Niemożliwe!
Opowiem wam ciekawą historię:
Przez wiele wiele lat w świecie lekkoatletyki panowało przekonanie, że pokonanie dystansu jednej mili poniżej czterech minut, jest absolutnie niemożliwe.
To jest granica ludzkich możliwości – orzekło grono ekspertów – żaden człowiek tego nie dokona!
Aż do momentu, gdy na scenie pojawił się Roger Bannister – zuchwały chłopak, mający w nosie ich uczone opinie –
i 6 maja 1954 roku przebiegł ten dystans w 3:59:4
I co? Jeszcze tego samego roku bariera ta została złamana kilkunastokrotnie, przez wielu innych atletów.
Obecnie setki biegaczy mają ten wyczyn na koncie: kobiety, mężczyźni, atleci po czterdziestce.
No a przecież to niemożliwe!
Czego uczy nas ta historia:
Coś jest niewykonalne, dopóki nie przyjdzie ktoś, kto o tym nie wie i nie zrobi tego.
Tak samo było ze zdobywaniem wielkich gór, z doniosłymi wynalazkami, odkryciami, eksperymentami.
I tak samo jest z bulimią.
Czytałaś pewnie nie raz: Wyjście z tego zaburzenia jest niezmiernie trudne, wymaga lat pracy, leków, szpitali i innych zabiegów. A i tak nie wiadomo czy skończy się powodzeniem.
Właściwie tylko taki komunikat można było do niedawna znaleźć na forach i w lekarskich przychodniach. (Przynajmniej ja nigdy nie znalazłam innego.)
A teraz?
Dostałam już setki listów od dziewczyn, które się ogarnęły. Dlaczego by nie! Po prostu skorzystały z doświadczenia i mojego i innych Wilczyc i same zrobiły to, co jeszcze niedawno, było oficjalnie nieosiągalne (bez długich lat walki, oczywiście).
No bo jak osiągnąć sukces w jakiejś dziedzinie?
Załóżmy na potrzeby tego artykułu, że chcesz wyglądać jak finalistka miss bikini fitness.
Co robisz: Wymyślasz na nowo sposób ćwiczeń, eksperymentujesz z dietą i suplementami na własną rękę?
No nie. Obkładasz się literaturą na ten temat, zasięgasz rady trenera, dietetyka, zapisujesz się do klubu i trenujesz.
Jeżeli zrobisz dokładnie tak, jak radzą Ci osoby doświadczone w tym temacie, osiągniesz takie same efekty jak one – zbudujesz muskulaturę.
Nikogo to nie dziwi, prawda?
To nie jest tak, że powtarzając coś wytrwale i zgodnie ze sztuką, może osiągniesz oczekiwane rezultaty.
Nie. Osiągniesz je na pewno.
Tak też postąpisz, gdy zechcesz zostać szachistką, gitarzystką, zorganizować wyprawę w Andy czy nad Biegun:
po prostu korzystasz z doświadczenia kogoś, kto już to zrobił, po to, by nie wyważać otwartych drzwi.
Pomyśl; nie ma nawet takiej opcji, ze poświęcając 1 godzinę dziennie na naukę gitary, ty jako jedyna na całym świecie, nie ogarniesz tej sztuki. Może nie będziesz jeszcze wirtuozem, ale „Wish you were here” zagrasz.
To samo jest z wychodzeniem z bulimii i kompulsów:
Potrzeba dużo zdrowego rozsądku, cierpliwości i wyrozumiałości dla siebie.
Skoro skuteczność takiego podejścia, potwierdza już kilkaset osób, to warto wyciągnąć wnioski z tych doświadczeń i na spokojnie wprowadzić je u siebie – bez oszukiwania się i kombinowania.
A więc pracuj nad sobą.
Korzystaj z proponowanych tu narzędzi i zmieniaj swoje życie. Jeżeli uczciwie weźmiesz się do pracy, to nie ma opcji, że na Ciebie to wszystko jakimś cudem nie zadziała. Ty też osiągniesz pożądane rezultaty.
Czy to jest łatwe? Nie. Tak samo jak przekroczenie granicy 4 minut na milę nie było łatwe.
Ale czy to jest możliwe? Jak najbardziej TAK.
Od dzieciaka jeździłam na koniach.
Pewnego razu zaliczyłam poważny upadek, wstrząśnienie mózgu
a co najgorsze nabawiłam się strasznego, paraliżującego strachu przed końskim grzbietem i z zazdrością patrzyłam na galopujących jeźdźców.
Od trzech tygodni zaczęłam znowu naukę jazdy konnej.
Po niespełna 30 latach od tamtego upadku.
Zaczynam wszystko od początku, na lonży, bez strzemion.
Klepię dupskiem siodło do bólu:)
I wierzę, że się naumiem!
Wytrzymanie trzech tygodni bez objadania się wydawało się też do tej pory wyczynem ponad siły.
A jednak!
Naczytałam się Ciebie, nagadałam ze sobą i taadaaam-pyknął trzeci tydzień :)
Naprawdę wierzę już,że mogę wszystko:)
No dobra przesadziłam- nie wszystko mogę,
ale bardzo, barrdzo dużo:)
A z serii „Historie niemożliwe” to poczytajcie również o biegaczu, który nazywał się Cliff Young.
Wyjątek potwierdzający regułę, że jeśli się nie wie, że coś jest niemożliwe, to już istnieje przynajmniej szansa na zrobienie tego:)
Podpisuje sie pod tym obiema rękami:-)
W moim słowniku już nie ma slowa ,,niemożliwe” :-)
Wszystko jest możliwe tylko musimy po prostu tego chcieć :-)
Tak jak wyjście z bulimi jest możliwe :-)
Łatwo nie będzie , ale będzie warto:-)
Pisze to osoba, która wygrała z wilkiem, która nie leczyla się w szpitalu, nie brała leków ani nie stosowala innych zabiegów. Po prostu skorzystałam z doświadczenia Ani i zadzialalo :-)
Uwierz i u Ciebie zadziała :-)
A Tobie Aniu dziękuję :*
Dobry tekst. Da się. Była kiedyś taka mowa motywacyjna – „[…] while they aren’t easily defeated they are far from invincible”. Polecam całość.
Myślę, że w przypadku bulimii najsensowniejsze wyjście to przełamać tabu że „psychoterapia to jest dla świrów”. Jeśli podchodzi się do terapii uczciwie, bez „wycierania sobie buzi” (bo ja jestem biedny, nieszczęśliwy, pokrzywdzony, bulimik, chcę taryfę ulgową od życia).
Aniu, chcę Ci się pochwalić, jak dziecko, bo tak byłam bliska zjedzenia zapalnika… Pobudzenie po pracy, poobiednie węszenie, napięcia ostatnich dni, zjadłam już parę ponadprogramowych „deserów” i biłam się ze sobą parę chwil… Szybka reakcja: komputer, blog Wilczo Głodnej, zainteresowałaś mnie nową notką i zaczęłam czytać kolejne (z odnośników)… Nadeszła fala spokoju :) Było tak blisko…
Zagwozdkę stanowi fakt, że najlepsza ulga przychodzi PO skończonym ataku, PO 19:30 (to mój ostatni posiłek, krok 1, który ratuje mi życie ;D), PO ustaniu problemów trawiennych… Odstawienie zapalników to krok 2 wprowadzany od niedawna i myślę, że tą czekoladką mogłam poważnie zaszkodzić swojej sile…
Wracając… zaczynam doświadczać pustki po Wilku, pracuję nad tym cały czas, zastanawiam się, szukam metod :) A może znajdę je w jeszcze nieodczytanych notkach Twojego autorstwa… Więc tymczasem pozdrawiam!
PS Jeśli przez tyle czasu sięgałam po jedzenie, chyba dopiero przyzwyczajam organizm do tego, że może mnie faktycznie odstresować medytacja, rozmowa ze sobą, książka, a nie tylko płacz kończący atak Wilka.
PS 2 Tyle chciałabym pisać, ale chyba zostanę w swoim dokumencie tekstowym, bo nie umiem wyrażać się w kilku słowach! ;D
Marta- pustka po wilku o której piszesz jest moim największym problemem… W sensie takiego poczucia, że wszystko co robię zamiata objadania- jest takie chwilowe, służy przeczekaniu, odwleka moment ataku. Oczywiście cieszę się tym, że potrafię już te ataki odpierać, ale tak bardzo chciałabym mieć spokojną głowę, robić coś dla samej przyjemności wykonywania tej czynności a nie po to, by ratować się przed obżarstwem.
Może potrzebny jest czas?
Tak, potrzebny jest czas kochana :*
W pewnym momencie chyba po prostu sobie uświadamiasz, że przyjemność dawana przez jedzenie ponad normę wcale nie jest przyjemnością..! (może to właśnie kwestia czasu) To chyba stało się u mnie. P r a w d z i w ą radość dojrzałam w innych rzeczach… a czasem i w jedzeniu, ale z tym na razie ostrożnie.
Wilk tak bardzo przeszkadza w odbieraniu rzeczywistości. Nie czujemy swoich potrzeb, nie wiemy, na co tak naprawdę mamy ochotę.
*
„W sensie takiego poczucia, że wszystko co robię ZAMIAST objadania”
Witaj Aniu.
Na początku chciałam Ci podziękować za to, co robisz dla nas – osób z zaburzeniami odżywiania. Ja czytając Twoje posty odnajduję w nich siebie, swoje życie i emocje, ale nic w tym nadzwyczajnego, każda chyba dziewczyna z bulimią czyta je jakby czytała o sobie. Na przykład napisałaś, że spotykasz dziewczyny, które mimo lat spędzonych na terapii, układaniu swojego życia, relacji z innymi i własnych emocji wciąż nie radzą sobie z napadami objadania i wymiotami. Ja tak właśnie miałam. Na terapii spędziłam łącznie około 7 lat, byłam w szpitalu, czytałam poradniki, próbowałam na rożne sposoby. Nigdy nie udało mi się nie objadać dłużej niż miesiąc. Widziałam ogromne zmiany w tym, jak funkcjonuję w relacjach z innymi, jednak jeśli chodzi o jedzenie ciągle było tak samo. Aż przeczytałam Twój post „Od poniedziałku”. Uwierzyłam w te słowa, że mi też może się udać. Od tej pory nie chce mi się objadać, trwa to co prawda dopiero półtora miesiąca, ale odczuwam zmianę w sobie. Jest to i proste i (jak na razie) łatwe. Do tej pory ciągle myślałam, że nie ma co się starać skoro i tak objem się jutro, a jak nie jutro to za tydzień czy za miesiąc. Dzięki Tobie uwierzyłam, że i ja mogę to zrobić:) Pozwól, że będę co jakiś czas informować Cię o tym, jak mi idzie. Bardzo się cieszę, że jesteś. Życzę Ci spełnienia marzeń i wszystkiego, co najlepsze.
Pozdrawiam
Dla mnie obecnie jest to niemożliwe. Dlatego tak bardzo podziwiam inne Wilczyce i ich sukcesy, a przede wszystkim podziwiam Anię. Wiem, że nie jestem wyjątkowa, ale w stosunku do mnie nic długo nie działa :'( Ciągle wracam do złych schematów :'( Może nie wszystkim jest pisane szczęście….
Kochana, to ty ustalasz co jest dla Ciebie możliwe, a co nie. Każdy z nas ustala. I to nie jest kwestia szczęścia, ale pracy nad sobą. Żadna z nas tutaj zdrowia na loterii nie wygrała.
Wiem o tym Droga Aniu i pracuję nad sobą już ponad 4 miesiące. I nie widzę takich efektów, jakich bym oczekiwała. Ciągle wracam do wyuczonych schematów, dlatego mak coraz mniej sił na to wszystko. To jest takie męczące trzymać Wilka na smyczy. Nic tylko szarpie i chce się zerwać :-( Jedyny plus: nie wymiotuję, a kompulsy trafiają się mniej więcej co 2 tygodnie… Jednak jest to dołujące, bo nie potrafię osiągnąć tej wymarzonej abstynencji :'( Pozdrawiam gorąco :-* Dziękuję :-*
Aniu, ja się nie zgodzę jednak z tym, że każdy sam ustala, co jest dla niego możliwe. Jesteśmy pełni słabości i zwątpienia i to jest naturalne dla ludzi. Czasami nie wiemy, jak radzić sobie z rzeczywistością. Każdy ma przecież zle chwile. Cudownie, jeśli damy radę przetrwać je w konstruktywny sposób, ale czasami z różnych powodów nie dajemy rady. I to nie jest kwestia braku chęci czy zbyt małych starań. Po prostu jako indywidualne jednostki nie jesteśmy wszechmocni. Jesteśmy pełni niedoskonałości i często popełniamy zle decyzję, bo nie wszystko zależy od nas.