Niedziela bez wilka: tajemnica ciastek Agaty
Cześć Aniu!
Z tej strony Agata. Mam 16 lat i czytam Twojego bloga od miesiąca. Chciałabym podzielić się swoimi przemyśleniami na temat zaburzeń odżywiania.
Odkąd pamiętam miałam problemy z kompulsywnym objadaniem się. W moim przypadku nie można mówić o określonej liczbie posiłków w ciągu dnia, a bardziej o jednym – od rana do wieczora. Za każdym razem, gdy pojawiałam się w kuchni musiałam coś zjeść.
Najgorsze były cukierki, które potrafiłam jeść jednego za drugim, dopóki mdliło mnie od nadmiaru słodkości. Mimo wszystko nie miałam nadwagi ze względu na to, że faktyczne posiłki (śniadanie, obiad, kolacja) jadłam bardzo małe. Czemu? Zwyczajnie nie byłam głodna, bo tak napychałam się ciastkami.
Od kiedy trafiłam na Twojego bloga przeczytałam wiele artykułów. W końcu zaczynałam rozumieć o co chodzi w tym moim problemie, aż dzisiaj rano nagle w głowie zapaliła mi się lampka, która rozwiała wszystkie moje niejasności. Nagle dotarło do mnie, co robiłam nie tak przez całe życie – jadłam nie tak!
Genetycznie jestem wysoka, a rosłam bardzo szybko, przez co moje zapotrzebowanie kaloryczne było duże. Ja natomiast upierałam się, że jem małe porcje, więc jeśli zjadłam kanapkę na śniadanie, pół kotleta na obiad i dwa placki na kolację mój organizm musiał skądś wytrzasnąć kalorie potrzebne mu do prawidłowego rozwoju. Najłatwiejszym źródłem były słodycze, których w domu zawsze miałam pod dostatkiem. Tak wpadałam w błędne koło: przez za małe posiłki objadałam się ciastkami, a z kolei, gdy byłam najedzona nie miałam ochoty na wartościowe jedzenie.
Drugą rzecz, która do mnie dotarła dziś rano, zrozumiałam dzięki wpisowi, w którym porównujesz dietę do strzelania z łuku.
Przez ostatni rok mieszkałam w internacie, gdzie jedzenia dawali mało i niedobre. Miałam nadzieję, że wreszcie ogarnę to jedzenie, no bo posiłki tylko o określonych porach, brak lodówki itp. Niestety myliłam się. W związku ze zbyt małą ilością kalorii (dostawałam tam codziennie ok. 1500, czyli aż o 1000 za mało!) kiedy tylko w piątek po południu wracałam do domu zaczynał się trzydniowy atak na lodówkę – dokładnie tak jak w porównaniu do średniego strzału. Przez to przytyłam 6 kg.
Miałam nadzieję, że zrzucę to wszystko w lipcu na obozie wędrownym, gdzie codziennie chodziliśmy ponad 20 km i paliliśmy tysiące kalorii. Faktycznie, po 10 dniach schudłam 3 kg, jednak odbiło się to na kolejnych 2 tygodniach objadania, gdzie utracone kilogramy wróciły jak bumerang. Zrozpaczona w końcu trafiłam na Twojego bloga i w końcu zrozumiałam, że powinnam jeść tyle, ile potrzebuję, bez żadnego deficytu.
Moje ciało już wiele się nacierpiało w związku z kompulsami, jednak wreszcie, kiedy od kilku dni jem te swoje 2500kcal, jem normalnie. Jedzenie stało się czymś normalnym na równi ze spaniem czy sikaniem. Kiedy zjem obiad, jestem najedzona i nie myślę już obsesyjnie o jedzeniu. Jem, kiedy zgłodnieję, a nie kiedy się nudzę lub nie mam ochoty. W końcu potrafię poczęstować się kostką czekolady, nie zjadając na raz całej tabliczki. I zrozumiałam „sekret”, dlaczego inni też tak potrafią – po prostu jedzą normalnie.
Dziękuję Aniu, że piszesz tego bloga i pomagasz nam wszystkim zagubionym w walce z zaburzeniami odżywiania.
Pozdrawiam i ściskam serdecznie :)
Serce rośnie, kiedy widać, że Twoje wpisy Aniu pomogły dziewczynie uniknąć wpadnięcia w wieloletnie bagno. Super. Gratulacje dla Agaty.
Ja ze swojej strony bardzo, dziękuję że trafilam na twoje wpisy. Każdy kolejny jest uzupełnieniem mojej terapii. Zgadzam się w większości z twoimi spostrzeżeniami czy nawet radami. Osobiście musiałam przepracowac swoje życie jeko dziecko, nastolatka i dorosła osoba ale dzięki tobie przede wszystkim uczę się jeść i słuchać mojego organizmu. Wsluchuje się co jest moim głodem biologicznym a co głodem EMOCJONALNYM