Najważniejsza decyzja
Wiesz co kochana, czytam często Twoje listy i widzę w nich, że Ty właściwie już wszystko wiesz.
Piszesz mi, że znasz mojego bloga od dawana, że masz mój kurs online, że rozumiesz mechanizmy błędnego koła gadziego mózgu, itd., itp. … ale…Ty dalej w tym tkwisz. Co robić? – pytasz – Czego mi jeszcze brakuje, by uwolnić się od bulimii?
No to Ci dzisiaj powiem czego.
Decyzji.
Decyzji, by raz na zawsze z tym skończyć.
Ale ja jestem zdecydowana – zaprotestujesz – ja bardzo chcę!
Nie, nie o to mi chodzi. Chodzi mi o decyzję, że już nigdy, przenigdy więcej, nie zwymiotujesz (nie przeczyścisz się, nie przegłodzisz).
Tego nie zrobiłaś. Tego Ci brakuje.
Nie postanowiłaś jeszcze, że nie zwymiotujesz, nawet jeżeli obeżresz się pod korek, nawet jak brzuch będzie bolał Cię do łez, nawet jak zjesz 10 tysięcy kalorii na raz.
Nie, nie i NIE. No trudno. Zjadłam – to się męczę, zwijam i płaczę, ale biorę pełną odpowiedzialność za siebie.
Dopóki tego nie zrobisz, zawsze będzie istniało ostateczne wyjście awaryjne, którym uciekniesz przy pierwszej wpadce. Odetnij je sobie. Nie ma i koniec.
Czy to znaczy, że wtedy wszystko zmieni się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki? Nie!
Objesz się jeszcze pewnie parę razy. Jednak oduczysz się kojarzyć to z bezkarnością, z „przyjemnością” bez konsekwencji.
Wtedy, zanim to zrobisz, zastanowisz się trzy razy, czy warto się męczyć. Bo będziesz się męczyć.
Ja sama podjęłam taką decyzję dawno dawno temu i po prostu z dnia na dzień przestałam wymiotować.
Ku mojemu „zdumieniu”, okazało się że jeżeli JA nie pójdę do toalety, nikt tego za mnie nie zrobi. Nikt mi nie wciśnie głowy do kibla, nawet jeżeli Wilk będzie krzyczał „ZRÓB TO, ZRÓB BO BĘDZIESZ GRUBA!!!”. Niech se krzyczy se.
Ja już swoje postanowiłam i c**j mu w oko.
Tak zrobiła też na przykład cudowna Ola i wiele moich podopiecznych. Widziałam na własne oczy jak to postępowanie – niejako od końca – zapoczątkowało drogę wyjścia z bulimii.
Zapoczątkowało czy zakończyło? Nie ma znaczenia. Efekt jest ten sam: wolność.
Kiedy postanawiałam, że nigdy w życiu już nie zwymiotuje, jeszcze nie miałam pojęcia o tym jak ważne jest regularne, odpowiednie jedzenie, jak działa nasz uzależniony mózg, co się dzieje w ciele gdy jemy tony słodyczy… Dowiedziałam się i napisałam o tym dla was znacznie później.
Ja wtedy wiedziałam tylko jedno: never again.
I tak, nie raz się jeszcze przejadałam i popełniłam wiele błędów. Jednak bez marudzenia poniosłam konsekwencje każdego z nich. Przeczytaj post o mojej ostatniej już wpadce, gdy zjadłam wielką pakę frytek z majonezem i popiłam piwem. Nawet wtedy, mimo że zwijałam się z bólu, wstydu i wyrzutów sumienia, nie poszłam do toalety.
Więc jeżeli Ci czegoś jeszcze brakuje, to właśnie tego.
Naprawdę chcesz z tego wyjść? To postanów sobie TERAZ.
I nie „Już nigdy się nie objem”, bo się pewnie jeszcze objesz, ale: Już nigdy w życiu nie zwymiotuję.
Czego potrzebujesz by to zrobić?
Jaj.
To tyle.
A co jak nie wymiotuje a nadal się objadam?
Nie głodzę się. Po prostu jest to już czyste uzależnienie?
Chciałam zadać to samo pytanie… Ja już tylko (ALBO AŻ) objadam się
mam ten sam problem. codziennie kilka słodyczy i czipsy kupione potajemnie w sklepie wracając do domu, zakopane głęboko w torbie, żeby nikt nie widział. niby wiem, że każdy ma czasem ochotę na coś niezdrowego i jest to ok. ale teraz, gdy po czystych 3 latach znowu zaczęłam czuć przed tym taki koszmarny strach, już sama nie wiem czy to tylko zachcianki (codziennie?) czy coś więcej…
To jaki moral na kompulsy, jak tak czytam pare postow, to sie troszke zgubilam – to co z ta silna wola? Z jednej strony sobie nie odmawiac, ale z drugiej trzeba, zeby nakreslic nowa droge w mozgu.
Czyli jemy normalnie, ale unikamy np slodyczy? (ja jestem total binge na slodycze…do bolu brzucha) . w sensie zero, ale zero slodyczy przez jakis czas. Koniec? Moja slaba wola…
Ale ja mam drugi problem, moge ladnie jesc przez jakis czas i nie miec kompulsow na slodycze, ale ja nie wiem jaka porcja obiadu jest dla mnie..Zazwyczaj zjem za duzy talerz i oczywiscie juz zle sie czuje, totalnie zalamana – rozciagnelam zoladek, o matko, dalej niczego sie nie nauczylam, jestem wciaz kompulsywnie chora. Zjem wiec jutro mniejsze talerze – chgolera nie dojadlam! Zwariuje, brakuje mi, jestem nieusatysfakcjonowana, mam duuuzop miejsca na czekolade……
Kochana, poczytaj więcej, a wszystko się wyjaśni. Zwłaszcza to: Co, jak i dlaczego:
http://wilczoglodna.pl/gadzi-i-profesor/
http://wilczoglodna.pl/jak-przemowic-sobie-do-rozumu/
http://wilczoglodna.pl/jak-wychowac-gadziego-bachora/
http://wilczoglodna.pl/wilki-pawlowa/
Czym jest i NIE jest bulimia i dlaczego psycholog nie pomoże: http://wilczoglodna.pl/objawy/
Dlaczego NIE MOŻNA żyć w niedowadze: http://wilczoglodna.pl/termostat/
Jak to działa, że nie działa?
http://wilczoglodna.pl/jak-jesc-normalnie-1/
http://wilczoglodna.pl/jak-jesc-normalnie-pseudojedzenie/
http://wilczoglodna.pl/jak-jesc-normalnie-odchudzanie/
http://wilczoglodna.pl/ile-jedza-normalni-ludzie/
http://wilczoglodna.pl/dlaczego-przy-zaburzeniach-odzywiania-mam-depresje/
Czy jedząc normalnie, przytyję? http://wilczoglodna.pl/czy-schudne-bez-diety/
Jak powstaje bulimia: http://wilczoglodna.pl/6853-2/
„Skuteczność” przeczyszczania się: http://wilczoglodna.pl/czy-warto-sie-przeczyszczac/
A jak wygląda wasza dieta, kochane?
u mnie objadanie nie prowadziło do żadnych fizycznych dolegliwości, najwyżej lekki ból brzucha albo biegunka, nic strasznego. Więc to niewymiotowanie to już było coś za co miałam potrzebę się nagradzać, bo przecież nie wymiotuję jestem odpowiedzialna za siebie i tp. Więc długo mi zajeło oduczanie się obżarstwa, wciąż są wpadki, ale zauważyłam że tylko w określonych sytuacjach: jak totalnie jestem zestresowana i potem taki moment ulgi nastepuje, ze już po stresie i trzeba się nagrodzić oraz czasami na spotkaniach towarzyskich zdarza mi się stracić kontrolę nad ilością przekąsek, ktore totalnie nie zapełniaja żoładka a maja mnóśtwo kalorii. To wszystko.
Myślę że do obżarstwa, któ®e nie zawsze jest kończone wymiotami (tak było w moim przypadku) organizm sie adaptuje niestety i potem ciężko z tego wyjść, ale się da. Mówię o sobie, a byłam beznadziejnym przypadkiem cukroholika i wydawało mi się że to niemożliwe że kiedyś zjem kawałek albo 2 ciasta i nie będę chciała więcej. Więc dziewczyny cokolwiek Wam się wydaje że się nie da nigdy, naprawdę wszystko da się naprawic
Jak Ty to zrobiłaś?
Dokładnie, póki nie odżywicie i dożywicie organizmu będziecie miały tak zwane zachcianki. Mi przeszły, ale czysta 'micha” musi być zachowana przez jakieś, żeby do organizmu doszedł sygnał, że wszystko w porządku. I pomoże i żadne chipsy i czekoladki nie będą kusiły. A nawet jak będą to w Żabce są chipsy buraczki suszone na ostro za 2 zł :)
U mnie podobnie. Czwarty rok „zabawy”. Nigdy nie wymiotowałam i nawet o tym nie myślałam. Ale z jedzeniem wygrać nie umiem. Poniosła mnie pewność siebie… Wytrzymałam „na czysto” prawie dwa miesiące. Stwierdziłam, że przecież jest ok, przecież już jestem silna, nie ciągną mnie zapalniki, świat stoi przede mną otworem… Wystarczyło jednak śniadanie wielkanocne, żeby świat mi pokazał, którym otworem do mnie stoi… Wystarczył kawałek sernika i wszystko się posypało… I nie mam nawet motywacji, żeby zawalczyć o siebie kolejny raz.
No właśnie to jest podstawowy błąd myślenia, który Cię w tym trzyma. Że jak skopałam to już mogę się obżerać kolejne pół roku. Co to za logika? Wiesz co, nie tylko Ty skopałaś. Miliony Polaków i Polek obżarło się w święta siedząc przed tv. Jedli tak że już nie mogli, ale dalej jedli. I wiesz co zrobili po świętach? Odeszli od stołu, od żurku i ciasta i zajęli się z powrotem swoim życiem. O tym ile zjedli i jak ich bolał brzuch już dawno zapomnieli. Nie rozkminiali tego, nie biczowali sie wyrzutami sumienia. Ty to robisz, bo miałas jakieś perfekcjonistyczne założenia że już nigdy i w ogóle. Żeby z tego wyjść trzeba po prostu zaczać robić to co robią normalni ludzie kiedy się objedzą ( nie trzeba mieć zaburzen odżywiania żeby sie czasem objeść). Olać to i zjeść nastepny posiłek jak się zgłodnieje.
Wiecie co? Ja miałam taką sytuacje, że odkąd zajadam się warzywami to nie mam czegoś takiego, że organizm się PILNIE TERAZ NATYCHMIAST czegoś domaga, więc polecam, warzywa z patelni(zwłaszcza Hortex ze szpinakiem) są przepyszne… ja sobie dosmażam cebulki i No po prostu jak zjem to jestem taka zadowolona, że ciasta i lody to mnie nic nie obchodzą, a jak już MUSZĘ coś słodkiego, bo ciężki dzień, albo coś, to 3 suszone daktyle ale kakao(woda+Łyżka kakao+łyżeczka miodu, a już w tragicznie dzień pokruszoną kostka gorzkiej czekolady) i zasuwam dalej(Daktyle w sumie ok 45, a kakałko w sumie ok 80 -kostka czekolady to +30, nadal bez szału – nie sadze żeby na dietę miały jakiś ogromny wpływ) zwłaszcza jak się nie przeczyszczasz, dobrze jest się czasem zasłodzić tak, że o Boziu, albo napełnić brzuszek czymś fit(kochammm te warzywa przysięgam) trzymam kciuki!
Czuć że się ograniczasz i jeszcze dorabiasz do tego ideologię. Nie trzeba się usprawiedliwiać że masz ochotę na słodkie i zabijać tę chęć kakao z wodą (czemu nie z mlekiem, czy za dużo kalorii?) i nie trzeba się napełniać czymś fit koniecznie. Można zjeść kawałęk ciasta i zapomnieć o sprawie.
Aniu! Co za wspaniały wpis…Ty wiesz jak u mnie było, mega syf przez tyle lat a niby wszystko wiedzialam..przez lata powtarzałam jak mantrę, że ja chcę być zdrowa przecież. Aż przestałam to sobie mówić i próbować bo zaakceptowałam siebie jako przewlekły przypadek bulimii, taką diagnozę przystęplowali mi lekarze. A przecież jeśli coś jest przewlekle/ chroniczne to jest na stałe, nieuleczalne ,tak myślałam. Np przewlekłe zapalne choroby jelit/ zatok/ oskrzeli..tego się nie wyleczy i tak będzie ze mną bo mam przewlekłe zaburzenia odżywiania . Ale to wszystko g…o prawda. Ja nie chciałam być zdrowa/albo chciałam ale pod moimi warunkami czytaj: nie chce rzygać ani się objadac ale nie mogę przytyć/ muszę schudnąć itp. Tak się nie da. Trzeba kategorycznie chcieć wyzdrowieć ze wszystkimi ” konsekwencjami „, które de facto są na początku drogi straszne ( u mnie byly). Potem słabną. Przestańcie wymiotować od teraz. Nie od jutra! Zaufajcie że automatycznie ataki będą rzadsze i słabsze. A jeśli nie wymiotujecie a macie ataki to musi cos się nie zgadzać w Waszej diecie..
Dacie radę i Wy!
Taaak! Jaja to podstawa. Lecę robić jajeczniczkę na drugie śniadanko.
Ps. Szkoda życia na spędzanie go w toalecie. Aniu, robisz super robotę! Dziękuję.
Właśnie w moim życiu brakowało tej jednej jedynej decyzji. Podjęłam ją z dnia na dzień po tym jak już na maksa wkurzyłam się na samą siebie. Nie ma lekko, choć jestem na dobrej drodze już od pół roku – z jednym porządnym kryzysem. Ale wróciłam na właściwe tory. Właśnie wtedy, wraz z podjęciem decyzji o tym że tym razem się nie poddam zrozumiałam co to znaczy wziąć odpowiedzialność za siebie, za swoje czyny.
Mimo, że czasem jest ciężko to jakoś mojego życia kompletnie się zmieniła. WARTO!
Tak! To wszystko prawda! Ja walczyłam z sobą i bulimią ponad 25 lat!!!! I któregoś pięknego dnia powiedziałam sobie THE END…no i działa..
Tak jak mówicie, trzeba ponieść wszystkie konsekwencje swoich czynów, ale co to jest w porównaniu z wolnością! I życiem…moja znajoma krótko chorowała, teraz walczy o życie z rozrusznikiem serca… Szkoda że tak późno to pojęłam, ale lepiej późno niż wcale :)! Jestem przykładem, że się da nawet po ćwierć wieku chorowania i zmagania się z anoreksją i bulimią. I to z dnia na dzień :)! Wam też się uda!!! Tego życzę wszystkim Wilczkom!!!!!
A jak się teraz czujesz Kochana???
No właśnie to jest to żeby mieć w sobie na tyle cywilnej odwagi i dojrzałości żeby samemu sobie powiedzieć DOŚĆ = NIGDY WIĘCEJ i naprawdę wprowadzić to w życie. Człowiek mimo, że jest dorosły (np. ja 32 lata) to i tak często zachowuje się jak dziecko, które jak zrobi coś złego to stara się uniknąć kary ;)
Dobrze że jesteś Aniu bo z Tobą na szczęście małymi kroczkami ale zawsze do przodu :)
Chcieć to nie to samo co zrobić. Poza tym również istnieje różnica między chceniem a chciałoby się. Raz, dwa i po sprawie. Tylko trzeba zacząć. U mnie się skończyło wszystko z dnia na dzień.
Aniu,.ale jak to jest, kiedy jem prawidlowo( mam diete od dietetyka), nie chodze w ogole glodna.. a caly czas myślę o jedzeniu zakazanym?? Tym niezdrowym, paskudnym jedzeniu?? Czy to ma związek z tym, ze nie podjelam jeszcze ostatecznej decyzji, chociaż tak mi sie wydaje?? Czy te koszarne myśli kiedyś przejda??
Po pierwsze nie miej jedzenia „zakazanego”. Nie ma czegoś takiego. Wszystko jest dla ludzi.
Za mną jedzenie chodzi już 7 rok. Na początku przez rok była anoreksja, gdy udało mi się z niej wyjść wpadłam w kompulsywne objadanie się. Z większymi i mniejszymi sukcesami w końcu udało mi się schudnąć. Pod koniec listopada br poczułam wolność i jak się zaczęła, tak też szybko się skończyła. W 5 miesięcy przytyłam 30 kg. Mało było dni czystych, większość to chodzenie do sklepów i kupowanie na umór. Nie tylko słodycze czy fastfoody… wszystko. Przez te 7 lat nie nauczyłam się wymiotować, tylko teraz przez te ostatnie miesiące zaczęłam pić herbatki senesu. Do tego stopnia, że pije w ciągu dnia 3 herbatki, a każda z 8 torebek. Nawet nie chce wiedzieć jak wygląda mój organizm od środka. Jestem załamana, płaczę jak to piszę, ale chyba nie ma już dla mnie ratunku.
Jak to? 7 lat to light kochana. Czytałaś post „cud”. Jeżeli Ola z tego wyszła, to Ty też mozesz.
Ty jesteś dla siebie ratunkiem.
Jesteś tam? Dla siebie?