Niedziela bez wilka: Ania ze szpitala w Obrzycach powraca!
Dzisiaj list Ani, którą znacie z moich poprzednich postów.
Ania najpierw oskarżyła mnie, że wszystko upraszczam, potem zaś napisała mi, że to jednak było proste i że przeprasza. Dzisiaj zaś kompletnie podziela mój pogląd na zaburzenia odżywiana i ich „leczenia”. Co się zmieniło?
Hej Kochana Aniu,
Piszę do Ciebie po raz kolejny, ponieważ ostatnio wpadło mi do głowy, aby przeczytać ponownie posty (Apel z Obrzyc i 5 lat dla 4 kg), w których znalazły się moje listy do Ciebie. Obejrzałam też filmik na YT „bulimia, a borderline”.
Poczytałam także komentarze i aż się we mnie coś zagotowało, ponieważ rozpętała się tam swoista „gównoburza”, że jak to, przecież nie rzygam dopiero dwa miesiące, że co ja tam wiem, że na pewno zdiagnozowano mnie właściwie, że stygmatyzujemy borderline i że w ogóle masakra i podłość wygadywać takie rzeczy, że jeszcze się przekonam i to w ogóle za wcześnie na takie wynurzenia.
A minął już ponad rok (nawet nie wiem dokładnie ile, ale już daaawno przestałam liczyć „czyste dni”), a ja nadal nie objadam się i nie rzygam. Moje zaburzenia nastroju zniknęły i to bez wysiłku. No i stąd przyszły do mnie pewne refleksje.
Po pierwsze, to nie jest tak, że przestałam rzygać i nagle z dnia na dzień zniknęły wszystkie moje problemy. Nie. Przestałam rzygać, więc miałam siłę na to, aby resztę problemów porozwiązywać. Nie rzygasz – masz więcej siły witalnej i chęci do życia – huśtawki nastrojów znikają, bo nie jesteś zwyczajnie niedożywiona i wściekła – przestajesz zrywać wszystkie bliskie relacje, bo nie boisz się, że ktoś odkryje Twój okropny sekret. Kończysz rzeczy, które zaczynasz, bo masz na to siłę, czas i pieniądze itp. itd.
Po drugie zrozumiałam jedną bardzo ważną rzecz; z bulimią jest trochę jak z narkotykami. Już tłumaczę. Otóż, jest wielu ludzi, którzy mają pewne zaburzenia osobowości albo nawet choroby psychiczne i już tak bardzo sobie nie radzą ze swoim wewnętrznym bólem, że sięgają po narkotyki.
Ale jest też druga grupa osób, która sięga po narkotyki z jakiegoś tam powodu i tak długo w tym tkwią, że doprowadza to ich do stanów lękowych czy schizofrenii. I w OBU tych przypadkach najpierw wysyła się daną osobę na odwyk. Nikt nie mówi: damy Ci leki, zaczniemy terapię, a jak poczujesz się lepiej, to rzucisz dragi.
Z bulimią jest tak samo. Część osób wpada w ten nałóg, bo ma pewne zaburzenia. U części osób zaburzenia pojawiają się przez ten proceder właśnie. Ale w tym wypadku nie działamy w taki logiczny sposób. Dlaczego?
Przecież nawet jeżeli zaczniemy terapię, a nie zadbamy o podstawowe potrzeby fizjologiczne, to nic nam po niej, bo w głowie jest tylko JA CHCĘ ŻREĆ. Jak z takim stanem umysłu się terapeutyzować? No heloł.
I nie, nie chodzi mi o to, że borderline to jakaś ściema i każda bulimiczka jest z tym błędnie diagnozowana. Wiem doskonale, że są osoby, które to zaburzenie mają, że to poważna sprawa, że to trzeba leczyć. Ale na boga, nie leczy się narkomana pozwalając mu jednocześnie ćpać!
Trzeba przestać rzygać, aby móc naprawiać resztę. Jest nawet taka piramida, nie pamiętam autora (Maslowa), ale z niej wynika, że jak nie zaspokoimy podstawowych potrzeb to nie da się zadbać o resztę. To tak jakby ciągle Ci się chciało siku, jak wtedy skupić się na czymś innym?
Wiem Aniu, że Ty to od dawna rozumiesz, ale chciałam się z Tobą podzielić tą refleksją i dać znać, że u mnie nadal okej, a Twoja metoda działa także w „beznadziejnych przypadkach”. Rzyganie robi nam z głowy papkę i ja to teraz wiem.
Byłam też zła kiedyś na Ciebie, że wszystko upraszczasz a to taaaakie trudne a ja po prostu jestem CHORA. Teraz widzę, że to było takie usprawiedliwianie się, „no bo gdyby to było takie łatwe, to już dawno bym to ogarnęła”.
A teraz jestem wściekłą na ten cały psycho-światek, który właśnie trąbi o tym, że bulimia to choroba i potrzeba lat aby z tego wyjść. I niestety, nadal psychiatria i psychologia w Polsce ma się bardzo słabo, a temat zaburzeń odżywiania leży i kwiczy. Zmienia się to, wiem, ale bardzo powoli.
Chciałam, abyś wiedziała, że większość negatywnych opinii apropos Twojej metody wynika z tego, że tak jest łatwiej. Ja też tam byłam i też tak myślałam.
Rób swoje Aneczko, jesteś wielka <3
Ania
Buziaki Aniu! <3
Bardzo super wpis! Myślę tak samo, jednak widzę, że w gorszych momentach zrzucam z siebie odpowiedzialność i wkurzam się na Anię, że upraszcza, że nie rozumie jak mi ciężko. Ale prawda jest jednak tak, że to jest PROSTE. jak drut. Dziękuję za ten wpis ❤