Granica między normalną utratą wagi, a zaburzeniami odżywiania
Jaka jest granica między normalną utratą wagi, a zaburzeniami odżywiania? Wczoraj dostałam takie pytanie na Instagramie (@wilczoglodna) i uznałam, że jest ono bardzo dobre i warte publicznej odpowiedzi. Swoją drogą bardzo polecam Ci zajrzeć na mój profil już teraz, bo codziennie wrzucam tam przydatne mini-rady dotyczące naszego problemu z jedzeniem, a jak wiadomo, instagramowe story żyje tylko 24 godziny.
No dobrze, a więc jak poznać czy to jeszcze bezpieczna utrata wagi, czy już niebezpieczne zachowania prowadzące do obsesji, chorób i obniżenia jakości życia; słowem do zaburzenia odżywiania? Myślę, że warto zwrócić uwagę na te właśnie punkty.
Intencja
To co mi się wysuwa na pierwszy plan, to intencja. Zwróć uwagę, czy masz powody do tak zwanego odchudzania (nie lubię tego słowa, ale niech już będzie). Naprawdę przekroczyłaś swoją idealną wagę, na przykład siedząc przez pół roku w domu podczas lockdownu? Czy może lata zaniedbań sprawiły, że dorobiłaś się poważnej nadwagi lub otyłości? A może brakuje Ci tylko dwa kilo do dobrej formy i ulubionych jeansów, których rozmiar nie zmienia się od lat? Jeżeli tak, to jak najbardziej masz powód do tego, żeby dobrze przyjrzeć się swoim nawykom żywieniowym i ruszyć dupkę, jeżeli jeszcze jej nie ruszasz.
Jeżeli jednak chcesz zrzucić wagę, by sprostać nierealnemu wizerunkowi promowanemu w mediach, odchudzać się z kości na ości lub nie daj boże reperować w ten sposób niskie poczucie własnej wartości – uważaj. Tu niech zapali Ci się czerwona lampka, bo właśnie wyruszasz w pogoń za białym króliczkiem, którego nigdy nie zdołasz schwytać. Zrozum; żadna waga czy konkretny wygląd, nie dadzą Ci tego, czego szukasz. Poczucia własnej wartości nie odnajdziesz w lustrze (karierze, pieniądzach, związku itd.) . Znajdziesz je tylko w sobie, w środku. I szkoda, że nikt mi tego nie powiedział 25 lat temu.
Sposób
Powiedzmy, że zdecydowałaś, że rozmiar XL nie jest jednak dla Ciebie optymalny. Naczytałaś się mojego bloga lub moich książek (np. Super Laska) i wiesz, że nie należy „obcinać” drastycznie kalorii. Właściwie jedyne co trzeba zrobić, to zrezygnować z tego przysłowiowego pączka dziennie i zacząć słodzić herbatę stewią, a nie cukrem i zacząć od 10 minut dziennie ćwiczeń (tak, dobrze czytasz). Oczywiście mocno tutaj upraszczam. Po więcej szczegółów na temat odchudzania odsyłam do moich starszych postów i książek. Na spokojnie zaczynasz „odkręcać” to, na co zapracowałaś przez lata. Dajesz sobie czas i w stopniowo zmieniasz niekorzystne nawyki.
Na drugim biegunie jest mentalność „wszystko albo nic”. Zaczynasz z grubej rury; od dzisiaj zmieniam co tylko się da! Zaczynam ćwiczyć (najlepiej godzinę dziennie), przestaję jeść słodycze i obcinam kalorie o połowę. Cieszysz się szybkimi efektami, ale radość nie trwa długo; zaraz przychodzi obżarstwo, jo-jo i głęboka załamka. Lądujesz z wyższą wagą niż ta, od której zaczynałaś, a po jakimś czasie ze zniszczonym metabolizmem i zaburzeniami odżywiania. No i z nawykiem objadania się, bo tak długo powtarzałaś schemat „głodówka – obżarstwo”, aż stał się on częścią Twojego życia. Jak to się dokładnie odbywa, pisałam już nie raz.
Obsesja
Jesteś tak skupiona na liczenia każdej kalorii, ważeniu każdego kęsa i swojego ciała, że nie widzisz poza tym nic więcej. Problem co zjeść, kiedy, jak i czy na pewno nie za dużo – staje się solą i treścią Twojego życia. Przez większość czasu myślisz tylko o tym i o tym jak wyglądasz. Wszędzie widzisz jedzenie, jedzących ludzi, odchudzających się ludzi, diety. Zaczyna Ci się wydawać, że cały świat opiera się tylko na tym. Potrafisz gapić się w lustro godzinami i analizować każdą jedną „niedoskonałość”, po czym zamęczasz się tym w myślach.
To tak jakbyś wzięła ogromną lupę i przystawiła do tego niewielkiego aspektu swojego życia. Wszystko wydaje się takie wielkie, ważne i ciężkie, a problem „co zjeść na śniadanie i czy to będzie dobrze, jak poćwiczę, a na kolację odmówię sobie smażonego” – urasta do rangi problemu egzystencjalnego.
Głód
Ten podpunkt zasługuje na szczególną uwagę. „Odchudzając się” czy raczej – wracając do naturalnej, genetycznie zapisanej dla naszego ciała wagi, nie powinnyśmy czuć głodu. Oczywiście nie chodzi o to, że nie możemy czuć go w ogóle. Przed obiadem powinnaś być głodna i mieć na niego ochotę. Nie powinnaś jednak słaniać się na nogach i mieć zawrotów głowy. Także obiad powinien Cię nasycać. „Lekka sałatka” bez wartości odżywczych tego nie zrobi! I umówmy się, zasypianie z nieprzepełnionym żołądkiem to dobra praktyka. Jeżeli jednak zamienia się ona w „skręca mnie z głodu tak, że nie mogę spać”, nie jest to właściwa droga. Takiego głodu nie powinnaś czuć.
Pamiętaj także, że długotrwały głód powoduje wykrzywienie obrazu siebie. Im bardziej chudniesz na głodówkach, tym w gorszym świetle siebie widzisz. Udowodnił to słynny, ale niestety zapominamy, eksperyment głodowy w Minnesocie. No i pewnie sama też to wiesz, prawda?
Wzięcie sobie do serca tego punktu, eliminuje z miejsca głupie diety, posty, głodówki i inne bzdury. To wszystko spowoduje zatrzymanie metabolizmu i jo-jo.
Uczucie
To – według mnie – najważniejszy punkt, który zbiera w całość, to co powiedziałyśmy sobie powyżej i oddaje esencję zaburzeń odżywiania. Mianowicie – uwaga, bo to będzie ważne – przez zaburzenia odżywiania czujemy się jak gówno. Nie mamy siły, radości życia, humoru… niczego. Jedna wielka depresja i cierpienie.
Kiedy mamy normalny stosunek do jedzenia i sportu (co w efekcie prowadzi do spadku wagi), czujemy się po prostu dobrze. I to chyba największa różnica jaką mogę wypunktować. Pamiętasz moje posty o pociągach i odczuciach z ciała? Przeczytaj je za chwilkę, nawet jeżeli już je znasz. Twoje dobre samopoczucie fizyczne i mentalne daje Ci znać, czy robisz coś dobrze, czy źle. Nie można czuć się źle i oczekiwać, że wyjdzie z tego coś dobrego. To tak nie działa!
Zapamiętaj sobie, że zdrowej zmianie towarzyszy spokojna pewność, entuzjazm i cierpliwość. Nigdy nie powinno to być cierpienie, chore podekscytowanie czy rollercoster entuzjazmu i doła.
Feedback bliskich
I po ostatnie: przy zaburzeniach odżywiania nie tylko czujesz się jak to przysłowiowe gówno, ale także tak ono wyglądasz. I bardzo przepraszam za język, ale myślę, że oddaje on tutaj istotę rzeczy. Wypadają Ci włosy, skóra szarzeje, wszystko na Tobie wisi… albo odwrotnie: puchniesz jak balon, masz podkrążone oczy, wzdęcia i zaparcia, a buzia od wymiotów wygląda jak księżyc w pełni. No cud miód, normlanie!
Bliscy to zauważają i zaczynają się o Ciebie martwić. Słyszysz tylko, że masz przestać, bo „jak ty wyglądasz i co się z Tobą dzieje?”. W pracy pytają czy jesteś chora, ale Ty nadal uważasz, że wszystko jest ok. No nie, widocznie nie jest. Jeżeli ciągle słyszysz taki feedback od najbliższych, zacznij się zastanawiać, czy aby na pewno jesteś na dobrej drodze.
*
Na tym kończy się moja lista najważniejszych rzeczy, które odróżniają zdrową utratę wagi od niezdrowej. A Ty co możesz do niej dodać? Jestem ciekawa Twojego osobistego doświadczenia.
Kurcze w obecnym stanie bardziej zastanawia mnie KIEDY TO JUŻ,, prawidlowa waga”???? Jak ja rozpoznać? Stosując Twoje rady nie powiem poprawiła mi się cera i skóra, kondycja i samopoczucie. Nie mam popuchnietego pyska i – tu uwaga- przestałam siwiec (????). Zaczęli się mną interesować mężczyźni… Niektórzy dużo mlodsi… Teoretycznie pełnia szczęścia. Jednak nie wydaje mi się żeby moje gabaryty były,, prawidłową waga”… Jestem ciężka, patrząc na swoja wagę sprzed lat brakuje mi około 10kg do wagi,, sprzed odchudzania” kurcze no nie wracam do niej…waga stoi w miejscu…. Od dwóch lat.
Martwi mnie to… bo żebyś mnie dobrze zrozumiała,cierpliwość ma się konczy:)) i boję się że cały misterny plan pójdzie w pizdu:) :) i znowu zafiksuje.
Kochana, a ile masz lat? Bo wiesz, kobieta np 50letnia, raczej nie będzie ważyła tyle ile w liceum – inny metabolizm itd. Może czas to zaakceptować?
36lat hehehe te siwienie Cię zmylilo
To podobnie jak ja – i u mnie tez jest 5-10kg więcej niż kiedyś i już dużo ciężej z tego zejść. Podobnie niektórym moim koleżankom. Metabolizm zwolnił a ja nie zamierzam z nim na siłę walczyć i akceptuję siebie pełniejszą – nadal czuję się super kobieca, bo w końcu tłuszczyk jest po prostu kobiecy, naturalne jest to że mamy go więcej :)
Poza tym jak starsza osoba nie jest chudzielcem to ma gładszą twarz. Mniej zmarszczek, są zatem plusy 5-10 kg więcej
Ja już nie wiem. Na mnie nic nie działa, nie mogę przestać jeść. Tylko że u mnie to nie jest takie proste, nie jestem bulimiczką, nie mam raczej wielkich napadów na jedzenie, tylko po prostu cały czas jem za dużo i podjadam. Z diet głodówkowych już dawno wyrosłam. Próbowałam cateringu bardzo dobrze zbilansowanego, 1800 kcal. Mam za sobą dłuższą współprace z trenerem personalnym, podchodzącym zdroworozsądkowo, z którym zdrowo schudłam prawie 30 kg (po czym w 2 lata wszystkie kg wróciły z nawiązką). Teraz jestem świeżo po zakończeniu półrocznej współpracy online z trenerko-dietetyczko-kołczo-mentorką, która miała mnie nauczyć słuchania swojego ciała i zdrowego podejścia do diety i treningu; robilam ćwiczenia na określanie swoich celów, motywacji, ćw. typu głodne emocje itp.; schudłam zdrowo 7 kg w pół roku; 2 miesiące po zakończeniu współpracy już mam 2 kg i po 5 cm w obchodach więcej… Niedawno zachwycilam się książką K. Hansen „Kompulsywne objadanie się” i przez chwilę wydawało mi się, że mnie olśniło i że teraz będę robić jak w tej książce, czyli jeść intuicyjnie, nastawię sobie w głowie żeby się nie obżerać, że to tylko „myśli zwierzęcego mózgu” i że na pewno wszystko będzie ok. A tu dupa. Ja chyba już nigdy nie będę wyglądac jak człowiek. Mam 38 lat, 165 cm wzrostu i ważę prawie 90 kg. To jest dramat. Co bym nie robiła, a od lat jeśli coś robię w celu schudnięcia, to jest to robione mądrze, powoli, zdrowo, bez drastycznych ograniczeń i nie wbrew sobie, to i tak kończy się rzuceniem się na słodycze i ogólnie nadmiarowym jedzeniem wszystkiego co nie służy utrzymaniu zdrowej wagi. Nie no, po prostu mam dość, umrę grubasem
Cześć. Może kluczem jest łączenie pokarmów. Ja pracując na kuchni schudłam bez wysiłku, ale nie łaczyłam weglowodanów i białek w obrębie jednego posiłku.. Np.: na obiad warzywa i kawał mięsa, na kolację chleb z warzywami, ale już bez mięsa. Byłam silna ,zdrowa i najedzona. Nie liczyłam kalorii, wszystko tak naturalnie szło.
Ja miałam dietę dopasowaną bardzo dokładnie – zrobiłam badania, test metaboliczny i pod to miałam zalecenia. Jak dla mnie za monotonna była taka dieta i mimo że nie byłam głodna, nie liczyłam kalorii i czułam się dobrze, jak tylko pojawiła się jakaś dobra wymówka od razu z niej korzystałam żeby zjeść coś czego nie powinnam, a jak już zjadłam to miałam ochotę na coraz więcej. Jakbym czekała aż schudne żeby to nienaturalnie zdrowe jedzenie olać i móc wreszcie jeść te wszystkie niezdrowe, tuczące i przepyszne jedzenie xD
Ale może właśnie z taką waga ładnie wyglądasz?
Może to też kwestia przekonań? Mówisz, że jak już pojawiała się okazja, to jadłaś wszystko, czego nie powinnaś – skąd wiesz, że właśnie nie powinnaś jeść tych rzeczy? Może to kwestia podejścia, że te rzeczy też są dla Ciebie – wtedy głowa trochę luzuje i wie, że może sobie na to pozwolić. Zakazany owoc smakuje najlepiej, a właśnie jedząc te „niedozwolone” jedzenie z wyrzutami sumienia zapętlamy błędne koło zaburzeń odżywiania i chwytamy po jeszcze więcej.
Jeśli to do mnie to: poprzez rzeczy których jeść nie powinnam mam na myśli wszelkie mało zdrowe i tuczące pokarmy, jak np. tosty z pieczywa pszennego z dużą ilością żółtego sera i masłem, fast foody, zapiekane w piekarniku bagietki pszenne z masłem czosnkowym itp. I nie chodzi o jakieś źle nastawienie do tego typu pokarmow, tylko że one obiektywnie nie sprzyjają utracie masy ciała (delikatnie mówiąc). Ja kiedy jem takie rzeczy to nie mam poczucia winy, wręcz przeciwnie, rozplywam się z przyjemności i nie chcę poprzestawać na jednym takim posiłku, tylko chcę tego więcej i mogłabym już nic innego nie jeść. A zdrowe rzeczy mi nie smakują i idą w odstawkę
Właśnie ciekawy jest tu aspekt upodobań – bo tez nie wyobrażam sobie jeść tego czego nie lubię kontra coś co mi mega smakuje. Pytanie jak to zrobić, żeby zmienić upodobania? Ja akurat uwielbiam warzywa, nie wyobrażam sobie bez nich posiłku i te mniej zdrowe rzeczy też jem, ale gdybym musiała wybrać co jeść przez tydzień to na pewno byłyby to same zdrowe rzeczy, bo od jedzenia przez tydzień rzeczy niezdrowych byłoby mi niedobrze, wiem że źle bym się czuła fizycznie. Natomiast wyobrażam sobie sytuację odwrotną – że ktoś nie lubi tego zdrowego jedzenia, bardziej smakuje mu niezdrowe – zresztą jak obserwuję różnych panów – oni rzadko do obiadu wezmą warzywa. Jak możemy ukształtować swoje nawyki na nowo, jeśli np. nie mamy wyniesionego tego z domu? Jak polubić zdrowe jedzenie? To jest moim zdaniem ciekawe zagadnienie.
I jak ma się do tego jedzenie intuicyjne. Przecież tym panom intuicja podpowiada, żeby warzyw nie brać.
Mózg człowieka wytwarza endorfiny, kiedy dostarczasz mu produkty pełne składników, które w bardzo dawnych czasach były deficytowe – tłuszcz i węglowodany. Przemysł spożywczy to wykorzystuje, dostarczając nam produkty o określonych proporcjach tłuszczu do węglowodanów. Dlatego tak trudno ludziom określić, kiedy kończą zaspokajać głód a zaczynają sprawiać sobie przyjemność. Pozdrawiam.
Hej, mam 18 lat i mam podobnie do ciebie, mimo że z tym walczę. Myślę że nikt nie jest naturalnie stworzony do tego, żeby jeść ogromne ilości kalorii i nikt tego tak naprawdę nie chce. Mimo, że jestem fanką teorii które Ania przedstawia na swoim blogu, jak również wspomnianej przez ciebie książki, nie uważam żeby emocje nie miały żadnego wpływu na to, że jemy więcej. Czy odchudzałaś się kiedyś? Czy nie zdarza ci się korzystać z mediów takich jak np Instagram i mimowolnie porównywać się z dziewczynami, które tam są mimo że nie zamierzasz się odchudzać, bo wiesz do jakiej presji i stresu to prowadzi? Czy czynności, które robisz w wolnym czasie dają Ci satysfakcję, czy być może masz podświadome poczucie że musisz schudnąć, żeby czerpać pełną radość z życia? Ja niestety wciąż mam takie przeświadczenie, mimo że jest dużo, dużo lepiej niż wcześniej. Dodatkowo już trochę zgłupiałam, bo myślałam że normalne jedzenie to znaczy takie, w którym jem, będąc głodna (i tak teraz tak nie jem, ale jem „na wyczucie” co jakiś czas i czasem wychodzi mniej, a czasem więcej, ale kierowanie się głodem to był mój cel na późniejszy okres), a tu Ania pisze o tym, że nie powinnyśmy by nigdy głodne..? W każdym razie ja myślę o moim problemie prawie 24/7, ale chodzę do terapeutki i jest lepiej, czuję się lepiej z samą sobą i mam wrażenie, że odzyskuję kontrolę, co mi bardzo pomaga w mojej relacji z jedzeniem. Myślę że jeśli pozwolisz ciału jeść to co lubi bez myśli o chudnięciu na horyzoncie, to o ile nie masz skłonności do tycia to po jakimś czasie sama wyregulujesz ile będziesz chciała jeść, bo ciało będzie Ci to podpowiadać i wrócisz do swojej naturalnej wagi, bez kombinowania… To są moje przypuszczenia, bo sama tej choroby nie pokonałam, ale wiem że ciało to nie maszyna i jeśli chcemy wyjść z zaburzeń, ktore są bo psychika i ciało nie idą w parze, to muszą być jedną drużyną
*pytając czy się odchudzałaś mam na myśli, czy stąd wzięło się Twoje podjadanie itd, czy jest tak od zawsze, tak że pardon :)
Kochana, małe sprostowanie: nie powinnyśmy być DZIKO głodne. Tak napisałam. Bycie normalnie głodnym przed jedzeniem jest jak najbardziej ok. :*