Ogon wilka
Powiedzmy, że problem bulimii i objadania się już prawie Cię nie dotyczy. Skorzystałaś z moich rad, przestałaś się głodzić, skończyłaś z dietami i zamiast tego zaczęłaś jeść tyle ile potrzebujesz i to czego potrzebujesz.
Przypomnijmy:
Jedzenie tyle ile potrzebujesz to jedzenie według zapotrzebowania kalorycznego na swoją idealną wagę (o czym pisałam tu: Seria o normalnym jedzeniu )
Jedzenie tego czego potrzebujesz to jedzenie prawdziwego jedzenia (nieprzetworzonego) w przynajmniej 80% procentach. Te 20% zaś, przeznaczone są na drożdżówkę w biegu do pracy, tłusty obiad u teściowej, ciasta, którym częstuje koleżanka i parówki z ketchupem na którą ma się po prostu ochotę.
Tego wszystkiego TEŻ bardzo potrzebujesz! Dlaczego? Bo jesteś normalnym człowiekiem, a normalni ludzie nie odmawiają każdego poczęstunku i każdej zachciance. Tak robią tylko osoby z zaburzeniami odżywiania, po czym objadają się zakazanym jedzeniem w samotności.
No dobrze, więc już to rozumiesz, wychodzisz na prostą, ale jeszcze ciągną się za Tobą ogony starych nawyków i myśli. Dalej czujesz się ograniczona dziwnymi rytuałami czy odczuciami. Przeraża Cię to, frustruje i każe Ci wątpić w to, że jesteś na dobrej drodze.
Przedstawię kilka najpopularniejszych „ogonów”, które ja sama czułam i które zgłaszają moje czytelniczki i podopieczne:
– Czekanie do kolejnego posiłku jak na szpilkach i żal kiedy on się skończył,
– Strach, że zjadłam za mało/ za dużo
– Tęsknota za sprawianiem sobie „ulgi” jedzeniem,
– Zaburzenia widzenia siebie (raz jestem szczupła, raz gruba)
– Potrzeba ważenia jedzenia,
– Potrzeba ważenia siebie non stop,
– Tęsknota za nienaturalnie chudą sylwetką,
– Myśli by obcinać kalorie,
– Myśli by kompensować,
– Inne rytuały związane z jedzeniem, wagą.
Co z tym zrobić? To co robimy z każdą niedorzeczną myślą.
Po pierwsze zaakceptować ją i nie stresować się tym, że się pojawia. To zupełnie normalne. Tak długo nosiłaś wilczą skórę, że stała się ona Twoją drugą naturą. To czego teraz doświadczasz to ciągnący się za Tobą ogon przeszłości. Nie bój się go. On tam będzie jeszcze przez jakiś czas, ale za każdym razem krótszy i mniej plątający się pod nogami.
Jeżeli pojawia się natrętna myśl, na przykład: „bardzo bym chciała wiedzieć ile ten produkt ma gramów, kalorii, białka i tłuszczu”, przyjrzyj się jej z boku, zupełnie bez emocji i rozpoznaj ją jako część starego schematu. Ok, ona tutaj jest, ale nie ma ani żadnego znaczenia, ani żadnej władzy nad Tobą. To coś w rodzaju myśli takich jak: „Ale by było fajnie obrabować bank i żyć sobie dostatnio.” albo: „Ale głupek, zabiłabym go!” Każdemu z nasz przelatuje to czasem przez głowę, ale nie zostawia żadnego śladu, a nie nie pociąga za sobą działania.
Obserwuj ją bez strachu i nienawiści za to że ją czujesz. To nie Twoja wina i nic nie możesz z tym zrobić. Nie możesz sprawić, by odeszła. Każda walka zaś, spowoduje tylko umocnienie się w obsesji. Po prostu rozpoznaj ją, nazwij po imieniu (to jest ten wilczy ogon) i… zignoruj.
Nie możesz kontrolować tego co wpada Ci do głowy, ale to co w niej zostaje już tak. Nie jesteś niewolnikiem swoich myśli. Zawsze masz wybór czy za nimi pójdziesz czy nie. Skorzystaj z niego, bo to jest cała esencja wychodzenia z nałogu.
Podziel się kochana z nami, jakie myśli towarzyszą lub towarzyszyły Tobie, jeszcze długo po wyjściu z zaburzeń odżywiania. Podnieś na duchu inne Wilczyce, które być może dopiero stawiają pierwsze kroki na dobrej drodze.
Aniu a co gdy każda próba kontroli wywołuje atak objadania sie ?
U mnie to wygląda tak że przez miesiąc jem zgodnie z zapotrzebowaniem, 5 posiłków co 3 godziny czasem zdarzy mi się zjeść więcej więc deficytu na pewno nie robię. Tak mi się udaje przez miesiąc. Po tym czasie nadchodzi taki dzień że czuję że już nie wytrzymam, że już nie daje rady i zaczyna się kilkudniowy ciąg objadania słodyczami.
Po nim od nowa wracam do swoich schematów.
Chciałabym jeść tak po prostu bez pilnowania ale nie umiem.
Aniu co robić ?
A cy w ciągu tego miesiaca co jesz zgodnie z zapotrzebowaniem to jesz słodycze?? czy cały miesiąc „czysta micha” 100% jedzenia nieprzetworzonego??
Hmm tak w sumie cały czas 90% zdrowo, jedzenie nieprzetworzone a słodycze jem na podwieczorek ale zdrowe które sama przygotuję jakieś ciastka owsiane czy kulki daktylowe z masłem orzechowym.
Kochana, ja jednak podejrzewam, że jesz albo za mało albo za bardzo restrykcyjnie, skoro masz ciąg objadania się. Inaczej nie czułabyś, że „wytrzymujesz”. Rozumiesz?
Co jeżeli próba jedzenia 80 % nieprzetworzone i 20% to na co mam ochotę powoduje napady?
Może jesz za mało kochana.
Ja tez tak mam podobnie jak Kasia. Przez jakiś czas jem książkowego, a gdy nadejdzie słabszy moment wszytsko bierze w łeb i rzucam sie na słodycze. Taki atak obżarstwa trwa kilka dni a nawet tydzień. Jak rozum weźmie górę wracam na tory zdrowego odżywiania, jestem z siebie mega dumna, aż do kolejnego słabszego momentu. I tak w kółko . Ale zauważyłam ze z ataku na atak coraz słabiej mi z nim walczyć.
A po co w ogóle zakazujecie sobie słodyczy? Jesteście alergiczkami? Bo jeślo nie, to zjedzcie. Po co znów się zamykać i wracać do schematów. Póki walczyłam z myślami o czekoladzie, jadłam na potęgę. Kiedy odpuściłam – nagle mogę zjeść 2 kostki ptasiego mleczka (a nie całe pudełko) i jestem nasycona. Nakazy i zakazy to rzecz zgubna.
Unikam ich bo są moim zapalnikiem.
Ale tu nie chodzi tylko o słodycze tylko o reżim bo ja jem 5 posiłków co 3 godziny i to jest sztywny schemat a jem tak dlatego bo inaczej jadła bym cały czas i tu właśnie powstaje błędne koło bo ten sztywny schemat posiłków potęguje jeszcze tą ciągłą ochotę na jedzenie i tak któregoś dnia nie wytrzymuję i wpadam w kilkudniowy ciąg gdzie jem i jem i nie mogę przestać i na początku to są zdrowe produkty a po nich słodycze.
Chodzi mi o to jak jeść bez sztywnych schematów a mimo to nie objadać się.
Kochana, a czytałaś mój post „Podjadanie pomiędzy posiłkami”?
Od początku zdrowienia nasila mi się litania w głowie typu „głupia, brzydka, gruba kupa gówna i tłuszczu”
To dla równowagi mówić sobie: Piękna, wartościowa, mądra, kochana. Nawet na siłę na początku, ale mówić.
To ją olej.
świetny wpis, Aniu!
przy wychodzeniu z anoreksji/ortoreksji „zaliczyłam” prawie wszystkie z wymienionych przez Ciebie myśli. do tego od siebie mogę dopisać jeszcze taki dziwny, nietypowy strach przed głodem – czasem wręcz jadłam „na zapas” żeby upewnić się, że na sto procent nie poczuję choćby najmniejszego głodu. i tak, to zjadanie każdego posiłku z prędkością światła, jakby lada moment ktoś miał mi go zabrać… o, i nienawidziłam też, gdy z jakiegoś powodu musiałam przerwać posiłek (w pracy czasem tak się zdarzało) – natychmiast rosła we mnie złość i panika. a do codziennego kontrolowania swojej wagi to mogę jeszcze dodać, że miałam takie odruchy gdy waga wskazywała trochę więcej – „od jutra obcinam kalorie!”/”wracam do głodówek, bo będę gruba!”.
walczyłam z nimi na różne sposoby. powoli uczyłam się rozpoznawać prawdziwy głód (to już po extreme hunger), i jadłam mądrze. zresztą, jak już przeszłam extreme hunger to wszystko zaczęło się jakoś stabilizować :) nie panikuję już, gdy wracam do domu leciutko głodna bo wiem, że zaraz zjem sobie dobry posiłek.
a z natrętnymi myślami o wadze – po prostu, przestałam się ważyć :) robię to bardzo sporadycznie; mam już moją fajną i zdrową wagę, w której czuję się dobrze – i, niesamowite! mój organizm trzyma się jej wiernie.
dziękuję Ci, Aniu, za wszystko co robisz – dzięki wsparciu czerpanemu z Twojego bloga i filmików, naprawdę udało mi się wyzdrowieć. choć dużo pracy musiałam też włożyć sama w „przestawienie” mojego mózgu – z niechęci do siebie i swojego ciała, na umiejętność kochania samej siebie i wybaczania sobie. to chyba było najważniejsze, czego się nauczyłam przez czas wychodzenia z ED.
przesyłam uściski Tobie i wszystkim czytelniczkom – życząc im dużo siły i wytrwałości w walce z nieznośnym wilkiem. dacie radę, dziewczyny! :)
Wspaniałe świadectwo kochana! Dziękuję!!! :*
A jak u Ciebie wyglądał ekstremalny glod ? Mnie dopadł po 3 miesiącach normalnego jedzenia. W wakacje było ok. Później w pracy wpilam kubek siemie nią lnianego na śniadanie i zjadłam sałatkę i czułam ze pękam ale nadal mogłabym jeść aż się trzesłam jak nienormalna… jak w amoku jakimś mogłabym krasc jedzenie i bezwiednie je ładować w siebie. Od tego czasu się u mnie posypało i nie umiem się podnieść. Wystraszył się. Na zasadzie „jak tak chcesz zrec to proszę otworzyć bramę dla wilka.. albo glodowki itp”
Chuda czy zdrowa… zawsze mam dylemat jak widzę, ze rewelacyjnie radzę sobie z ćwiczeniami, ktorych nie są w stanie zrobić „patyczaki” obok mnie na sali (jakiś fitness czy pilates), albo że mam siłę uczyć się wspinaczki, na co nie mają siły anemiczne, wątłe koleżanki, to uważam że lepiej zdrowa. Niestety ta druga myśl pojawia się często, lekka nuta zazdrości towarzyszy mi cały czas. Oczywiście zauważam ją i akceptuję, a następnie racjonalizuje. No ale ciekawe czy kiedyś minie. Nie zmienia to faktu, że lepiej się żyje bez wilka, a jedynie z jego (krótkim mam nadzieję) ogonkiem.
Jak to niedawno stwierdziłam ze swoją podopieczną „chude jest pase”. Bądź silna ;)
A mi właśnie towarzyszy lęk przed tym że nie zglodnieje do następnego posiłku i nie będę mogła go zjeść a tak bardzo bym chciała! Jedzenie każdego posiłku w spokoju, celebracji, bardzo długo, w pełnym skupieniu. Przeszkadza mi to w jedzeniu np. Z innymi ludźmi.. no i paniczny strach przed jedzeniem wieczorem przed snem. Cały czas mam sztywny schemat ze MUSZĘ czekać min.2h od jedzenia żeby pójść spać.
Ze wszystkim się zgadzam, wszystko rozumiem. Identyfikuje się z każdym twoim artykułem. Mam wrażenie, że jesteś jedyną osobą na świecie, która nie bagatelizuje mojego problemu, tylko mój problem jest odrobinkę inny. Zawsze, zawsze mialam nadwage. 8 lat temu schudlam 35 kg na glodowce. Od tego czasu mam wahania w granicach 20 kg +/-. I tak caly zeszły rok byłam na diecie, „prawie” osiągnęłam cel. Byłam tuż, tuż kiedy moje życie osobiste się posypało, do tego zachorowalam na kręgosłup przez co nie mogłam biegać, a skoro nie mogę biegać to po co trzymać dietę skoro i tak nie schudne. I przy takim „mądrym” myśleniu przytulam 15 kg w pół roku. Wiem, że każda dieta i podjęta przeze mnie próba zrzucenia kg wierzę się z podwójną siłą napadów. Jak pozbyć się wilka, kiedy trzeba schudnąć (to nie moje widzi mi się, mam nadwagę i muszę to zrobic)? To wszystko mnie przytłacza. Czy to ze nie wygrałem jeszcze z wilkiem, ma oznaczać że muszę się pogodzic z moja nadwaga. To nie możliwe, nie poddam się ot tak.
Kochana, a czytałaś to?
Jak to działa, że nie działa?
https://wilczoglodna.pl/jak-jesc-normalnie-1/
https://wilczoglodna.pl/jak-jesc-normalnie-pseudojedzenie/
https://wilczoglodna.pl/jak-jesc-normalnie-odchudzanie/
https://wilczoglodna.pl/ile-jedza-normalni-ludzie/
https://wilczoglodna.pl/dlaczego-przy-zaburzeniach-odzywiania-mam-depresje/
Czy jedząc normalnie, przytyję? https://wilczoglodna.pl/czy-schudne-bez-diety/
Tu jest rozwiązanie Twojego problemu.
Kochane,
Ja za to mam wielki problem z jedzeniem „brudnym” jak to nazywam. Wszystko jest okej, jem posiłki przygotowane przeze mnie, niestety ciągnie się za mną obsesja obliczania(jestem również sportowcem, więc jakoś udaje mi się to usprawiedliwiać), mam nadwyżkę kaloryczną, wiec nie jem za mało. Obecnie buduję masę mięśniową. Ale czasami pojawia się wstręt do jedzenia, całego, na kilka dni. Wyszłam kilka lat temu z anoreksji i wpadłam w bulimię. Po tych kilku dniach nagle pojawia się chęć na coś „innego” ale gdy tylko zbliżę się do czegoś poza moimi uznanymi za „dobre” składnikami zaczyna się napad. Nawet jeśli wliczam to wszytsko według makro i mikoskladnikow do mojego dnia, to sama świadomość, że to coś co nie jest dla mnie dobre powoduje wyrzuty sumienia, napad i tak ciągnący się kilkudniowy maraton rzygania(nawet po moim jedzeniu).
Kochana, ale właśnie to „brudne” jedzenie JEST dla Ciebie dobre – jest dobre dla Twojej psychiki, dla poczucia że jesteś normalnym człowiekiem a nie chodzącym kalkulatorem, na boga!
A moim ogonem jest to, że nie potrafię kupić sama sobie czipsów i czekolady. Idę do sklepu z myślą, że chciałabym zjeść coś takiego i potrafię siedzieć w nim 30 min zastanawiając się czy wziąć, czy jednak nie. Ostatecznie w 100% przypadków ładuje przy kasie z czymś zdrowym. Bardzo mnie to dziwi, bo jeśli takie rzeczy są w domu kupione przez kogoś innego, to umiem się poczęstować normalnie. Właściwie to nie przeszkadza mi ten mój ogon, przynajmniej częściej jem zdrowo.
To ja mam podobnie, nie lubie sama kupować coś słodkiego czy słonego jak czipsy. Wczoraj w lidlu 10 min myślałam czykupić czekoladki czy odpuścić (bo zjadłam już kilka kulek rafaello). Ale
W konću kupiłam i nie żałuje, bo nie zjadłam całej paczki tylko dwa kinderki :) Mimo wszystko łatwiej jest jednak z mężem, bo wiem, że on trż to zje i nie kupuje tego tylko dla siebie :D Kiedyś w ogóle nie potrafiłam kupić sama czegoś niezdrowego tylko zawsze musiałam mieć przy sobie (wtedy) przyszłego męża, który jakby kupował za mnie i zawsze zjadła chociaż połowę (bałam się, że zjem wszystko :p). No ale z drugiej strony lepiej w domu mieć zdrowe jedzenie niż same słodycze, więc nie uważam tego do końca za wadę :)
Cześć :) Nie mam bulimii i jej nie miałam, ALE mam inny problem. Mianowicie to, że boje się jeść i dzień w dzień wydaje mi się, że za dużo zjadłam chociaż to nieprawda, co potwierdzają zawroty głowy na treningach, wypadające włosy i ciągłe zmęczenie. Nie mogłam się przekonać do tego, aby jeść normalnie i cieszyć się życiem,a nie zawracać sobie głowę tym ile zjadłam, wszystko liczyć i popadać w paranoje byle tylko nie przytyć ani grama..AŻ NADSZEDŁ DZIEŃ, w którym zaczęłam czytać Twojego bloga i DZIĘKUJĘ. Moje lęki osłabły i w końcu logicznie pomyślałam „co ja sobie robię?”. Czuję się lepiej po przeczytaniu Twoich artykułów. Wciąż ze sobą walczę, ale myślę, że uda mi się w końcu wyjść z tego błędnego koła. RÓB DALEJ TO CO ROBISZ! :)
Ja już od dłuższego czasu nie objadam się, ale ostatnio mam takie myśli aby uciąć kalorie, wiecej ćwiczyć, robić cokolwiek aby schudnąć. Moja waga przy 175 wzrostu to 77 kg. Do tego niedoczynność tarczycy, trzymam się diety od dietetyka, aby dietą udało się naprawić tarczycę. Dieta o niskim indeksie glikemicznym oraz moim zapotrzebowaniu, ale ostatnio płakać mi się chce jak widzę te cyfry na wadze, do tego robi się już ciepło i jak tu ubrać spodenki. Biję się z tymi myślami aby uciąć bardziej kalorie i więcej ćwiczyć, póki co jem jak powinnam, ale nie wiem jak długo jeszcze dam radę.. Mimo że wiem, że to zamknięte koło, objadanie może wrócić i do tego jojo.