Czy będę życiowym nieogarem?

Bardzo mi się podoba nasza obecna polemika na tym blogu. Ja staram się jak najlepiej wyjaśnić o co tutaj chodzi z tymi myślami i jak to rozumienie przydaje się w „anihilacji” niechcianych nawyków (od bulimii po zamartwianie się). Wy zaś dopytujecie i macie swoje własne wglądy. O to mi chodziło!

Teraz już się pewnie domyślasz co chcę napisać po takim wstępie? Tak, zamierzam odpowiedzieć na kolejny komentarz, tym razem Anki:

W moim przypadku trudno jest obserwować swoje myśli (…) Mam dużo obowiązków i zawsze patrzę w przyszłość. Kiedy planuję sobie kolejne zadania, czuje, że gdybym nie nadawała dużego znaczenia moich myślom, to bym zapominała o wielu ważnych rzeczach.

To bardzo częste pytanie, z którym nie tylko ja się spotykam. Widzę je pod filmikami i artykułami każdego, kto uczy chociażby medytacji, mindfulness, czy – tak jak ja – podejścia 3P wywodzącego się od Sydneya Banksa.

Co się stanie ze wszystkimi moimi życiowymi ambicjami, z obowiązkami, jeżeli „będę puszczać wszystkie swoje myśli”? Co z moim intelektem i charakterem? Kim ja w ogóle będę? Czy jeżeli przestanę nadawać znaczenie, temu co myślę, to nie będzie to oznaczać, że zapomnę o połowie rzeczy, zapuszczę się, a moje dzieci będą latać nagie, usmarowane i głodne? Słowem; czy nie stanę się życiowym nieogarem?

Śmiem twierdzić, że nie. I chcę Ci to pokazać na przykładzie opisu zwykłego dnia osoby, która rozumie, że to co czuje, to w 100% jej myślenie i tej samej osoby, która myśli, że to co czuje, to zewnętrzna rzeczywistość. Przykłady będą na pierwszy rzut oka skrajne, ale uwierz mi, że wcale nie są dalekie od prawdy.

1. To czego doświadczam, to projekcja mojego umysłu. Nie muszę zawsze w nią wierzyć:

Masz dzisiaj w pracy ważną prezentację. Denerwujesz się trochę, bo wiesz, że nie jesteś do niej w stu procentach przygotowana, ale liczysz na to, że kreatywność i wieloletnie doświadczenie Ci pomoże. Twój umysł kreuje czarne scenariusze, ale obserwujesz je z lekkim rozbawieniem. Wiesz, że nie masz się czym martwić, bo nawet jeżeli zadadzą Ci „to” pytanie, jakoś z tego wybrniesz. A jak nie, to zobaczysz co będzie dalej.

Nie zaprzątasz sobie tym głowy aż do czasu faktycznej prezentacji. Dzięki temu możesz skupić się na swojej pracy. Wystąpienie idzie po prostu ok – ani rewelacyjnie, ani koszmarnie. Diabeł nie był taki straszny.

Po pracy musisz zrobić zakupy i – w zastępstwie za męża – odebrać dziecko od niani. Żeby uniknąć godzin szczytu, prosisz szefową o możliwość wyjścia wcześniej. Podchodzisz do niej bez strachu i lęku. Nawet jeżeli usłyszysz „nie”, wiesz, że to nie jest nic osobistego. Nie boisz się odmowy, a więc możesz prosić o wszystko. Ona wyczuwa Twoją pewność siebie i zgadza się bez kręcenia nosem.

Zajeżdżasz do supermarketu, a tu okazuje się, że utknęłaś w długiej kolejce przy kasie. Spokojnie dzwonisz do niani i wyjaśniasz sytuację. Do głowy przychodzi Ci, że ona Cię pewnie ofuknie, oceni i wypowie wam umowę, ale nie zagłębiasz się w te rozważania.

Kobieta, która wypakowała się przed Tobą na taśmę, czuję dla Ciebie empatię i przepuszcza Cię przed sobą. W umyśle pojawia się stara śpiewka „ależ nie, nie będę robić komuś problemu”, ale odsuwasz ją i korzystasz z propozycji. Spóźniasz się tylko o 10 minut.

Do domu przychodzisz bardzo zmęczona, ale spokojna. Masz siłę na wszelkie domowe „kryzysy” u dzieciaków i męża, który jest nie w sosie. Rozumiesz, że za nim także ciężki dzień, a jego nastrój jest trochę na niższym poziomie niż Twój. Nie bierzesz do siebie jego marudzenia i atmosfera rozluźnia się po chwili.

Ok, mamy to?
A teraz wyobraź sobie ten sam dzień, który przeżywasz bez świadomości, jaką rolę odgrywają myśli w kreacji Twojego doświadczenia.

2. To co widzę, jest funkcją czynników zewnętrznych. Jestem bezsilna wobec rzeczywistości:

Już od rana jesteś totalnie zestresowana prezentacją. Nie spałaś pół nocy zastanawiając się co powiesz, jeżeli zadadzą Ci to kłopotliwe pytanie. W pracy nie możesz się skoncentrować z nerwów. Popełniasz dużo błędów, które potem musisz odkręcać. To przytłacza Cię jeszcze bardziej.
Podczas prezentacji pytanie w końcu nie pada, ale i tak nie jesteś z siebie zadowolona. Prowadziłaś ją zmęczona i zdenerwowana i wiesz, że wszyscy to zauważyli. Masz do siebie żal.

W takim nastroju idziesz poinformować szefową, że musisz wyjść wcześniej. Wyobrażasz sobie jednak jak Ci odmawia i boisz się tego, co sobie wyobrażasz. Co ja zrobię z dzieckiem, jak mi się nie zgodzi? Ona jednak zgadza się, ale niechętnie. Nie jest zadowolona z Twojego wystąpienia, poza tym irytuje ją Twój jojczący ton. Nikt nie lubi ludzi spod znaku „przepraszam, że żyję”. Ty przez resztę dnia myślisz o jej pełnym dezaprobaty westchnięciu.
.
W sklepie utykasz w ogonku i dostajesz wprost apopleksji, wyklinając w myślach powolną kasjerkę. Dlaczego nie stanęłam w innej kolejce? Długo jeszcze? O Boże, zwariuję!
Piszesz wiadomość do niani i biegniesz z zakupami do samochodu. Wszystko leci Ci z rąk.
Wpadasz po dziecko spóźniona o 10 minut.

W domu wita Cię naburmuszony mąż i kłótnia dzieciaków. Jesteś tak zestresowana, że wybuchasz. Dlaczego wszyscy ciągle czegoś ode mnie chcą? Dlaczego chociaż raz nie może być normalnie? Życie jest ciężkie i niesprawiedliwe!

*

Rozpoznajesz w tym siebie? Ja tak. I to w obu przypadkach. Jeżeli sięgniesz pamięcią wstecz, to zauważysz tę prawidłowość: kiedy jesteś spokojna, sprawy po prostu płyną. Kiedy zaczynasz panikować, idą jak po grudzie. I tu i tu zrobisz w końcu wszystko, co miałaś zrobić. Jedyną różnicą będzie jakość Twojego doświadczenia życia.

Bo popatrz, w obu przypadkach miałaś stresujące myśli. To jest normalne i ludzkie. Tylko w pierwszym obserwowałaś je i podchodziłaś do nich z dystansem, w drugim „kupiłaś je” w pełni, zaangażowałaś się w nie i uwierzyłaś, że nie masz czasu, jesteś beznadziejna i los jest przeciwko Tobie.

W pierwszym przypadku miałaś bardzo zajęty dzień, ale wciąż byłaś spokojna i przytomna. Po prostu robiłaś jak najlepiej, to co akurat miałaś zrobić w tym momencie. W drugim miałaś dzień stresujący. Twój umysł gonił do kolejnej i kolejnej rzeczy, zamiast skupić się na tym, co teraz znajduje się przed Tobą.

Widzisz to? Powiedz mi w takim razie sama; czy to nie dziwny pogląd, że żeby być efektywnym i skutecznym, trzeba się czymś zestresować, zamartwić? Żeby osiągnąć sukces, trzeba się poświęcić, zajechać, unieszczęśliwić?
Bo dopiero gdy się unieszczęśliwimy… to będziemy szczęśliwi i spełnieni? Czy to nie jest absurd? Jak nieszczęście może równać się szczęściu? To tak jakby powiedzieć, że dzień równa się nocy, albo choroba zdrowiu.

Myślisz – tak jak ja kiedyś – że presja jest motorem do działania. A teraz powiedz mi: kim byś była bez tej myśli? Może po prostu kobietą, z kalendarzem wypełnionym po brzegi, ale bez refrenu w głowie „O matko, nie zdążę, nie dam rady, nie ogarnę”. Kimś kto nie smaga się batem po tyłku i nie macha marchewką przed swoim nosem, żeby jakoś przeżyć ten dzień.
Może Twój mózg nie zalewany ciągłymi dawkami kortyzolu, pracowałby trochę lepiej i nic nie leciałoby Ci z rąk? Może byłabyś milsza dla innych, a inni bardziej wyrozumiali dla Ciebie?

Może właśnie wtedy przestałabyś być życiowym nieogarem, za którego czasami się po cichu uważasz?
I może miałabyś po prostu miły dzień?

*

Jeżeli potrzebujesz pomocy w zrozumieniu tego i „wdrożeniu” w swoje życie, zapraszam na sesję telefoniczną ze mną: https://wilczoglodna.pl/coaching/

Published On: 22 stycznia, 2021Kategorie: Psychologiczna rozkminkaTagi: ,
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

16 komentarzy

  1. Anna 22 stycznia, 2021 at 8:40 pm - Odpowiedz

    Świetne przykłady! Koniecznie trzeba obserwować swoje myśli i reakcje oraz czuć emocje. Zastanawia mnie jednak jak podchodzić do sytuacji gdy trwa to ułamek sekundy, na przykład przeklinanie po tym jak coś spadnie albo człowiek się uderzy czy narzekanie na budzik rano. Mam wrażenie, że wyjście ze schematu tutaj jest trudniejsze niż na przykład nie spowodowanie awantury z mężem po takim dniu. Jest to nawykowa reakcja ale za późno na obserwowanie myśli czy uczuć bo to trwa ułamek sekundy.

  2. Iza 22 stycznia, 2021 at 9:49 pm - Odpowiedz

    Świetne jak zwykle! To jeden z tych przykładów, które zrozumiałam podczas mentoringu Aniu :) możemy pracować z naszymi myślami nie tylko w nawiązaniu do wychodzenia z zaburzeń odżywiania, ale także w codziennym życiu, w pracy, w relacjach. Czym jest stres w pracy, strach przed porażką, rozdrażnienie? To tylko nasze projekcje. Czy zawsze jest idealnie? Nie, ale mozemy cwiczyc bycie tu i teraz. To bardzo ciekawe, takie ogladanie siebie troche z boku. Ja biore glęboki oddech, uswiadamiam sobie, że to tylko myśli i idę dalej. Po za tym – „to też minie..” :)
    Uściski!

  3. Iza 22 stycznia, 2021 at 11:47 pm - Odpowiedz

    A mi Aniu bardzo trudno czasami się czyta te posty o myślach, staram się zrozumieć i w wielu przypadkach ma to sens. Tylko nie w jednym, czuję się samotna i nie widzę w tym tej roli myśli a serio wygląda mi to na rzeczywistość. Mieszkam na wsi, nie mam znajomych, wszyscy zawsze znajdą kogoś bardziej interesującego, albo tak samo uzależnionego od telefonu bo niestety ostatnio na taką grupę trafiłam gdzie rozmowa był nuuudna a oglądanie filmików na jednym telefonie to super zabawa. Mam 2 osoby którym mogę zaufać, ale też one poszły na studia, ja dopiero w tym roku więc są częściej zajęte, co w pełni rozumiem bo i tak kontakt między nami jest zdrowy, że tak powiem. Nawet nie jestem do końca pewna czy na tej mojej wsi ktoś mieszka bo i tak nikt do nikogo się nie odzywa. Do miasta nie mam jak dojechać i nie mam tam nikogo i raczej nikogo teraz nie dam rady poznać. Cisza mnie zabija i uważam tak całkiem serio, że to nie zmiana myślenia a tej rzeczywistości pomoże. Co o tym sądzisz? Może tak być, że czasami jednak ta rzeczywistość też jest ważna, albo przynajmniej jakoś wspomaga? Miewam stany lękowe coś w stylu fobii społecznej i łatwiej jest mi pokonywać lęki jak mam na czym trenować bez potrzeby planowania tego. Bo autobusy które 15 km przejadą w ponad 40 minut, jeżdżą co trzy godziny, tylko w dni robocze i ostatni o 15:00 to serio wyprawa życia.

    • Wilczo Glodna 26 stycznia, 2021 at 9:08 pm - Odpowiedz

      A czytałaś post „Czy szczęście zależy od okoliczności”, kochana?

  4. Basia 23 stycznia, 2021 at 12:44 pm - Odpowiedz

    Cytując a jednocześnie zmieniając słowa piosenki zespołu Carpe Diem: ” Co ma być to będzie, gdy chcę niebo znajdę wszędzie… ” :) I to dosłownie. Śmiem twierdzić, że w tej całej euforii negatywnych emocji i tak dochodzimy do naszego spokoju. Bo prędzej czy później frustracja przechodzi w złość, płacz, lament itd.. siadamy, wyjemy, zachodzimy się z płaczu, uwolnimy emocje. Nagle przychodzi nam myśl ” chrzanie to co ma być to będzie” bo co innego mi pozostaje? W złości wypowiadamy słowa, które leżą nam na sercu. Po przemyśleniu uspokajamy się, dochodzimy do wniosków, które i tak przyszłyby na spokojnie. Dochodzimy do granicy, którą i tak przekraczamy, bo nie taki wilk straszny jak go malują… :) Więc, Aniu zdecydowanie masz rację. To tylko przykład, ale da się to przetoczyć na każdą sytuację.

  5. Ada 23 stycznia, 2021 at 1:17 pm - Odpowiedz

    Dziękuję Aniu za Twoje wspaniałe posty! Są ogromnie przydatne i poszerzające świadomość. A także dają w pewien sposób ukojenie i zaspokojenie wśród ogroma „teorii”.
    Mam prośbę. Czy mogłabyś napisać post o medytacji?
    Wiem, że już jej nie praktykujesz, ale z tego co pamiętam, to zaczynałaś od niej na pewnym etapie Twojego życia.
    Czy była dla Ciebie pomocna? Czy poleciłabyś ją „nam”? Czy może uważasz, że jest niekonieczna lub niepotrzebna?
    Jak zawsze, będę bardzo wdzięczna ❤️

  6. Laura 24 stycznia, 2021 at 12:31 pm - Odpowiedz

    Aniu, ja się naprawdę zgadzam z tym, co piszesz. Sama zauważyłam dzięki Twoim postom, że nastawienie i myśli rzeczywiście mają ogromny wpływ na nasze samopoczucie i często to właśnie nasze myśli są problemem, a nie sytuacja wokół.

    Tylko że jest jedna rzecz, której ciągle nie rozumiem i której nie znajduję w Twoich postach: JAK konkretnie przestać się nadmiernie przejmować i zacząć obserwować swoje myśli?

    Wiem, że rozmyślanie o problemach niczego dobrego nie przynosi, wiem, że przejmowanie się niczego nie zmieni albo tylko pogorszy moje samopoczucie, ale mimo to nie mogę się zmusić, żeby przestać się stresować. JAK mam przestać o tym rozmyślać i się mniej przejmować?. Czytam Twoje posty i rozumiem, co chcesz przekazać, ale to nie zmienia faktu, że dalej się przejmuję i nie potrafię się zmusić, żeby zacząć tylko obserwować swoje myśli.

    • Wilczo Glodna 26 stycznia, 2021 at 9:10 pm - Odpowiedz

      Zrobiłam filmik z Twoim pytaniem :)

      • Laura 31 stycznia, 2021 at 1:00 pm - Odpowiedz

        Hej Aniu, bardzo dziękuję! To naprawdę świetne, że odpowiadasz na komentarze i tworzysz filmiki! Będę na pewno dalej próbować, w końcu na pewno uda mi się doświadczyć wglądu :)
        A przy okazji – masz już może mniej więcej plan, kiedy ukaże się Inside Out Revolutoin po polsku? Chętnie bym przeczytała :)

      • Ania 6 lutego, 2021 at 10:27 pm - Odpowiedz

        A gdzie ten filmik? Jaka nazwa filmiku?

  7. Laura 31 stycznia, 2021 at 1:01 pm - Odpowiedz

    Hej Aniu, bardzo dziękuję! To naprawdę świetne, że odpowiadasz na komentarze i tworzysz filmiki! Będę na pewno dalej próbować, w końcu na pewno uda mi się doświadczyć wglądu :)
    A przy okazji – masz już może mniej więcej plan, kiedy ukaże się Inside Out Revolutoin po polsku? Chętnie bym przeczytała :)

    • Wilczo Glodna 2 lutego, 2021 at 7:21 pm - Odpowiedz

      Planuję ją na wrzesień :)

  8. Ewa 29 marca, 2021 at 8:09 pm - Odpowiedz

    Zawsze jak czytam Twoje posty zaskakuje mnie to, że czerpiemy wiedzę i inspirację z podobnych źródeł – ja też uwielbiam Sydneya i czuję gdzieś wewnętrznie, że dystansowanie się do własnych myśli to jest droga wyjścia z moich nakręcających się negatywnych uczuć i stanów. Ale faktycznie mam wyzwanie z wybieraniem myśli, za którymi chcę podążać i tych, które chcę puścić wolno. W momencie, w którym przyjęłam, że jakaś większa siła tym wszystkim kieruje to hn… no właściwie czuję się mało sprawcza. Każdą myśl mogę puścić wolno. Rano pojawia sie myśl „miałam dzisiaj iść pobiegać, nie ma co siadać na kanapie, lepie od razu zakładać buty”, a za chwilę druga „źle się dzisiaj czuję, boli mnie brzuch przed okresem, lepiej się nie forsować w tym stanie, bo potem mogę być zmęczona cały dzień, już tak bywało” a za chwilę kolejna „Ewa, bywały już takie dni, że coś Cię trochę bolało, byłaś niewyspana i odpuszczałaś, a potem byłaś z siebie niezadowolona, bo z perspektywy czasu czułaś, że to była wymówka” a za nią następna „no tak, ale zdarzyło się też, że poszłam biegać mimo gorszego samopoczucia i skończyło się to tym, że bieg był nieefektywny a ja do końca dnia czułam się dużó gorzej”. Każda z tych myśli wywołuje we mnie lekkie napięcie. I skąd ja mam wiedzieć, do którego pociągu wsiąść?

    Mam też takie doświadzenie, że odkąd dystansuję się do własnych myśli ciężko mi się w coś naprawdę zaangażować. Wszystko jest względne. To, co myślę o partnerze, to, co myślę o pracy, co myślę że chcę i nie chcę – każdą z tych rzeczy mogę olać, to tylko myśli. Staję się amebą, dryfuję i robię coraz mniej rzeczy, bo czy ja wiem, czy to akurat właściwy pociąg? Jedna myśl podpowiada mi 'rozwiń teraz swój biznes, będziesz miała z tego satysfakcję” a za nią kolejna „hm… a może jednak weź tę propozycję etatu, to spokój, bezpieczeństwo, które tak cenisz?” i szczerze? Jedna i druga wizja wywołuje mieszankę ekscytacji i lęku. Skąd wiedzieć, k†óry pociąg jest tym właściwym? I jak to zrobić, żeby w ogóle do jakiegoś wsiadać?

    • Wilczo Glodna 30 marca, 2021 at 9:32 am - Odpowiedz

      Kochana, ja myślę, że po prostu za bardzo rozkminiasz. Takie rzeczy się wie. Miałam iść pobiegać, to biegam. Na serio zwijam się z bólu czy trochę mi się nie chce?
      Widzisz, ja też wróciłam własnie z biegania i idąc na nie myślałam sobie „ojesus maria” i czułam napięcie, ale wiedziałam, że chcę pobiegać i już.
      To nie o to chodzi, żeby wszystko poddawać w wątpliwość i relatywizować, bo „nie pochodzi od nas”. Nie, mamy swoją wewnętrzną mądrość, która zawsze wie co robić.

      Jak to powiedziała Amy Johnson, trzeba bardziej żyć, a nie tylko myśleć o życiu. Zgadzam się z nią.