Zapijać głód
Czy zdarzyło Ci się zapijać głód wodą, herbatą czy colą light? A może zagryzałaś go gumą? Albo po prostu przetrzymywałaś go z (prawie stoickimi) spokojem?
Założę się, że tak. Odbywało się to mniej więcej w ten sposób: Zjadałaś swoje wyliczone, wyważone jedzenie, o określonej porze. Po połknięciu ostatniego kęsa, ze zgrozą stwierdziłaś, że to nie wystarczyło i że masz w żołądku miejsce na jeszcze dwa takie posiłki. Oprócz miejsca jest jeszcze całkiem porządna ochota na to. A oprócz ochoty, zwykły, ludzki głód.
No ale przecież nie powinno go już być! Właśnie zjadłam posiłek i on powinien mi wystarczyć!
No i siup pół litra wody, opakowanie gumy i czekamy do kolejnej pory karmienia.
Widzę to nagminnie. Nawet moje podopieczne na mentoringu zaczynają naszą pracę taką właśnie strategią. A to strategia totalnie błędna.
Jeżeli czytasz mojego bloga od jakiegoś czasu, wiesz pewnie, co zaraz napiszę. Ale może trochę jednak zapomniałaś o podstawowych prawdach i błądzisz dalej? No to sobie przypomnijmy.
Mianowicie, drogie panie i panowie; głód trzeba ZASPOKOIĆ. Nie zapić, zagryźć, przetrzymać, zignorować i co tam jeszcze z nim zrobić. Jedynym słusznym sposobem na obchodzenie się z głodem, jest zaspokojenie go.
To tak samo jak ze spaniem czy sikaniem (moja ulubiona metafora). Nie kłócimy się z organizmem, że jeszcze nie nastała pora sikania, więc będziemy je trzymać czy brać środki przeciwbólowe, by nie czuć parcia na pęcherz. No nie robimy tak, prawda?
Z głodem jest podobnie. Ten ból jest PO COŚ. On ma nas zmotywować do znalezienia pożywienia i zaspokojenia sugerowanej w ten sposób potrzeby fizjologicznej.
Robienie z nim czegokolwiek innego to zwykłe szaleństwo i działanie wbrew naturze.
Proszę Cię więc, jeżeli chcesz wyjść z zaburzeń odżywiania (a domyślam się, że chcesz), niech zaspokajanie głodu stanie się Twoim ustawieniem domyślnym. I niech ono będzie ponad takimi argumentami jak:
– Ale ja przed chwilą zjadłam. – No ale widocznie się nie najadłaś. Dlaczego masz niby chodzić głodna?
– Jeżeli zjem to, to przekroczę „swoje” kalorie. – Widocznie to NIE SĄ „twoje” kalorie. Nie można arbitralnie narzucić tego organizmowi. To on sam o tym decyduje, ile powinien zjeść, nie zaś nasza głowa.
Wyobraź sobie jak wyglądałoby Twoje życie, gdybyś w ten sam sposób próbowała kontrolować na przykład ilość wdychanego powietrza?
Teraz biegnę więc muszę oddychać szybciej, a teraz idę więc wolniej. O nie! Przekroczyłam limit!
Myślę, że już dawno doznałabyś śmierci mózgowej z niedotlenienia.
– Ale ja już zjadłam moje 3-4-5 posiłków. – No trudno. To zjedz jeszcze jeden.
– Ale już jest za późno. – Lepiej zjeść późno niż zrobić sobie deficyt kaloryczny i obeżreć się jutro. No kto to widział iść spać z wykręcającym się z głodu brzuchem? Wyśpisz się w ogóle? Obudzisz się w nocy trzy razy, a potem wstaniesz dwie godziny przed budzikiem. Głodne ciało będzie czuwać. Nie pójdzie sobie spać, jak gdyby nigdy nic.!
Te argumenty możemy mnożyć, bo ile nas, tyle dziwnych, nielogicznych powodów, dla których nie jemy.
Zapamiętaj jednak raz na zawsze; kalorie i tak i tak będą musiały się zgadzać. Nie oszukasz organizmu, nie pożyczysz od niego tej energii. Ono upomni się o zwrot i tyle z tego będzie.
Jasne, można zrobić sobie niewielki deficyt, po to by chudnąć (pisałam o tym tu), ale tylko jeżeli faktycznie masz z czego chudnąć.
Nie doprowadzaj się jednak do głodu, na Boga! A jeżeli taki się pojawi, trzeba jeść, a nie pić, żuć czy cudować.
To co piszesz jest takie mądre i logiczne, wszystko to działa faktycznie. Ja, od kiedy jem zgodnie z Twoimi wskazówkami nie mam ochoty na sklepowe słodycze, a wcześniej nie było dnia, abym nie sięgnęła po coś wieczorem. Od kiedy jem zgodnie z zapotrzebowaniem kalorycznym, wybieram zdrowe i nieprzetworzone produkty (ale bez przesady), nie chodzę głodna i chudnę (ok.kg na miesiąc). Dziękuję:)
A ja absolutnie nie wiem, ile kalorii potrzebuje, jakie mam sobie ugotować posiłki, kiedy jestem głodna :(
Takie by się nimi najeść. Po prostu.
Tzn. mnie na początku pomagało, że musi to byc ok 2000 kcal, liczyłam ale tak bardzo na oko. Również na początku zwracałam uwagę na to, co wybieram, musiałam jednak zmienić nawyki, co wymagało trochę wysiłku, ale prawdą jest, że po pewnym czasie nie musiałam już myśleć o tym, by nie jeść np. czekolady, bo zwyczajnie już nie miałam na nią ochoty. A jeśli mam to zjem kostkę i to mi wystarcza.
Ja w najgorszym okresie, kiedy prawie nic nie jadłam piłam na litry colę light i potrafiłam na spokojnie zjeść dziennie paczkę gum do żucia (dużą paczkę drażetek pakowanych po 20-30 sztuk), przez co dodatkowo miałam tragiczne wzdęcia i ból brzucha nie do zniesienia… Teraz wzdryga mnie na samą myśl o tym jakie to było idiotyczne!
Ale co jeśli jestem wiecznie głodna? I nie, nie nest to ekstremalny głód. Po prostu wiecznie mnie ssie, wiecznie myślę o jedzeniu, mimo że przed chwilą zjadlam obiad. Nie są to za małe porcje, obserwuję chłopaka, on je dużo mniej!! A ja zawsze muszę się czymś dopchać. Kończy się to napadem i koło się zamyka. Podejrzewam, że właśnie przez napady mam rozepchany żołądek. Jak go skurczyć?
Mam dokladnie tak samo kochana. Absolutnie nie jem za malych porcji, czesto jest mi wstyd kiedy moj chlopak je polowe tego co ja i jest najedzony do konca dnia a ja za 2-3 godziny juz mdleje z glodu. Zapijam glod herbata z cytryną i slodzikiem albo wodą gazowaną albo napojami zero, przez co jestem wiecznie spuchnieta i mam wielki brzuch. Masakra
hej, a czy twoja porcja sklada sie glownie z warzyw a jego z miesa i ziemniakow i ciut surowki? a moze on w ciagu dnia zjada jeszcze 2000 kalorii, a ty nic? Ja tez dlugo myslalam, ze masakra, ze ja tyle jem a moj chlopak je o tyle mniej. Tylko on zjdalal prawie 1000 kal na sniadanie, drugie tyle na lunch, i jeszcze jakies male przekaski w ciagu dnia, wiec nic dziwnego, ze na kolacje jadl mniej niz ja, gdzie ja w ciagu dnia zjadlam 500 kalorii… Jak zaczelam jesc kaloryczne posilki, ale nie duze objetosciow (tak min 500 kal, np: 60 g owsianki, 30 g orzechow, 20 g odzywki bialkowej i troche owocow (150 g)) to nagle sie okazalo, ze porcje sa normlanej wielkosci, nie dojadam i nie musze dopychac warzywami, i jestem syta na dluzej. Czasami moj posilek ma 700-1000 kal jak jestem glodna. I zjadam dziennie 2000-2500 kal, czasami 3000 jak jestem aktywna. Glod prawde Ci powie, jak glodna to znaczy ze masz zjesc i tyle. A i ja sporo ciwicze i mam miesne, a moj chlopak jest leniwcem kanapowym i tak, dojadam jego porcje jak jestem glodna :)
Chyba tak, jem dużo warzyw, bo lubię . Pracuje tez fizycznie, na stojaco, do pracy chodzę pieszo, a on jezdzi autem i siedzi w biurze. Ale mimo to on wciaz chudnie, mowi ze nie jest glodny, a ja wieczorem skryta w lazience jem, bo wstyd mi przed nim. Tym bardziej, ze waze 4 kilo więcej:( mam wrazenue, ze jak jem to on powstrzymuje sie od komentarzy, zeby mi nie zrobić przykrości. Zastanawiam sie czy powiedzieć mu o moim problemie. Nie mam juz atakow, ale musze sie najesc, tak po prostu. Porządne śniadanie, drugie , obiad i kolacja. A jak ide na trening,albo na rower to i wtedy zjem coś dodatkowo. Jak wpadnie ciastko albo lody to tez nie rozpaczam. Ale tyje i to jest prpblem. Jak mialam bulimie to wazylam 7 kilo mniej,prawda jest taka, ze to nie bylo zycie.
A ile wazysz i ile masz wzrostu? Ja jestem aktywna i mam sporo miesni i szczerze, wcale nie waze mniej niz moj chlopak:) Chyba 7 kg wiecej haha. Ile czasu temu wyszlas z bulimii? Jak jestes glodna to jedz, nie ma w tym nic wstydliwego. To ze jestes dziewczyna wcale nie oznacza ze masz jesc mniej i wazyc mniej.
Emilia, możemy sie jakos skontaktowac na mess albo mejlowo? :)
Jasne, mozesz do mnie napisac na [email protected] :) Ja nie jestem dietetykiem, ani lekarzem, i na pewno nie mam takiego doswiadczenia jak Ania… Ale jak chcesz, to chetnie odpowiem na Twoja wiadomosc:)
Aniu, a ja mam do Ciebie pytanie, czy moglabys powiedziec cos na temat zapotrzebowania kalorycznego przed miesiaczka? Czy ono rzeczywiscie sie zwieksza?
Zwiększa się o ok. 200 kcal bo podczas okresu metabolizm się nieco zwiększa. Podobnie z paleniem papierosów – jeden wypalony papieros podwyższa tętno do ok. 100 uderzeń na minutę.
Podobno zwieksza sie o jakies 10%, co oznacza srednio 200-300 kal, ale to srednio. Ja potrzebuje wiecej niz 200-300 kalorii w pierwszycjh dwoch dniach. Potem juz normalnie.
Tak samo zapijanie kawą…
U mnie najczęściej było przesypianie głodu. Nie miałam problemu z zaśnięciem, wręcz przeciwnie. Przez głód byłam osłabiona, senna. Było też zapijanie litrami gorącej, słodkiej herbaty.
Mam też taki problem, że jem normalne jedzenie (a wręcz określiłabym je mianem „eko” – wiejskie jaja i warzywa), nie chodzę głodna, czuję się dobrze, miesiączkuję, wyniki krwi etc.Też w normie. A jednak moja waga jest poniżej tej genetycznej. :(
A może to jest Twoja waga właśnie?
Czyli to okej, jeżeli moja waga jest dosyć sporo (ok. 5-6kg) poniżej tej, która wychodzi na minimalną wagę genetyczną?
Ok. 2,5 roku temu „ogarnęłam się” z jedzenie. Od punktu „zaczynam się ogarniać” do „ogarnęłam się” (czyli ok. roku czasu) przytyłam 6 kg, do obecnej wagi. I od tego czasu ta waga utrzymuje się praktycznie w miejscu (minimalne wahania +-1kg) ale nadal jest poniżej tej z genetycznego wzoru.
Czy to normalne, to jest okej?
„Proszę Cię więc, jeżeli chcesz wyjść z zaburzeń odżywiania (a domyślam się, że chcesz), …” – przeczytałam w poście? Zadałam sobie to pytanie… I nie czuję wewnętrznej ochoty na wyjście z „anoreksji”, którą niby miałabym mieć. „Bo jak to, przytyć…? Przecież jestem wyjątkowa, prawie chuda, prawie piękna…” takie myśli krążą po głowie. I… nie umiem znaleść powodu, argumentu, żeby zacząć jeść tak jak inni… I tym sposobem sama już niewiem, co i jak (…).