Ignorowanie, a zbywanie
Bardzo często piszę w swoich postach, że kluczem do sukcesu w wyjściu z zaburzeń odżywiania jest ignorowanie nawykowo pojawiających się myśli, które pchają nas do wykonania naszej nawykowej czynności.
Na przykład, jeżeli masz (już „zaawansowaną”) bulimię; wielokrotnie w ciągu dnia odczuwasz przymus zjedzenia dużej ilości pokarmu. Ten przymus objawia się uporczywym myśleniem o tym. Jest to tak nieznośne, że aby mieć w końcu święty spokój i nie cierpieć – idziesz za tymi myślami. To sprawia, że na jakąś chwilę (z biegiem czasu coraz krótszą) uwalniasz się od tego natręctwa. Potem myśli przychodzą znowu, ty znowu za nimi idziesz i powtarzasz daną czynność.
Jako że mózg uczy się przez powtarzanie, za każdym razem, kiedy „ulegasz” przymusowi, wzmacniasz neuronalną ścieżkę nawyku i dzięki temu mózg wytwarza jeszcze więcej podobnych myśli. Błędne koło.
Aby pozbyć się problemu, nie można zrobić nic innego, jak oduczyć swój mózg wysyłania tych myśli. Nic tu nie da doszukiwanie się przyczyn tego stanu rzeczy, na przykład zaniedbanie w dzieciństwie czy niskie poczucie własnej wartości. Oczywiście, jak ktoś chce, to może starać się to odkryć, ale w „wyłączeniu” nawyku to nie pomoże.
Tu trzeba trzech rzeczy:
1. Zrozumienia czym te myśli są; wyuczonymi komunikatami pochodzącymi z naszego pozbawionego inteligencji i refleksji gadziego mózgu. Myśli same w sobie nie są groźne. To tylko nasz stosunek do nich nadaje im moc.
2. Odseparowania się od nich, zrozumienie, że jesteśmy przestrzenią, w której myśli się pojawiają, a nie nimi samymi.
3. Nie reagowanie na nie, czyli zignorowanie ich, a raczej ZBYCIE.
Tę ścieżkę działania przedstawiłam już w dziesiątkach artykułów i wiele osób wyszło dzięki niej z bulimii.
Jest jednak równie wiele osób, które mają problem z wprowadzeniem tego w życie, a w szczególności z punktem trzecim: ignorowaniem.
Widzę po komentarzach, że „ignorowanie” traktujecie jako walkę, a to nie o to chodzi. Chodzi mi raczej o „zbycie” ich właśnie. I już wyjaśniam, jaka jest różnica pomiędzy jednym, a drugim.
Ignorowanie to nie danie uwagi czemuś, co na tę uwagę zasługuje.
Na przykład matka – po wyczerpaniu wszelkich logicznych argumentów – celowo ignoruje płacz swojego dziecka, które chce drogą zabawkę ze sklepu.
To jej dziecko i może teoretycznie coś zrobić, ale świadomie postanawia nie robić nic, ponieważ wie, że dziecko za chwilę o tym zapomni. Spaceruje więc spokojnie po centrum handlowym z ryczącym przedszkolakiem u boku.
Zbywanie to nie dawanie uwagi czemuś, co na tę uwagę nie zasługuje.
Na przykład płacz cudzego dziecka, któremu nie kupiono pożądanej zabawki. Słyszysz go i oceniasz jako irytujący, ale nie przywiązujesz do niego wagi, bo to nie twój cyrk i nie twoje małpy. Spokojnie kontynuujesz pogawędkę z koleżanką w kawiarence w tymże centrum handlowym.
I w „zbywaniu” nałogu działa ta sama zasada. Jeżeli uważasz, że myśli, które przychodzą Ci do głowy są TWOJE i – jakby nie było – ponosisz odpowiedzialność za to co się z nimi stanie, będziesz walczyć o to, by nie dać im uwagi.
Jeżeli zaś wiesz, że to są po prostu JAKIEŚ myśli, które – tak się składa – są w Twojej głowie, ale ich pojawienie się nic nie znaczy – możesz dać im przepłynąć.
Myśli, które się „próbuje ignorować”, raczej wzrastają na sile. Widzimy, że one są i myślimy coś w stylu „O nie, znowu to! Będę to IGNOROWAĆ. Lalalala, ignoruję, ignoruję, ignoruję…. O Jezu ile jeszcze, nie wytrzymam… ignoruję dalej, tralala, wcale ich nie słyszę… matko idę do lodówki, o nie, muszę je mocniej ignoro….omnomnomnomnom…”
Myśli, które zbywamy… po prostu zbywamy: „O, jest wilcza myśl. Hej, wilcza myśl, widzę cię, pa!” i zajmujemy się swoimi sprawami.
No dobrze, ale to co zrobić, by z ignorowania przeskoczyć na zbywanie? No właśnie NIC nie robić, bo ignorowanie jest czynne, a zbywanie bierne. Wszelkie „robienie” to nadawanie wagi tym myślom, zamiast odbieranie im jej. A by to się udało, trzeba mieć tak zwany wgląd (w znaczeniu „insight”) w prawdziwą naturę problemu. Wgląd to moment, kiedy spada z oczu jakaś kurtyna i nic już nie jest takie jak dawniej.
Na pewno przeżyłaś to kilka razy w swoim życiu. Ja miałam tak, kiedy zrozumiałam, że nie jestem chora na bulimię, ale uzależniona od danych czynności związanych z jedzeniem. Zrozumiałam wtedy w jednej sekundzie, że mam moc, by tego nie robić.
Myślałam też kiedyś, że fajki sprawiają, że się „odstresowuje”, aż doświadczyłam wglądu, że to ja nadałam im takie znaczenie. Papierosy same w sobie nie mają takiej mocy. Papierosy to małe śmierdzące, drogie i dobrze rozreklamowane porcje trucizny. One nie mogą łagodzić stresu (jeżeli już to wciąganie nikotyny do płuc, powoduje go tylko więcej). I wtedy tak po prostu przestałam palić, z dnia na dzień.
Widzę to też wśród moich podopiecznych, coś wygląda jak nierozwiązalny problem, a w następnej sekundzie problem zwyczajnie nie istnieje. Nie ma go. Jak u Marty, która na początku naszej współpracy była przekonana, że tylko leki psychotropowe chronią ją przed samobójstwem. A dwa tygodnie później zaczęła te leki odstawiać.
Tak więc nie mogę Ci powiedzieć, „jak” masz to zrobić. Czytaj tego bloga, noś te słowa w sercu, ale nie próbuj ich rozszyfrować umysłem, bo to nie dzieje się na poziomie intelektualny. To doświadczenie odbywające się głębiej, w sercu, a to co piszę jest tylko kierunkowskazem w tamtą stronę; do środka.
Kiedy jednak tam dotrzesz, kiedy zobaczysz jaka jest różnica pomiędzy ignorowaniem a zbywaniem, ten blog ani żadna moja rada nie będą Ci już potrzebne.
*
Jeżeli potrzebujesz pomocy w tym, zapraszam do siebie na mentoring. Dla wielu z nas prawdopodobnie nastanie czas odosobnienia z powodu wirusa, więc będzie to dobry moment, aby podjąć pracę nad sobą.
ja tak z innej beczki, a wlasciwie moze nie, post chyba bedzie dlugi, ale moze ktos przeczyta
ja chcialam poruszyc tu pewna kwestie, zgadzam sie, ze moze nie warto na sile szukac przyczyn bulimii takich jak bledy w wychowaniu, jakas tam nieodpowiednio postepujaca matka, bal, bla, bla, ale…zdrowie psychiczne ma tu cos do rzeczy, moze jest to nastepstwo bulimii, a nie przyczyna, ale w moim przypadku jest to duzy problem
przestalam wymiotowac, owszem organizm sie przestawia, sa perturbacje, nie male, ale da sie, nawet nie jedzac regularnie, ale poprostu nie kompensowanie,
wiecie czuje, ze mam kryzys psychiczny, bo tak naprawde bulimia stała sie dla mnie tym, czym narkotyk dla narkomana, alkohol dla alkoholika, wszystkie swoje mysli zagluszalam bulimia, skupialam sie ciagle na wadze,zamiast na zyciu!!! zamiast na istotnych rzeczach, ktore np mnie niepokoily, moze wymagaly wysilku, wiecie to tak jak sprzatanie zamiast sie uczyc do waznego egzaminu, albo ogladanie glupot w interenecie do 3 w nocy tuz przed sesja, a potem jakos bedzie, dobra mina do zlej gry, jak juz sie najesz i wyrzygasz, to przestajesz sie przejmowac, masz euforie, ulge, jestes szczesliwa,
ale jak to z 'narkotykami’ bywa, coraz rzadziej jest euforia, coraz czesciej przyymus, coraz czesciej zal, depresja, izolacja, i coraz wieksza otchlan,
obudzilam sie z reka w nocniku, nie wiem kim jestem, nie wiem co lubie, a czego nie, czuje sie jak jeden wielki FEJK, bo przeciez ta figura, te ochy i achy, to nie ja!! przeciez ja rzygalam, zadna w tym moja zasluga, ze bylam zgrabna, pisze 'bylam’ bo wiadomo jak to w bulimii co w dół, to w gre
a więc jestem w dołku, w czarnej du*ie, byłam zła szłam rzygac i napiecie uwolnione, teraz tak nie ma, jestem zla i musze sobie z tym poradzic, przejmuje sie czyms-szlam rzygac, wracalam z nastawienie 'wyje*ane’ teraz musze sobie z tym poradzic, musze sobie poradzic, ze jak sie nawpieprzam jak swinka to bede wygladac jak swinka, musze poniesc konsekwencje, jak kazdy normalny czlowiek!! bez oszukiwania, bo to jest poniekad oszukiwanie!!
kiedy zaczelam sobie uswiadamiac, co zrobilam ze swoim zyciem i kiedy po dlugim okresie wymiotowania dzien w dzien przestalam to robic, mialam atak paniki, stany lękowe
nie wspominajac, ze 10 lat zycia wyrzucone do kosza, ludzie sie rozwijaja, ukladaja zycie, a ja,,,,,szkoda gadac
nie moge nawet wyrazic wszystkiego co czuje, chce isc na psychoterapie,
ach dodam, ze ten moment przelomowy byl, kiedy pomyslalm, ze nie chce tak zyc, ja nie chce tak dluzej zyc, albo cos z tym zrobie, albo nie widze siebie na tym swiecie na kilka lat, bez zebow, bez pieniedzy, bez sil, samotną.
albo wygram, albo przegram, nie wiem skad wziac sile czasami.
Bardzo poruszające to co napisałaś. Nie czuj się samotna, jest wiele osób takich jak Ty, czujących to co Ty (niesmak/euforia/pogarda/podekscytowanie/brak sił/poczucie czarnej dziury czasowej – ja to nazywam „jak chomik”). Czasami sobie myślę, że może byłoby łatwiej spotkać się wszyscy face to face – bo mimo wszystko przez internet czujemy się samotni…..pech chciał, że piszę to w okresie kwarantanny, ale przecież kwarantanna minie… :-)
Możesz iść przecież do psychologa na pierwszą sesję, opowiesz co jest u ciebie i obydwoje podejmiecie decyzję co dalej, może potrzebujesz wsparcia psychologicznego tak na kilka sesji, nie koniecznie musi to być długa i wymagająca terapia .
Moje zdanie jest takie , jeśli naprawdę czujesz się zagubiona w tym świecie , poproś o pomoc specjalistę, daj sobie pomoc , nie jesteś sama .
Serdecznie cię pozdrawiam i powodzenia ;)
Dziękuje Aniu za przypomnienie oczywistych faktów , bo zapomnienie bywa głębokie .
Pozdrawiam serdecznie i dziękuje ,że jesteś ;)
no z odstawianiem samodzielnym lekow psychotropowych nie bylabym taka odwazna…zwlaszcza z wywiadem mysli samobojczych. Oj co to to nie!
Niesamowite… Ania czuje jakby ktoś zdjął ze mnie ogromny kamień który musiałam cały czas podnosić. ..tych słów mi brakowało w końcu zrozumialam. Mam wrażenie jakbym była inna osobą. Masakra nie potrafię tego opisać. ..czuje ulgę mega ulgę. .będę ten post odtwarzać codziennie, bo na nowo odkryłam siebie..to dziwne ale czuje, ze w końcu bd dobrze. Sciskam
Cudo! Wrzuciłam to na Instagram!
Cześć Aniu,
Piszesz o świetnych wynikach swojej terapii ale w perspektywie krótkoterminowej. Mówisz że po 1 tygodniu, 2 tygodniach problem nie istnieje. Czy to nie wydaje się zbyt idealne? Czy dziewczyny nie mają nawrotów po np. 6 miesiącach, 1 roku?
Nie piszę tego by podważyć Twoja terapię, chcialabym tylko zrozumieć czy podopieczne utrzymują efekty na stałe? Lub jak wygląda wsparcie aby utrzymały efekty stałe?
Pozdrawiam!
Kochana już wyjaśniam. Mówisz o nawrotach i utrzymywaniu efektów. A to zupełnie nie tak. To nie jest tak, że ty chcesz to dalej robić, ale stosujesz jakieś techniki ode mnie i nie robisz tego. Po prostu jak zobaczysz prawdę o zaburzeniach odżywiania, to to traci dla Ciebie sens. Po co miałby człowiek robić coś tak głupiego?
To tak jak z ksiażką Allena Carra „Prosta metoda jak rzucić palenie” (w sumie to ta sama metoda). Palacz nagle widzi jakie znaczenie nadał papierosom; znaczenie, którego one nie mają, a to co go trzyma w nałogu to siła jego własnych przekonań, że to jest trudne i on tak musi. I ludzie rzucają z dnia na dzień definitywnie.
Czy część ludzi jednak wraca do palenia? Na pewno. W końcu jesteśmy wolnymi ludźmi i możemy podjąć decyzję także o robieniu czegoś, co nie ma sensu. Jednak większość przestaje palić.
I tak samo jest z moim mentoringiem.