Potrzeba i strategia
Taki obrazek: Miałaś kupić tylko jedną bluzkę za kilkadziesiąt złotych, a wyczyściłaś całą kartę kredytową. Teraz na łóżku piętrzy ci się stos niepotrzebnych, drogich ciuchów, których i tak nie będziesz nosić. Dochodzi do ciebie proste pytanie: Po co?
Albo tak: Zarzucasz włosy na ramię i patrzysz zalotnie na przystojnego bruneta przy barze. Już zaraz sprawisz, że będzie jadł ci z ręki. No ale w sumie…po co?
Albo jeszcze inaczej: Do koszyka wkładasz paczkę ciastek i dwie czekolady. Zjesz wszystko sama! Ta myśl wydaje się jeszcze taka atrakcyjna. Pytanie „po co?” pojawi się za chwilę. Razem ze spóźnionym żalem i łzami.
No właśnie: dlaczego to robisz?
Każde nasze działanie zaspokaja jakieś ludzkie pragnienie, które w sobie nosimy.
Gdy jesteśmy dziećmi wszystko jest bardzo jasne: jest źle – płaczemy, jest dobrze – śmiejemy się. Pragnienie przynależności i miłości zaspokaja się prosto – zarzucając rączki na szyję ukochanej osoby.
A potem wszystko się komplikuje.
I tak, pod wpływem kształtowania przez rodziców, szkołę, społeczeństwo i kulturę w której żyjemy, uczymy się zaspokajać nasze potrzeby w bardziej wyrafinowany sposób.
Czasami, niestety kosztowny, głupi lub wręcz destrukcyjny.
Co mówi na przykład zakupoholizm? Myślę, że w moim (ciężkim przypadku) była to próba zaspokojenia potrzeby czucia się zadbana. Zobacz Anka, jak bardzo ważna jesteś dla siebie samej. Kupię ci najpiękniejsze ciuchy. Jesteś tego warta!
A mężczyźni? Potrzebę władzy, oczywiście. Ty będziesz mój, a ja zrobię z tobą co zechcę. I jeżeli mi się znudzisz, nie oddzwonię do ciebie więcej. Właśnie po to, abyś cierpiał.
No a słodycze? Potrzebę miłości, ciepła, totalnej akceptacji. A może nawet bycia dzieckiem? Kiedy wszystko było takie proste i nie trzeba było ani wydawać wszystkich pieniędzy, mizdrzyć się do obcych, ani jeść, po to by poczuć się dobrze.
W dorosłym życiu wykształcamy sobie różne strategie zaspokajania swoich potrzeb. A potem bardzo mocno przywiązujemy się do nich.
No przepraszam, jak miałabym pokazać sobie, że jestem coś warta? Nie mieściło mi się w głowie, że można inaczej! Ja się nad tym nawet nigdy nie zastanowiłam.
Tak to trwało do chwili, gdy moje chore strategie naprawdę zaczęły rujnować mi życie. Wtedy zaczęło mi świtać, że te podstawowe najważniejsze, ludzkie pragnienia, można też zaspokoić w inny sposób.
No właśnie, w jaki?
Zastanów się jak możesz okazać sobie miłość, szacunek, zainteresowanie? W jaki sposób możesz zdobyć to od innych ludzi? Jak pokazać, że inni są też dla ciebie ważni? Znam dziewczynę, która zastępuje swoim dzieciom brak ojca słodyczami. Domyślacie się chyba z jakim skutkiem.
Dlatego nalegam, abyś zastanowiła się nad tym pytaniem.
Czy twoje dotychczasowe metody są faktycznie optymalne?
Nie myl swoich rzeczywistych potrzeb ze sposobami, w jakie nauczyłaś się je zaspokajać. Zawsze patrz głębiej. Dlaczego coś robię? Co ma mi to dać? Jakie są prawdziwe motywy tego działania?
No po co?
Świetny artykuł. Brakuje mi tylko konkretnych przykładów, jak mogę zastapic swoje uzależnienia i zaspokoić potrzeby. może napiszesz, co działa na Ciebie? Też mam problemy z zakupoholizmem, a co za tym idzie ciągłe debety…
Nie mam kochana, gotowych recept. Dla mnie działa na przykład stawianie się punktualnie na treningi na które się ze sobą umówiłam. Jestem dla siebie ważna, więc nie odwlekam, nie odpuszczam. Przychodzę.
Ale dla każdego może być to coś innego. Szukaj swoich nowych strategii.
Tez mi to zaczęło świtać w głowie.
Bardzo dobry post! Kluczem do zdrowienia jest właśnie odkrycie, o co nam tak właściwie chodzi. I robienie tego, co pomoże zrealizować nasze potrzeby. I co nas uszczęśliwia. Zamiast zagłuszać swoje „ja” znieczulaczami, trzeba po prostu… żyć. Teraz to takie oczywiste, a na początku walki człowiek nawet nie zdaje sobie z tego sprawy ????
Dodam jeszcze jedną rozkminkę. Taka mała retrospekcja: moje napady były od początku głównie wynikiem fizycznego głodu. Powody takich napadów dają się zawsze łatwo odkryć – wystarczy prześledzić zjedzone posiłki i okazuje się, że zjadło się za mało. Więc głód zastąpiło się napadem. Ale o wiele trudniej jest tam, gdzie wcale nie zaniedbuje się zbilansowanej diety. Co niby wtedy próbuje się zastąpić? Ja przy okazji takich napadów mam zawsze ochotę wykrzyczeć – co, do cholery, się dzieje? Kiedyś tego nie wiedziałam, ale to chyba bardzo ważne – pierwszym krokiem do uratowania dupy przed takim napadem jest wypowiedzenie innej osobie tych wszystkich emocji, które we mnie siedzą. Taktyka długodystansowa jest zdecydowanie taka, o jakiej piszesz. Ale doraźnie, w ramach emergency, chyba faktycznie najlepiej działa drugi człowiek. Przede wszystkim taki, który umie słuchać:) Wszystkie metody zagluszania fali (spacery, kąpiele, tańce, ćwiczenia) po prostu spychają emocje na drugi plan, ale nie wyzbywamy się ich. Tymczasem, jak to z siebie wreszcie wyrzucimy naprawdę, to nagle robi się człowiekowi lżej. Dokładnie tak, jak to jest w technice długofalowej. Tylko że ad hoc ;)
No to się rozpisałam. Jak zwykle ????
kazdą emocje zajadam, negatywna i pozytywna, juz nie umiem inaczej :( kiedys bylam wulkanem zycia, potem mialam fazy góra i dół, euforia i depresja, ale z biegiem czasu zaczelam gasnac, dzis czuje sie jakbym umierala,nie ma juz wzniesien, ciagle jest dół, umiera we mnie zycie, wegetuje, choroba mna zawladnela, czuje lek przed zyciem, przed przyszloscia, najbardziej chyba brakuje mi poczucia bezpieczenstwa oraz bezwarunkowej milosci, akceptacji
Też chciałabym się podzielić refleksją po przeczytaniu tego postu.
U mnie objadanie aktualnie jest wywołane stanami napięcia spowodowanymi samotnością i poczuciem takiego odrzucenia. Od dłuższego czasu nie potrafię się dogadać z moją najbliższą rodziną tj. rodzicami i siostrą z jej mężem. Tzn. nie kłócimy się ale po prostu nadajemy na różnych falach. Przykro mi strasznie bo gdy ich odwiedzam to nie mamy po prostu o czym rozmawiać. A jak już jest poruszony jakiś poważniejszy temat to się rodzi takie napięcie między nami – powtarzam nie kłócimy się ale wszyscy nagle milkną i nikt z nikim nie ma już ochoty rozmawiać. Siostra mieszka z rodzicami i jakoś tam się w „kupie” dogadują i żyją razem. Czuję się z tego powodu odsunięta na bok. Czuję że moim rodzicom nie zależy na mnie. Widzę to bo nawet się nie interesują co u mnie się dzieje….
A u mnie w domu…. z mężem też różnie…. potrzebuję jego miłości, akceptacji, po prostu żeby był ze mną ale z drugiej strony od dłuższego czasu stworzyłam wokół siebie taki kokon i nie potrafię go dopuścić do siebie, zbliżyć się do niego…
Brakuje mi kogoś z kim mogłabym porozmawiać o moich lękach, planach, marzeniach, uczuciach….
Przed wczoraj pokłóciłam się z mężem i wpadłam w taki ciąg, że aż mnie wszystko bolało…