Niedziela bez Wilka: Kasia po kursie

Droga Aniu,

Wybacz, że zwracam się tak bezpośrednio, jednak po ukończeniu Twojego kursu, po spędzeniu razem kilkunastu godzin, uważam, że mogę. Kilkanaście godzin- wydawać się może, że to niewiele (w końcu co to znaczy w skali całego życia), jednak w zupełności wystarczy na to, żeby z początku zaufać, później wręcz się zżyć, a na koniec zmienić swoje życie.

I nie żałuję tego zaufania jak również żadnej sekundy spędzonej na oglądaniu Twoich filmów czy czytaniu postów. Dzięki temu pierwotnie zobaczyłam światełko w tunelu, zrozumiałam, że nie jestem sama, istnieją osoby, które myślą podobnie, mierzą się z podobnymi problemami. Owo zrozumienie otworzyło mi oczy, wytłumaczyło w logiczny i poukładany sposób to, co się ze mną dzieje, pozwoliło czerpać ogromne ilości wiedzy.
Wiedza, czerpana z doświadczeń zarówno Twoich jak i całego Wilczego Stadka, dała mi narzędzia. Dzięki odpowiednim narzędziom zaś, mogę pokonywać trudności, które czekają mnie na mojej drodze do zupełnej wolności. I chociaż osiągnięcie celu jest jeszcze daleko, wiem, że dzięki systematycznej pracy powrócę do naturalnego sposobu odżywiania się.

Moja przygoda z odchudzaniem zaczęła się dosyć wcześnie. Już nawet nie pamiętam kiedy. W każdym razie, było to gdzieś w podstawówce. Wiadomo, młodzieńcze problemy z akceptacją i „genialny” pomysł na to, żeby się odchudzić, bo przecież dieta i rozmiar XS to remedium na całe zło świata (ach te dzieci w Afryce, te dopiero muszą mieć radosne i bezproblemowe życie).

Ciągnęło się to latami, jednak pozornie bez objawów. Dopiero gdzieś na studiach (około 3 lata temu) zaczęłam zauważać, że coś jest nie tak, bardzo rzadko jakiś napadzik, niby mały, niby nic nieznaczący, jednak jeszcze trochę czasu zaczęło mi połączenie faktów i przyznanie przed samą sobą, że coś jest nie tak.

Później, jakoś rok temu, zrobiło się naprawdę źle. Poszłam na wakacje do pracy fizycznej, jadłam mało, bardzo mało i pracowałam dużo. Początkowo było niby spoko, bo w końcu naprawdę schudłam. Super, BMI niskie, tylko te problemy życiowe- bez zmian.

A później były już zmiany- więcej problemów: brak okresu, wypadające włosy, zero energii, złe samopoczucie. W końcu przyszedł moment, że przestałam pracować, bo przyszedł nowy semestr inżynierski, czyli więcej wolnego czasu. Ale w wolnym czasie tylko się objadałam. Nie mogłam się powstrzymać i coraz bardziej czułam, że tracę kontrolę. Nie poznawałam siebie, czułam się źle zarówno fizycznie, jak i psychicznie, zdawałam sobie sprawę z tego, że życie ucieka mi między palcami i to uczucie bolało najmocniej.

Trafiłam na Twojego bloga przypadkiem. Trochę poczytałam. Kiedy zobaczyłam, że istnieje kurs, zastanawiałam się tylko przez chwilę.
Teraz, z perspektywy czasu wiem, że było warto. Dużo się nauczyłam. Przede wszystkim zdałam sobie sprawę z tego, że przez tak długi czas jadłam takie mikroskopijne porcje, że miałam jakiś skrzywiony obraz żywienia. Od tego czasu już sporo się zmieniło. Najlepiej motywować się i wprowadzać zmiany małymi krokami, stąd również satysfakcja z tych niby drobnych rzeczy, które dla większości społeczeństwa są normalne, obiad z rodziną, spontaniczne zdecydowanie o tym, co się zje.

Najważniejszą rzeczą, wskazującą na to, że jestem na dobrej drodze jest to, że zmienia się moje podejście do odżywiania, do wagi, do postrzegania siebie przez pryzmat rozmiaru ubrań.
Zauważam to, że mam więcej energii, czuję się lepiej; bardziej zdrowo i psychicznie czuję się jakby lżej. Dodatkowo, jeżeli nie myślę cały czas o jedzeniu, mój umysł jest dużo bardziej produktywny i wydajny.

Nie jest to jeszcze osiągnięcie celu, ale obranie właściwej ścieżki i dobranie stosownych narzędzi. Zauważyłam też, że jak zostawiłam moje ciało w spokoju, ono samo się zmienia w reakcji na zdrową dietę oraz regularne ćwiczenia fizyczne. I to na plus!

Teraz, kiedy jestem po kursie, zastanawiam się jak szybko zleciał ten miesiąc. Jak niewielkim kosztem przyswoiłam sobie ogrom wiedzy. Czasami wiedzy oczywistej, ale w niektórych przypadkach te oczywistości też warto usłyszeć, dostać faktem po głowie.

Aniu, serdecznie Ci dziękuję. Dziękuję Ci za to, że za pomocą swojego doświadczenia, wiedzy i twórczości zmieniłaś moje życie. Dziękuję Ci za to, czego mnie nauczyłaś. Dziękuję za to, że jesteś tak bardzo otwartą, empatyczną i pozytywną osobą. Życzę Ci, żebyś dzięki swojej twórczości mogła pomóc jak największej ilości osób, żeby Twoja praca dawała Ci spełnienie i sprawiała radość.

Wilczyca Kasia

*

Kochana, jeżeli pogoniłaś swojego wilka, napisz nam proszę, jak to zrobiłaś. Czekamy na Twoją historię!

Published On: 26 maja, 2019Kategorie: ŚwiadectwaTagi: , ,
ania gruszczynska wilczoglodna mentoring banner

Zobacz program, który pomoże Ci odzyskać kontrolę nad jedzeniem

Ze swoimi zaburzeniami byłaś już nawet u wróżki?
 Zobacz program, który w końcu Ci pomoże! 
Odzyskaj 100% kontroli nad jedzeniem, swoim ciałem, zdrowiem, czasem i życiem.

7 komentarzy

  1. KOCIAQ 26 maja, 2019 at 1:28 pm - Odpowiedz

    Kochana, gratulacje! BTW jedna rzecz mnie intryguje – ta wieczna fiksacja dziewczyn na punkcie rozmiarów. Pamiętam, że jak miałam tak z 10 lat i byłam z Mamą na zakupach, to marzyłam, że jak będę duża, to będę miała 167 cm wzrostu (bo tak mi wyszło, gdy wyciagnełam średnią arytmetyczną z wzrostów rodziców), 57 kg wagi i rozmiar M… Nie jest istotne, czy mi wyszło,czy nie, ale przecież np. rozmiar L to normalka, dla kogoś, kto mam 175 cm wzrostu, bo nawet gnaty ma szersze niż osoba poniżej 160 cm, dla której dedykowany jest rozmiar XXS.

    • Kkk 26 maja, 2019 at 8:52 pm - Odpowiedz

      Dlaczego dla osoby ponizej 160 jest dedykowany rozmiar XXS? I w ogole od kiedy jakis rozmiar ma zwiazek ze wzrostem lub jest przewidziany dla jakiejs konkretnej grupy osób?

      • Rzekotka 26 maja, 2019 at 10:49 pm - Odpowiedz

        To dla kogo w takim razie? Tzn. czy rozmiar XXS powstal z mysla o ludziach, ktorzy maja 180 cm wzrostu? Nie chodzi o to, ze kazda osoba ponizej 160 cm jest zobligowana, zeby taki rozmiar nosic, ale o to, ze osoba wysoka powinna zrozumiec, ze moze potrzebowac wiekszego nawet, jesli jest chudsza od kogos nizszego, bo wynika to z matematycznych proporcji. Ja np jestem bardzo niska, BMI mam w gornej czesci medycznej normy (23,5), a mimo to nosze XS (albo XXS, albo S, zaleznie od sklepu… generalnie najmniejszy w asortymencie) – ze wzgledu na wzrost. Poza tym rozmiarowki baaardzo roznia sie miedzy sklepami, wiec tez nie rozumiem tej fiksacji. W rozmiarach liczbowych mam w szafie wszystko od 32 do 38 (aktualnie pasujace, identyczne w wymiarach! :D)

        • kociaq 27 maja, 2019 at 9:10 am - Odpowiedz

          Dokładnie tak :D

      • kociaq 27 maja, 2019 at 9:10 am - Odpowiedz

        No na przykład nogawki w spodniach rozmiar 32 są nieco krótsze niż w takich rozmiar 38?

  2. Klara 27 maja, 2019 at 3:15 pm - Odpowiedz

    Jeśli chodzi o rozmiar, ogółem o ubrania, to to jest jedno z najgorszych cholerstw i potrafią zepsuć nie dzień czy dwa, ale całe tygodnie. Mnie przeraża to, co zaburzenia zrobiły z moim wartościowaniem życia. Przymierzałam pare dni temu ubrania kontrolnie i wpadłam w szał, bo jestem przed okresem (wywoływanym) i chyba spuchlam, nie wiem, albo rzeczywiście przytyłam bo ostatnio ciągle chodzę i żre. Ale do czego piję – jedne spodnie TROCHĘ ciaśniejsze, czy mi się wydawało, nie wiem, ale jedne spodnie… I przestałam wychodzić z domu. Zamknęłam się i ryczę, bo głodna i gruba, bo TE SPODNIE rozmiar XXS są trochę ciaśniejsze, a te drugie z dziecięcego, też jakieś bardziej opięte. Dowiedziałam się niedługo później, że moja kuzynka umarła. I co? Płacz. Nie dlatego, że śmierć. Dlatego, że SPODNIE.
    PORAŻKA.

    • Joanna 27 maja, 2019 at 9:51 pm - Odpowiedz

      Klaro też miałam i często mam tak że naprawdę prawdziwe tragedie mniej mnie poruszają niż moj wzrost wagi czy ciasnisc ubrania. Też się tym obwinialam i obwiniam. Nie lubię tego u siebie ale nawet kiedy to uczucie poczuje staram się wybaczyć sobie że to nie ja prawdziwa tyłka ta chora moja zaburzona część i w zaburzeniach odżywiania tak jest. Tak jak dla narkomana na głodzie jest najważniejszy narkotyk. Staram się to zaakceptować bo gdy jeszcze bardziej się obwiniam tym bardziej zaburzenia odżywiania się odzywają. Takie uczucia są wpisane w zaburzenia i myślę że właśnie też dlatego często ludzie leczą się w klinikach bo tam są ,,bezpieczne warunki” aby te wszystkie stany przejść. Ja też byłam i myślę że bez pobytu tam nawet nie czytalabym Ani. Tam zdobyalam fundament a teraz żeby to utrzymać bardzo bardzo pomaga mi Ania. Chcę iść dalej ale nie umiem totalnie oderwać się od zaburzeń. Dają mi pozorne poczucie bezpieczeństwa. Ale i tak jest zdecydowanie lepiej niż kiedyś. Podziwiam dziewczyny które opuściły i umiały uwolnić się zupełnie.