Nienawidzę siebie
Nienawidzę siebie i chcę umrzeć
Pełno takich wpisów w moim starym pamiętniku; powtarzają się one przez dni, miesiące, lata…
Widzę je także cały czas na naszym Wilczym Stadzie i w prywatnych wiadomościach, które od was dostaję.
Tego są tysiące.
Wynika z nich jedno: Jesteśmy nieszczęsnymi posiadaczkami najgorszego życia, w najbrzydszym ciele ever.
Opasła, słaba, głupia – osoba niegodna, by żyć.
A ja się pytam:
To Ty naprawdę chcesz umrzeć? O tym właśnie marzysz; aby nie być?
Chcesz, by Twoje ciało rozpadło się w proch?
Zastanów się jeszcze raz.
Ciało, którego tak nienawidzisz, było i jest zawsze z Tobą – całą sobą.
Będzie tak jeszcze przed relatywnie krótki czas, zwany życiem.
Ono spełnia każdą Twoją zachciankę i fanaberie:
Posłusznie głoduje, a potem i tak biegnie 20 kilometrów i zrywa się rano by robić brzuszki.
Twoja ręka nie wyciąga się po „tuczącego” banana, mimo, że w trzewiach aż wyje głód.
Albo odwrotnie: żołądek rozrywa nadmiar jedzenia, ale ono jakoś daje mu radę.
To ciało, każdego dnia, heroicznie walczy o przetrwanie i w miarę normalną egzystencje.
Znosi to wszystko, bez skargi – nic w nim nie pęka, nie niszczy się ostatecznie i nieodwołalnie.
Mała, dzielna istota, zupełnie sama na świecie.
A za swój trud słyszy tylko: Nienawidzę cię.
A przecież dzięki niemu możesz doświadczać cudów tego świata:
Przytulać ukochanych.
Leżeć na trawie i oglądać chmury.
Iść na własnych nogach, dokąd tylko chcesz.
Wąchać powietrze po burzy.
Czuć w palcach szorstkość piasku na plaży i miękkość skóry drugiego człowieka.
Odtworzyć dawno zapomnianą melodię.
I zatańczyć do niej.
Ty też jesteś takim cudem, który bardzo chce się spełnić.
Nie wrogiem, którego trzeba pokonać.
A Ty nie chcesz tego?
I o co się rozchodzi? O te dwa, pięć, dziesięć czy dwadzieścia kilo? O zawaloną dietę?
Przez to chcesz umrzeć?
Odwiedź konającego w hospicjum i powiedz mu, że nie warto żyć – że jak w końcu wyda ostatnie tchnienie, to uwolni się raz na zawsze od problemu niedopinających się spodni!
Myślisz, że dla niego ma to znaczenie?
Albo powiedz to Amandzie…
*
Jesteś mała drobinką, na małej kupce ziemi unoszącej się w bezbrzeżnym kosmosie.
Myślałaś kiedyś o tym? Pewnie tak.
Ale kiedy naprawdę to pojmiesz, ta świadomość zwali Cię z nóg.
Dostąpiłaś zaszczytu oglądanie na własne oczy, skrawka tej planety, być świadkiem krótkiego momentu dziejów.
Masz na to tylko około 30 tysięcy dni. To bardzo niewiele.
Została dana Ci wolność, aby zafundować sobie za tę kwotę czasu najpiękniejsze doznania.
A ty mówisz: Nie, dzisiaj jest zły dzień: nie dam rady wyjść z kibla, z łóżka, z kuchni.
Nie dam rady, bo samochód się zepsuł, bo deszcz pada.
Bo siebie nienawidzę.
Bo nie.
Tak jakbyś miała nieograniczony czas, po to aby się nażyć.
*
Wszyscy kiedyś umrzemy, więc nie ważne jest czy ważysz teraz jeden kilogram więcej czy mniej.
Nie ważne, że przekroczyłaś zapotrzebowanie na węgle o ileś tam gram.
Nie ważna ocena ze sprawdzianu, ochrzan w pracy, czy to, że ktoś tam się krzywo spojrzał.
Nie ważna jest ta kłótnia i nawet nie warta kontynuowania.
Po co? Jakie to będzie miało znaczenie za sto lat?
Kto będzie pamiętał za tydzień, czyja to była wina?
I jaki ma sens biczowanie się o ten jeden kawałek za dużo, w obliczu własnej, nieuniknionej starości?
Jakie ma teraz znaczenie dla mnie, że 16.07.02 moja waga pokazywała 50,2 kg? (sic!)
Wtedy byłam na obozie z przyjaciółmi, a myślałam o tym, jaka jestem gruba. A przecież mogłam cieszyć się latem. Tym, poprzednim i kolejnym. Zamiast tego, stałam na wadze po 10 razy dziennie, a potem płakałam w poduszkę.
Zrozumiałam tę prawdę bardzo późno.
Tyle czasu rozmieniłam na drobne, robiąc głupoty i wypisując je na swój temat.
A mogłam zrobić tyle dobrego.
Nikt nie zwróci mi tych młodych lat, które ja zwróciłam do toalety.
A dla Ciebie jakie znaczenie będzie miało za piętnaście lat, ile ważyłaś 18.10.2016?
Nic dodać nic ująć Aniu
Miałam ciary jak czytałam ten tekst. Pięknie napisany, przejmująco, a jednocześnie tak wiele w nim prawdy. Dziękuję.
Przyszło mi do głowy jeszcze takie pytanie: piszesz, że za 15 lat nie będzie miało znaczenia, ile teraz ważymy czy jakieś drobnostki. A co Twoim zdaniem będzie miało znaczenie? Bo jak zaczęłam się nad tym zastanawiać to doszłam do wniosku, że nie wiem.
Byc moze nie wiesz co bedzie mialo ,ale na pewno wiesz co chcialabys zeby odgrywalo najwazniejsza role ,musisz tylko otwarcie sie do tego przyznac i krok po kroku robic wszystko zeby stalo sie wlasnie tak jak sobie 'wymarzylas’. Pozdrawiam :)
Hm… Chwila na refleksje… ;) Myślę, że nasze czyny mają znaczenie :) To, że komuś pomogliśmy, staliśmy się dla kogoś inspiracją, wychowaliśmy wspaniałe dzieci, przezwyciężyliśmy własne lęki, żyliśmy pełnią życia, doceniając każdą chwilę, że nie poddaliśmy się, kiedy inni to zrobili, że zawsze byliśmy obecni w danej chwili, przeżywając ją, że spotkaliśmy na swojej drodze ciekawych i niesamowitych ludzi, którzy nas zmienili w jakiś sposób, otworzyli na świat…itd. Ważne będzie to, co nosimy w swoim sercu i kogo.
Pewnie dla każdego będzie to coś innego, ponieważ każdy układa sobie życie po swojemu. Jesteśmy podobni, ale jednocześnie inni i dlatego jesteśmy tacy piękni, bo każdy jest cudem samym w sobie… tak po prostu :)
Ściskam gorąco :*
Ps. Pewien mędrzec powiedział: „Jeżeli godzisz się na miernotę, na to, że nie będziesz papieżem, ani Einstainem, że nie jesteś i nie masz być doskonały, że jesteś pogodzony ze swoimi drobnymi grzeszkami, że nie wymagasz od siebie zbyt wiele, to jesteś szczęśliwy i możesz cieszyć się drobiazgami, a Twoje życie jest lżejsze, tak jak i życie innych dookoła”. Bo niby kto powiedział, że będąc np. ogrodnikiem, siedzącym non stop w ogródku, masz być od razu nieszczęśliwy? MY SAMI tworzymy własne szczęście :) A więc Drogie Wilczyce co wybieracie? ;)
Kochana, jeżeli zajmiesz się życiem, a nie ciągłym odchudzaniem, to ważne rzeczy, o dużym znaczeniu się pojawią. Nikt nie wie jaka będzie przyszłość przecież…
a słuchajcie Wilczyce…pytanie-moze potrzebuje jakiejś strategi, bo juz nie ogarniam;….świruje jak wiem,ze mam dostęp do duzej ilości słodkiego..np. był dzień nauczyciela..dostałam sporo czekoladek..i bum…wczoraj…a dziś..znowu to samo..schowane a i tak odgrzebałam..co robić..nie brać? wydawać?
Nie jeść.
Czytałaś mój post, kochana, o głosach przodków?
juz się za niego zabieram, ściskam:*
Hej, ja z pytaniem;) przeczytałam na Twoim blogu, że słodycze w walce z wilkiem trzeba rzucić i nawet nie kusić losu małą kosteczkę czekolady. Ale przestałam już chyba rozróżniać, czy suszone owoce,owoce w ogóle i „zdrowe” slodycze też sie do nich zaliczają? (Mówię tutaj o domowych fit slodyczach czy batonikach gdzie mam prosty, fajny sklad) bo czuję, że sie pogubiłam, jestem juz taka zmęczona tym wszystkich, chce juz się od tego odciąć. Dzieki za czas i bloga ;)
Kochana, ja nie mówię o tym, że nie można słodyczy – nawet kosteczki. Mówię o tym, że rozsądnie jest na początku stronić, od rzeczy wobec których nie jesteś w stanie się pohamować. Czy owoce suszone do nich należą? Tutaj odpowiedz sobie kochana zgodnie z prawdą. :*
Dziękuję Ci bardzo <3
„A przecież mogłam cieszyć się latem ”
Płaczę jak małe dziecko.
Ania, chyba własnie uratowałaś moje życie.
Dziękuję.
:*
Piękny wpis, a 3 ostatnie akapity powaliły mnie na łopatki…święta prawda. Dziękuję. :*
Aniu, a powiedz proszę – mówiłaś, że podczas wychodzenia z bulimii schudłaś 10 kg. Czyli jednak jadłaś poniżej swojego zapotrzebowania…?
Nie, jadłam normalnie. W końcu :)
Moje słowa. Ciągle je powtarzam. „Nienawidzę siebie, nie mogę patrzeć na siebie” po czym wkurzona lecę do lodówki i pożeram dosłownie wszystko. „Od jutra bo już dzisiaj i tak zmarnowałam dzień i moje postanowienie poszło…!”
I tak w kółko, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu. Rok po roku. Jak cholernie trudno z tego wyjść.
Grunt to iść swoją drogą :-) cieszyć się życiem :-) nie przejmować się innymi :-) usuwać wszystko co sprawia że jesteśmy nieszczęśliwi w życiu :-)zawsze widzieć słońce :-) uśmiechać się do innych i do siebie w lustrze :-)
To jest najlepszy twój wpis a dla mnie znaczy to co dla Ciebie słowa ,,to tylko woda” i oby to olśnienia nie ustepowalo
Dziękuję kochana :*
też chciałabym się uśmiechnąć,chcę się uśmiechnąć,może jutro
nie kochana, działać możesz tylko teraz. Jutro zawsze będzie jutrem, nawet z jutrzejszej perspektywy.