagażem myśli.  Za dzieciaka nasza głowa była wolna – bez neuroz i zmartwień. Nikt nie ruminował na temat tego, co powiedział nam Jacuś i nie stresował się jutrzejszym wyjściem do przedszkola. Wtedy nie mieliśmy żadnych ograniczeń i żyliśmy w tym, co tu i teraz – przed nami. Dopiero potem zaczęliśmy kumulować poglądy na wszelkie możliwe tematy i tworzyć dla siebie ograniczenia: nie umiem ładnie rysować, muszę się starać, by ludzie mnie lubili, nie jestem tak inteligentna, jak mój brat.

Na nieszczęście zaczęliśmy się z tym identyfikować. Zaczęliśmy więc cierpieć i automatycznie szukać wytchnienia od tego cierpienia: alkohol, narkotyki, jedzenie, medytację, bieganie, dłubanie w ogródku, gry komputerowe, zakupy, malowanie obrazów, jogę, spacery, sporty ekstremalne, imprezy techno itd. Itp.

Jeżeli rozejrzysz się dookoła, to zobaczysz, że każdy z nas instynktownie szuka spokojnego umysłu, bo każdy w głębi duszy wie, że gdzieś istnieje ten wspaniały stan, w jakim trwaliśmy przez pierwsze lata naszego życia i że można do niego wrócić.  Niestety robimy to za pomocną np substancji odurzających lub jedzenia i im przypisujemy moc uwolnienia nas od cierpienia.  To jednak jest iluzja, o czym pisałam tu: „Gołębie  rytuały objadania się”.

No ale wracając do tematu: kim jesteśmy, jeżeli nie produktem swojego umysłu? Nie nagromadzonymi poglądami, które nas ograniczają i bolą?

Jak chcesz, możesz dowiedzieć się tego w przeciągu kolejnych kilku minut. Zamknij na chwilę oczy i skup się na oddechu. Jeżeli pojawi Ci się w głowie jakaś myśl, zauważ ją, nie oceniaj i wróć do oddechu. Rób tak za każdym razem, kiedy Twój umysł zacznie odpływać. To jest właśnie medytacja. Mamy to?

A teraz zadaj sobie pytanie, kto obserwował te myśli? Przecież gdybyś była swoimi myślami, to nie mogłabym ich obserwować z boku, prawda? No właśnie.
I tutaj dotykamy tajemnicy i sensu wszelkich nauk duchowych, jakie widziała ta Ziemia: Ten „ktoś” to właśnie prawdziwa Ty – tak zwany cichy świadek, przestrzeń w której pojawiają się myśli, a nie myśli same w sobie.
Ta cisza, to Twoja esencja, to życie wypełniające Ciebie, wewnętrzna mądrość, Umysł przez duże „U”. Tam jesteśmy zawsze wolni od neuroz, nałogów i ograniczeń. Bo prawda jest taka, że jesteśmy czymś o wiele wiele większym niż one. Gorąco zachęcam Cię więc do eksplorowania tej przestrzeni.

Published On: 14 sierpnia, 2020Kategorie: Psychologiczna rozkminka
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

4 komentarze

  1. Karolina 18 sierpnia, 2020 at 5:30 pm - Odpowiedz

    Rozwaliłaś system tym postem, aż przysiadłam z wrażenia, że jestem niejako świadkiem swoich myśli i to że pojawiają się w naszej przestrzeni nie oznacza, że to my i nasze jestestwo. I różne irracjonalne lęki, głupie i niepotrzebne myśli – to też nie my i nie ma co analizować po co czy dlaczego tylko olać te myśli. Trochę to wdrażam z sukcesem, trochę jeszcze nie (w różnych obszarach jest różnie) ale czuję moc i mam absolutną pewność, że tak jest. Przez 2 lata klasycznej psychoterapii nie poczułam sensu niekończącej się dyskusji o moich myślach i ich przyczynach, włącznie z sięganiem 3 pokolenia wstecz, jakby to miało jakieś magiczne znaczenie. A teraz czuję że wszystko się spina i to jest droga – odseparowanie się od myśli, które mi nie służą i nie są potrzebne zamiast roztrząsania przyczyn/powodów. te myśli nie są mną ani ja nie jestem nimi. Amen ;)

  2. Karolina 2 września, 2020 at 10:18 am - Odpowiedz

    Cześć, chciałam zapytać o ten coaching. Czy jest on prowadzony na podobnych zasadach co mentoring? I na czym opiera pani swoje doświadczenie? Chodzi mi o to, czy ma pani jakiekolwiek kursy. No bo jeśli chodzi o zanurzenia odżywiana, jestem pani naprawdę ogromnie wdzięczna za wszystko co dla nas Pani robi. Naprawdę wkłada pani ogrom pracy. Jednak jeśli chodzi o tego typu coaching, po prostu jestem ciekawa jak to wygląda. Dziękuję za wszystko ❤️

    • Wilczo Glodna 3 września, 2020 at 8:43 am - Odpowiedz

      Już mówię:
      Można wykupić u mnie jedną, cztery lub osiem sesji. Tam robimy całą robotę, a pomiędzy nimi możesz się ze mną kontaktować i zadawać mi pytania. Ja także wysyłam Ci materiały, które uznaję za odpowiednie (o ile coś przyjdzie mi na myśl). W „metodzie”, którą ja stosuję nie ma certyfikcji, ponieważ nie opiera się ona na jakichś technikach, ale własnych wglądach. Tego zaś nie da się zmierzyć.
      Pod tym linkiem podaję szkolenia, w których uczestniczyłam: https://wilczoglodna.pl/coaching/

  3. Edzia 2 września, 2020 at 10:29 am - Odpowiedz

    Dzięki Aniu za ten post,od wielu lat odnoszę wrażenie,że wszelkie techniki wyciszania i medytacji są zwyczajnie pase,dobre co najwyżej dla najwyżej dla nawiedzonych eko joginek a nie dla ambitnych i dynamicznych wilczycKult aktywności,kreatywności i zaradności od rana do wieczora pakuje nas w nerwice wszelkiego rodzaju obsesje i zmusza wyczerpany mózg do szukania ukojenia w nałogach.Poza tym bez sensu obniżamy swoją skuteczność stanem nieustannego nadmiernego pobudzenia,np.energetyk w sytuacjach zwyczajnych a nie przed maratonem.Mózg z całą pewnością działa lepiej na relaksie.Pozdrawiam Ciebie i wszystkie wilczki.