Nie jesteś swoim wyglądem
Pod ostatnim moim postem rozpętała się dyskusja, do której chciałabym się teraz odnieść i podzielić nowym wnioskiem, który z niej wyciągnęłam.
Pisałam o młodej mamie, która wpadła w zaburzenia odżywiania, po tym jak teściowa ze szwagierką co rusz komentowały, że za dużo je. Dziewczyna przejęła się tym, obcięła kalorie i… wiadomo co było dalej.
Celem tamtego artykułu nie było jednak łopatologiczne wyłożenie, że w zaburzenia odżywiania wpadamy, bo za mało jemy. Chciałam raczej przekazać w nim, że powinno się jeść, tyle ile organizm potrzebuje, bez paniki, że to – o rany – to już 2500 kcal! Ilość kalorii to tylko cyfra, a jeżeli ciało zużywa właśnie tyle, to co z tego że ta cyfra jest duża?
Ale większość komentarzy dotyczyła właśnie kwestii wpadania w bulimię.
No i jak zawsze przeczytałam, że jestem niedouczoną ignorantką, że spłycam i banalizuję problem, że wyśmiewam psychologów i rolę traumy w powstawaniu zaburzeń i że w ogóle włos się jeży na głowie że to pisze była bulimiczka. Czyli dzień jak co dzień w moim świecie.
No i cała dyskusja trwałaby pewnie w najlepsze, gdyby głosu nie zabrała sama zainteresowana.
„Dlaczego uważasz, że Ania spłyca problem, skoro zna go od początku do końca. Wcale nie miałam problemów emocjonalnych, zaniżonej samooceny itd… Po prostu głupio się przejęłam głupimi docinkami. Przecież skoro ktoś wiecznie zwraca na coś uwagę to w którymś momencie człowiek zacznie się zastanawiać czy jednak czegoś w tym nie ma, prawda??
Wcześniej jedząc ok. 3000 kalorii (tak serio to nie wiem czy tyle na pewno, bo wtedy jeszcze nie liczyłam), postanowiłam sobie, że będę jeść 1800 bo to będzie odpowiednio… I co się stało??
Kilka tygodni tak pociągnęłam, i potem co?? Zaczęły się napady na żarcie, które później kompensowałam sportem i ucinaniem kalorii.
Także z całym szacunkiem, ale gdzie ty tu widzisz problemy psychiczne, emocjonalne czy tym podobne?? Jestem czystym przykładem tego jak organizm szybko upomina się o żarcie, kiedy mu się je odbiera, czyli jestem dowodem na to, o czym ciągle Ania pisze. „
I ucięła wszystkie spekulacje.
Oczywiście możemy teraz zacząć upupiać autorkę wypowiedzi, wmawiając jej, że na pewno miała jakieś nieuświadomione braki emocjonalne, skoro tak się przejęła, ale błagam; nie róbmy tego. Załóżmy, że dorosła, rozsądna kobieta jest w stanie wypowiedzieć się w sprawie własnego stanu emocjonalnego.
Ok, ale po co ja to teraz piszę? Aby po dziecinnemu odegrać się na osobach, które nie podzielają moich poglądów? Terefere kuku, miałam rację? Nie. Zapomnijmy o tym zupełnie.
I tak będę czytała takie wypowiedzi pewnie do końca mojego życia (tak długo mam zamiar prowadzić tę działalność). Krytyka jest wpisana w ryzyko zawodowe, tych którzy mają odwagę głosić swoje zdanie i nie ma co narzekać.
Piszę o tym, bo w tej wypowiedzi padło bardzo ważne zdanie
”Po prostu głupio się przejęłam, głupimi docinkami. Przecież skoro ktoś wiecznie zwraca na coś uwagę to w którymś momencie człowiek zacznie się zastanawiać czy jednak czegoś w tym nie ma, prawda??
No właśnie! W samo sedno!
Jeżeli mówią Ci coś odpowiednio długo, to w to uwierzysz. Historia pełna jest takich przykładów. Ba! Na tej prawdzie opiera się cała nasza cywilizacja! Mówią nam że jesteś członkiem narodu, grupy społecznej, intelektualnej, wyznania, kasty, zawodu i w końcu płci. To są ramy, które nas kształtują. Teraz nie ma po prostu „ludzi”. Są Polacy, Niemcy, Amerykanie, Chińczycy… Są robotnicy, urzędnicy, profesorowie… Są bogaci i są biedni. I każda z tych grup ma odrębne, wpojone (zazwyczaj od dzieciaka), pojęcie o swojej tożsamości.
A co wpaja się nam, kobietom XXI wieku? Najczęściej to: Bądź piękna! Bo… yhm… jesteś tego warta (?)
Ten przekaz jest wszechobecny. Nie da się od niego uciec. Przesycone jest nią całe społeczeństwo, media, mentalność i nasze własne mózgi. To oczywista oczywistość. Przecież jesteśmy w końcu płcią piękną, do cholery. Piękną – nie mądrą, zaradną czy kreatywną. PIĘ – KNĄ.
*
Kilka dni temu moja dawna mentee (także mama małej dziewczynki) wysłała mi filmik kampanii edukacyjnej dla rodziców, pokazującej jak – zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy – wychowujemy dziewczynki.
Dowiadujemy się z niego na przykład, że według badań, dziewczynki trzy razy rzadziej niż chłopcy dostają zabawki związane z nauką. Albo tego, że rodzice dwukrotnie częściej poszukują w Google odpowiedzi na pytanie, czy ich syn jest utalentowany. W odniesieniu do córek pytają, czy ich pociechy dobrze wyglądają lub czy mają odpowiednią wagę. Zresztą zobaczcie same.
Co prawda wydaje mi się zabawne, że kampanię „robi” Barbie, czyli lalka odpowiedzialna za podtrzymywanie nierealnego wizerunku kobiety (i pewnie mająca na sumieniu trochę bulimiczek i anorektyczek), ale to temat na inny wpis.
Ja także nie raz czytałam badania potwierdzające dokładnie tę samą tezę. Niestety same matki, nawet te świadome i nowoczesne, operują wedle utartego wzoru: chłopiec zdobywca, dziewczynka malinka.
To dzieje się także w szkołach – młode kobietki chwalone są za zachowanie i wygląd, chłopcy za kreatywność czy pomysłowość. I tak na każdym szczeblu edukacji. Spójrzmy chociaż na słownictwo: mamy już studentkę – uff, ale brak nam ciągle profesorki, doktorki czy… dziekanki (???) . No chyba że mówimy o przerwie w nauce. (No tak tak, przecież to brzmi idiotycznie, Gruszczyńska. Chyba nie chcesz powiedzieć, że jesteś jakąś wojującą o czystość języka feministką?)
O mediach, reklamach i Instagramie nie będę się rozpisywać, bo wystarczy tam zajrzeć i wiadomo o co chodzi.
Więc jeżeli pierze nam się w ten sposób mózg od kołyski, jak mamy nie wierzyć, że właśnie w urodzie jest cała nasza wartość, nasz potencjał?
Skąd mamy wziąć inną miarę naszego sukcesu, skoro nikt taką miarą się nie posługuje w stosunku do nas?
I niech Ci się nie wydaje, że Ty akurat jesteś od tego stereotypu wolna. Lata warunkowania robią swoje.
Powiedz mi ile razy widząc otyłą kobietę, pierwszą Twoją myślą było: „zaniedbana, leniwa baba”, ile razy na widok młodej dziewczyny ze starszym facetem pomyślałaś „mhm, żona trofeum”, ile razy awans pięknej kobiety na wysokie stanowisko w swojej firmie czy w polityce skwitowałaś „dała dupy komu trzeba”?
Mi to także ciągle przelatuje przez głowę – przyznaję, ale już się nie utożsamiam z tymi myślami, tak jak kiedyś. Wiem, że to kalki i stereotypy – zdarta płyta, grana latami.
Co chcę przez to wszystko powiedzieć?
To, że coś, co zidentyfikowałaś na terapii jako źródło problemu, ma – całkiem możliwe – o wiele głębsze korzenie. Twoja mama wcale nie musiała być kontrolującą jędzą, by w pędzić Cię w kompleksy. Moja nie była. Mówiła mi tylko, odkąd pamiętam, że „na jedzenie trzeba uważać” (nie wyjaśniając za bardzo co to znaczy „uważać”) i sama co i rusz przechodziła na nową dietę. Teraz wiem, że ona po prostu bała się być brzydką – w świecie, gdzie bycie brzydką to największy grzech jaki może popełnić kobieta. I chciała mnie przed tym uchronić, tak jak potrafiła.
Tata nie był mizoginicznym matołem, kiedy mówił do mnie oburzony „Baba, a tyle je!” (Nie wiem, chyba rosłam?). On po prostu zobaczył i w telewizji, i w reklamie, i w gazecie, że kobiety które się tam pokazuje nie bywają grube, za to SĄ jak najbardziej SZCZUPŁE. Piękna sylwetka jest więc gwarancją sukcesu. I chciał tego samego dla swojej córki.
Efekt ich skumulowanych wysiłków był jednak jaki był.
Taką samą historię słyszę często od was; ktoś tam zażartował z waszego brzucha, ktoś zrobił przytyk, ktoś inny robił taki „przytyk” codziennie, używając określeń typu ‘grubas” i „świnia”.
A jak się jest wrażliwym, z tendencją do zadowalania wszystkich wokoło (to notabene też cecha, której wymaga się od kobiety) to można dojść do wniosku, że faktycznie jest się beznadziejnym i coś trzeba z tym zrobić. No a jak do tego dojdzie jeszcze perfekcjonizm, to pozamiatane.
Perfekcjonistka z niskim poczuciem własnej wartości na diecie, to przepis na czytelniczkę tego bloga.
A więc jeszcze raz, nie bagatelizuję niczyich ciężkich przeżyć, nie śmieję się z traum. Jak najbardziej zgadzam się z tym, że miały one wpływ na powstawanie zaburzeń odżywiania. Pisałam o tym tu. Zwróć szczególnie uwagę na przedstawiony tam schemat.
Ale gdyby dana osoba – nawet wyzywana od najgorszych tłuściochów – nie przeszła na dietę, to by w bulimię po prostu nie wpadła.
To dotyczy WIĘKSZOŚCI przypadków z jakim się spotykam. Jeżeli ktoś ma inne doświadczenia, to jak pisałam tu, niech szuka pomocy dla swojego przypadku gdzie indziej. I mówię to bez sarkazm; moim marzeniem jest widzieć was bez „wilka”, a nie słyszeć oklaski pod moim adresem.
*
Pamiętajmy więc, jesteśmy wypadkową i genów i wychowania. A w wychowaniu jednostki bierze udział całe społeczeństwo wraz ze swoim przekazem kulturowym. Widzę to na własne oczy.
Od lat mieszkam w Belgii i z zainteresowaniem obserwuję różnice między tutejszymi kobietami, a tymi w Polsce.
Tu nie ma tak wielkiej presji na wygląd; dziewczyny chodzą sobie jak chcą. Nawet w sobotę wieczorem na mieście, co druga jest nieumalowana, w wygodnych ciuchach, dumnie obnosząc fryzurę a’la „wieczór przed TV”. I co? NIC! Nikt się nie gapi, nie pokazuje palcami, nie ocenia. Nikt po prostu nie został nauczony takiego oceniania. I to nie dlatego, że tutaj ludzie są tacy super. Po prostu wzrastali w innej kulturze.
Założę się też, że odsetek kobiet z problemami z jedzeniem jest tu niższy, aczkolwiek to tylko moje zgadywanie.
Proszę Cię więc; zamiast zżymać się na to, że spłycam i banalizuję problem, może spójrzmy na to inaczej. Problem JEST prosty – by się nie objadać, trzeba jeść, trzeba słuchać organizmu, a nie wszelkiej maści ekspertów zalecających nam dietę rodem z Auschwitz (1300 -1700 kcal – naprawdę).
To co przysparza trudności, to fakt, że my się boimy normalnie jeść, bo wmówiono nam, że w ten sposób przytyjemy. A to najkrótsza droga do wylądowania na marginesie społeczeństwa w specjalnej kategorii pod nazwą „brzydka laska”.
Nam WMÓWIONO, że to jest najgorsze co się nam może przytrafić, bo kobieta = wygląd.
On ma pasować do wyśrubowanych kanonów; nawet jak robi coś mądrego i fajnego, a z wyglądem niezwiązanego.
Mam kumpelę Magdę, która wraz ze swoim chłopakiem, prowadzi fantastyczny projekt edukacyjny „Las w nas”. Oboje oni są kompetentni, elokwentni, zafascynowani tym co robią i… oboje się nie malują. Zgadnij które z tej dwójki jest hejtowane w internetach z tego powodu?
Takie przykłady można mnożyć w nieskończoność.
Mój wniosek brzmi więc tak: Zaburzenia odżywiania, poza tym że jest to nałóg i nawyk, to ekstremalna próba dopasowania się do wymogów stawianych nam przez innych. I to kosztem zdrowia, pieniędzy, relacji i wszystkiego w ogóle. Próba zakończona niestety niepowodzeniem.
Apeluję więc – zmieńmy to teraz. Mówmy innym kobietom, że są mądre, kreatywne, wartościowe, a nie koniecznie to, że fajnie, że schudły.
Mówmy to swoim córkom i także synom; że kobieta to nie tylko wygląd.
Łapmy się bezlitośnie na bezmyślnym powtarzaniu głupich stereotypów (o, baba za kierownicą! ). Nie fundujmy kolejnemu pokoleniu tego samego losu.
Mocno wierzę, że jesteśmy w stanie to zrobić. Oczywiście zaczynając zmianę od siebie.
„Ale gdyby dana osoba – nawet wyzywana od najgorszych tłuściochów – nie przeszła na dietę, to by w bulimię po prostu nie wpadła”
Ja jestem takim przykładem zaprzeczającym tej tezie. I znam kilka takich osób. Masz rację. Idę szukać pomocy gdzie indziej
Przez „przejście na dietę” należy tu rozumieć restrykcje i głodówki, a nie zdrowy, racjonalny styl odżywiania się, który dla osób z nadwagą jest wskazany, by prawidłowo redukować niepotrzebne kilogramy. A pomocy u Ani warto szukać: jestem przykładem potwierdzającym jej tezę ;)
Michalina całe źycie odżywiałam się zdrowo i racjonalnie, nigdy się nie odchudzałam a moja waga i figura była ostatnią rzeczą którą bym się przejęła i tak jest do dziś. Moja bulimia nie ma nic ale to kompletnie nic wspólnego odchudzaniem i głodówką. Daruj ale nie potrafię pojąć dlaczego Anka broni swojej tezy jak niepodległości, mając na swoim blogu kilka żywych przykładów przeczących jej teoriom. Anka my istniejemy!!! Ale ona udaje że nas nie ma. Pomijam fakt że myli pojęcia, bo dziewczyny nad którymi ostatnio się tak rozpisuje to nie są przypadki prawdziwej bulimii tylko anorektyczek którym puscily hamulce bo instynkt życia był na szczęście silniejszy. Ale to nie jest typowa bulimia. Nie wiem czemu ona nie przyjmuje tego do wiadomości. Co ona ma zadane z tymi głodówkami? Zafiksowala się czy jak? Owszem nie musi wiedzieć wszystkiego ani wszystkim pomagać, jej święte prawo pomagać i nie pomagać komu tylko chce. Ale w takim razie niech zmieni te swoje reklamowe hasła na bardziej adekwatne do tego co robi. Niech napisze wprost skończ z głodzeniem sięw 4 tygodnie czy jakoś tak. Bo przychodzą do niej po pomoc dziewczyny z bulimią, zwabione klamliwymi mylącymi hasłami po pomoc. A ona pomaga tylko tym którym w weekend puściły hamulce z głodu, bo cale tydzień jadły waciki. Innych przypadków nie dopuszcza do swojej świadomości
A najlepszym dowodem na poparcie mojej tezy że ona nie przyjmuje naszego istnienia do wiadomości jest to ze nawet nie odpisała mi chociaż mój komentarz był zaraz pierwszy. Nie odniosła się do mojego istnienia w żaden sposób
Kobieto, nie jesteś pępkiem świata!!! Ania pomaga jak może, osobom, które akurat wpadły w bulimie w taki sam sposób, jak ona w przeszłości. I właśnie tych kobiet jest tutaj większość. Nie pasuje Ci co pisze Ania? Irytujesz się, że treści tutaj zawarte nie pasują akurat do Twojego przypadku? Szukaj pomocy gdzie indziej! Nie obwiniaj wilczoglodnej za to, że nie jest lekarstwem na wszystko.
Po pierwsze, to niech napisze wprost że swoją pomoc oferuje wyłącznie tym dziewczynom które cały tydzien się głodzą a w w weekend pustoszą lodówkę, zamiast mamić kłamliwymi hasłami „skończ z objadaniem się w cztery tygodnie”. Skąd mam wiedzieć że tylko takim pomaga? Żebym wiedziała to bym tu w życiu nie zajrzała.
Dwa: mniejsza o to komu pomaga komu nie, jej prawo wybierać. Mniejsza o pomoc, już jej nie oczekuję od Ani. Ale na miłość boską, ona kłamie!!! Ona zaprzecza istnieniu pewnej grupy osób ewidentnie chorych na zaburzenia łaknienia, które istnieją!!! Twierdzenie któe głosi Ania jakoby „gdyby dana osoba – nawet wyzywana od najgorszych tłuściochów – nie przeszła na dietę, to by w bulimię po prostu nie wpadła” jest NIEPRAWDZIWE, o czym świadczy już choćby tylko moje istnienie, i nie chodzi tu o bycie pępkiem świata! Na miłość boską, jeżeli Ty byś uparcie twierdziła że Indianie nie istnieją i pewnego dnia stanąłby przed Tobą Indianin z krwi i kości to dalej szłabyś w zaparte? Czy raczej zrewidowała swój pogląd na istnienie Indian? Tu nie chodzi o pępek świata! Niech pomaga komu chce, nam nie musi, ale na miłość boską niech nie zaprzecza naszemu istnieniu!!! Ja zacznę głosić tutaj wszem i wobec tezę że Anna Gruszczyńska nie istnieje. I co wtedy zrobisz?
Hej
Wyjście z zaburzeń odżywiania Twoją drogą było dla mnie bitwą i szarpaniną – nic magicznie się nie uregulowało, myśli nie zniknęły. Mam 17 lat, wymagający tryb życia, więc z pewnością nie byłam szalenie skupulatna w przestrzeganiu Twoich zaleceń (gdzieś mogłam nie dojeść, coś było zbyt bardzo przetworzone). Przytyłam 14 kg. Pół roku szarpaniny później mój organizm działa, ale myśli o jedzeniu i myśli „chorobowe” nie ruszyły się. Przez stres zachorowałam na inną chorobę (typowa somatyczna), przez którą czuję się jeszcze brzydsza, nieatrakcyjna i niekobieca.
Chodzę do psychologa i razem z nim pracuję nad sobą. Wierzę, że on mi pomoże, bo to naprawdę coś więcej niż „jedz jak organizm ci dyktuje”.
Słońce, a jesteś pewna, że ze zdrowiem wszystko ok – tarczyca, insulina, leptyna?
Czasem najłatwiejsze rzeczy, zrozumieć najtrudniej. Łatwiej jest chyba „wyolbrzymiać” czy też doszukiwać się nie wiadomo czego, niż przyjąć proste rozwiązanie ;)
Wpadłam w bulimię, bo nazywali mnie grubasem a siostra była anorektyczką. No ale jak chce skończyć z bulimią, to muszę zmienić siebie a nie obwiniać siostrę czy ludzi – bo po pierwsze oni tego pamiętać nie będą i po drugie no nikt mi się odchudzać w ten „cudowny” sposób nie kazał. I można dodać numer 3: to moje życie, mój organiz i moje zdrowie. Wiec pal licho przyczynę, najważniejsze jest jak skończyć. A na to, przez lata czytania bloga, jest przepis taki że może należy popracować nad swoją silną wolą i dobrą relacją z ciałem- czyli dać organizmowi tyle ile potrzebuje. Nie tyle ile mówią magiczne kalorie.
Wiecie co ? Ja tez tak sobie tłumaczyłam , ze rzygam bo jestem załamana mam problemy psychiczne nie radzę sobie z emocjami mam borderline itd .. nie rzygam bo chce jeść i być chuda , bo katowałam się ale już nie mam siły , bo to weszło w nawyk ! Dlatego rzygam i mam bulimię i nie potrafię normalnie jeść .. dziewczyny ja tez chodziłam na psychoterapię i o dziwo psycholog powiedziała ze to nawyk zwykły nawyk nie trauma .. pewnie pojawia się to zawsze jak jestem zła lub smutna ale kur.. jak jest normalny dzień tez .. nie warto tłumaczyć
Siebie i swojego hmm zaburzonego zachowania
Dokładnie tak! I bardzo mądra psycholog. Pomogła Ci? Może wrzuć do niej namiar?
Psychoterapia była w Anglii dokładnie Nottingham ponad dwa lata temu . Hmm czy pomogła nie wiem ale napewno uświadomiła to o czym Ty Aniu piszesz . Powiedziała ze nie będziemy wracać do dzieciństwa itd bo to nic nie da i do niczego nie prowadzi . Myśle ze w tamtym komencie byłam jeszcze nie gotowa na wyjście z bulimii jeśli można tak powiedzieć i chyba za mało miałam samozaparcia w sobie do walki wiec jest ze mną do dziś jednak o zdecydowanie mniejszym natężeniu niż w tamtym czasie
Poza tym po zakończeniu terapii powiedziała psycholog wprost ze teraz wybór należy do mnie i dalej mi pomoc nie może bo to ja sama muszę tego chcieć i to zmienić ona jedynie powiedziała mi jak to mogę zrobić żeby mi było łatwiej .. niestety miała racje już nie miałam na kogo i na co zwalać swojej choroby
Mądra babka. Kurcze, można no.
Za dużo wszystkiego w jednym artykule. I mało pozytywny,nie inspiruje.
Jak Cię tylko pozytywy inspirują i różowe jednorożce to bardzo smutne. Jak inaczej byś chciała napisać o poruszonym w tym poście problemie uprzedmiotowiania kobiet?
Aniu, dzięki Tobie od 3 miesięcy nie miałam ani jednego napadu kompulsywnego jedzenia. W końcu wiem czym jest porcja. I co to znaczy jeść normalnie. Rób tego co robisz jeszcze więcej. Mi pomogłaś. Dziękuję Ci. ❤️❤️❤️
Cudnie! Powodzenia!
Wróć tu za pół roku, za rok, za 10 lat.
Dla mnie ewidentnie post sponsorowany. Reklame z barbie widzialam juz wczesniej u inych blogerów i nie tylko. Temat oczywiscie wart uwagi i opisu, ale jak juz widze, ze temat jest narzucony przez innych to traci u mnie na wiarygodności….myślałam, że ta strona jest czymś dla mnie….jestem „cichym sluchaczem” ale powoli te wszystkie tematy dla kasy zaczynają męczyć…..zaczynac o jednym a konczyc o czyms innym….chaos….
To tylko i wyłącznie moja opinia….
Oczywiście Pozdrawiam i życzę wielu sukcesów :)
Nie wiem czy mam się śmiać czy płakać… No nie wiem po prostu. Takiego scenariusza to bym nie wymyśliła chyba w najśmielszych snach, że Barbie zapłaci blogerce która walczy z zaburzeniami odżywiania za post. Target po prostu perfekcyjny. Tym bardziej, że oskarżam ich w artykule o promowanie chudości i doprowadzenie do bulimii i anoreksji wiele kobiet. Doczytałaś słońce do tego miejsca? Jeżeli Barbie mi zapłaciła to zrobiła interes życia :D :D :D
Z całym szacunkiem :) Takie są moje odczucia po przeczytaniu całego artykułu.
sam spot reklamowy barbie jest w sobie zaprzeczeniem tego co marka promuje od lat.
I ten artykuł, zaczynajac czytać o czyms innym na początku, konczy się tym co barbie chce przekazać….badz tym kim zechcesz….nie tym,co wmawiają Ci inni….wiec czym różni się ten artykuł od tej wg Ciebie antyreklamy barbie?
Ehh dobrze, widzę, że bardzo chcesz mnie „przyłapać” :)
Zapewniam, że jeżeli będę coś kiedykolwiek reklamować to zrobię to a) jawnie: „Hej ludzie, to jest reklama produktu X”, b) Będzie to coś z czym się zgadzam. Na pewno nie będzie to żadna wychodzona lalka, magazyn o odchudzaniu czy środki przeczyszczające itd.
Wiesz, w życiu jest coś ważniejszego niż pieniądze (i to pewnie małe, bo zasięgów jak Chodakowska jeszcze nie mam) – na przykład integralność, uczciwość, szczerość. Mam nadzieję, że będziesz żyć tak, by było to dla Ciebie oczywiste i dla ludzi Cię otaczających. I abyś nie musiała nikomu tego nigdy tłumaczyć.
Fragment „reklamujący” (wart milion dolarów): „Co prawda wydaje mi się zabawne, że kampanię „robi” Barbie, czyli lalka odpowiedzialna za podtrzymywanie nierealnego wizerunku kobiety (i pewnie mająca na sumieniu trochę bulimiczek i anorektyczek), ale to temat na inny wpis.”
Nie o „przyłapanie” chodzi czy złośliwości. Coraz częściej widzę, że blogi, wraz ze wzrostem „zasięgów” zamieniają się w słupy reklamowe. Co post to inny produkt. Oczywiście, że zarabiać trzeba:) , ale jak widze na blogu o zdrowym odzywianiu reklame odkurzacza to już dla mnie totalne rozczarowanie…to taki przykład. Sama choruje na tarczyce i lubie czerpac wiedze z takich miejsc jak to. Wiec niech ten blog pozostanie sobą :). szczerze życzę dużych zasiegow, sukcesów, czytelnikow i klientów. Pozdrawiam.
Dziękuję i przysięgam, że żadnych odkurzaczy nie będę reklamować. Wolę w tym miejscu reklamować swoją własną książkę czy jadłospis, co mi się bardziej opłaca, bo to jest moje źródło utrzymania. I naprawdę przenigdy nie wezmę pieniędzy za coś, czego nie czuję. Po prostu moje morale nie jest na sprzedaż, a nie mam dwójki dzieci przymierającej głodem, aby było. Ściskam!
Dieta 1300-1700…. mam znajomego który przy wzroście około 2 m zamierza przejść na dietę 1800 kcal i dołączyć do tego trening…. czy on też jest w grupie ryzyka żeby wpaść w ED?
To zależy. Prawdopodobnie kolega po prostu wymięknie bardzo szybko i odpuści sobie odchudzanie. Jednak jeżeli jest perfekcjonistą i na przykład chce coś komuś udowodnić, to może się to skończyć źle.
Zakładam jednak że w ED nie wpadnie, ale szkoda tego zapału do zadbania o siebie, który skończy się jojem i zawodem :(
To szczęściarz jesli nie wpadnie w ed.
Nie rozumiem skąd tu tyle negatywnych komentarzy. Ania stara się pomóc każdej z nas jak umie, jednak by wytłumaczyć coś w jasny sposób, czasem trzeba coś „spłaszczyć”. Trochę brzmi to jak głos egoistek typu: o nie, nie ma racji, ja jestem INNA. Moze w ten sposób chcemy udowodnić sobie że jednak (w dziwny sposób) jesteśmy wyjątkowe. Nie wiem. Jednak każdy zapomina że dana zasada/teoria/kryterium nigdy nie będzie dotyczyć 100% społeczeństwa, a mniej wiecej w głównej mierze 90%, gdzie 5% jest odchyleniem w wartosci minimum, a drugie 5% w maximum danej zależności. Proponuje trochę dystansu i wdzięczności że ktoś chce nam pomoc, jednak nie oczekujmy cudów. Ania już nie raz pisała że to my powinnyśmy chceć wyjść z zaburzeń, ona tu jest by pomóc, ale nie odwalic za nas robotę. nawet jeśli przeczytasz tutaj tylko jedno zdanie które w jakiś sposób ruszy Cię do działania to ciągle warto wracać. Ale nie oczekujmy niewiadomo czego…
Dokładnie. Niektóre osoby negują każde zdanie,często wyrwane z kontekstu.i pomimo zapewnień że już tu nie zajrzą,dalej wracają aby prowokować kłótnie. Ania wielu osobom pomaga,wielu już pomogla.jesli jest się jakimś „innym „przypadkiem,u którego wszystko działa inaczej albo nie znajduje się oczekiwnej pomocy,warto poszukać jej gdzie indziej.nic na siłę…
A ja Aniu dziękuję tak jak za każdy wpis. I dziewczyny zrozumcie ze Ona chce dla nas jak najlepiej, nie mówię że zgadzam się ze wszystkim w 100% co pisze Ania, ale jeżeli nie to nie obrażam Jej, tylko robię po swojemu albo modyfikuje jej metody. Sama jestem inżynierem i całe życie z mezczuznami więc wiem co to znaczy walka z uprzedmiowiataniem kobiet, więc dla mnie wpis strzał w 10! Więc motywujmy, insiprujmy Ją, a nie dolujmy :)
Dziękuję <3
Od około 3 lat czytam Wilczogłodną i nigdy się nie udzielałam ale nie mogę zrozumieć skąd tyle jadu ostatnimi czasy pojawia się w komentarzach pod postami. Zastanawiam się również czy osoby piszące te komentarze faktycznie nie potrafią czytać ze zrozumieniem, czy tylko udają głupie i piszą te bzdety, które nijak mają się do treści, które chce Nam przekazać Ania, aby… no właśnie, nawet sama nie wiem po co to robią…
Dziewczyny! Wylewajcie swoją frustracją w inny sposób, a Ani pozwólmy w spokoju działać dalej, bo robi dla Nas dużo dobrego, czego sama doświadczam.
Dużo zdrowia i uśmiechu dla Nas wszystkich :)
A Ciebie Aniu mocno ściskam i mam nadzieję, że już niebawem nie będę 'musiała’ czytać Wilczogłodnej (myślę, że Ty nie masz problemu ze zrozumieniem tego co chcę Ci przekazać) :D
Tak rozumiem kochana. Życzę Ci byś wchodziła na Wilczą tylko aby zmotywować innych do działania :)
I dziękuję za wsparcie :*
Dla mnie wpis super ! Sama przeszłam na odchudzanie bo słyszałam wielokrotnie, ze mam grube uda – aż w to uwierzyłam i zaczęłam walczyć ze swoim ciałem. Po dwóch latach z bulimią widzę, ze one mogą być dopiero grube o.O haha
Jestem na dobrej drodze, jem zgodnie z zapotrzebowaniem, nie zazynam się treningami, a to wszystko dzięki tym wpisom !
Bravo Aniu
Dziękuję kochana. Powodzenia! <3
Po przeczytaniu powyzszego posta, pomyslalam – teraz chyba bedzie juz dla kazdego jasne, co Ania chciala przekazac. I bardzo sie zdziwilam patrzac na komentarze. Temat odmiennego traktowania kobiet (juz od dziecinstwa), jest bardzo wazny w pozniejszym, doroslym zyciu i postrzeganiu siebie. Doskonale tez rozumiem to, co miala na mysli mloda mama z poprzedniego posta mowiac o docinkach tesciowej. Ja nie cierpie na zadne zaburzenia odzywiania, ale mimo to jesli komus zdarzylo sie powiedziec mi cos przykrego o moim wygladzie, nawet tak „w zartach”, to najczesciej potem sie tym bardzo przejmowalam. Wiec wyobrazam sobie, ze jesli ktos jest wiekszym wrazliwcem, to moze sie to nie skonczyc na przykrosci.
Dziękuję kochana. No właśnie, jesteśmy ludźmi i przejmujemy się często czyimś zdaniem. Ale wcale to nie znaczy, że mamy coś nie tak z psychiką. :D
Przykre że post jest o ważnej sprawie, nie o wyglądzie, odchudzaniu, ale czymś znacznie ważniejszym .Spodziewałam się jakiejś dyskusji na ten temat – ciekawych komentarzy, przemyśleń a widzę reklamacje co do metody Ani. Dziewczyny same sobie kopiecie grób, nikt Was nie będzie poważnie traktował, skoro z każdej nawet ważnej sprawy potraficie wycisnąć tylko tyle, że to działa a to nie, a w ogóle to metoda Ani jest do dupy. Wiecie co to znaczy odpowiadać na temat? Ten post dotyczy trudnej sytuacji kobiet, takiej, gdzie od najmłodszych lat jesteśmy sprowadzone do wyglądu, pary nóg, dupy i grzecznego trzepotania rzęsami podczas gdy świat od lat na swoich zasadach prowadzą mężczyzni. To post o zmarnowanym potencjale, o tym że nie przybędzie badaczek, inżynierów i odkrywczych kobiet, bo żyjemy w świecie który kobiety dyscyplinuje dietą i że one same nie widzą w tym nic złego w końcu. A wy piszecie tu kompletnie nie na temat, w dodatku z pretensjami i żalami. Większość z Was to pewnie nastolatki, ale i tak przeraża mnie ta roszczeniowość i płytkość. Jedno co Was zadowoli to magiczna recepta jak żreć i nie tyć i mieć chudą fit dupę. Ambitniejsze tematy to coś co nie mieści się Wam w głowach, bo w nich tylko dieta, rozmiar, ćwiczenia, i to wszystko.
Dziękuję kochana. To dużo do mnie znaczy. Fala hejtu, nawet jak się człowiek już uodpornił po tylu latach i tak nie jest miła. Tym bardziej jak się poświęca czemuś całe serce i dobre chęci. Ściskam mocno i jeszcze raz dzięki za celny komentarz.
Przytyki co do mojej wagi i i wyglądu czasem stosował mój tata, że to tak niby w żartach. obecnie, kiedy po studiach poszłam do pracy, często robi to mój szef:” masz trochę płaską dupę, mogłabyś poćwiczyć. no, mogłabyś być trochę wyższa. O, przytyło Ci się! ale masz grube łydki!” facet przed 50, z nadwagą, krzywym zgryzem, wielkim piwnym brzuchem, zdradzajacy swoją żonę na prawo i lewo z „długonogimi brunetkami”. Ja nigdy nie byłam gruba, nigdy nie miałam nadwagi… i ja się pytam, jakim prawem? dlaczego ktoś jego pokroju daje sobie przyzwolenie na dogryzanie mi? i jak to możliwe, że te długonogie piękności ulegają takiemu dziadowi? czy to nie wynika z jakichś naszych nieświadomych kompleksów? jego, bo jest byle jaki i musi się dowartościować kosztem innych, a tych lasek, bo są ciągle niedowartościowane? ciekawe… pozdrawiam Cię Aniu. Post w punkt!
O Boże… Tylko Ty nie dawaj takiemu „dziadowi” władzy na sobą, tej mentalnej. Nie pozwól mu się zdołować.
Ściskam :*
Prawda jest taka że w zaburzeniach odżywiania jest zarówno komponenta zaburzenia gospodarki kalorycznej ;) jak i trochę emocjonalna. Ja też raczej się skłaniam do’ leczenia jedzeniem’ i odpowiednią ilością kalorii ale zawsze przy stresujących wydarzeniach z życia bulimia nawracała i nawraca. I nie mogę się jej pozbyć bo przez jakiś czas jem akuratnie ale wyatrcY kilka dni gdzie zrobię sobie deficyt nawet nieświadomie- bo wyjazd, bo w pracy nie ma kiedy itp i zaraz nawraca.
A z innej beczki- czy Wy Wilczyce macie też tak że jak zjecie za dużo 'kalorii’ np czekoladę, za duży obiad to czujecie takie dziwne uczucie fizyczne na zasadzie nadmiernego ciepła, że odkłada się tłuszczyk w np boczki czy brzuch? Ja tak mam i jest to bardzo nieprzyjemne dlatego zawsze staram się unikać deserów czy kalorycznych potraw bo wiem że wtedy taki 'bol istnienia’ :p się nasili… Ale wiadomo jak się skusze i przegne to zaraz biegnę żeby się tego pozbyć bo to uczucie jest nie do wytrzymania.
Ja tak mam i pierwszy raz jak tak miałam, to serio mało ważyłam i raczej po 5 kanapkach i jakblku to nie możliwe żebym przytyła, bo mogła to być 600kcal, a potem już przez to nic nie jadłam, że strachu i potem pomyślałam sb, że to że stresu tak mi gorące i czuję w uda taki gorac, no ale i tak do tej pory myślę, że takie uczucie to że stresu, bo do tej pory tak czuję, a wyglądam tak samo. Gorzej jest kiedy, zjesz tak normalnie, że jest się najedzony i wgl fajnie, a tu takie nie przyjemne uczucie przepelnienia i chęć by to zwrócić i poczuć pustkę mimo tego, że to normalny posiłek, a nie przezarcie się.
Widzę tą falę hejtu i po prostu muszę się odezwać, chociaż nie lubię :p
Dziękuję za tego posta, bo to takie ujęcie w słowa tego, co intuicyjnie już od dawna myślałam, tylko nie za bardzo wiedziałam jak to wyrazić. Aniu, trafiłaś w samo sedno.
Tyle w temacie. Pozdrawiam serdecznie, dziękuję i powodzenia :)
Mega mocny i pomocny wpis. Czysta prawda!!! Dzięki Aniu!!!
Aniu, mówisz że mamy jeść, gdy ciało potrzebuje, a Ty sama liczysz kalorie.
Jak to w końcu robić? Jeść, liczyć? Przecież organizm nie potrzebuje zawsze identycznej ilości kalorii codziennie.
Kochana, nie liczę żadnych kalorii, absolutnie. Teraz robię ten jadłospis na 2000, ale nie jem tyle – właśnie raz więcej, raz mniej. Zależy czy byłam na siłowni np. I tak też polecam – słuchać siebie. Ale oczywiście sprawa ma wiele odcieni, o czym pisałam też nie raz.
A właśnie, przy takim jedzeniu ,,mieszanym” jak rozpoznać, kiedy waga jest już stabilna?
Kiedy nie będzie się wahać już?
Ale jeżeli jem codziennie różnie to się właśnie waha
Trzeba to mówić również chłopcom, od małego uczyć ich szacunku dla płci przeciwnej i nieoceniona dziewczynek tylko po wyglądzie. U mnie w rodzinie nikt nigdy nie patrzył na wygląd, od małego słyszałam że mam być mądrym, wykształconym i dobrym człowiekiem. To od rówieśników, zwłaszcza od chłopaków usłyszałam że jestem pyza lub mam okrągłą twarz… a potem „wiadomo co było dalej”;)
Im popularniejszy blog, tym więcej kometarzy „Twoja metoda mi nie pomogla, nie jesteś tak super, jak myślisz”. Nikt nikogo nie zmusza, należy próbować i znaleźć !dla siebie! najlepsze rozwiązanie. Mi wprowadzenie diety bardziej kalorycznej pomogło. Poza tym uwazam, ze powinnam isc do psychologa, bo pewne sprawy trzeba uporzadkowac, samemu nie do wszystkiego dojdziemy sami, dopiac do konca. Czekam na pieniadze, zeby pozwolic sobie na wizyty. Oczywiście przytyłam, kiedy przestalam jesc minimum dla przetrwania przy codziennym bieganiu, intensywnym trybie, ale jak przypomnę sobie mój słabo działający mózg na głodówce, anemię, bóle mięśni, zły nastrój, strach przed jedzeniem, przed głodem, wszędzie jedzenie, glowa zamknięta na jedzenie i prawie zawalenie licencjatu- o nie. Mam wrazenie, ze moj mozg w koncu zaczal dzialac i hormony się regulują.
WYSNUWAM PYTANIE do Ani i dziewczyn
Codziennie jem zdrowo, nie chodzę glodna, nie opuszczam posilkow. Jak mam ochote, to jem cukierka, ciastko i nic „zlego” sie nie dzieje. Jest ok. Ostatnio chlopak mial urodziny- poszlismy na pizze, stresowalam sie. Ale zjadlam, bylam syta i szczesliwa. Troche pozniej poprawilismy deserem- I TU zauwazylam kolejny raz, ze ilekroc jem cos slodkiego, przetworzonego glownie, tu galke loda, moj mozg dostaje bialej goraczki -cukrowej! Juz myslalam o nastepnej galce, albo o czymkolwiek, wiecej, wiecej! Opanowalam sie, ale tak samo bylo z miodem- nie moge zjesc lyzki, moj mozg dostaje szalu i zaczynam go zrec. Juz kiedys to zauwazylam. Nie wiem, jak to inaczej opisac. Nie jestem glodna, a jak sobie pozwole na jakiś łakoć w trochę większej ilosci, to mozg mi paruje.
Jesteś na etapie zdrowienia. Twój mozg dopiero odzwyczaja się od słodkiego. Miałam identycznie jak Ty. To jak alkoholik myśli o wódce, tak ja myślałam o tym aby opanować wszystko słodkie dookoła. Przejdzie Ci to. Ja już mam praktycznie za sobą ten etap. Czekolada, ciastka, ciasta, lody i torty mnie nie ruszają ;) męczą mnie tylko drożdżówki o.O ale od nich się wszystko zawsze zaczynało..
Ja mam tak teraz, ale trochę w innym kontekście. Już bardzo rzadko jem słodycze czy cukier. Po prostu mnie nie ciągnie i większość rzeczy wydaje mi się z słodka (cud nad Wisłą!). Jednak jak zjem czasem jakiś sklepowy słodycz (najczęściej u teściowej) to mnie aż telepie. Czuję się jakbym wypiła 3 kawy, a potem mam zamułę. Nie mam żadnych problemów z insuliną. Po prostu mój organizm czuje, że to kosmiczna dawka dla człowieka.
Bardzo dziękuję za wsparcie <3
Aniu ja tez nie moge patrzec jak Cię dziewczyny atakują i chciałam powiedzieć że jestes dla mnie Aniołem i do konca zycia będę Ci wdzieczna za to co robisz. Nie przejmuj sie tymi hejterowskimi komentarzami bo im wiecej ludzi Cię czyta takie rzeczy niestety beda sie działy. Poza tym te komentarze sa poprostu niegrzeczne. Chcialam Ci powiedziec ze od 1 stycznia br nie wymiotuje dzieki Twoim radom. Dzieci odzyskaly mamę. A bylo ostro, mialam po kilkanascie atakow dziennie. Jeszcze nie uwolnilam sie psychicznie od tego, przytylam i bardzo zle sie z tym czuje i ciezko mi schudnąć. Mimo to w koncu jestem szczesliwa i jak pomysle jak bylo wczesniej to czuję taka wdzięczność za to co sie stalo. Zdecydowalam sie napisac wtedy do Ciebie bo juz nie widzialam nadziei dla siebie. Krok po kroku prowadzilas mnie, odpisywalas szybko na mejle mimo ze bylas na wakacjach. Gdyby nie Ty nie wiem co by ze mna teraz bylo. Po prostu mi zycie uratowalas. Rob to co robisz dalej bo robisz swietna robote. Ściskam Cie mocno!
Jestem z Ciebie niezwykle dumna, kochana! I dziękuję za wsparcie! Czasami się przetacza przez mój blog taka fala, ale moja misja jest czymś tak wielkim dla mnie, że żaden jad nie może jej zatruć. Ściskam mocno :*
Aniu, jeśli któraś wilczyca wyżej poruszała problem dobrego psychologa to ja opowiem o doświadczeniach z psychiatrą. Kilku w życiu obeszłam i zawsze czułam ignorancję wobec ed. Aż w końcu zrozumiałam to co mówisz Ty i dlaczego ignorują. Choruję, poza ED na inne zaburzenia. Miałam wrażenie, że mój lekarz zupełnie, ale to zupełnie olewa temat mojego jedzenia mimo prób. Postanowiłam w końcu postawić sprawę jasno i to co usłyszałam było tak spójne z tym co mówisz i tak inne od tego, co mówili mi psychologowie, ze postanowiłam się podzielić. Mianowicie, kiedy powiedziałam lekarzowi, że moim głównym problemem jest żarcie usłyszałam „pani K, rzyganie po jedzeniu nie jest normą. Jako lekarz mówię, jeśli pani chce, zajmiemy się tym. Ale ja z panią nie jestem 24/7 i ja pani głowy do kibla nie włożę ani nie wyjmę. Na pani chorobę nie ma pani wpływu, ale ma pani na to co je, więc proszę po prostu jeść dobrze. Tak jak nie leczę pani z palenia, tak nie będę pani leczył z bulimią. Wojowanie z filologią, pani K. to ma taki sens ze aż żaden, więc proszę jeść jak człowiek żebym mógł się panią lepiej zająć”. Aniu, z początku czualam się bardzo zignorowana, i to w dodatku przez lekarza (mieszkam w Niemczech, gdzie opieka medyczna wygląda trochę inaczej), ale po pewnym czasie i próbach zrozumialam Aniu, ze doktor chciał mi przekazać to co Ty. I moich prób wyjścia z ED było już sporo, ale teraz wiem,że 1800 do schudniecia to głupota (wow, nobel). Aniu dziękuję Ci ,bo od 3 miesięcy jest ok. Czasem zle, czasem się objem, ale nie rzygam, a po dwóch dniach zapominam. Trzymaj się kochana i kiedyś na priv napiszę Ci dłuższą wiadomość.
Wow, mądry facet. Dokładnie. Często porównuję palenie do jedzenia – nikt Ci nie każe kupować fajek, tak samo jak nikt Ci nie każe jeść 1800. Obżeranie jest tylko efektem końcowym takiego eksperymentu.
Mnie tez psycholog mówiła, że dopóki będę jadła za mało/ będę w niedowadze, to będę miała napady obżarstwa. Niestety, z głupich przyczyn po 3 latach spokoju zaczęłam mieć znów głupie myśli typu karanie się za stresy sportem itd.Znowu zaczęłam wymyślać,że skoro jestem niska, to powinnam jeść jakoś znacznie mniej niż ktoś średniego wzrostu…Guess what. przychudłam, znowu raz na miesiąc zdarzały mi się obżarstwa. W sumie to raczej może i nie jakieś straszne, bo tabliczka 200g czekolady to w sumie nie 3 kilo, ale psychicznie mi z tym było źle. Jestem na 3 tygodniu kursu. Miałam 7 sytuacji, w których pojawiały się myśli automatczne.I wiecie,co? Ani razu się nie przejadłam. Raz odpuściłam trening (i tak przycięty od początku z 67 km na rowerze stacjonarnym do 35), bo miałam słaby dzień i poszłam do kina. Mam tylko mały problem/pytanie. Nie mam zielonego pojęcia, jak obliczyć zapotrzebowanie energetyczne, czy mój tryb życia jest aktywny,czy średnio? Mam pracę siedzącą, ale intelektualną. Ten rower ok 75 minut dziennie. Codziennie około godzina – półtorej spaceru, z jakimiś zakupami itd, kiedy trzeba. W weekend więcej chodzenia, nawet i do 4 godzin czasami, do tego ten rower albo jakiś trening z YT . Sprzątania, prania i gotowania mi też ufo nie ogarnia raczej… Szacuję go jako aktywny, chyba tak jest OK? A co do słupa reklamowego, no cóż, nie ma tu dziwnych kwiatków typu „Muesli 200 zł za 100 g sprawi,że wyjdziesz z BED, z kuponem „Wilk1″ zniżka 1% za zakup powyżej 300 zł”, więc blog nie zatracił się w swojej autentyczności. Reklamowy „przesadyzm’ to dla mnie strony (nie wymyślam, rzeczywiście coś takiego widziałam) gdzie w poście sponsorowanym pani pisze o znaczeniu miłości macierzyńskiej mega długi elaborat i wplata do niego reklamę płynu do higieny intymnej… Ale każdy ma tu inną granicę tolerancji.
Kochana cudnie, do przodu!
Hahaha, przykład reklamy jest świetny! Jak kiedyś będę miała jakieś muesli do opchnięcia to napiszę do Ciebie po copy :D
Przyjmij średnią aktywność – zwykle są trzy stopnie :)
Na pewno nie jest niska, ale nie jest też wysoka, bo nie jesteś sportowcem. Przyjmij średnią, bo jednego dnia jest więcej, innego mniej – tak będzie najbliżej prawdy.
Wysoka aktywność ewidentnie. Dlaczego koleżanka pisze, ze średnia jak jest bardzo dużo ruchu i praca intelektualna? Jeżeli chvesz, napisz proszę swój wiek, wagę i wzrost. Jestem na etapie zdrowienia, jem zdrowo, bez deficytu i schudłam jakieś 4 kg. Pewnie to nie tłuszcz a woda, ale najważniejsze ze czuje się bardzo dobrze ;)
Dzięki wielkie za radę!!! Hah, w swoją średnią aktywność raczej chyba nie uwierzę. Życzę powodzenia Mam 156 wzrostu, walczę o 45 kg -to moja idealna (teraz mam 43), lat 25.
1. Aniu, dziękuję za fragment:”ktoś zrobił przytyk, ktoś inny robił taki „przytyk” codziennie, używając określeń typu ‘grubas” i „świnia”.
A jak się jest wrażliwym, z tendencją do zadowalania wszystkich wokoło (to notabene też cecha, której wymaga się od kobiety) to można dojść do wniosku, że faktycznie jest się beznadziejnym i coś trzeba z tym zrobić. No a jak do tego dojdzie jeszcze perfekcjonizm, to pozamiatane.” I za to:”Zaburzenia odżywiania, poza tym że jest to nałóg i nawyk, to ekstremalna próba dopasowania się do wymogów stawianych nam przez innych. ” Mnie mama (chciała dobrze- to ogromna ulga- mimo wszystko)sprowadziła do „pary nóg „.Albo będą szczupłe albo..no właśnie, nikt mnie nie będzie chciał. Bezustanne porównywanie do otylej siostry i jednoczesna demotywacja- bo ja już mam takie geny..( Firana- dzięki za wpis o grubych udach- nadal trudno mi się zaakceptować).Do tego przezwiska w szkole i wysmiewanie- to był przepis na 20 lat bulimi i anoreksji. Najgorszemu wrogowi nie życzę!
I jeszcze jedno, ja mijając na ulicy puszystą osobę czuję coś w rodzaju podziwu… że ma odwagę żyć z grubymi udami .. że z grubymi udami można mieć rodzinę, dzieci i można kochać i być kochanym..ale nadal nie umiem w to uwierzyć w odniesieniu do siebie..
U mnie bulimia trwała dwa lata, wiec nawet nie chve sobie wyobrażać, co musiałaś przezywać przez 20… Ale się otrząsnęła, bo gdzieś przeczytałam, ze warto się zastanawiać nad tym, co ludzie powiedzą po Twojej śmierci… Tak jak się opisuje typu „to była dobra kobieta, zawsze uśmiechnięta”… i tego typu. Na moim nagrobku napisaliby „Wiecznie się odchudzała i chodziła niezadowolona…”. No i w dodatku w tych swoich fiksach odchudzania nie jesteśmy niewidzialne. Ktoś widzi, ze się obzerasz. Ktoś widzi ze Ci się rece trzesną. Ktoś widz Twój obłęd w oczach. I ktoś wie, ze kłamiesz, jak wymyślasz jakieś usprawiedliwienie na napad…
Czesc Aniu, ja rowniez mieszkam w Belgii i mam podobne spostrzerzenia jezeli chodzi o komentowanie wygladu. Na spotkaniu z miejscowymi znajomymi wyglad nigdy nie jest tematem rozmow. Kazdy chodzi ubrany jak chce, dziewczyny sie ne maluja, albo sie maluja, przyjmuja gosci w dresach, nosza kozaki latem. Pamietam jak mnie to na poczatku (18 late temu) szokowalo, bo wyroslam w kraju gdzie „jak cie widza, tak cie pisza”. I jak doceniam w tej chwili ten luz i brak presji. Przerazaja mnie kolezanki-Polki ze swoimi wyimaginowanymi nadwagami, z tym ciagle „jak schudne”, z obgadywaniem kazdego, kto wyglada inaczej od „normy”. Zycie mija w takim tempie, ze zanim sie obejrzymy, bedziemy na emeryturze, zalujac ze zamiast korzystac z mlodosci, dalismy sie wbic w jakies absurdalne „normy” i spedzalismy wiekszosc czasu usilujac sie do nich dopasowac. Pozdrawiam!
*spostrzezenia :)
Ostatnio tez nad tym myslalam( odnosząc się do Twojego postu). Koleżanka z pracy chwaliła się jaki to ona wspaniały zestaw kuchenny kupiła wnuczce. Ze prawie rozmiarów naturalnych jest ta kuchenka, ze jest tam zlew, naczynia, atrapy pożywienia, garnuszki, kubeczki itd.. ze każe robić wnuczce kawe i komentuje ze straszna lura żeby zrobiła inna bo ta niedobra czy za mocna i dziewczynka przejęta robi nowa . W sklepach nawet widuje zabawkowe żelazka i pralki, mopy i odkurzacze czy piekarniki. Jakby od małego chcieli nam powiedzieć ze nic nie osiągniemy. Nie wiem czy za bardzo emocjonalnie podchodzę do takich rzeczy ale mam wrażenie ze kobiety maja przypisane od małego żeby być zawsze dla kazdego uczynne i kazdego zadowalać.
Zastanawiające że komentarze które nie wiązały się z aprobatą opini autorki bloga zawierały, odmienne zdania zostały przez autotkę i inne osoby nazwane hejtem!Czy ktoś tu kogoś obrażał?czy ktoś używał wulgaruzmów?Napisał komentarz godzący w godność autorki? Czy ten hejt w oczach autorki to odmienne zdanie to kontropinia tak? To jest właśnie poddatny grunt dla ED kiedy nasza samoocena jest na tyle wątła że wszystko odnosimy przeciwko sobie .Osoby które mają inne zdanie i wyraziły je wprost a nawet dosadnie zostały zignorowane a te co dziękowały mogły liczyć na odpowiedźAutorka bloga zamiast zapanować nad różnicą zdań na blogu przez pomijanie niewygodnych opini przyczyniła się do jeszcze większego podziału. To nie jest droga zapewniająca rozwój. Szkoda wielka szkoda
Nie zgadzam się. Piszą tu dziewczyny ktore zaznaczają że szanując pracę autorki postu nie zgadzają się z nią,przytaczają i tlumaczą swoje argumenty.i to jest w porządku. A występujące niedawno zarzuty że autorka pisze glupoty,lekcewazy innych,nie zna się na tym co pisze,a także nawoływanie innych do nieszukania u niej pomocy – to już podchodzi pod hejt, a już napewno nie świadczy o dobrym wychowaniu i gotowosci do fajnego, merytorycznego podyskutowania…
Aniu ja też tak reaguję na słodycze „sklepowe”. Na domowe mniej ale i tak czuję się po ich zjedzeniu jak po wypiciu mocnej kawy.. Myślałam że to ma jakiś związek z jedzeniem „zakazanym”, z zapalnikami ale – nie. To czysto fizjologiczna reakcja. Dobrze to ujelaś: telepię się i szybko mnie zamula. Ależ syf nam wciskają..
Aniu czy można do Ciebie napisać chociażby jednego e-maila?
Strasznie się ostatnio męczę bo nie wiem czy mam wciąż zaburzenia odżywiania czy nie i nie wiem jak jeść.
Zmagałam się bardziej z anoreksją i ortoreksja niż bulimią, ale wiem, że i tak masz na ten temat dużą wiedzę.
Nie wiem gdzie szukać pomocy. W tobie widzę osobę godną porady.
Pisz śmiało. Ania pomaga każdemu jak tylko może :)
Tylko nie wiem gdzie znaleźć do Ani email…gdzie w ogóle napisać?
Kochana, jest w zakładce „kontakt”: [email protected] Pisz pisz :*
bole glowy, sennosc, ociezalosc po posilkach, co to moze byc? jak zjem to nie mam na nic ochoty, jestem zamulona, fizycznie i umyslowo, do tego mam wrazenie, ze nie sluzy mi czeste jedzenie
To co piszesz to stereotyp wg mnie starszego pokolenia kiedy to kobieta była do dzieci, domu i tego żeby…. wyglądać. A chłop miał zarabiać, naprawiać, być bohaterem…. I ciągle co blog słyszę płacz kobiet który jest konsekwencją wychowywania przez starsze pokolenia. Nie zgodzę się z tym że tylko dziewczynki mają wyglądać, teraz i młodzież płci męskiej chce wyglądać… Ba, spotykam chłopców przedszkolaków z fryzurą na Lewandowskiego czy Ronaldo… U młodzieży jest powodowane to tym że Ci młodzi będą się dobierać w pary… Biologii nie oszukamy. Trzeba kochać ciało i o nie dbać, trzeba się rozwijać i uczyć a usposobienie i charakter to osobna kwestia. Są córki – księżniczki i córki – sportowcy i te cechy widać od maluszka… A my rodzice musimy odpowiednio kierować tymi synami i córkami. Tylko tyle albo aż tyle.
Nawet jeśli zaburzenia odżywiania mają podłoże emocjonalne, na terapii zaczyna się od chociaż minimalnego ustabilizowania jedzenia – dla powodzenia terapii bardzo ważna jest równowaga chemiczna organizmu. Więc chociaż nie zgadzam się z tezą „Ale gdyby dana osoba – nawet wyzywana od najgorszych tłuściochów – nie przeszła na dietę, to by w bulimię po prostu nie wpadła”, to zdecydowanie zgadzam się z ty, że powrót do zdrowych nawyków żywieniowych odgrywa tu kluczową rolę.
OJ, uwierzcie, to nie są stereotypy starego pokolenia. ;) Dlatego apeluję: dziewczyny, kobiety czy tam osoby nieokreślone – olewajcie to. Nie bójcie się tego strasznego słowa na F (feministka). Nie jesteście ozdobą, nie żyjecie po to, by znaleźć faceta czy cieszyć oko randomowych mężczyzn. Kochajcie siebie, kochajcie dobre, zdrowe jedzenie. Wiele lat jeszcze musi minąć żeby w Polsce coś się zmieniło (skoro nawet feminatywy mają pod górkę). Często same kobiety oburzają się i krzyczą, że one są inne, „:kobiece” i ich to nie dotyczy (:nie mam problemów, nie miałam traumy, rzygam bo nie daję rady”). Rzygasz, bo MASZ jakiś problem, często sama podświadomie się boisz i spychasz go na dalszy plan, żeby o tym nie myśleć.
Ja tam przestałam golić nogi i mam w du.pie, że komuś wydaje się to obrzydliwe. Lubię się malować, nie jestem pusta. Dużo lat miałam ED, ale nie czułam się pustą lalą. Miałam problem, choć to nie była „trauma”.
Myślę, Aniu, że ta znienawidzona :trauma” to spore uogólnienie. Można po prostu pisać „problem”. Bo bulimia nie bierze się znikąd, zawsze jest jakaś przyczyna (ostre słowa teściowej, krzywe spojrzenia na ulicy, chęć przypodobania się płci przecinwnej itd.)
Make love, not war :)
Bardzo podoba mi się Twój punkt widzenia. Normalnie I love you :) Podzielam Twoje zdanie w 100 %. Ja śmiem się nazywać feministką. I jestem dumna z tego, że jestem KOBIETĄ!
Aniu! A u mnie napady wróciły po prawie 4 latach zdrowia :/
A jak to się stało?
Cześć,
lubię Cię czytać autorko, lubię Twój punkt widzenia i lubię, kiedy tym się dzielisz. Często jednak po lepturze Twoich postów robi mi się przykro, bo nijak się nie mogę w tym odnalezc. Jako dziecko byłam chudzielcem, nastolatką byłam szczupluką, nigdy nawet mi do głowy nie przyszło żeby ograniczać kalorie. Wrecz odwrotnie, jadłam co chciałam i były to gargantuiczne ilosci. Pamiętam za to dobrze moment przed matura, kiedy lezałm w domu chora i z nudów zaczęłam jesc, nie czując głodu i jednoczesnie myslac „po co Ci to jedzenie, zostaw, przeciez nie jestes glodna, jeszcze utyjesz”. No i sie zaczelo. Jedzenie pod korek, bez komepnsacji jakiejkolwiek. I trwa do dzis. Zdrowo, dużo, za dużo, do bolu brzucha. Ze szczupej osoby stałam sie kobieta z nadwaga. które nie czuje sie dobrze ze soba. Nie jadam słodyczy, jem nieprzetworzona zywosc. I tyje. Mojej ciało tego nie potrzebuje, a ja nie umiem tego zatrzymac. Trwa to już, bagatela, kilkanaście dobrych lat. Co mi radzisz Kochana? ja naprawdę jem zdrowo, ale za duzo..nie chcę tego robic, mi na prawde nie jest potrzebny kolejny kawalek żytniego, upieczonego przeze mnie chleba z łososiem, który właśnie wcinam…
To jest bardzo smutne, tak się nie da życ
Ja mam wrażenie, że mylimy pojęcia. Na tym blogu widzę głównie sposoby „walki” czy zdrowienia z ANOREKSJĄ BULIMICZNĄ, nie stricte bulimią. Ciągłe przytaczanie przykładów głodówek, ograniczania kcal, martwienia się o wagę i stosowania „diet”, okresów niejedzenia czy 1200 kcal – brzmi jak kliniczny obraz anoreksji bulimicznej, a to nie to samo co bulimia.
Może dlatego dużo dziewczyn nie może się w tym odnaleźć, bo anoreksję i bulimię leczy się innymi sposobami, nawet jeśli chodzi o uregulowanie diety. Pisanie osobie z bulimią: zacznij jeść 2000 kcal jest jak pisanie osobie z anoreksją: zacznij jeść 2000 kcal. Widzicie brak logiki?
Kochana, ja sama miałam typową bulimię, która była po prostu nawykiem i nałogiem, ale za każdym razem jak próbowałam się z niej wyciągnąć, byłam przekonana, że teraz to będę musiała jeść 1400. Myślałam, że tyle się je i że nigdy nie będę mogła zjeść np pizzy. Jadłam tak mało tylko kiedy postanawiałam z tego wyjść i wiem, że dużo osób tak myśli. Przychodzą do mnie np trenerki i są przekonane, że muszą jeść 1800 kcal (żeby utrzymać wagę). To duży problem.
Aniu a czym się różni bulimia od anoreksji bulimicznej? Bo jak Ty piszesz że myślałaś że teraz to będziesz musiała jeść 1400 kcal, według mojej wiedzy to mi zakrawa na książkową anoreksję bulimiczną, ale może się mylę. Na jakiej podstawie twierdzisz że miałaś typową bulimię? Nie chcę Cię absolutnie atakować ani hejtować, staram się tylko ogarnąć swój problem – obżarstwo i wymioty, bez jednoczesnego odchudzania, tak po prostu, żeby zajeść emocje i stres. Wymiotuję nie dlatego że się boję że przytyję ale żeby coś z siebie wyrzucić. Po wymiotach czuję ulgę i spokój. Jakoś nie ma w tym miejsca na lęk przed przytyciem. Nie złapałam sie nigdy na tym. Nie czyję czegoś takiego. Gdzie byś umieściła mój przypadek? I mam jeszcze pytanie, dotyczące nie mnie ale osoby którą lubię i chciałabym jej pomóc: nie zauważyłam u Ciebie wzmianki o kompulsywnym objadaniu, bez wymiotów, ta osoba też je z nerwów, ale nie kompensuje, przez co tyje w oczach, już jest strasznie gruba choć młoda. Dasz radę to wyjaśnić? Będę wdzięczna. Może jakiś ogólny choć wpis na blogu?… Cokolwiek co mnie nakieruje. Nie stać mnie na pomoc fachowców, ani na Twój mentoring, bo wszystkie pieniądze przejadam. i kółko się zamyka
Pozdrawiam
Anoreksja bulimiczna to jedzenie np 500 kcal w ciągu dnia, a i tak wymiotowanie tego. Do tego chuda sylwetka. Ja nie miałam nigdy żadnej anoreksji bulimicznej. Po prostu nigdy się nie głodziłam – jadłam i wymiotowałam cały dzień. Do tego miałam nadwagę.
Co problemu z wymiotami, przeczytaj „Uzależnienie od wymiotów” i „Zajadać stres”.
Co do kompulsywnego objadania się to każdy wpis o tym jest, bo to dokładnie ten sam mechanizm, tylko bez kompensacji. Kompensacja jest w postaci „przegłodzenia się”, albo „od jutra dieta, biorę się w garść”. No chyba że jest to spowodowane zaburzeniami hormonalnymi lub insulinoopornością.
To może to po prostu nawyk, jak fajki czy alkohol – uzależnienie od cukru, od jedzenia jako takiego. Próbowałaś kochana terapii poznawczo-behawioralnej?
Ania, dawno tu nie byłam, ale weszłam na trafiłam dzisiaj na ten artykuł i popłakałam się,. Takie to prawdziwie…
U mnie dokładnie tak się zaczęło. . Od przytykow osoby na której bardzo mi zależało i wpadłam w obsesję wyglądu… nadal w niej tkwie Ale mimo wszystko mam teraz dużo większą świadomość tego że tak nie powinno wyglądać życie… mam 10 kg więcej niż jak miałam jak zaczynałam przygodę zwaną dieta… bardzo ciężko było od psychologów po psychiatrę żeby sobie poradzić i zacząć akceptować siebie…wiem również ze już nie należy się glodzic chociaż tak bardzo chciałabym widzieć efekty szybko A to niestety tak nie działa… rok napadow zostawił po sobie duży ślad i ciężar który przy racjonalnym podejściu do życia uda mi się wyrzucić raz na zawsze… wierzę w to I Wam tego życzę z całego serca bo wiem jak to wszystko potrafi zniszczyć życie… ☹ i u mnie też to nie było spowodowane trudnym dzieciństwem ani niczym podobnym. Tylko przytyki osoby bliskiej tak jak pisałam. Starczyło. Tak bardzo chciałam zaimponowac.
Trzymajcie się dziewczyny A Aniu Tobie brawa i szacunek za pracę jaką robisz i serce które w to wkładasz.❤