Głód prawdziwy – głód fałszywy
Cześć Kochana,
Chcę, żebyś pomogła mi napisać dzisiejszy post. To jest coś co musimy zrobić wspólnie, dlatego liczę na Twój wkład. Porozmawiamy o głodzie.
Ostatnio moja podopieczna spytała mnie:
Jak rozpoznać prawdziwy głód od fałszywego? Po tylu latach siedzenia w tym wilczym kołowrotku, na serio nie mam pojęcia.
To pytanie powraca też często na Wilczym Stadzie, w komentarzach, w prywatnych listach.
Sama zadawałam je sobie jeszcze do niedawna, właśnie już PO wyjściu z bulimii.
Jak cholera rozpoznać, że jestem głodna? Inni ludzie po prostu to wiedzą i nigdy się nad tym nie zastanawiają, dlaczego więc ja mam problem?
Stało się tak z kilku powodów:
Wilczy głód
Lata diet, głodówek, kompensacji, czyli ignorowania własnego głodu, doprowadziły do zaburzenia tego mechanizmu.
Tak jak pisałam w poprzednim poście o fazach bulimii – zwyczajny głód, który wytrwale domaga się jedzenia, został zastąpiony głodem wilczym, który niczego się nie domaga, tylko sobie bierze.
Przez wiele wiele lat funkcjonowałaś właśnie w takim trybie: albo jesz trociny z watą, albo obżerasz się do nieprzytomności. Nic pomiędzy.
Kontrola umysłem
Diety to także przejęcie kontroli umysłem nad czymś co ABSOLUTNIE powinno pozostawać pod kontrolą ciała.
Zanim w ogóle usłyszałaś słowo „kalorie” skąd wiedziałaś ile masz jeść? Dlaczego jako dziecko nie tyłaś lub nie chudłaś w nieskończoność?
Bo Twój organizm to wiedział. Tak samo jak wie dokładnie ile i kiedy ma pić, oddychać, czy spać.
A potem niestety wtrąciła się w to mądra ludzka głowa ze swoimi mądrymi, ludzkimi teoriami (IF, low carb, Dukan, insulina etc) i wszystko pomieszała.
Teraz trzeba powoli wrócić do starego dobrego systemu, sprawdzonego i dopracowanego przez miliony lat ewolucji. Gwarancja niezawodności wbita na zawsze w struktury DNA.
Nie jesteś pewna, czy sprawdzi się on także w Twoim przypadku?
Spójrz na zwierzęta. One nie mają „mądrej głowy”, która wydziwia jakieś diety. Jedzą tylko i wyłącznie tak jak każe im ciało. I co? Są grube?
Mimo, że przez te lata straciłaś łączność ze sygnałami organizmu, twój naturalny, normalny głód nigdzie sobie nie poszedł. On nadal jest w Tobie i czeka, żebyś odkryła go na nowo.
Jeżeli mu pozwolisz, znowu ochoczo weźmie się za robotę, którą – co jak co – robi najlepiej na świecie; upewnia się, że dostarczasz sobie wszystkich składników odżywczych i kalorii.
Ale na to potrzeba czasu.
To nie będzie tak, że obudzisz się jutro totalnie świadoma swoich naturalnych odczuć. Niestety – długo pracowałaś nad tym, żeby to wszystko zaburzyć, więc powrót także trochę potrwa.
Dobra wiadomość jest taka, że tym razem pracujesz Z ciałem, a nie PRZECIWKO niemu, więc naprawianie tego bajzlu zajmie krócej niż zrobienie go.
Ważne by to zrozumieć.
Często dostaję takie listy: Jem normalnie już dwa tygodnie, ale gdyby nie moja rutyna – posiłek co 3 godziny, byłabym totalnie bezradna.
Tak, to może potrwać więcej niż kilka tygodni. U mnie regulacja głodem i sytością wracała do normy przez kilka miesięcy.
Dlatego tak ważne jest na początku, aby rozróżnić co jest głodem ciała, a co tylko naszą wyobraźnią.
Ustalimy to najpierw naszym umysłem, po to, aby powoli oddawać władzę ciału.
Podzielę się tutaj moimi wyznacznikami głodu. Znalazłam je w książkach i opracowaniach, ale także we własnym doświadczeniu.
Głód prawdziwy:
1. Zaczyna się poniżej szyi – w żołądku.
2. Narasta stopniowo.
3. Zaczyna się kilka godzin po ostatnim posiłku.
4. Czujesz, że żołądek jest nieprzyjemnie pusty, ściska Cię w nim, ssie, burczy.
5. Towarzyszy mu uczucie słabości i zdekoncentrowania.
6. Mija po posiłku.
Głód fałszywy (psychiczny, emocjonalny etc.)
1. Zaczyna się powyżej szyi – w głowie.
2. Pojawia się nagle
3. Zaczyna się bez związku z ostatnim posiłkiem.
4. Żołądek nie wysyła żadnych sygnałów. Całkiem możliwe, że jest on jeszcze pełny.
5. Towarzyszy mu uczucie zdenerwowania, napięcia, paniki, smutku.
6. Zjedzenie posiłku nie zaspakaja go.
Uważam, że to są najważniejsze wyznaczniki, dzięki którym możemy odróżnić te dwa stany.
Jeżeli nie jesteś pewna, co czujesz, zadaj sobie te właśnie pytania.
A Teraz właśnie potrzebna mi Twoja pomoc. Czy możesz wnieść do tych definicji coś nowego?
Może masz jakieś swoje kryteria? Czy możesz się nimi z nami podzielić?
Liczę na Ciebie.
*
Jeżeli potrzebujesz wsparcia, zapraszam Cię na indywidualny mentoring ze mną 1 na 1. Więcej informacji tutaj: mentoring
Przeczytaj opowieści kobiet, które mi zaufały: Ania, Kasia, Ala, Kasia D, Paulina
Albo na kurs online. Pierwsza lekcja tutaj: Lekcja 0
Zawsze możesz też do mnie napisać: [email protected]
Przydatny post, dzięki.
Hej, trafiłam na Ciebie kilka dni temu i czytam codziennie po kilka artykułów. Sama zmagam się już spory kawał czasu, ale widzę, że jestem na dobrej drodze. Mam wiele pytań, ale może, tak w związku z głodem, spytam o post. Czytałam wiele opracowań o tym, że post od czasu do czasu ma dobry wpływ na organizm. Jakie jest Twoje zdanie?
Pozdrawiam!
Moje zdanie jest takie, że jak ktoś za bardzo agituje na ten temat na Wilczym Stadzie, to dostaje wilczy bilet ;)
To znaczy tak – posty może i są ok, faktycznie coś tam leczą i mają sens, ale NIE dla osób z ED! My się już napościłyśmy i stąd ten problem!
Ja dostalam kiedys taka rade, ktora faktycznie niezle sie sprawdza – w momencie kiedy nie jestem pewna czy to prawdziwy glod, zastanawiam sie co wlasciwie mam ochote zjesc. Jesli sa to rzeczy typu slodycze,nabial, chleb, to raczej jest to glod emocjonalny. Jesli wszystko mi jedno, zjadlabym tak samo schabowego, salatke jak owoce, to pewnie jestem na prawde glodna.
Ja bym nazwała to tak- Głód prawdziwy trzeba ZAspokoić a fałszywy Uspokoić :)
Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że głód fałszywy, czyli psychiczny pojawiał się u mnie w skrajnych momentach: sukces=radość=jedzenie, problemy=stres=jedzenie, szczęście=euforia=jedzenie, smutek=rozpacz=jedzenie. Nie wystarczało mi samo przeżycie tych różnych emocji, za tym zawsze szło coś więcej, a z perspektywy czasu mogę napisać, że poprzez obżeranie się, chciałam niejako przedłużyć stan emocjonalny w jakim przyszło mi być. Może to dziwnie zabrzmi, ale nawet wtedy, kiedy byłam bardzo smutna chciałam, żeby ten stan trwał, bo mogłam poczuć się, jak mała, bezradna dziewczynka, którą ktoś się zaopiekuje, zatroszczy, a z drugiej strony mogłam się obżerać do woli, bo przecież byłam taka smutna, nieszczęśliwa, więc kolejna porcja lodów należała mi się, jak psu buda. Nie u wszystkich ten głód psychiczny może tak wyglądać, ale u mnie tak to właśnie było i dziś mogę się tym podzielić na forum. Aniu, mam nadzieję, że wniosłam coś pożytecznego :)
Marta, ja mam chyba dokładnie tak samo…. Napady pojawiają się u mnie zawsze gdy przeżywam jakieś duże emocje – radość, smutek, stres albo gdy dużo się dzieje w moim życiu. Tak jakbym nie wiedziała co z tymi emocjami zrobić, wyłącza mi się myślenie i wpadam wtedy w ten jedzeniowy trans… :( Jak Ty sobie poradziłaś w takich momentach żeby nie wpadać w ten schemat?
Staram się nie tworzyć takich schematów emocja=jedzenie, ale nie zawsze się udaje. Jak czuję silne emocje, to często tak bardzo mnie „nosi”, że nie wytrzymuję, ale teraz przerzuciłam się na napoje energetyczne zamiast słodyczy – może też nie jakoś zdrowo, ale wolę wypełnić żołądek płynem. Poza tym, walczę, aby w czasie takich silnych emocji sięgać po zdrowe produkty, albo zwyczajnie zająć czymś ręce, porozmawiać z kimś itp. Bywa trudno, ale jeśli nic nie zrobię to wiem, że przepadnę.
Ja do tego stopnia jestem zaburzona, że kiedy ostatnio zasłabłam na ulicy to uznałam, że to z niewyspania. Dopiero po dłuższym zastanowieniu się i przeliczeniu kalorii okazało się, że mój organizm odmówił współpracy, bo był głodny. Teraz przede wszystkim zastanawiam się co zjadłam, ile minęło od ostatniego posiłku, przeliczam kalorie i wiem, kiedy jestem naprawdę głodna. Już jako dziecko jadłam za dużo i tyłam, nigdy nie wiedziałam ile to normalna porcja, dlatego jednak muszę liczyć kalorie… Aha i jeszcze jedno. Głód fałszywy to u mnie zawsze ochota na słodycze. Prawdziwy – na mięso, jajka, warzywa.
Hej. Ja bardzo mylę pragnienie z głodem. Więc jeżeli nie jestem pewna to biorę kilka łuków wody i czekam z 10-15 minut. Jak uczucie się wzmaga to stawiam na głód. Ale faktycznie zaczęłam bardziej obserwować odczucia płynące z ciała i głód raczej kojarzę że ściskiem w okolicy żołądka A pragnienie z palącym uczuciem poniżej przełyku.
Ja o dziwo nie mam problemu i nigdy nie miałam, z rozpoznaniem prawdziwego głodu. Głód emocjonalny- kołatanie serca, przyspieszony oddech, drżenie rąk – jak u narkomanów. Aniu, mam tylko problem, dziś 8 czysty dzień i CZUJĘ że to już na zawsze, pierwszy raz to czuję. Jem zdrowo ale nie liczę kalorii – nie chcę, bo męczy mnie to psychicznie. Tylko teraz, jak są takie upały, to mam słaby apetyt. Nadal się nim sugerować, czy wciskać na siłę?
ja jeszcze zauważyłam, że głód psychiczny ciężko zaspokoić, tzn „jak za nami chodzi” czekolada to nie zaspokoimy go ciastkiem bez czekolady ;) zastanawia mnie czy pozbycie się takiego głodu psychicznego to jest głównie wynik zmiany naszego nawyku, czy wystarczy parę razy powiedzie nie i potem będzie z górki ? pozdrawiam Cię serdecznie Aniu, bardzo się ciesze, że dzielisz się swoją wiedzą ;)
Dla mnie głód fizyczny to uczucie sytości i takiej satysfakcji,że nie patrzę już za niczym innym do zjedzenia a głód emocjonalny to worek bez dna,którego nie da się „zajeść” choćbym się obżerała dzień w dzień.Teraz właśnie mam taki etap i ZNOWU jeden i ten sam wniosek :zażarcie mi w niczym nie pomogło.
Ale super post. Dla mnie wskazówka co do odróżniania głodu to emocjonalna sytuacja. Najczęściej to silny stres „zmusza” mnie do jedzenia „głową” a nie żołądkiem. Jak czuję się silnie zestresowana unikam kuchni jak ognia…gdy czuję, że stres puszcza zaczynam jeść. Zwykle się to sprawdza. Nie cierpię tylko sytuacji, które z różnych zmuszają mnie do zmiany por posiłków, czyli np. spotkań rodzinnych, obiadów firmowych. Jak burzy mi się porządek dnia związany z jedzeniem to zaczynam wariować. Od 6-iu miesięcy jestem czysta. Czad, ale łatwo nie jest.
Hej. Stawiam na sposób Asi i też tak robię – kilka łyków wody czy herbaty nie zaszkodzi a pozwoli na zorientowanie się jaki to głód, da na to chwilę czasu…
Z mojej perspektywy wygląda to w ten sposób, że jeszcze do niedawna gdy czułam lęk, zdenerwowanie, przeżyłam stresującą sytuację sięgałam po coś (cokolwiek) do zjedzenia tak jak palacz sięga po papierosa to był taki „nie/naturalny” odruch. Tak samo gdy jadłam za mało to w pewnym momencie organizm musiał nadrobić braki kaloryczne i pojawiały się napady. Odkąd zaczęłam regularnie jeść i popracowałam nad moim nastawieniem do życia nie mam już problemów z napadami związanymi z fałszywym/emocjonalnym głodem. Z tego powodu jestem mega szczęśliwa :)
Niestety jeszcze pracuję nad napadami, które zdarzają się rzadko, bo rzadko ale jednak… w sytuacjach związanych z imprezami. W krótkim czasie zjadam więcej niż na co dzień a zwłaszcza są to wieczory. I to nie jest prawdziwy głód tylko taka… chęć spróbowania wszystkiego co jest podane na stole, a że jest tego z reguły dużo to i dużo zjem i wtedy czuję się okropnie przeżarta i doprowadzam do wymiotów :( a w ostatnich kilku dniach złapałam się też na innej sytuacji gdy głód pomyliłam z pragnieniem. Panują teraz upały i zamiast sięgnąć po wodę i wypić jej nawet z litr żeby ugasić pragnienie ;) to sięgnęłam po zimny jogurt, lody, galaretkę itp. a tym samym poruszyłam kubki smakowe i się posypało, bo na jednym jogurcie się nie skończyło bo dalej czułam głód (a raczej pragnienie) i potrafiłam zjeść kilka jogurtów i się zasłodziłam, dlatego potem czułam ochotę na coś słonego np. kanapkę z szynką serem itp… i wiadomo co nastąpiło potem…..
Dlatego myślę, że tu też musimy być czujne żeby błędnie nie odczytywać sygnałów naszego ciała. Wiem, że jeszcze muszę popracować nad zachciankami i pokusami na imprezach no i odróżnianiem pragnienia od głodu. ;) :*
Hej, Ania, te nasze chętki na spróbowanie wszystkiego są chyba też powiązane z naszymi napadami… Przez to, że sobie kiedyś odmawiałyśmy. A podczas napadu też pewnie zawsze jesz zróżnicowanie, hm? Ja np. przez zaburzenia nauczyłam się wybierać lody o wielu smakach albo desery o zróżnicowanej konsystencji.
Czy mogłabyś rozwinąć wątek swojej pracy nad nastawieniem do życia? :) Też sądzę, że to jest bardzo ważne, ale od wielu miesięcy nie mogę wrócić na dobre tory. Niby wiem, co mi dobrze zrobi, ale jakoś brak chęci, sensu, mocy.
Pozdrawiam :)
Ha ha właśnie chcialam pisać Do Ciebie Aniu maila w tej sprawie ;D bardzo przydatne Wskazówki, ale jest jeszcze jedna rzecz- głowa, ktora usilnie stara sie, aby uwierzyć w to, ze naprawdę jestem glodna. Wmawiam sobie a potem automatycznie czuje scisk żołądka jakby głod. Chociaż wiem ze jest to spowodowane nudą, nie mogę uwierzyć jak silna jest podświadomość, wszystkie symptomy głodu są generowane przez chęć bycia głodna. Masakra :o
Aniu, czytam Cię od jakiegoś czasu. To Twój kolejny świetny wpis, który otwiera oczy na istotę zaburzeń jedzenia (i stawia do pionu jak zimny prysznic).
Właśnie uzmysłowiłam sobie, że do tej pory nie potrafiłam rozróżniać napadów głodu. Podoba mi się Twoja idea rozróżniania dwóch rodzajów głodu: głodu naturalnego, zdrowego i dobrego dla nas oraz głodu wilczego, fałszywego, wyniszczającego. Kiedyś, w zamierzchłych czasach, odczuwałam głównie głód naturalny. Nie miałam problemów z wagą, apetytem, wyglądem, depresją i całą masą dodatków z pakietu „jestem na diecie, jem sałatę i ćwiczę 2h dziennie, a jednocześnie moje życie jest nie do zniesienia”. Jadłam tyle, ile potrzebował mój organizm. Jadłam to, na co ochotę miał mój organizm. Jedzenie nie zaprzątało mi głowy i w ogóle się nad nim nie zastanawiałam. Po opuszczeniu domu rodzinnego i wyjechaniu na studia wymyśliłam, że przejdę na dietę (tyle zmian, to i sposób jedzenia trzeba zmienić), co rozpętało dziesięcioletnią idiotyczną wojnę z własnym organizmem o… No właśnie o co? Do tej pory nie wiem. Przeszłam przez chyba wszystkie diety: Dukany, zielone szejki, mięcho+twaróg, low carby, high carby, weganizm, zupy Kwaśniewskiego, itd. Przeczytałam kilkadziesiąt książek z zakresu odżywiania. Spędziłam miesiące (ba, nawet lata) oglądając youtubowe filmiki „jak schudnąć 10 kg w 6 tygodni”. W okresach największego głodu godzinami scrollowałam kultowe blogi kulinarne i marzyłam o tym, żeby cokolwiek zjeść i snułam wizje gotowania po zakończeniu diety. Rezygnowałam z imprez i wypadów ze znajomymi (będzie pizza – nie mogę; będą słodycze – nie dam rady), przekładałam spotkania z chłopakami na święte nigdy (teraz jestem gruba, więc spotkamy się, jak schudnę), w ogóle całe życie przekładałam na bliżej nieokreśloną przyszłość, bo w teraźniejszości liczyło się tylko to, co i w jakiej ilości zjadłam. Całe życie zaczęło kręcić się wokół jedzenia. Wpadłam w paranoję. Porzuciłam zainteresowania, straciłam chęć do życia, zaczęłam zadawać sobie egzystencjalne pytania „po co to wszystko, skoro i tak kiedyś umrę”. Gdy jadłam za mało byłam wyczerpana, zmęczona, smutna, co skutkowało tym, że nie chciało mi się nic. Gdy jadłam za dużo byłam rozdrażniona, rozczarowana, wściekła na siebie i cały świat, a zatem: ho, ho, niespodzianka – nie chciało mi się nic. Od rana do wieczora moje myśli były zaprzątnięte jedzeniem, wyglądem, ćwiczeniami, oponą na brzuchu i poczuciem, że jestem najbardziej beznadziejnym człowiek na ziemi. Poza tym łudziłam się, że jeśli jeszcze trochę wytrzymam to za tydzień/miesiąc/kwartał będę wyglądała idealnie, a moje życie zacznie przypominać bajkę Disneya. Oczywiście nawet jeśli wyglądałam „idealnie” to wewnątrz byłam ruiną, która miała ochotę skoczyć z mostu do Wisły.
Ech…
Wracając do rozróżniania dobrego głodu (tak, tak, nie bójmy się tego sformułowania: głód jest dobry i jest naszym sprzymierzeńcem; warto się z nim zapoznać oraz go polubić) i głodu fałszywego: dobry głód jest w BRZUCHU („jestem głodna”). Zły głód jest w BUZI („zjadłabym coś”). Rozróżnienie tych dwóch to kwestia treningu i świadomości. Za każdym razem kiedy zaczynam myśleć o jedzeniu zastanawiam się nad: 1) miejscem wywołania potrzeby (brzuch czy buzia?), 2) celem potrzeby (naturalna, biologiczna potrzeba organizmu związana z dostarczeniem makroelementów i energii czy emocjonalna chimera w stylu „eee, nudno, zjadłabym coś”). Tak naprawdę 1=2. Prawdziwy głód zawsze, ale to zawsze jest w brzuchu. Reszta to ściema. Nie wierzcie swoim kubkom smakowym. Słuchajcie okolic pępka.
Aniu, uwielbiam Cię za to co robisz i czym się dzielisz :* Dziękuję!
Jakbym czytała swoją historię…
Dokładnie tak!
Czytałaś kochana mój post o eksperymencie w Minnesocie? Wypisz wymaluj te same odczucia!
Bardzo dobrze napisane :)
Aniu ja mam pytanie…twierdzisz, ze 1500 kcal to jest za mało. Korzystałam z usług dietetyka 3 razy i za każdym razem dostawałam dietę, która bazowała na kaloryczności 1200-1500. Juz sama nie wiem w co mam wierzyć. Mam w głowie straszny mętlik :(
Bo kompetentnego dietetyka to ze świecą szukać! Wysłałabym ich wszystkich na taką dietę, cholera!
Oczywiście że to za mało! To jest jakaś tragedia kochana!
A co zrobić jeśli w ogole nie jestem głodna? Mogłabym nie jeść cały dzień. To co mam nie jeść?
Jeść co 3 godziny. Musisz sie znowu nauczyć odczuwania głodu i sytości.
Glod fizyczny jest latwo zaspokoic.Glod
emocjonalny jest ciezko zaspokoic wiec mozemy jesc tone jedzenia i nadal czuc sie glodne
Dziewczyny piszą tu, że głód emocjonalny objawia się chęcią zjedzenia słodyczy, a z fizycznym mamy do czynienia, gdy pojawia się chęć zjedzenia czegoś zdrowego. Co za bzdura! Jak jest się niedożywionym, to oczywiste jest, że ma się ochotę na kaloryczne posiłki! Dopiero jak zarówno kalorycznie, jak i jakościowo zaspokoi się głód (w perspektywie długofalowej), wtedy apetyt się normuje i ciągoty na słodycze i inne kaloryczne jedzenie (jak fast food) się nie pojawia. Aniu, by the way, dzięki Tobie po dziewięciu latach udało mi się przerwać błędne koło objadania i wymiotów (aktualnie półtora miesiąca bez b. – i to bez walki!), mimo że wcześniej korzystałam chyba z pięciu terapii… Aktualną terapię co prawda kontynuuję, ale gdy powiedziałam terapeucie, że to dzięki jedzeniu WYSTARCZAJĄCO dużo lepiej radzę sobie z emocjami, powiedział: „Czy to aby nie jest odwrotnie? Raczej dzięki lepszemu radzeniu sobie z emocjami normalnie Pani je.” Zaprzeczyłam, ale nie drążyłam tematu – wiedziałam, że to bezcelowe. Aniu, dziękuję – pierwsza moja wypowiedź, ale ponad pół roku podglądania :)
Wow! Super! Bardzo sie cieszę! Jednocześnie nie mogę się nadziwić, dlaczego nikt na to nigdy nie wpadł… Przynajmniej nie jakoś… publicznie? Przecież to takie logiczne.
Zgadzam się, ale częściowo. Nie rozumiem, jak można radzić sobie lepiej z emocjami dzięki „jedzeniu wystarczająco”. Ja uciekam w jedzenie, traktując go jak narkotyk. Zakodowałam sobie reakcję „zjedz!” na stresujące sytuacje, na smutek, lenistwo, rozczarowanie, strach itd. (nie tylko, bo „alkoholik zawsze znajdzie sobie powód, żeby się napić”, ale chcę poruszyć ten wątek emocjonalny) Rozumiem, że to jest ten aspekt nałogowy i trzeba potraktować go wiedzą o Gadzim, ale wiem też, że bez nadprogramowego jedzenia jestem stale napięta życiem codziennym, boli mnie brzuch, płaczę „bez powodu” – tak jak w dzieciństwie.
Konfrontacja z życiem mnie przeraża – wiem, jak to głupio i nieracjonalnie brzmi, sama sobie mam ochotę trzepnąć w łeb; ale zauważyłam, że tak w praktyce jest.
Nerwowa, przejmująca się wszystkim beksa ukrywa się za stertą jedzenia.
Kochana, to spróbuj. Zobaczysz jak to działa. Daj temu szansę.
Bo dlaczego nie uciekasz w spanie? Przecież też jest przyjemne i też jest czynnością fizjologiczną. hmm.. bo śpisz wystarczająco?
No próbuję, próbuję ;)
Jem wystarczająco i tyję sobie, bo już nie kompensuję napadów.
W sen też czasem uciekam i myślę, że robi to wiele osób! I potem albo są rozbici, bo śpią za długo, albo mają problem z zasypianiem wieczornym.
Ale wolę pojeść, bo to takie narkotycznie pobudzające itd.
Mogłabyś też zapytać, czemu nie uciekam w alkohol albo papierosy.
Oj, Ania, nie masz z nami lekko :D My pewnie po prostu niewystarczająco mocno chcemy z tego wyjść…
Ech, ten zaburzony głód :( Aniu, zaczęłam jeść więcej, zdrowo (nie jak zawsze dietetycznie, tylko zdrowo) ale po tygodniu znowu mam napady… trwały jeden dzień, jeden dzień mało jadłam (byłam w pracy, zabiegany dzień), po czym znowu miałam napady… teraz nie umiem się znowu pozbierać :( co robię źle? Czy to tak będzie wyglądać?
Masz jeść zawsze odpowiednio, kochana – czy jesteś zabiegana, czy nie.
Dla mnie – pytam siebie czy zjadłabym teraz sałatke, pomidora, jabłko? jeżeli tak to znaczy że jestem głodna, jeżeli nie to zwykle oznacza zachcianke. Ale wg np Joela Fuhrmana i kilka razy już tez słyszałam coś podobnego – głód rodzi się i daje odczuć w gardle. Wg niego każde ssanie żołądka, poczucie słabości oznacza że albo spadł cukier albo ogólnie coś się dzieje niewłasciwego. Natomiast ssanie żoładka i burczenie w brzuchu to oznaka że jelito cienkie skonczyło pracę i jedzenie jest w jelicie grubym. Była też o tym mowa w książce „Historia Wewnetrzna” która wiem że Aniu czytałaś
No widzisz, a ja wiem, ze sałatką, jabłkiem czy pomidorem się nie najem. I jak odczuwam głód prawdziwy, to mam ochotę na konkretny posiłek.
Ja trochę inaczej postrzegam glód. W okresach, kiedy się intensywnie odchudzałam, praktycznie nigdy nie czułam takiego głodu, jaki opisałaś jako głod prawidziwy. Po prostu nie dopuszczałam do tego, bo wiedziałam, że to nie sprzyja diecie. Jadłam dużo pokarmów o niskiej gęstości kalorycznej, więc żołądek miałam zapełniony. Kalorycznie jednak nie czulam się zaspokojona, non stop miałam uczucie, że „coś bym zjadła”. Po posiłku mialam ochotę dojeść. Dopiero po kilku latach zrozumiałam, że to też był głód – po prostu organizm domagał się o więcej. W tej chwili ciężko mi odróżnić, kiedy to uczucie świadczy o tym, że zjadłam za mało, a kiedy po prostu mam ochotę na więcej, ale tego nie potrzebuję (na szczescie idzie mi to coraz lepiej).
Co do kryteriów głodu prawdziwego – wczoraj wieczorem mialam zagwostkę, czy mam jeść, czy nie. Zrobiłam sobie ten test i wszystkie punkty oprócz ostatniego wskazywały, że to głód prawdziwy. Opróćz ostatniego, bo skonczyło sie na napadzie (po 6 fajnych i czystych tygodniach) i wymiotach. Dziś wstałam z nastawieniem,aby zachować spokój. Poszłam pobiegać, żeby poprawić sobie nastrój, późneij zrobilam smaczne i pożywne śnaidanie. I teraz siedze i wpieprzam dalej, zamiast spędzać miło sobotę. Pojedynczy napad, mimo mich ogromnych chęci niepanikowania i wzięcia sie w garśc, wywołuje u mnie lawinę kolejnych. Nie daję rady ich powstrzymać.
Hm. Ja od prawie 2 tygodni nie objadam się i nie podjadam między posiłkami. Zazwyczaj ok. 1h lub 1,5h po zjedzeniu posiłku odczuwam już jakiś dyskomfort w żołądku, mimo że jadam regularnie co jakieś 3h. ALE wtedy pije dużo wody i ten dyskomfort znika, dlatego uznaję, że wcale nie jestem wtedy głodna. A jak mija ok. 3h od posiłku to wtedy zdecydowanie czuję, że to ta WŁAŚCIWA pora.
Co ciekawe, jak spożywałam dziennie ok. 1500kcal, albo i trochę mniej to picie wody wcale mi nie pomagało (choć w wielu poradach ludzie pisali, że pomoże). Odkąd jem ok. 1900kcal a może i 2000 to o dziwo ten sposób pomaga ;)
Głód prawdziwy może poczekać, fałszywy nie.
Głód fizyczny nie pozwala nam się na niczym skupić, głód psychiczny można ”wyciszyć” zajmując się innymi rzeczami
Nie wiem czy ktoś w komentarzach już o tym pisał, ale ja mam tak, że przejadam się, gdy chcę się „odgrodzić”, czy odseparować od osoby/osób, z którymi nie chcę przebywać, czyli od tzw. toksycznych ludzi. Niestety takimi osobami w moim życiu są moi rodzice. Mimo, iż bardzo ich kocham to nie jestem w stanie przebywać z nimi dłużej niż kilka godzin i to raz na kilka miesięcy. Gdy np. odwiedzam mamę to zawsze mam tak, że albo zastanawiam się jak tu gdzieś czmychnąć, albo właśnie „co by tu zjeść” i kończy się na tym, że jem bez opamiętania i potem strasznie się z tym czuję…
To może chwilowo, dopóki nie staniesz na nogi, ograniczyć trochę kontakt?
a ja jesli mam ochote na chipsy albo czekolade, to chocbym zjadla tone zdrowego jedzenia, wiadro marchewki i brokulow na parze to i tak na koniec siegne po to, na co mialam ochote, czy organizm nie wysyla tez sygnalow, ze chce czego slonego albo kalorycznego? moge nie jesc cukru przez miesiac, ale im dluzej go nie jem tym wieszky potem napad na slodkie, jesli jem troche slodkiego, to nie mam potem napadu, ktory trwa caly dzien i zjadam cala reklamowke slodyczy. Praktycznie kazda osoba, ktora znam, ktora jest bardzo aktywna, je sobie normalne jedzenie plus te slodycze, a Ci co sa na restrykcyjnych dietach lapia zaraz jojo, albo w weekendy wsuwaja co popadnie, by w tygodniu trzymac diete
No dokładnie; o tym piszę na przykład tu: https://wilczoglodna.pl/jak-jesc-normalnie-pseudojedzenie/ Co robić? Dostarczać organizmowi tłuszczy, węglowodanów i wszystkiego co potrzebuje, a nie ton brokułów na parze, które tłuszczu nie mają wcale, a reszty skladników, tyle co kot napłakał. Wtedy napady na jedzenie ustaną i czasami będzie można sobie zjeść i słodycze, zupełnie naturalnie :)
Aniu, bardzo ciekawy artykuł i ważna kwestia poruszona. Czy możesz rozwinąć temat „głodu emocjonalnego”? Sposoby jak sobie z nim radzić? Jak nad tym panować? Myślę, że po za sytuacjami przegłodzenia ten „głód emocjonalny” jest głównym powodem napadów żarcia, bo to jedzeniem trudno nazwać ;p , na pewno w moim przypadku. Przy czym raczej jem normalnie, różnorodnie i nie przegładzam się, unikam wszelkiego cukru i fast foodów i tłustych rzeczy ale te napady:/! nawet nie na słodycze, cokolwiek, byleby dłonie i gębę mieć zajętą…Głównie w sytuacjach: nudy,stresu, rozdrażnienia, często atakuje mnie kiedy zostaję w domu i uczę się/pracuję przy komputerze, przy ważnych rozmowach i na imprezach ( jak mija godzina, o której powinnam normalnie położyć się spać to jakby alarm włącza mi się w mózgu, że MUSZĘ jeść żeby wytrzymać jeszcze choćby godzinę bez snu). Moimi na razie patentem jest jedzenie jak chipsów, marchewki, buraków,selera pokrojonych na małe kawałki( patent: wydaje się więcej, więcej razy musisz sięgnąć ;) ) ale to jakby tylko ogranicza tycie ale nie rozwiązuje problemu samego głodu i przymusu sięgania po jedzenie.
Kochana, przeczytaj najpierw tekst „Zajadać stres” ok? Zobacz czy to nie chodzi o zbyt duże restrykcje. Bo jeżeli unikasz wszelkiego cukru i gdzieś poniekąd tłuszczu to może o to chodzić. Zwłaszcza jeżeli uaktywnia Ci się jedzzenie w momentach stresu.
Dzięki :) , przeczytałam -zbyt duże restrykcje raczej nie, bo mając na myśli cukier miałam na myśli ten sztuczny,owoce jak najbardziej są w moim menu ale dzięki temu tekstowi trafiłam na artykuł: HALT i to dużo mi się wyjaśniło i to, że piszesz, że „pracowałaś na ten nawyk latami”, po 2 miesiącach to faktycznie zbyt szybko może żeby to minęło.
Aniu, a co z takim jakby brakiem apetytu? Od ok dwóch tygodni nie mam napadów, jem ok 2000kcal, jedzenie nieprzetworzone. Na początku było tak, że zjadałam posiłek, najadałam się i następny jadłam jak znów zgłodniałam. Głód, który się wtedy pojawiał był straszny – czułam,że muszę coś zjeść, o niczym innym wtedy nie mogłam myśleć. Porcje były spore. Jak jednego dnia zjadłam mniej, to drugiego to odbiłam. Od kilku dni mam tak, że głód jest strasznie przytłumiony, nawet jak burczy mi w brzuchu, czuję, że jestem głodna, to nie mam apetytu, sama nie wiem, co bym zjadła, nie jestem w stanie zjeść normalnej porcji. Po podliczeniu wychodzi mi, że zjadam ok 1500kcal i to z trudem. Na nic konkretnego nie mam ochoty. Boję się, że za kilka dni organizm zechce to sobie odbić. Co robić? Zmusić się do jedzenia? Przeczekać?
Kochana, ja bym na rozsądek jednak dobiła chociaż do tego 2000. Myślę, że organizm sobie to odbije i tak.