Myśli automatyczne
W Twojej głowie chodzi sobie taki mały nakręcany robocik i robi tak:
dieta – atak – dieta – atak – atak – atak – jeść – dieta – jeść – piiip – reset – atak
Zauważyłaś to?
Co go zasila?
Dwie rzeczy:
– instynkt samozachowawczy, który w ten sposób broni Cię przed śmiercią głodową
– nawyk
To zależy czy jesteśmy jeszcze w etapie głodzenia się, czy już na etapie czystego nałogu, gdzie wszystko toczy się bez związku z dietą. (Czasami aspekt diet pozostaje do końca, ale nie zawsze.)
No dobrze? Ale co sprawia, że raz po raz w to idziemy?
Wiemy, że to jest coś złego. Mamy wolną wolę, możemy powiedzieć NIE.
Przecież Wilk to nie padaczka, że sobie przychodzi i nie da się nic z tym zrobić.
Wilk to NIE choroba.
To zawsze wybór.
Więc dlaczego dajemy się za każdym razem przekonać do czegoś, czego tak naprawdę nie chcemy?
A to dlatego, że nasz nałóg jest o wiele sprytniejszy, niż nam się wydaje.
Gdyby tak nie było, świat nie widziałby alkoholików, palaczy, kleptomanów i nas, uzależnionych od kompulsywnego jedzenia, prawda?
Każdy by się ogarnął raz dwa, przy pierwszym znaku, że coś jest nie tak.
*
Uzależnienie jest jak błędne oprogramowanie w naszym gadzim mózgu. To taki wirus.
O tym jak się tam znalazł, pisałam tutaj.
Dobra wiadomość jest taka, że gadzi mózg nie ma władzy nad funkcjami motorycznymi ciała.
Nie może w żaden sposób sprawić, byś poruszyła ręką czy nogą. Nie zaprowadzi Cię do lodówki, w ścisłym tego słowa znaczeniu.
Może Cię tylko do tego przekonać.
Jak?
Za pomocą myśli.
Dla ścisłości: myśli automatycznych.
To jego jedyny sposób komunikacji.
Myśli
To powtarzające się w tej samej formie komunikaty, które „słyszymy” jako nasz własny dialog wewnętrzny, albo widzimy jako żywe wyobrażenia.
Co one zawierają?
Zazwyczaj takie treści: Nażryj się, zjedz i tak nie dasz rady, to ostatni raz, zasłużyłaś na to… (więcej w artykule Wilcza Suka)
Zauważ, że te wszystkie komunikaty są w II osobie. Tak, jakby ktoś stał z boku i do Ciebie mówił.
To jedno z moich najważniejszych odkryć.
Bo co to oznacza? Że nałóg to nie Ty!
Ty i nałóg to dwie różne „osoby”.
A to jest na to najbardziej namacalny dowód.
Drugą cechą rozpoznawczą jest to, że jego cele nie są zgodne z Twoimi celami.
Na przykład: Ty chcesz mieć miły wieczór z książką, a Twój nałóg chce żreć.
Ty chcesz zaoszczędzić kasę na wycieczkę, a Twój nałóg chce żreć.
Ty chcesz spotkać się z chłopakiem w którym jesteś autentycznie zakochana, a twój nałóg chce żreć.
I dupa.
Generalnie: Ty masz jakieś plany i marzenia, które nie wiążą się z żarciem, a twój nałóg, który Tobą nie jest, chce tylko jednego. Taki mały, zacięty automacik.
*
Jak reaguje nasz mózg na te sygnały?
Tak jak na prawdziwą mowę, albo na prawdziwe bodźce wzrokowe – czyli wytwarza odpowiednią reakcję emocjonalną.
Jeżeli ktoś podejdzie do Ciebie i zacznie szeptać Ci w ucho „Nażryj się ty gruba świnio”, jak zareagujesz?
Skoczy Ci ciśnienie, serce zacznie szybciej bić, poczujesz zalewającą Cię falę niepokoju.
Dokładnie tak samo się dzieje, jeżeli ten „ktoś” mieszka w Twojej głowie.
Ba! Jest to nawet jeszcze bardziej niepokojące i zasmucające.
Jak się ich pozbyć?
Najłatwiej uciszyć je idąc do lodówki. To jak do tej pory Twoja metoda nr 1.
Robisz to, co one każą i masz święty spokój na jakąś chwilę (za każdym razem krótszą).
Ale można też zrobić coś innego: oddzielić się od nich (pamiętaj: Te myśli to nie Ty) i zignorować.
Jak? Przeczytaj to.
*
Wszystko pięknie, ale co się stanie z tymi myślami, jak się od nich oddzielisz?
Uciszą się? Zamkną?
Prawdopodobnie nie. Będą gadać dalej.
To co za różnica? A no taka, że teraz już nie mogą zrobić Ci krzywdy.
Teraz rozumiesz, że to nie realny, a jedynie zepsute radio gadające bzdury.
Tym co w nim leci, aż tak się nie przejmujemy, prawda?
Na przykład audycja „Nażryj się, ty gruba świnio” nie będzie równie nieprzyjemna jak ten sam komunikat wypowiedziany przez kogoś „realnego”.
Automatyczne
I tutaj dochodzimy do sedna.
To są myśli automatyczne.
Sorry, napiszę to jeszcze raz: AUTOMATYCZNE.
To znaczy, że nie masz na nie wpływu. Żadnego.
I to jest najbardziej niepokojąca część całej imprezy.
One sobie przychodzą kiedy chcą i zostają ile chcą.
Niestety dzieje się to w najmniej dogodnych momentach – chcesz się zrelaksować, jesteś na imprezie, a tu nagle zapodaje się znowu ta sama zdarta płyta.
No ludzie no!
Rozwiązanie? Zaakceptować to jako normalną część wychodzenia z nałogu.
One mogą pojawiać się jeszcze długo po ostatnim epizodzie obżarstwa.
Taki los.
*
Czy to znaczy, że tak naprawdę z tego nie wyszłaś, skoro je „słyszysz”?
Nic podobnego.
To po prostu pozostałość starego nawyku – taki systemowy śmieć, który czasami jeszcze wylezie na wierzch.
Co z nim robić?
Zbywać. To nie jesteś Ty.
Ta myśl nie może zrobić Ci krzywdy. Ponadto ona na nie ma absolutnie żadnego znaczenia; nic nie sygnalizuje i nic nie wnosi. Śmieć, spam, odpadek – bez władzy nad Tobą.
Dlaczego?
Bo nie ważne, co wpada Ci do głowy. Ważne, co w niej zostaje.
A to co w niej zostaje, zależy tylko od Ciebie.
*
Post napisałam na prośbę mojej mentee, która martwiła się, że ciągle ma te myśli, mimo że pod moim okiem przestała się objadać.
Powiedziałam jej, że to normalne. Na co ona: Pewnie jest na ten temat jakiś post?
Hmm, no chyba nie ma, a przecież to bardzo ważne!
No to teraz jest. Dzięki Michalina!
To ja dziękuję Ania za ten post! Jest pomocny i pewnie w nie jednej chwili zwątpienia do niego powrócę :)
Dobrze, ze poruszylas ten temat, bo ja tez mam z tymi myslami problem i staram sie z nimi walczyc. Fajnie ten schemat opisala Moj Towarzysz Kompuls na swoim blogu. Idiotyczne chochliki, ktorym trzeba utrzec nosa.
Pozdrawiam Cie cieplo Aniu! Codziennie czekam na Twoje filmiki.
Kochana, z radiem się nie walczy. Je się przycisza.
To z czym walczysz – wzmacniasz. Oki, kicia?
Również sobie nie radzę z tymi myślami, najgorsze jest to, że pojawiają się gdy jestem głodna, zmęczona, zła. Nawet w pracy. Ulegam im wszędzie, znam je i cały ten mechanizm na pamięć, a nie potrafię przerwać.
Kochana, HALT – https://wilczoglodna.pl/HALT
Zrób wszystko by nie doprowadzać do tych stanów!
Hej kochana. Zacznę od tego, że z zaburzeniami walczę 5 lat. Przerobiłam, psychiatrę, terapeutę oraz wyjawienie problemu przed rodziną, od 3 lat nie wymiotuję…problem objadania pozostał. Mam pytanie, czy jest sens prowadzenia kalendarzy, tabelek, zeszytów z odhaczaniem ile dni było bez ataków? Czy to raczej sprowadza się do obsesyjnego myślenia o ograniczaniu się. Przyznam, że jakiś czas temu bardzo mi to pomogło. W pewnym momencie osiągnęłam stan, w którym przestałam myśleć o jedzeniu w kategorii fit lub kompulsów. Wszystko stało się normalne. Zapalniki, przestały być czymś, przed czym musiałam postawić znak STOP. Sport- sama przyjemność. Myślałam, że doszłam do momentu, w którym będę wiedziała co robić w kryzysowych sytuacjach (czyt. nagłe wydarzenia, moje skrajne wahania nastroju podczas cyklu). Jednak tak się nie stało. Lawina wydarzeń (facet mnie olał…okropne wahania nastroju, nawał pracy i zero organizacji, zaległości, senność…bardzo obniżona pewność siebie, brak osoby, której mogłabym się wygadać) spowodowało, że wszystko we mnie pękło. Wszystko straciło jakikolwiek sens. Nie potrafię wrócić do stanu poprzedniego, kiedy wszystko było super. Sport…tragedia. Codziennie zaczynam od nowa. Z nową tabelką, stroną w zeszycie i wyliczeniem tylko do pierwszego dnia. Kosz na śmieci jest pełen od wyrwanych kartek. Nie umiem już wyciągać wniosków. Po tym wszystkim mam wrażenie, że kompulsy przejęły nade mną władzę. Gdy zaczyna się wieczór (po objedzie) „głosy” są tak intensywne, że nie słyszę swoich myśli…nie mówiąc o jakimkolwiek, racjonalnym myśleniu. Nie mogę skupić się na innych czynnościach. Jest mi bardzo ciężko…bardzo…
Już nie wiem co mam robić…
Aga
Kochana, chyba sama czujesz, że liczenie dni, nie ma sensu.
Czytałaś podlinkowane w tym artykule posty?
Chyba muszę sobie je przypomnieć i odrobić „zadanie domowe”. Czas na dobrą lekturę na wieczór.
Dzięki Aniu. Ważny wpis. Najgorsze w tych myślach jest to, że ich ignorowanie jest męczące. To tak jakby cały czas ktoś dźgał cię w plecy, a Ty próbujesz nie zwracac uwagi. Po pewnym czasie, jeśli myśli nie słabną (a często się zdarza, że po dlugim czasie sa nadal dośc silne), to po prostu człowiek nie ma siły już ich wytrzymywać. chce, żeby sobie poszly. No a wiadomo, co przyniesie najszybsza ulgę, choć na chwilę.
A tak abstrahując od postu, zastanawiałam sie, dlaczego zdecydowałaś sie prowadzić bloga po polsku, a nie po angielsku (tym bardziej, że i tak nie mieszkasz w Polsce). Mialabyś więcej czytelniczek – dziewczyny z całego świata. :-) Zdradzisz sekret?
Żaden sekret :) Nie potrafię pisać po angielsku. To znaczy mówię bardzo dobrze, czytam bez problemu. Ale pisać to co innego; zwłaszcza tak swobodnie, we własnym stylu. To jednak nie mój pierwszy języki i nigdy nie ogarnę go tak jak ogarniam polski.
Gdzieś przeczytałam, że takie myśli najlepiej odsunąć poprzez „zajęcie się czymś innym.” W moim przypadku to w ogóle nie działa, działa tylko jedna jedyna rzecz: siadam w pokoju (nie wolno wtedy wchodzić do kuchni pod żadnym pretekstem) i czekam, powtarzam sobie: nic nie musisz robić, te myśli nie wymagają żadnej interwencji, niech płyną. Po ok 20-30 minutach przechodzą.
Czasami jednak jest tak jak opisała Kasia, nie przechodzą całymi godzinami, wtedy klapa. Nie daję rady.
Ana – no własnie. Ja nawet nie miałam myśli godzin (choć to też), ale dłuższą perspektywę czasową. Nawet po kilku miesiącach abstynencji mi te mysli nadal się pojawiały. Meeeega mnie to frustrowało, bo po prostu było męczące. A ja zmęczona tak długim i ciąglym ignorowaniem.
Aniu proszę nagraj vloga lub napisz post o tym jak być bardziej świadomym tu i teraz podczas jedzenia ( oraz w innych aspektach życia:) )
Pisałam o tym kochana i nagrywałam. Poszukaj słońce :*
….u mnie gorsze dni nastały…. dziś pomyślałam, że chyba czas się pogodzić z tym że te głosy zawsze będą ze mną…. oczywiście nie pozwalać im się rozpanoszyć znowu i spustoszyć totalnie życia ale będą… i będą mnie dopadać co jakiś czas. już nie mam pomysłu na przyczynę dlaczego nie odchodzą…
chce mi się zwyczajnie płakać ;( staram się być silna i udaję że jest wszystko ok ale coś jest nie tak a ja nie wiem co i to mnie najbardziej irytuje i dołuje… ach….szkoda gadać….
Może dlatego, że taką wagę do nich przywiązujesz?
Ciekawostka, mój Wilk wcale nie mówi w 2. osobie, za to Głos Rozsądku – owszem ;) Wilk raczej w 1…